Rozdział 33

- Że co?! - krzyknęła Ginny, czym zwróciła na siebie uwagę wszystkich obecnych. Speszona spojrzała na Harrego i powiedziała ciszej. - Że co zrobiłeś?

- Kupiłem dom. - powiedział zadowolony i zaśmiał się, na widok zdezorientowanej miny Ginny.

- Żartujesz sobie, prawda? - spytała, chociaż i tak spodziewała się jaką odpowiedź otrzyma.

- Nie. A wyglądam jakbym żartował? - spytał, a dziewczyna przytaknęła. - No tak... Ale chyba jesteś zadowolona?

- Nie wiem... - mruknęła. - To znaczy, że w wakacje już tu nie przyjedziesz, prawda? - spytała zasmucona.

- No, nie. Przyjadę tu na pewno, tyle że będę mieć też własny dom i w ogóle... Ale nie rozumiem, czemu jesteś taka smutna.

- Jak to, "nie rozumiesz dlaczego"? - spytała, a on uśmiechnął się głupkowato, rozbawiając dziewczynę.

- No myślałem, że będziesz mnie odwiedzać, nie? - spytał. - Ewentualnie możesz mieszkać tam ze mną, ale rób co chcesz. Ja nie nalegam. - dodał, a rudowłosej zakręciło się w głowie. Dziewczyna nie była pewna, czy to przez ilość alkoholu, który wypiła, czy przez to co usłyszała od Harrego.

- Z-zamieszkać? - wydukała. - Ale ty tak poważnie?

- No, a co? - spytał zbity z tropu. - Nie musisz jak nie chcesz. Wystarczy, że będziesz mnie odwiedzać.

- Nie, wkręcasz mnie. - westchnęła. - A przez chwilę ci uwierzyłam...

- Co? Nie! - zawołał. - Serio. Mówię jak najbardziej poważnie. Zobacz - powiedział i wyciągnął klucze od domu. - to powinien być już wiarygodny dowód.

- Co? Ale... Co? - wydusiła dziewczyna, a Harry zaśmiał się.

- No co, kupiłem dom, Ginny. D.O.M. - przeliterował chłopak. - Taki budynek, w którym się mieszka... No wiesz, ma okna, drzwi i...

- Wiem co to dom, palancie! - zawołała dziewczyna, mimo wszystko rozbawiona. - Ale, naprawdę kupiłeś dom? Po co?

- No jak to: po co? Przecież nie mogę wiecznie mieszkać w Norze. Ja niedługo kończę szkołę, Ginny. - powiedział poważnie. - Ron może tu mieszkać jeszcze długo, bo to jego dom, a nie mój. Ja i tak już długo u was byłem, wasi rodzice nie mogą mnie wiecznie utrzymywać.

- No niby tak, ale...

- Nie ma żadnych "ale", Ginny. - powiedział stanowczo. - Już go kupiłem, a Audrey o tym wie i ma mi pomóc go wyremontować.

- Czyli, to o tym z tobą rozmawiała... - mruknęła, a Harry potaknął. - A z tym że mam z tobą zamieszkać, mówiłeś serio?

- No, tak. - mruknął. - Ile razy mam ci to jeszcze powtórzyć?

- Już nie musisz mi powtarzać, zrozumiałam. - westchnęła. - Kiedy go kupiłeś?

- Wczoraj. - odparł i uśmiechnął się. - Jak chcesz, to jutro ci go pokażę.

- No pewnie, że chcę! - zawołała i również się uśmiechnęła.

********

(perspektywa Ginny)

Kiedy się obudziłam, było już południe. Bolała mnie głowa, ale na moje szczęście Hermiona jest dobra z eliksirów, dzięki czemu nie musiałam długo cierpieć. 

- Dzięki. - mruknęłam, wzdrygając się, ten eliksir był okropny, ale działał cuda.

- Nie ma sprawy. - powiedziała i uśmiechnęła się. - Mam nadzieję, że pomoże też Ronowi, co za człowiek... A jak Harry?

- W porządku, to znaczy, nie tak źle jak Ron... - westchnęłam i spojrzałam współczująco na Hermionę, co ona z nim ma...

- Jemu też dam eliksir. - oznajmiła i wyszła z kuchni, biorąc ze sobą dwa kubki eliksiru na ból głowy. 

Po chwili do kuchni, weszła Andromeda z Teddym, który głośno płakał. Posadziła go na specjalnym krzesełku do karmienia i wyjęła z lodówki jakąś papkę. 

- Może pomóc? - spytałam, ale ona tylko się uśmiechnęła.

- Nie trzeba, drogie dziecko. - powiedziała i wcisnęła trochę papki maluchowi, który zaczął się nią zajadać. - Teddy to uwielbia. 

- Widzę. - westchnęłam. - Mi i Harremu poszło gorzej, jeśli chodzi o karmienie tego malca.

- Oh, to bardzo ciężki zawodnik. - mruknęła. - Nawet nie wiesz, ile czasu spędziłam, zanim zrozumiałam co mu smakuje, a co nie. 

- Małe dzieci to aniołki, do czasu. - powiedziałam, a Andromeda zaśmiała się. 

- To by się zgadzało. Nie chcę wiedzieć, co to będzie jak zacznie korzystać z magii dziecięcej. - powiedziała i uśmiechnęła się smutno. - Jest taki podobny do swojej matki... 

Trochę zdziwiło mnie to stwierdzenie, ponieważ Teddy cały czas zmienia swój wygląd, ale widocznie Andromeda była w stanie zauważyć pewne podobieństwo do swojej córki... Westchnęłam. 

- Już jestem, Ginny. - powiedziała Hermiona, wchodząc do kuchni, ale gdy zauważyła przygnębioną Andromedę nieco się speszyła. - Wszystko w porządku?

- Tak, tak. Jest w porządku. - powiedziała kobieta i zajęła się karmieniem malca. 

Hermiona nie odezwała się więcej i podała mi śniadanie, które zjadłam natychmiast. dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jak głodna byłam. Po posiłku, poszłam się ubrać i zajrzeć do Harrego. Chłopak nie spał i wyglądał w miarę normalnie. 

- Witam panią w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym dziewiątym roku! - zawołał. 

- Hej, głupolu. - mruknęłam. - Jak się czujesz? 

- Wspaniale. - oznajmił z wielkim uśmiechem. - A ty?

- Nie jest źle. 

- No... To może poszlibyśmy zobaczyć mój dom? - zaproponował, a ja ochoczo przytaknęłam. Byłam bardzo ciekawa, jaki dom wybrał Harry. 

Chwilę później, opuściliśmy Norę i teleportowaliśmy się na jedną z uliczek, w Dolinie Godryka. Była zaśnieżona, zresztą jak wszystko, a wokoło było pełno różnych domków. Niektóre były ładniejsze, inne trochę gorsze, ale mimo wszystko każdy z nich wyglądał na swój sposób uroczo. Szliśmy jakieś piętnaście minut, a ja dziwiłam się, czemu Harry nie teleportował nas bliżej. Po czasie uznałam jednak, że spacer dobrze nam zrobi, tym bardziej, że okolica była taka ładna... 

- No, jesteśmy. - oznajmił Harry, wskazując na dwupiętrowy domek. - Zapraszam panią do środka. - dodał i otworzył mi furtkę, a następnie drzwi. 

- No nieźle... - wydusiłam, będąc w lekkim szoku. Mimo, że dom wymagał remontu, prezentował się naprawdę nieźle. Wszystko utrzymane było w jasnych kolorach, a kominek sprawiał, ze pokój wydawał się być jeszcze bardziej przytulny. 

- Czyli...podoba ci się? - spytał niepewnie, cały czas na mnie spoglądając. 

- Oczywiście, że tak! A jak Audrey go urządzi, to w ogóle będzie tu pięknie. - westchnęłam. - Mimo wszystko nadal nie wierze, że kupiłeś własny dom.

- To prawdziwy krok w dorosłość, Ginny. - mruknął. - Tak, krok ku dorosłości. 

******

- Poważnie?! - taka była właśnie reakcja Hermiony, gdy dowiedziała się, że Harry kupił dom. Ron za to, podszedł do niego i mu pogratulował.

- Tak, poważnie, Hermiono. - oznajmił chłopak. - To była poważna, odpowiedzialna, dorosła decyzja, więc chyba powinnaś być zadowolona, no nie?

- Ależ, oczywiście, że jestem zadowolona. - powiedziała szybko, jakby bojąc się, że chłopak się na nią obrazi. - To naprawdę cudowne, Harry.

- No to teraz, będziemy do ciebie wpadać... - mruknął Ron. - Bo będziemy mogli, prawda?

- Możesz wpadać bez zaproszenia, Ron. - zapewnił go Harry z uśmiechem. - Ty też Hermiono. 

- No, tak... - westchnęła. - Kiedy się tam wprowadzasz?

- W wakacje. - oznajmił z dumą. - Audrey mi go wyremontuje. 

- Ale się ustawiłeś! - zaśmiał się Ron i poklepał Harrego po ramieniu. - Nieźle, stary.

- Ta... wiem. - bąknął. - Głupio mi, że Audrey zrobi wszystko sama, w senie ja chciałem jej za to zapłacić, ale ona powiedziała, że nie weźmie ode mnie ani knuta...

Hermiona westchnęła, jakby się nad czymś zastanawiała, a Ron po postu się uśmiechną. Ginny podeszła do swojego chłopaka i cmoknęła go w policzek. 

- Nie zamartwiaj się takimi rzeczami, Harry. - mruknęła. - Audrey nie musi tego robić, nie kazałeś jej. Robi to, bo lubi dekorować wnętrza i tyle. 

Harry tylko pokiwał głową. Może faktycznie, nie powinien się tym przejmować... 

- Obiad! - zawołała pani Weasley, a Harry, Ron, Hermiona i Ginny zwlekli się do jadalni. Przy stole siedział już pan Weasley, Andromeda i Teddy. - No, nareszcie, dzieciaki. Jedzcie, bo wam wystygnie!

Cała czwórka zajęła swoje stałe miejsca i zajęła się jedzeniem, które przygotowała Molly. Podczas obiadu panowała kompletna cisza, którą przerwał Harry.

- Pani Weasley. - zwrócił się do kobiety. - Jest taka sprawa...

- Jaka sprawa, kochaneczku? - spytała i uśmiechnęła się. 

- Po ukończeniu Hogwartu, nie wracam już do Nory na wakacje. - wydusił na jednym wydechu, a pani Weasley spojrzała na niego zaskoczona. 

- Jak to, nie wracasz? - spytała zasmucona. - Co się dzieje, Harry?

- Nic. - uspokoił kobietę. - Ja po prostu kupiłem własny dom, przecież nie mogłem mieszkać u was wiecznie...

- Oh... - westchnęła przygnębiona kobieta. - No tak, oczywiście. Masz rację, kochaneczku. Ale będziesz nas czasami odwiedzał, prawda? - spytała z nieukrywaną nadzieją w głosie. Kobieta traktowała Harrego, jak własnego syna, więc ciężko jej było z tym, że chłopak chce się wyprowadzić. 

- Jeśli tylko będę mógł... - mruknął, a Molly spojrzała na niego, lekko się uśmiechając. 

- Oczywiście, że będziesz mógł! - oznajmiła. - Jak chcesz, będziesz mógł do nas wpadać, nawet codziennie. 

- Miło z pani strony, pani Weasley. - powiedział z uśmiechem i sięgnął po kolejne udko z kurczaka. - Będę wpadał tak często, jak będę mógł. 

Rudowłosa kobieta obdarzyła go uśmiechem, ale nie odezwała się już więcej. Nie ukrywała, że było jej smutno. Odkąd straciła Freda... było jej jeszcze ciężej, gdy musiała się z kimś rozstawać. Harry był dla niej jak kolejne dziecko, mimo, że chłopak był już pełnoletni, ona wciąż widziała go, jako małego, jedenastoletniego chłopca z peronu dziewięć i trzy czwarte. Dla niej wciąż był tym małym Harrym, pytającym ją jak dostać się do Hogwartu, małym chłopcem, który nie wie jeszcze z czym przyjdzie mu się zmierzyć... Molly westchnęła cicho i szybko otarła pojedynczą łzę, która spływała jej po policzku. 

*******

Harry położył się do swojego łóżka i zamkną oczy. Chłopak był już naprawdę zmęczony i jedyne czego teraz pragnął to sen. Okularnik cieszył się, że pani Weasley tak dobrze, przyjęła informację o jego przeprowadzce, a także z tego, że już za kilka dni znów znajdzie się w Hogwarcie. Ginny, z którą chwilowo dzielił pokój, już spała, a on najchętniej zrobiłby to samo. Ziewnął i przewrócił się na drugi bok. Spojrzał na zegar, wiszący na ścianie, wybiła godzina dwudziesta trzecia. Harry ziewną ponownie i przymkną oczy. Ostatni raz, pomyślał, o tym, ze niedługo znów wsiądzie do czerwonego pociągu Hogwarts Express i wróci do Hogwartu i zasnął. Nie wiedział jednak, co czeka go podczas tej "spokojnej" podróży... 

Do trzech razy sztuka! Dobra, mam nadzieję, że tego już się nie spodziewaliście i że nie jestem aż tak przewidywalna. Mam nadzieję, że spodobał się wam mój mini trzy - częściowy maraton, który zafundowałam wam z okazji dnia dziecka. To jest już ostatnia część, którą dzisiaj dodaję, ale mam nadzieję, że sprawiłam, że chociaż na chwilę na waszej twarzy pojawił się uśmiech. W każdym razie, chciałabym wam życzyć wszystkiego najlepszego z okazji naszego dnia i no... Zdrówka i pozdrawiam. 

                                                                                                                                                                            01.06.2020



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top