Rozdział 59

Te parę dni minęło tak szybko, że nim się spostrzegli, stali już w Wielkiej Sali, ubrani odświętnie w swoje mundurki i słuchali przemowy dyrektorki, która żegnała ich i życzyła im miłych wakacji. I choć dla wielu uczniów była to najzwyklejsza na świecie uczta pożegnalna, dla siódmoklasistów była ona ostatnią w ich życiu. Niektóre dziewczyny, w tym Hermiona, płakały, nie mogąc pojąć, że za kilkanaście minut przyjdzie im pożegnać szkolne mury, które stały się dla nich drugim domem, miejscem, w którym się wychowali. Chłopacy również mieli nietęgie miny i rozglądali się dookoła, zupełnie tak, jakby widzieli ten zamek po raz pierwszy. Prawda była jednak inna, bardziej przygnębiająca. Pragnęli oni jedynie, jak najlepiej zapamiętać owe miejsce, przyswoić jak najwięcej szczegółów, chcieli je widzieć, nawet wtedy, gdy zamykali oczy. Tak bardzo nie chcieli się rozstawać z Hogwartem. 

Stanęli na baczność, odśpiewując szkolny hymn, który nie brzmiał już tak wesoło, jak za pierwszym razem. Patrzyli na banery z logami poszczególnych domów, do których należeli i niemal słyszeli w głowie głos McGonagall, wyczytującej ich imię, po to, by nałożyć na ich głowę tiarę przydziału. Usiedli, wysłuchując słów profesorów, którzy żegnali ich smutno, dodając, że wierzą, iż jeszcze kiedyś się spotkają. Przed oczami mignęły im pierwsze chwile spędzone w zamku. Pierwsze lekcje, pierwsze przyjaźnie, miłości, wzloty i upadki... To wszystko przeżyli właśnie tu, w Hogwarcie. W tym momencie nawet chłopakom w oczach zalśniły pojedyncze łzy, ale nie było to spowodowane smutkiem, a wzruszeniem. Byli wdzięczni za to, czego się tu nauczyli, nawet jeśli zazwyczaj marudzili na swoich profesorów. Ile oddaliby, żeby być teraz na miejscu tych, uśmiechniętych i pozbawionych wszelkich zmartwień, pierwszoroczniaków, którzy stali przy jednym końcu ich stołu i z takim samym zainteresowaniem przyglądali się każdemu zakamarkowi Wielkiej Sali. 

- Mam nadzieję, że zobaczymy się kiedyś jeszcze... O! Choćby i na moich przyjęciach, na których część z was miała już przyjemność być. - dotarł do nich głos, nieco zasmuconego, Slughorna. 

Kilkoro uczniów zaśmiało się głośno, choć nie było wśród nich żadnego siódmoklasisty. Oni zbyt zajęci byli ocieraniem łez, cieknących im ciurkiem po policzkach. Dużo osób stało w grupkach, nawet nie przy stole własnego domu, a wśród przyjaciół i wtulali się w nich, obiecując sobie, że będą do siebie pisać poza murami zamku, gdzie czeka na nich już prawdziwe, dorosłe życie. 

Sielanka się skończyła, były to słowa Hermiony, która wypowiedziała je zaledwie kilka godzin temu, ale te dopiero teraz przypomniały się Harremu, a chłopak uznał, że są one bardzo prawdziwe. Bo były. Nie wiedzieli, co czekało ich po opuszczeniu szkoły. Pewne było jedynie to, że będzie to ogromna zmiana. 

- Na koniec - dobiegł go nieco płaczliwy głos, wyraźnie wzruszonej dyrektorki. - chciałabym jeszcze raz się z wami pożegnać. I podziękować wam. Tak, chciałabym wam podziękować. - zaśmiała się lekko, co powtórzyło również kilka osób. - Dziękuję więc, za te lata, w których miałam, czasami wątpliwą, ale jednak przyjemność, was uczyć i z wami współpracować. I, choć nie raz i nie dwa działaliście mi na nerwy, będzie mi was tu naprawdę brakowało. Hogwart bez was nie będzie już taki sam. - tu większość osób nie wytrzymała i ponownie zaczęła płakać, a sama dyrektorka pociągnęła głośno nosem. - Wierzę jednak, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie, moi drodzy. Jest tu wśród nas wiele utalentowanych osób, już z tego miejsca wiem, że znajduje się tu przynajmniej pięciu uzdrowicieli, kilkunastu aurorów i wiele pracowników ministerstwa. Być może z kimś z was spotkam się również po drugiej stronie biurka i będziemy w przyszłości współpracować, jako nauczyciele w tej szkole. Ogółem, jest to dla was prawdziwy krok ku dorosłości i liczę, że jesteście na tyle dojrzali, że poradzicie sobie w tym wielkim świecie. 

Rozległy się głośne brawa, a wiele osób wstało z ławek i zaczęło tłumnie podchodzić do nauczycieli, w celu pożegnania się z nimi. Harry, obejmowany przez Ginny (która nie płakała, ponieważ do ukończenia przez nią Hogwartu został jeszcze rok), również ruszył w stronę swoich profesorów. To samo zrobili Ron i Hermiona. 

- Och, dobrze was widzieć. - oznajmiła im dyrektorka, do której podeszli na samym końcu, już po pożegnaniu całej reszty grona pedagogicznego. Uśmiechnęli się do niej, a ona spojrzała na nich z uśmiechem, niczym dumna matka. - Harry, Hermiono, Ron... No i panna Weasley, ale pani jeszcze szkoły nie kończy. Chciałam wam szczególnie podziękować za te lata. Bez was ta szkoła by już nie istniała...

Uśmiechnęli się delikatnie, niepewni, co powinni powiedzieć.

- Bez was to miejsce będzie tak dziwne... - w jej oku zalśniła łza, którą szybko otarła. Już miała zamiar od nich odejść, gdy zatrzymała się w pół kroku i dodała: - To samo mówiłam, gdy żegnałam twojego ojca, Harry. 

Chłopak nic nie odpowiedział, ale ta uwaga wyjątkowo go wzruszyła, tym bardziej, gdy zaledwie miesiąc temu mógł zobaczyć Jamesa na własne oczy. Po raz pierwszy, odkąd pamiętał.

- Do widzenia, pani dyrektor. - odparli chórem i ruszyli, by ostatni raz przejść się korytarzami Hogwartu, jako uczniowie (nie licząc Ginny, która po prostu im towarzyszyła). 

Szli w ciszy, delektując się widokiem tak dobrze znanych im miejsc, do których nigdy nie wrócą. Mijali tajne przejścia, o których wiedzieli z mapy huncwotów, na co ich twarz samoistnie wykrzywiała usta w uśmiechu. To było tak magiczne miejsce, że aż dziwne byłoby do niego nie wrócić. A jednak, ich już nie będzie tam w przyszłym roku. 

- Chyba... Chyba powinniśmy iść po bagaże... - zasępiła się Hermiona, mówiąc na głos to, co wszyscy wiedzieli. To był już czas na powrót i ostateczne pożegnanie. 

- A czy moglibyśmy iść jeszcze, ten ostatni raz do Hagrida? To znaczy, wiadomo, że będziemy się z nim widywać, ale no... - mruknął Ron, patrząc błagalnie na swoją dziewczynę. Jakież to dziwne, że podczas pierwszego roku miał ją za dziwną i przechwalającą się dziewuchę, a teraz gapił się na nią, jak na największe bóstwo. 

- Och... Myślę, że jeśli się pospieszymy to... Tak, chodźmy. - zarządziła i szybkim krokiem ruszyli do wyjścia z zamku. 

Szli, mijając po drodze Neville'a rozmawiającego z zarumienioną Puchonką. Po długiej i szczerej rozmowie z Ginny, Longbottom postanowił poważnie porozmawiać z Hanną i powiedzieć to, co od dłuższego czasu chciał zrobić. Harry uśmiechnął się, gdy to zobaczył i ścisnął dłoń swojej dziewczyny. Ta również się uśmiechnęła, choć nieco smutno, ponieważ zdawała sobie sprawę, że czekał ich trudny rok. Ona, spędzi go w szkole, a on, na kursie aurorskim. 

- Hagridzie! - zawołał Harry, zauważając gajowego idącego w ich stronę. 

- O, cholibka, dzieciaki, co wy tu jeszcze robita o tej porze? 

- Szliśmy się pożegnać. - wyjaśniła szatynka, ocierając kolejne łzy, których już nie kontrolowała. - Trochę nam spieszno, ale nie mogliśmy bez tego wyjechać. 

- Och, będzie mi was tu brakowało. - jęknął, zganiając ich wszystkich do grupowego uścisku. - Ginny, ty mnie chociaż odwiedzaj, co?

- Oczywiście. - uśmiechnęła się dziewczyna. 

- Będziemy w kontakcie, nie martw się, Hagridzie. - stwierdził Harry, uśmiechając się krzywo, ponieważ po mocnym uścisku mężczyzny, nie był pewny, czy nie ma połamanych żeber. Tak, tego też będzie mu brakować. Wizyty u gajowego były dla niego odskocznią od wszystkiego, a teraz nie będzie mógł tego robić tak często. 

 - O, ja nawet nie myślał inaczej, Harry. Inaczej nie mogło być, znam cię od małego, gdy mieściłeś mi się na dłoni, no może przesadziłem... W każdym razie, cholibka, nie mógłbym cię więcej nie zobaczyć. 

Chwilę później szli już razem (bez Ginny, która zmuszona była udać się do powozów), zmierzając w stronę jeziora, przy którym zgromadziły się tłumy siódmoklasistów z różnych domów. Swoje walizki przetransportowali tam za pomocą zaklęcia przywołującego, a sami ustawili się w tłumie oczekującym na łódki, którymi siódmoklasiści mieli przedostać się do Hogsmeade. 

- To co, płyniemy jedną łódką? - zagadnął ich Ron, na co Hermiona głośno prychnęła.

- A jak inaczej, przepraszam...? - zapytała z niedowierzaniem. - Nie wyobrażam sobie kończyć tej wspaniałej przygody bez was. - dodała, obejmując ich obu. 

Rzucili ostatnie spojrzenie na zamek, wskakując do łódek i zaczęli odpływać. Z każdą chwilą byli coraz dalej, a cały Hogwart robił się mniejszy i mniejszy, i mniejszy, aż w końcu całkowicie zniknął im z oczu. 

- To... Strasznie dziwne uczucie. - mruknął rudowłosy. 

- Ta, zgadzam się. - przytaknął przygnębiony okularnik. 

- Ja też się zgadzam. - dodała szatynka, kolejny raz tego dnia, ocierając łzę. - Ale... Chłopacy, to... Coś nowego, nowa przygoda. To krok ku dorosłości.

Pokiwali głowami, patrząc w spokojną tafle wody. Hermiona miała rację, to był początek nowej przygody.

No hej! Melduję się! Dopiero dziś znalazłam czas, by coś wstawić, no, ale zaczęła się szkoła i mam mniej czasu na takie rzeczy... Liczę, że rozumiecie. Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał. Oficjalnie wchodzimy w dorosłość, nie licząc wakacji, czyli robimy tytułowy 'krok ku dorosłości', co bardzo mnie cieszy. Nie przedłużając, życzę wam zdrówka i pozdrawiam. 

Ps. Czy dostajecie powiadomienia? Ostatnio mam trochę mniejszą aktywność (a przynajmniej tak mi się wydaje) i zastanawiam się z czego to wynika. Brak powiadomień? Pogorszenie jakości rozdziałów, przez co są mniej interesujące, czy coś...? Jakby, piszcie śmiało, bo jestem po prostu ciekawa, o co chodzi. Jak macie jakieś uwagi, co do tego ff to mówcie (piszcie w sensie), a ja postaram się wziąć to pod uwagę.

05.09.2020

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top