Rozdział 42

Zaspany chłopak, obudził się i otworzył oczy. Wyjrzał przez okno. Słońce już grzało, co oznaczało, że jest około godziny dziewiątej. Rozejrzał się po pokoju, zauważając, że wszyscy jego współlokatorzy jeszcze spali, mając głęboko gdzieś fakt, że są spóźnieni na lekcje. Ziewną i poszedł do łazienki, by doprowadzić się do porządku. Ubrany, stanął przed lustrem spoglądając na swoje, wiecznie nieułożone, kruczoczarne włosy. Nie miał siły, by coś z nimi robić, więc zostawił je w spokoju i poszedł obudzić swoich kolegów. 

- Pobudka! - wrzasnął. 

Odpowiedziały mu jedynie ciche pomruki Nevilla i Seamusa. Westchnął, podchodząc do Rona i zrzucił z niego kołdrę. 

- Wstawaj. - zarządził. Ron zaklną pod nosem i przewrócił się na drugi bok. - Stary, jesteśmy spóźnieni. 

- Super. - odparł, nie otwierając oczu. - Skoro i tak już nie zdążymy, to po co mnie budzisz?

- Wstawaj i koniec. - oznajmił i pomaszerował w kierunku Nevilla. - Ty też. Seamusa i Deana również to dotyczy. 

Nikt nie wziął jego słów do siebie, wiec postanowił zastosować poważniejsze i bardziej odpowiednie metody. Wyjął swoją różdżkę i wyszeptał inkantacje zaklęcia. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już po chwili czwórka chłopaków wyskoczyła z łóżek, wrzeszcząc wniebogłosy. 

- Harry! - wydarł się Ron, patrząc na niego z chęcią mordu w oczach. - Co ty robisz?!

- Funduję wam szybki, poranny prysznic. - odparł niewzruszony. - Ciesz się, że nie żądam za niego opłaty. 

- Szybki i zimny. - zauważył Neville, wycierając się swoją kołdrą. - Nie wiem jak wy, ale ja idę się ubrać. 

- Tak, tak... Poczekam na was w pokoju wspólnym. Przy dobrych wiatrach zdążymy jeszcze na transmutacje. - odparł okularnik i zniknął za drzwiami. 

*****

Zdyszani, głodni i kompletnie nieprzygotowani, wpadli do klasy profesorki Minerwy McGonagall, pięć minut po dzwonku. Kobieta spojrzała na nich z naganą, ale nie skomentowała tego. Chłopacy posłusznie zajęli swoje miejsca i wyjęli swoje przybory.

- Psst... Hermiono, co mamy robić? - spytał szeptem Ron, ciężko oddychając po długim biegu. 

- Trzeba się było nie spóźniać, Ronaldzie. Jesteś prefektem. - burknęła. 

Rudowłosy podrapał się po głowie, a Harry parsknął, za co zarobił kolejne nieprzyjemne spojrzenie profesorki. 

- No, nie gniewaj się... Zaspałem. - mruknął cicho. 

- Tak? A o czym tak śniłeś, że nie mogłeś się obudzić? - spytała, nie patrząc na niego.

- O... - zaczął, ale nagle urwał i uśmiechnął się głupkowato. - O tobie, rzecz jasna. 

Ciszę w sali, przerwał głośny śmiech Harrego, Deana i Seamusa, a Hermiona zaczerwieniła się. 

- Co to ma znaczyć, chłopcy? - spytała profesorka, robiąc surową minę. - Najpierw się spóźniacie, teraz nie uważacie i zakłócacie mi lekcje. Gryffindor traci przez was piętnaście punktów. I radzę wam uważać. 

- Tak jest, pani profesor. - odpowiedzieli chórem, a kobieta pokręciła głową, wyraźnie zrezygnowana i wróciła do tematu lekcji. 

- To... Powiesz mi w końcu, co robimy? - szepnął Ron, a szatynka pokręciła głową i westchnęła.

- Otwórz podręcznik na stronie setnej i się do mnie nie odzywaj, bo nie mogę się skupić. - jęknęła, a chłopacy zbili sobie piątki, zadowoleni z siebie. 

*****

Po kilku lekcjach, całą dziewiątką udali się do Wielkiej Sali, by zjeść obiad. Chłopacy byli naprawdę głodni, zważając na to, że nie zdążyli zjeść śniadania. 

- Nie, poważnie. Jeśli zaraz czegoś nie zjem to chyba wykituję. - mruknął Ron, a na potwierdzenie jego słów, głośno zaburczało mu w brzuchu, co szczególnie rozbawiło resztę chłopaków. 

- Wy jesteście głodni, czy nienormalni, że śmiejecie się z czegoś takiego? - spytała Ginny, a Harry pocałował ją w policzek i machnął lekceważąco ręką.

- Sama zdecyduj. - oznajmił, a dziewczyna zrobiła minę głęboko zamyślonej osoby.

- Chyba jedno i drugie. - mruknęła i otworzyła drzwi Wielkiej Sali na oścież.

Zastali tam, dość niecodzienny widok. Tuż obok stołu ślizgonów, stała Pansy i głośno kłóciła się z jakąś blondynką, chyba Greengrass. Temu wszystkiemu przyglądały się inne dziewczyny, zapewne ich współlokatorki, które co jakiś czas, dodawały coś od siebie. 

- Pansy, ty zwariowałaś! - krzyknęła jedna z dziewczyn, na co jakaś wysoka blondynka prychnęła.

- Mówiłam ci, to już dawno temu, Dafne! - zawołała głośno.

- Same jesteście nienormalne! Wy nic nie rozumiecie! Nigdy nie rozumiałyście, bo jesteście zbyt tępe! - warknęła Parkinson, a Greengrass wciągnęła głośno powietrze. 

- Ty... Ty! A ja... Ja myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami!

- Och, nigdy nimi nie byłyśmy! Byłaś tylko moją głupią... - Pansy nie dała rady dokończyć, bo Blaise gwałtownie wstał i zakrył jej usta. 

- Pansy, ogarnij się. - syknął. - Chodź już. 

- Nigdzie nie idę, Blaise! - wrzasnęła, wyrywając się mu. - Nie idę, dopóki nie powiem im wszystkiego, co chciałam im powiedzieć przez te wszystkie lata!

- No, dawaj! - ryknęła blondynka, wyciągając w jej stronę różdżkę. - Mów!

- Okej! Jesteście głupie, nic nie warte, myślicie, że rozumiecie wszystko i wszystkich, a tak wcale nie jest! Zdrajcy krwi i nic więcej! Nic nie rozumiecie! - wrzasnęła. 

W tym momencie do dziewczyn podbiegła profesor McGonagall, która dopiero wtargnęła do sali, zaalarmowana przez jednego z uczniów. 

- Panno Parkinson! I wy również, drogie panie. Co to ma znaczyć?!

- Niech się, pani, nie wtrąca! - ryknęła Pansy, a profesorka przystanęła, najwyraźniej bardzo zdziwiona, że ktoś ośmielił się ją tak znieważyć.

- Proszę za mną, panno Parkinson. Do mojego gabinetu. A was - zwróciła się do pozostałych dziewczyn. - czeka porządny szlaban. 

Przyjaciele i cała reszta sali byli osłupieni. Dopiero po pierwszym szoku, wszyscy zaczęli szeptać między sobą i można się było założyć, że zaraz będzie wiedział, o tym już cały Hogwart. Harry spojrzał na Hermionę, Rona i Ginny. Wszyscy wyglądali na tak samo zdziwionych, jak on.

- Co, o tym myślicie? - szepnął Ron, tak, by reszta ich znajomych go nie usłyszała.

- Sama nie wiem... - mruknęła szatynka. - Ale wyglądało to podejrzanie. 

- Czy ja wiem, czy to takie podejrzane... Zwykła kłótnia i tyle. - westchnęła Ginny i zerknęła na Harrego, który jako jedyny jeszcze się nie wypowiedział. 

- To było...dziwne. Ona miała do nich pretensje i... Wiem! - wykrzyknął głośno, a kilka osób spojrzało na niego z zaciekawieniem, w tym trójka jego najlepszych przyjaciół. - Merlinie, czemu ja wcześniej na to nie wpadłem? To takie proste...

- Co jest proste? Harry, o co chodzi? - zapytała szeptem Hermiona. 

- Draco. - oznajmił, jakby to jedno słowo miało wszystko wyjaśnić. - On będzie wiedział. A przynajmniej, więcej, niż my. On ją zna lepiej, a właściwie, my w ogóle jej nie znamy, a on tak. 

- To jest jakiś pomysł. - stwierdziła z uznaniem Ginny. - Ale...myślisz, że jeśli coś wie, to sam by ci nie powiedział? 

Ron parsknął śmiechem. Mimo, że młody Malfoy był po ich stronie, on dalej go nie trawił i każdą wzmiankę o nim i jego pomocy, traktował z przymrużeniem oka.

- Ginny, błagam cię... To Malfoy. M-a-l-f-o-y. - przeliterował. - On nigdy nie pomoże nam z dobroci serca... 

- A wtedy w lato? - słusznie zauważyła Hermiona. 

- No właśnie. Sam nam pomógł. A zresztą, nieważne. Zapytam go i tyle. Nie będę gdybał, czy nam pomoże, czy nie... Nie ma na to czasu. 

- Dokładnie. - stwierdziła rudowłosa, a potem spojrzała na swojego brata. - Ron, ludzie się zmieniają i zmieniają się również ich priorytety. 

*****

Ginny, Hermiona, Ron i Harry siedzieli w pokoju wspólnym i zaciekle dyskutowali, o tym, co zobaczyli podczas obiadu. Każde z nich, miało co do tego własną teorię i próbowali przekonać do niej resztę. 

- Na moje, to zwykła kłótnia o jakąś totalną bzdurę, a że Pansy to wariatka, to jak zwykle zareagowała zbyt agresywnie. - mruknęła Ginny. Reszta pokręciła głową. 

- Nie. tu chodzi o coś więcej, Ginny. - stwierdził Harry. - Uważam, że ona powiedziała im coś ważnego, być może coś, czego nie powinna, a one, jako, że nie podzielają jej poglądów, zaczęły całą tę kłótnię. 

- Może, ale moim zdaniem... - zaczął Ron, ale zamilkł, bo dosiadła się do nich Demelza. 

- O czym gadamy? - spytała, chwytając jakąś gazetkę i zaczęła ją wertować. - Plotujemy?

- Można tak powiedzieć. - oznajmiła Hermiona, zadziwiając pozostałych.

- Psst... - szepnął do niej Ron. - Zwariowałaś? Chcesz jej powiedzieć, o tym wszystkim? Czy ciebie...

- Och, zamknij się. Przydałaby nam się opinia kogoś z zewnątrz, nie wmieszanego w naszą sprawę. Może zauważyła coś, co my pominęliśmy. - mruknęła i odwróciła się z powrotem do Demelzy. - Tak, plotkujemy. Konkretniej, mówimy o sytuacji z obiadu. 

- O! - ucieszyła się dziewczyna, natychmiast odrzucając magazyn i zaczęła trajkotać. - Na moje, to było coś poważnego. No wiecie, Pansy może i jest nienormalna, ale zazwyczaj nie robi takich jazd, wiecie o czym mówię... No, więc, według mnie, była mowa o czymś ważnym. Zresztą, widzieliście jej minę? O co ja pytam... Pół Hogwartu to widziało! No, to widzieliście, że była trochę...przygnębiona...? Tak, chyba można to tak nazwać. Więc, była przygnębiona i trochę, jakby...niezrównoważona, ale to chyba u niej normalne... Zresztą, krzyczała, że one jej nie rozumieją, więc musiała czuć się niezrozumiana... Logiczne. - zaśmiała się, wzięła głęboki oddech i znów zaczęła nadawać. - Parvati mówiła, że ponoć widziała ją potem w jakiejś sali i była w bardzo złym stanie...w sensie, psychicznym. Może coś się jej stało? No nie wiem, może nie rozumieją jej problemów, a ona musi sobie z nimi radzić zupełnie sama? Może komuś dla niej bliskiemu coś się stało? Nie wiem... 

- Wow, mogłabyś być psychologiem. - mruknęła Hermiona, a Robins zmarszczyła brwi, zupełnie jakby słyszała te słowo pierwszy raz, ale po chwili machnęła ręką i wróciła do swojego monologu.

- No, więc zdecydowanie coś jest nie tak. W ogóle, ona zachowuje się jakoś dziwnie od momentu, w którym wróciła do Hogwartu, a w marcu to jej kompletnie odbija... Serio, jakbyście się jej przyjrzeli, to zauważylibyście, że w tym miesiącu wygląda gorzej, niż w poprzednim i...

- Starczy, Demelzo. - mruknęła Ginny, która delikatnie mówiąc, pogubiła się już w tym wszystkim. - Możesz mieć rację. 

- Oczywiście, że mam rację! - zawołała dziewczyna. 

Hermiona uśmiechnęła się triumfalnie do Rona i zamyśliła się, przetwarzając słowa Demelzy na nowo. To miało sens.

*****

Gdy Harry zdecydował się napisać list do Draco, była już późna godzina. Ron spał, a on, ukryty pod kołdrą, oświetlany jedynie przez nikły promień wydostający się z różdżki, bazgrał jakieś litery na pergaminie. 

Malfoy, 

Sam widziałeś, co działo się z Pansy podczas obiadu, więc nie będę się tu, o tym rozpisywał. Chce tylko wiedzieć, czy wiesz może, o co mogło jej chodzić. To ważne. Jeśli tak, odpisz mi jak najszybciej, to ustalimy jakiś termin spotkania. Przyjdź sam, a ja wezmę ze sobą Ginny, Hermionę i Rona, bo oni też są w to zamieszani. 

Harry.

Przeczytał liścik jeszcze raz, by upewnić się, że napisał wszystko, co chciał i włożył go w kopertę. Normalnie pewnie wysłałby go od razu, ale Świstoświnki nie było, bo poleciała z listem do państwa Weasley, a Hedwiga...no cóż, była martwa. Położył go na szafce nocnej, z postanowieniem, że wyśle go kolejnego dnia z rana i poszedł spać. 

Ja wiem! Wyszedł krótki! Ale chcę, by rozmowa z Draco była w osobnym rozdziale. Wybaczcie. Swoją drogą, jeśli ktoś nie czytał wczoraj mojej drugiej książki, w której pojawiają się informacje, to chcę zaznaczyć, iż przepraszam, że lekko zaniedbałam tę książkę, ale naprawdę jestem zajęta pisaniem one shota, który powinien wlecieć jeszcze w tym miesiącu. Potem (to znaczy, jak go napiszę i wstawię) będzie już większy luz. Oprócz tego dziękuję, bo jest tu was coraz więcej i te ff ma coraz więcej wyświetleń i czytelników, co mnie niezmiernie cieszy. Pozdrawiam i życzę zdrówka!

09.07.2020

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top