Rozdział 5 Razem damy radę
Nastał ranek, a kiedy Harry się obudził, Rona nie było już w pokoju.
Nie mając nic innego do roboty, ubrał się szybko, po czym zbiegł na dół, gdzie przy stole znajdowali się już prawie wszyscy.
- O, nareszcie wstałeś! - zawołała Molly, krzątając się po kuchni.
- A gdzie Ginny? - spytał Ron, zajadając się swoim śniadaniem.
- Nie wiem. - odpowiedział zgodnie z prawdą. - Myślałem, że jest tutaj... Pewnie śpi. Pójdę po nią.
Okularnik zawrócił i z powrotem poszedł na górę, do pokoju Ginny. Ku jego zdziwieniu dziewczyna nie spała, tylko stała wpatrzona w okno i mówiła coś pod nosem. Harry stanął cicho w progu, zaczynając słuchać.
- Merlinie, dopomóż. - szepnęła, gniotąc coś, co trzymała w dłoni.
Harry zapukał we framugę drzwi, by dać jej znać, że wszedł do pokoju, a dziewczyna odwróciła się w jego stronę, będąc nieco zawstydzoną. Nie sądziła, że ktokolwiek ją podsłuchuje.
- Co się stało? - spytał z troską, podchodząc bliżej niej.
- To się stało. - burknęła, podając mu ową rzecz, którą z taką zaciętością gniotła w dłoni.
Jak się okazało, był to Prorok Codzienny.
Kolejna porażka ministerstwa!
W tym tygodniu z azkabanu uciekło pięciu więźniów, dziwnym zbiegiem okoliczności wszyscy byli śmierciożercami. Jak się okazało ministerstwo próbowało zataić przed nami tę informację. Na szczęście z pewnych źródeł wiemy kim są ci uciekinierzy. Nott, Avery, Rudolf Lestrange i rodzeństwo Carrow uciekli z azkabanu wczoraj wieczorem. Nikt dotąd ich nie widział, prosimy jednak o ostrożność, ponieważ nie wiadomo gdzie się ukrywają. Wiemy też dlaczego uciekli, jak się można domyślić chcą pomścić Voldemorta i dokończyć jego dzieło tzn. zabić Pottera. Każdy kto ma o nich jakieś informacje proszony jest o zgłoszenie ich do ministerstwa.
- Czy ty to widzisz!? Przecież już tyle przeżyliśmy, czy nie możemy mieć wreszcie spokoju? Czy nigdy nie będzie już bezpiecznie? Zresztą przez to, że Prorok to napisał, mój tata będzie miał dziś urwanie głowy w ministerstwie. Harry, ja myślałam, że skoro pokonałeś go i wojna się skończyła to będziemy mieli już spokój! - westchnęła i wtuliła się w chłopaka.
Była naprawdę sfrustrowana i wściekła. Wojna, którą przeżyła w tak młodym wieku, odcisnęła na niej piętno... Nie chciała przeżywać tego wszystkiego po raz drugi.
- Ja wiem, Ginny. Wiem, jakie to jest dla ciebie trudne. Ale razem damy radę. Gdy skończę Hogwart chcę zostać aurorem. Damy radę. Największe zło jest za nami. Naprawdę, zaufaj mi. - mówił chłopak, chcąc jakoś ją uspokoić.
- Harry, ja ci ufam. Ja ci ufam, jak nikomu innemu i wierzę, że będziesz świetnym aurorem, ale nie w tym rzecz. Ja się boję! Głupio mi to przyznać, ale ja naprawdę się boję. Za dużo ludzi już zginęło w imię tej chorej ideologii.
- Teraz będzie inaczej. To tylko pięciu śmierciożerców, a nie Voldemort.
Ginny wiedziała, że Harry sam nie do końca wierzy w to, co mówi, ale nie chciał jej pokazać swoich obaw. Stali tak chwilę w milczeniu, dopóki do pokoju nie weszła przestraszona Hermiona.
- Myśleliśmy, że coś się stało. Harry miałeś iść tylko po Ginny, a tymczasem nie było cię z pół godziny!
- Po prostu... Mieliśmy mały kryzys. Ale już wszystko w porządku. - powiedział.
Hermiona zmieszała się trochę, dopiero teraz zauważając w jakim stanie jest jej przyjaciółka. Dziewczyna dobrze wiedziała o jaki "kryzys" chodzi Harremu, bo widziała, jak Ginny wczoraj przyjęła wiadomość o ucieczce śmierciożerców.
- Przepraszam...- wydukała jedynie, gotowa jak najszybciej opuścić pokój.
- Nic się nie stało. Daj nam jeszcze pięć minut, zaraz zejdziemy na śniadanie. Muszę tylko się ubrać. - powiedziała rudowłosa.
Hermiona wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi, a Harry zaśmiał się cicho, dezorientując tym swoją dziewczynę.
- Nie umiesz kłamać, Ginny.
- Dlaczego?
- Powiedziałaś jej, że musisz się ubrać a tak się składa, że już jesteś ubrana. Ale to nie ważne. To o czym chcesz pogadać? - spytał chłopak.
- Właściwie, chcę byś mi coś obiecał. - mruknęła.
- Co takiego mam ci obiecać? - spytał, patrząc jej w oczy.
- Że tym razem ze mną nie zerwiesz!
- Spokojnie... Uspokój się, Ginny. Rozmawialiśmy o tym wczoraj. Tym razem z tobą nie zerwę. Ten czas kiedy ciebie przy mnie nie było był okropny. - oznajmił spokojnie, składając pocałunek na jej czole, co miało ją nieco udobruchać.
- Obiecujesz?
- Tak, Ginny, obiecuję. - powiedział i chwycił ją za rękę. - A teraz może chodźmy na śniadanie, bo jak zostaniemy tu jeszcze chwilę to przyślą po nas aurorów. - dodał, a dziewczyna zaczęła się śmiać.
*****
Minęły dwa tygodnie, a o śmierciożercach nie było wiadomo nic, co bardzo niepokoiło czwórkę przyjaciół, siedzących na kanapie w salonie Nory.
- Nikt o nich nie słyszał, ani nikt ich nie widział? Przecież minęły już dwa tygodnie! Ktoś musiał ich widzieć! - wzburzył się rudowłosy.
- Niekoniecznie, Ron. Jeśli ktoś ich zobaczył może być już dawno pod działaniem imperiusa lub...martwy. - stwierdziła szatynka, wzdrygając się.
- Ale nie było dotąd żadnych ofiar śmiertelnych, Hermiono.
- Jesteś pewny? - mówiąc to dziewczyna podała mu gazetę, którą właśnie zauważyła na stole.
Śmierciożercy nie próżnują!
W małej wiosce, nieopodal spinner's end, zaginął ostatnio mężczyzna - mugol. Był on tamtejszym policjantem. Świadkowie mówią, że po prostu wyparował.
- Wszedł do środka, bo było zgłoszenie, że jest tam jakaś impreza. Był tam bardzo długo... Nie wychodził. Więc ludzie zadzwonili po kolejnych policjantów, w obawie, że tamtemu coś się stało... Wyszli po dziesięciu minutach... Powiedzieli, że w domu było pusto.
Takiego wywiadu udzieliła nam jedna z mieszkających tam mugolek. Ale to nie wszystko! W Dolinie Godryka również doszło do bardzo dziwnych sytuacji... Otóż wczoraj, późnym wieczorem, doszło tam do włamania na posesję należącą kiedyś do Jamesa i Lily Potterów. Jak udało się ustalić, nic nie zostało skradzione, ale widać, że dom został porządnie przeszukany. Jak mówi świadek, osoby, które tam weszły były zamaskowane i ubrane na czarno. Było ich pięć. Czy to przypadek? Co ciekawe doszło tam również do morderstwa... Czarodziej ten był nie znany, ale wiadome jest, że mieszkał bardzo blisko tego domu.
- Jak śmieli włamywać się do domu moich rodziców? wykrzyknął Harry, bedąc naprawde wzburzonym. - I po co go przeszukiwali, skoro i tak nic nie zabrali?
- Harry, oni poszli tam po ciebie! Myśleli, że tam jesteś! - prychnęła Hermiona. - Co za idioci!
- Ten czarodziej, co zginął... Może ich rozpoznał? - podsunął Ron.
- Bardzo możliwe. - zgodziła się z nim Ginny.
Znów zapadła cisza, podczas której całą czwórką czytali artykuł od nowa i jeszcze raz...
- Ciekawe co to była za impreza. - zaśmiał się Ron, choć nie był to śmiech wesoły.
- No na pewno nie urodzinowa. - prychnęła Ginny.
- Nie o to mi chodzi. Ciekawe co musieli robić, przecież to nie była prawdziwa impreza, tylko coś tam się działo... - dodał rudowłosy chłopak.
- Masz rację, Ron. To, co oni wzięli za imprezę to były jakieś zaklęcia. Oni knują tylko jak cię dorwać. - mówiąc to spojrzała na Harrego, który nie wyglądał na pocieszonego tymi słowami.
Słowa Hermiony nie do końca do niego docierały. Te wszystkie informacje przerosły go, podobnie, jak siedzącą obok niego Ginny.
- Wszystko w porządku? - spytał Ron, drapiąc się nerwowo po karku.
- A jak myślisz?! - warknął Harry. - Śmierciożercy znowu chcą mnie dopaść i przeszukali dom moich zmarłych rodziców! Ale, tak, jak najbardziej, wszystko jest w całkowitym porządku!
- Może podać wam wody? - zaproponowała zmartwiona szatynka, chcąc załagodzić sytuację.
Nie zdążyli odpowiedzieć, bo do domu weszła pani Weasley, która była na zakupach. Kobieta od razu zobaczyła w jakim stanie są Harry i Ginny, więc spojrzała pytająco na pozostałą dwójkę. Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko podała kobiecie gazetę. Gdy Molly ją przeczytała zbladła i szybko podeszła pocieszyć córkę i Harry'ego.
- Będzie dobrze. - powiedziała smutno.
- Skąd wiesz?! To tylko puste słowa. - warknęła Ginny, wyrywając się z objęć matki.
- Kochanie, ja wiem, jak się czujesz...
- Nie, nie wiesz! Nikt nie wie, jak się w tej chwili czuje! Nikt! - wykrzyczała, a z jej oczu popłynęły łzy. Ginny wstała i płacząc pobiegła do swojego pokoju. Miała rację, nikt nie wiedział jak się teraz czuła.
Zdawała sobie sprawę, że nieco histeryzowała, ale nie mogła nic poradzić. Wszystkie emocję, które się w niej nazbierały postanowiły wydostać się na wolność, a ona nie zamierzała protestować. Była zbyt zmęczona udawaniem, że wszystko jest świetnie.
- Ja do niej pójdę... - oznajmiła Hermiona, kiedy Harry już podnosił się ze swojego miejsca, by pójść za rudowłosą. - Ty tu zostań z Ronem.
Harry wydawał się tego nie słyszeć, jednak z powrotem usiadł na kanapie. Teraz musiał wszystko sobie poukładać w głowie na nowo. Wróciły wszystkie wspomnienia z bitwy o Hogwart, wróciły obawy. Martwił się o Ginny, pierwszy raz widział jak płacze naprawdę. Co prawda widział, że czasami ma łzy w oczach, lecz nigdy nie płakała przy nim tak naprawdę... Teraz uświadomił sobie, że Ginny miała rację mówiąc, że nigdy nie będą mieli spokoju.
- Harry, nie wiem co mogę ci teraz powiedzieć... Po prostu chce, żebyś wiedział, że naprawdę ci współczuję i chce żebyś pamiętał, że ja i Hermiona zawsze ci pomożemy. - powiedział Ron, a Harry spojrzał na niego smutno.
- Wiesz co... Naprawdę zazdroszczę tobie i Hermionie.
- Czego?
- Spokoju. To nie na was polował Voldemort, a teraz śmierciożercy. Wy możecie być razem bez żadnych obaw. Nie musisz się bać, że ktoś zrobi coś Hermionie, po to by ściągnąć tam ciebie, a ja tak. Boję się o Ginny, boję się o nią! Rozumiesz?! Ty nie masz takich problemów. My nigdy nie będziemy mieli spokoju! - wykrzyczał okularnik. Poczuł się trochę lepiej, wykrzyczał to, co leżało mu na sercu. - Wiesz co? Czasami myślę, że nie powinienem wracać do Ginny... Kocham ją, ale przez to ją narażam. Ja sobie nie wybaczę, jeśli jej się coś stanie! Ale obiecałem jej, że tym razem jej nie zostawię. Strasznie mi jej brakowało przez ten rok...
- To my powinniśmy zazdrościć wam, Harry... - okularnik zaśmiał się nerwowo.
- Tak, a czego?
- Miłości, Harry. Wy bez siebie wariujecie. Tylko razem sobie poradzicie. A zaufaj mi, że tak będzie. Stary, pokonałeś Voldemorta, czarnoksiężnika, który zamordował tyle ludzi, a ty go pokonałeś! Z tym też dasz radę, zresztą całe biuro aurorów też ich szuka.
- No tak... Ale Voldemorta nie pokonał bym bez was, a teraz...
- A teraz co? Gdzieś się wybieramy? Przecież zawsze możesz liczyć na naszą pomoc! - powiedział Ron i uśmiechnął się do przyjaciela.
- Masz rację... Muszę się ogarnąć, dla Ginny. - mruknął Harry i przejechał dłonią po twarzy.
- No nareszcie! A teraz może idź do niej? - ponaglił go Ron, a Harry jedynie mu przytaknął.
*****
Zapłakana Ginny zamknęła drzwi od swojego pokoju, po czym rzuciła się na swoje łóżko, by płakać w swoją ulubioną poduszkę. Ucichła jednak, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.
- Ginny, to ja Hermiona. Mogę wejść?
- No... Dobrze. - powiedziała i szybko otarła łzy z oczu.
- Dlaczego to robisz? - spytała zmartwiona szatynka, siadając obok niej.
- Ale co robię? - odparła zaskoczona Ginny.
- Czemu udajesz, że nie płakałaś? Przecież to normalne. To, że wychowałaś się wśród braci, nie znaczy, że nie możesz okazywać swoich prawdziwych uczuć. No już... Możesz mi przecież powiedzieć wszystko. - powiedziała, a Ginny zaczęła płakać mocniej niż przedtem.
Cieszyła się jednak, że Hermiona w jakimś stopniu ją rozumie.
- Tego jest dla mnie za dużo! Ja chcę tylko spokoju, Harry pokonał Voldemorta i myślałam, że jesteśmy już bezpieczni! Dlaczego...? Dlaczego oni to robią, czy będziemy mieć kiedykolwiek spokój?! - mówiła przez łzy, a jej przyjaciółka patrzyła na nią uśmiechając się smutno.
- Będzie dobrze, zobaczysz.
- Wszyscy to mówią i nikt nic z tym nie robi! Skąd taka pewność?!
- Ginny, nie poznaje cię... To ty nigdy nie traciłaś nadziei... - powiedziała, a rudowłosa pociągnęła głośno nosem.
- Accio chusteczki! - zawołała Hermiona, a chusteczki same do niej przyfrunęły.
- Och... To wszystko mnie wykończy. - jęknęła rudowłosa, ocierając łzy chusteczką, którą przed chwilą wręczyła jej przyjaciółka.
- Dacie radę, pomożemy wam. Gdy będziemy jechać do Hogwartu, oni już dawno będą siedzieć w azkabanie. Zobaczysz!
- Mam nadzieję. - powiedziała, ocierając ostatnie łzy. - A co robi Harry?
- Rozmawia z Ronem...
- A jak się czuje?
Hermiona chciała odpowiedzieć, lecz ktoś odezwał się przed nią.
- Teraz już lepiej... - mruknął chłopak, podchodząc do nich.
- Chyba powinnyśmy rzucić Muffliato zanim zaczęłyśmy rozmawiać. - stwierdziła, nieco rozbawiając ich wszystkich.
- Razem damy radę. - powiedziała Ginny, wtulając się w Harry'ego.
- Masz rację. Razem damy radę. - odpowiedział cicho, pierwszy raz od dwóch tygodni czując, że może faktycznie jeszcze będzie dobrze.
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał. Wiem, że Harry i Ginny nie są tacy uczuciowi, ale to moje opowiadanie i uznałam, że tyle problemów na ich głowach doprowadziło do tego, że się delikatnie załamali. Życzę zdrówka i pozdrawiam.
16.03.2020
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top