Rozdział 62

Otrząsnęli się po dość nieprzyjemnej teleportacji i wzięli głęboki oddech, kierując wzrok na dwupiętrowy domek. Szczerze powiedziawszy sam Harry po remoncie zobaczył go po raz pierwszy, ale ufał Audrey na tyle, że nie potrzebował robić tego wcześniej. 

- Jest śliczny. - zachwyciła się Ginny i miała rację. 

Choć z zewnątrz dużo się nie zmieniło to i tak widać było, że przeszedł on gruntowny remont. Beżowe ściany były odmalowane, na parapecie stały kwiaty, drzwi zostały wymienione na nowe z wyrytą na nich tabliczką 'Pan Harry Potter' i numerem domu. Dachówki również zostały wymienione, co prawda, na takie same, jak wcześniej, ale widać było różnicę. 

- To, co, wchodzimy? - dopytał, a gdy dziewczyna potwierdziła skinieniem głowy, przeszedł przez furtkę i ruszył w stronę drzwi, które otworzył kluczem. Mógł zrobić to różdżką, ale wolał, aby ten pierwszy, oficjalny raz był taki klasyczny. Czuł niesamowitą satysfakcję z tego, iż mógł nazwać to miejsce własnym domem. Nigdy nie mógł tak zrobić z żadnym miejscem. Hogwart mimo wszystko był szkołą, Nora domem Weasley'ów, a o domku wujostwa nie ma nawet, co wspominać. Ewentualnie zostawało mu jeszcze lokum po Syriuszu, ale tam też nie czuł się do końca dobrze. - No, zapraszam. 

W środku większość utrzymana była w jasnych, pastelowych kolorach. Salon był blado szary, co świetnie komponowało się z jedną wyróżniającą się, ceglaną ścianą, na której znajdował się kominek. Na gzymsie stało kilka ramek z - jak zapowiedziała Audrey - zdjęciami jego i Ginny i biała doniczka z jakąś zieloną roślinką, której nazwy nie znał, w środku. Na samym środku pokoju stał mały, biały stolik kawowy, na którym leżało nawet kilka czarodziejskich czasopism dla kobiet, zapewne zostawionych przez Audrey dla Ginny. Obok stoliczka znajdował się duży, szary fotel, który na upartego był w stanie pomieścić nawet i dwie osoby na raz. Kawałek dalej znajdowała się naprawdę sporych rozmiarów, szara kanapa z narożnikiem. Tuż za nią stała lampka, która miała ułatwiać wieczorne czytanie. Na jednej ze ścian było również duże okno, które świetnie oświetlało pomieszczenie. Naprzeciw kominka znajdowało się wyjście do małej jadalni z widokiem na średnich rozmiarów ogród. Cała jadalnia również utrzymana była w jasnych barwach, a jej centralnym punktem był ogromny, jasny, drewniany stół, przy którym mogło zmieścić się aż czternaście osób. Oprócz stołu nie było tam praktycznie nic więcej, jedynie co, to kilka obrazków wiszących na ścianie i roślinka doniczkowa stojąca na środku stołu. Kolejnym pomieszczeniem była skromna łazienka z prysznicem i wanną. W domku były również cztery sypialnie - jedna jego i być może wkrótce i Ginny, urządzona bardzo skromnie. Jakaś roślinka, błękitne ściany, ramka ze zdjęciem, komoda i duże, niezwykle wygodne, sypialniane łóżko. Jedna z trzech pozostałych sypialni przekształciła się w biuro domowe, za co Harry był niesamowicie wdzięczny Audrey. Kolejne dwie zostały zaś pokojami gościnnymi, choć jedna została specjalnie przystosowana pod dziecko - choćby Teda, który prawdopodobnie będzie tam częstym gościem. Ostatnim pomieszczeniem była kuchnia, która, mimo swojego niewielkiego rozmiaru, urządzona została rewelacyjnie. Kobieta wykorzystała każdy, najmniejszy zakamarek, dzięki czemu pomieszczenie to pomieściło wszystko, co miało i nadal pozostawało tam trochę miejsca. 

- Zaszalała. - zaśmiała się rudowłosa, kończąc zwiedzać wszystkie pomieszczenia. - Muszę przyznać, że wybór Audrey do tego zadania to był strzał w dziesiątkę. 

- Wiadomo. - mruknął, siadając na szarej kanapie i uśmiechając się szeroko. - Nie mogę uwierzyć, że wreszcie mogę nazwać jakieś miejsce domem. Własnym domem. - dodał, bo widział, jak dziewczyna już otwierała usta, by się z nim wykłócać. - Niesamowite. 

- Coś w tym jest. Tyle, że dla mnie to trochę smutne, no wiesz, cieszę się twoim szczęściem i w ogóle... Byłabym raczej złą dziewczyną, jeśli bym tego nie robiła, czy coś. Ale chodzi mi, o to, że w Norze będzie tak strasznie pusto bez ciebie. No wiesz, budzę się i...cię nie ma. Strasznie głupie. 

- Aj, przestań. Ginny, dorastamy. Nie możesz wiecznie siedzieć swoim rodzicom na głowie, nawet jeśli zarzekaliby się, że im to nie przeszkadza. Oni potrzebują spokoju i chwili wytchnienia. - usiadła obok niego i wtuliła się w jego ramię. - Zresztą, co za problem. Mieszkaj tu ze mną. 

- Co? - krzyknęła, nieco głośniej, niż planowała. Zerwała się na równe nogi i spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Co? Harry, żarty sobie ze mnie stroisz? 

- Nie, a dlaczego miałbym to robić? - wzruszył ramionami i również wstał, by się z nią zrównać. Nie do końca mu to wyszło, ponieważ był prawie o głowę od niej wyższy, przez co patrzył na nią z góry. - Ten dom jest i tak za duży na mnie samego. U twoich rodziców możemy być często i ich odwiedzać, a we wrześniu i tak wyjeżdżamy. Ty do Hogwartu, ja na kurs. No, o ile się dostanę... - podrapał się po karku z lekkim zakłopotaniem. - Jesteś dorosła, ja też. A, i nie rozumiem twojego zdziwienia, przecież proponowałem ci to już w styczniu, od razu po fajerwerkach, gdy powiedziałem ci, o kupnie domu. 

- Myślałam, że sobie żartujesz. - palnęła i pokręciła głową. Propozycja chłopaka była bardzo kusząca i sama nie wiedziała, co ją jeszcze powstrzymuje przed podjęciem decyzji. - Ale, Harry...

- Ginny, tylko pomyśl. - zaczął machać rękoma, jakby chciał jej coś zwizualizować, co rozbawiło rudowłosą. - Wracasz na święta z Hogwartu i możesz wrócić do siebie, odpocząć. Ja wracam z kursu, mamy trochę czasu dla siebie. Potem idziemy do twoich rodziców. O! Moglibyśmy zorganizować wigilię u nas! Patrz, tu stałby choinka, tu stałby...

- Harry! - zaśmiała się, zwracając jego uwagę i skutecznie sprowadzając na ziemię. - Nie rozpędzaj się tak. Mamy dopiero czerwiec, a ja nawet się jeszcze nie zgodziłam na wspólne mieszkanie. 

- Nawet jeszcze? - pominął cały sens wypowiedzi, wychwytując tylko to, co chciał usłyszeć. Zapewne, jakby go ktoś teraz zobaczył, powiedziałby, że wygląda zupełnie, jak ojciec. I nie chodzi tu tylko o wygląd. Podobnie jak, on, kiedy chodziło, o wybrankę swojego serca myślał bardzo przyszłościowo, mówił to wprost i nie przejmował się tym, że ktoś mógłby uznać, że jest za młody na planowanie przyszłości, co chciała udowodnić mu Ginny.

- Nie jesteśmy za młodzi? W sensie, ledwo sam się tu wprowadzasz... Mieszkanie razem to odpowiedzialna decyzja, trzeba być tego pewnym i...

- O czym ty, na Merlina, gadasz? - parsknął. - Od kiedy mieszkanie razem to tak ważna decyzja? Ja nie wynajmuje tego mieszkania, ono jest moje. Ne musimy składać się na czynsz, ja opłacam rachunki... Zakładając najgorszy i nawiasem mówiąc, kompletnie nierealny scenariusz, że się rozstajemy, pakujesz swoje rzeczy i wracasz do Nory. Nie wiem, w jakim miejscu jest to skomplikowane. 

- Ale...

- Bla, bla, bla. Jestem za młody i bla, bla, bla... - zaczął chodzić po pokoju i żywo gestykulować. - A na pokonanie Voldemorta nie byłem za młody? Byłem przeklętym Wybrańcem, a Ron i Hermiona zwykłymi nastoletnimi czarodziejami, kiedy to zrobiliśmy. A ty próbujesz mi wmówić, że jestem za młody na mieszkanie samemu lub z moją własną dziewczyną w moim własnym domu? 

Westchnęła, czując się pokonana, skończyły jej się argumenty. 

- To, co? Zamieszkasz tu ze mną, Ginewro Weasley? - zapytał bardzo oficjalnie i wysunął dłoń w jej kierunku, którą ona potrząsnęła z niemrawą miną, w duchu naprawdę się z tego ciesząc. Wizja wspólnie spędzonych poranków była bardzo kusząca. 

- Zgoda, Harry Potterze. 

*****

Najtrudniejsze było przed nią. Kierowała się właśnie do Nory, by powiadomić swoich rodziców o swojej, bardzo nieodpowiedzianej i spontanicznej decyzji. Stresowała się tym, ponieważ wiedziała, jak będzie wyglądać ta rozmowa. Jej tata zgodzi się już po chwili przekonywań i zapewnień, że da sobie radę i, że nie będzie sama a z Harrym. Argument, w którym pojawiał się Harry, zawsze działał. Gorzej było z mamą. Była pewna, że kobieta będzie lamentować, rozpaczać, zarzekać się, że nigdzie jej nie puści... Kochała ją ponad życie, ale czasami miała wrażenie, że Molly przesadzała. 

Zapukała do drzwi, które otworzył jej George, uśmiechający się promiennie. Początkowo nie zwróciła na to uwagi, przyzwyczajona do podobnego wytrzeszczu na twarzy brata, ale potem to do niej dotarło. Uśmiechający się promiennie George? Nonsens, chłopak nie uśmiechał się przecież od śmierci Freda praktycznie w ogóle, a jeśli już to był to raczej półuśmiech. Zerknęła na niego jeszcze raz, ze zdziwieniem odnotowując, że się nie pomyliła. Chłopak naprawdę uśmiechał się i to bardzo szeroko. Wyglądał rewelacyjnie, chyba pierwszy raz od ponad roku. 

- Jeju, George, jak dobrze widzieć, że się uśmiechasz. - palnęła i zakryła usta, zdając sobie sprawę z tego, co powiedziała. Była pewna, że chłopak, przyłapany na uśmiechu natychmiast go straci. Myliła się i chyba po raz pierwszy w życiu tak bardzo się z tego cieszyła. 

- Cieszę się. - stwierdził i przytulił ją na powitanie. Postanowiła zaryzykować i zadać nurtujące ją pytanie.

- Czy wolno mi wiedzieć, co jest powodem twojej radości?

- Nie co, ale kto i tak. - początkowo nic z tego nie zrozumiała, ale wszystko stało się jasne, gdy do chłopaka podeszła Angelina i posłała jej, równie szeroki, uśmiech. - Angelina i ja, jesteśmy razem. 

- Och, to świetnie! - ucieszyła się, nieco zaskoczona. - Naprawdę się cieszę. Powinieneś zaznać trochę szczęścia, odkąd... - zamilkła, ale George zrobił coś, co naprawdę ją zaskoczyło. Dokończył te zdanie. Zdanie, które bardzo rzadko było kończone w ich domu. 

- ...Umarł Fred. - widząc zaskoczenie malujące się na jej twarzy, dodał: - Ja... Nie możemy unikać tego tematu w nieskończoność. Dostałem odpowiedzi na kilka pytań i...teraz już wiem, ze on, by tego nie chciał. On nie chciał byśmy się smucili, to nie w jego naturze. - mimo łez w oczach nieźle się trzymał i udało mu się nawet dokończyć, to, co pragnął powiedzieć. - Harry mówił mi coś, co miał mi przekazać od niego, od Freda. Zakazał się smucić, powiedział, że mam się ogarnąć i przestać marnować sobie życie. I nadal jest mi ciężko, nawet bardzo, ale podniosę się z tego dołka dla niego. I to on kazał mi nie czekać, tylko zaprosić gdzieś Angelinę. Bez jego zgody bym tego nie zrobił. 

Pokiwała głową, na chwilę zapominając, po co tam właściwie przyszła. Rzucając im szybkie 'cześć' na odchodne, pognała do kuchni, gdzie spodziewała się zastać rodziców. Tym razem się nie pomyliła. Tata siedział na krześle, ponieważ nadal musiał się oszczędzać, a kobieta wymachiwała różdżką nad garnkami, tworząc obiad. Wzięła głęboki wdech i z głową podniesioną do góry, weszła do pomieszczenia, dając o sobie znać głośnym chrząknięciem. 

- O, Ginny, już jesteś, skarbie. - Molly uśmiechnęła się na jej widok i mruknęła cos pod nosem, prawdopodobnie inkantację jednego z zaklęć. 

- Tak, chciałam z wami porozmawiać. - widząc ich zmartwione spojrzenia, natychmiast naprostowała. - To nic wielkiego, nie stresujcie się. 

- Tym zdaniem zestresowałaś mnie bardziej, kochanie. Mów, co chciałaś. - mruknęła kobieta, zaprzestając gotowania. Artur również odłożył gazetę i skupił swoją uwagę na córce. 

- No, więc... ChcęprzeprowadzićsiędoHarrego. - powiedziała na jednym wydechu, sprawiając, że zdanie zmieniło się w niezrozumiały kłębek wyrazów. 

- Co? - powiedzieli równocześnie, przez co musiała ponowić swoje wyznanie. 

- Przeprowadzam się do Harrego. 

Nastała chwila ciszy, w której obydwoje przetrawiali jej słowa. Miny mieli bardzo odmienne. Mężczyzna patrzył na nią z mieszaniną smutku, troski, dumy i zrozumienia. Kobieta zaś, minę miała nietęgą i wyglądała niczym w stanie przed zawałowym. 

- Nie ma takiej opcji. - odrzekła w końcu, wracając do gotowania, jakby liczyła, że po jednej odmowie córka odpuści temat i grzecznie pójdzie do swojego pokoju. 

- Mamo, jestem dorosła i sama decyduję, o swoim życiu. Przyszłam was poinformować, a nie prosić o pozwolenie. - oznajmiła, nieco ostro, ale wiedziała, że tylko tak może coś zdziałać. jak jej matka się uprze, to nie ma zmiłuj. 

- Nie i koniec!

- Ale, Molly, skarbie, ona ma trochę racji. Jest dorosła, nie możemy jej niczego zabronić. Zresztą to nie najgorszy pomysł. Nie będzie mieszkać sama, a z Harrym, on jest odpowiedzialny. 

- Arturze! Nie podważaj mojego autorytetu, jako rodzica! - zawołała, wściekle mieszając zupę. - Ona sobie nie poradzi. 

- To najwyższa pora, by się usamodzielniła, musi zobaczyć, co oznacza dorosłe życie. - opanowany mężczyzna zdecydował się na formę wytaczania logicznych argumentów. Ginny stała z boku, obserwując, jak rodzice wykłócają się, czując się dziwnie. Całą dyskusja rozchodziła się o nią, ale ona sama w ogóle w niej nie uczestniczyła. 

- Ależ to nonsens! Przecież ona ma dopiero... Och, jest za młoda i już. 

- Mamo, jestem dorosła i wiem, co robię. Nie podjęłam tej decyzji z minuty na minutę, uwierz mi. - skłamała, ale nie było innej opcji. Logiczne było, że gdyby się przyznała i oznajmiła, że jeszcze dzisiejszego poranka nie miała pojęcia, o swojej przeprowadzce, byłaby na przegranej pozycji. 

- Ale... Nie, nie zgadzam się.

Dyskusja trwała jeszcze kilka dobrych minut. Gdy Molly skończyły się już argumenty, zaczęła płakać, ale Ginny i tak wiedziała, że jest wygrana. Mama zaakceptowała już jej decyzję, jednak musiała jeszcze do tego przywyknąć. 

- Och, no dobrez, dziecko. Skoro tak chcesz to...zamieszkaj z Harrym. - oznajmiła, ocierając łzy po około pół godzinnym płaczu. Ginny uśmiechnęła się szeroko i przytuliła matkę. 

- Dziękuję, wiedziałam, że się zgodzisz. 

Witam! Tak jak obiecałam rozdział pojawia się w weekend. Następnego możecie oczekiwać za tydzień i jest on pewnikiem. Nie mam jednak pojęcia, czy uda mi się coś wstawić w trakcie tygodnia. Dziękuję wam za to, że to czytacie. Obecnie to ff ma już 2 miejsce w hinny, co niezmiernie mnie cieszy. Dziękuję. Mam nadzieję, że ten rozdział również się wam podobał. Nie przedłużając, życzę wam zdrówka i pozdrawiam.

19.09.2020

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top