Rozdział 31
(perspektywa Ginny)
Obudziłam się wcześnie rano. Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Za oknem było jeszcze ciemno, a Hermiona dalej spała. Po cichu wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki. Ubrałam się w moje ulubione jeansy i luźną, zieloną koszulkę z długimi rękawami. Rozczesałam włosy, zostawiając je rozpuszczone i przemyłam twarz. Na sam koniec przejrzałam się w lustrze, stwierdziwszy, że wyglądam dobrze, wyszłam z pokoju. Gdy przechodziłam obok pokoju Rona i Harrego, postanowiłam tam zajrzeć. Zdziwiłam się, gdy zauważyłam, że Harrego nie ma w jego łóżku. Po cichu opuściłam sypialnię mojego brata i ruszyłam w stronę salonu, z nadzieją, że zastanę tam Harrego. Nie myliłam się. Chłopak siedział na kanapie i trzymał na rękach Teddiego. Wyglądało to naprawdę słodko, więc postanowiłam im nie przerywać i popatrzeć co robili, z ukrycia.
- Ładna pogoda, co nie? - spytał. - No tak, ty mi przecież nie odpowiesz. - dodał, a ja siłą powstrzymałam się, by nie parsknąć śmiechem.
Patrzyłam jeszcze chwilę jak Harry próbował rozśmieszyć Teddiego. Chłopak świetnie sobie z tym radził, przez co sama kilka razy prawie wybuchnęłam śmiechem. Mały metamorfomag zmienił nawet kolor włosów na zielony, co bardzo ucieszyło Harrego.
- No! - zawołał uradowany. - Widzę, że dobrze się bawisz! O to mi chodziło, w końcu jako twój ojciec chrzestny, powinienem mieć z tobą dobry kontakt.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Harry dbał o Teddiego, jak o własne dziecko.
- Oh... - westchnął Harry, gdy zobaczył, że Teddy zmienił kolor włosów na szary. - Co to oznacza? Andromeda mówiła, że robisz tak, gdy jesteś śpiący, ale przecież nie możesz być śpiący, ledwo wstałeś. Więc, o co... Ach, no tak! - wykrzyknął. - Jesteś głodny!
Okularnik posadził chłopca na kanapie, a sam pobiegł do kuchni, by znaleźć coś czym mógłby nakarmić malca. Postanowiłam, że jeszcze chwilę pozostanę w ukryciu, by zobaczyć jak chłopak sobie z tym poradzi.
- Co ty właściwie jesz, młody? - spytał i podrapał się nerwowo po karku. - Chcesz banana?
W tym momencie moja cierpliwość się skończyła i wybuchnęłam głośnym śmiechem. Harry podskoczył jak oparzony, ale uspokoił się, gdy zobaczył, że to ja.
- Ach, to ty... - westchnął. - Długo tu byłaś?
- Można tak powiedzieć. - mruknęłam i przyjrzałam się mu. Chłopak miał, jak zwykle, potargane włosy i wory pod oczami. Dalej był w piżamie, a w ręku trzymał banana, którego miał zamiar dać maluchowi. Zaśmiałam się.
- Co cię tak bawi? - zapytał poważnie. - Ja tu haruję, żyły sobie wypruwam, by te dziecko miało co jeść, a ty się ze mnie śmiejesz?
Zaczęłam się histerycznie śmiać, do tego stopnia, że rozbolał mnie brzuch. Harry również zaczął się śmiać, ale opanował się znacznie szybciej. Chłopak ruszył z powrotem do salonu, w którym dalej znajdował się Teddy i zaczął karmić go bananem.
- No, jedz. - powiedział, ale chłopczyk nie zareagował. - Nie mamy całego dnia Teddy! - zagroził, a malec jakby rozumiejąc, ze Harremu kończy się cierpliwość, otworzył buzię.
- No tak lepiej. - oznajmił okularnik, a ja zaśmiałam się.
- Jesteś pewny, ze chcesz zostać aurorem? - spytałam, a Harry gwałtownie odwrócił się w moją stronę.
- Tak. Co to za pytanie?
- No, bo widzisz... Jakby ci nie wyszło, albo coś to mam dla ciebie alternatywę. - mruknęłam. - "Harry Potter, światowej sławy opiekun do dzieci". - powiedziałam, a Harry prychnął.
- Cudnie, ale chyba zostanę przy byciu aurorem. - burknął i zajął się karmieniem małego metamorfomaga. - No, dalej. Chyba umiesz jeść, nie?
- Harry, tak nic nie zdziałasz. - mruknęłam i podeszłam do nich. - Daj mi to.
Chłopak podał mi bana, a ja wyciągnęłam swoją różdżkę, by przywołać miseczkę i sztućce. Pokroiłam owoc na kilka kawałków, by łatwiej było nakarmić chłopca.
- Tak to się robi. - mruknęłam. - Leci samolocik... - powiedziałam, a Teddy spojrzał na mnie jak na wariatkę. Harry zachichotał.
- Oh, Teddy. Nie zwracaj uwagi na ciocię Ginny, jak widzisz zwariowała już do reszty. - mruknął i zabrał mi talerzyk z jedzeniem. - We dwójkę radziliśmy sobie lepiej, prawda?
- Ej! - oburzyłam się. - Sam zwariowałeś do reszty! Zresztą...
- Ginny, to był tylko żart. - powiedział i cmoknął mnie w policzek, po czym znów odwrócił się do chłopca i szepnął. - To nie był żart, ona naprawdę jest wariatką... Tylko nie mów jej, że ci to powiedziałem.
Mimo, że usłyszałam te uwagę, postanowiłam ją zignorować. Wstałam z kanapy i ruszyłam do kuchni, by zrobić śniadanie sobie i Harremu. Gdy zrobiłam już kilka kanapek, z salonu dobiegł niepokojący dźwięk.
- Harry, wszystko w porządku? - spytałam zaniepokojona.
- Tak, to znaczy nie. Przynieś jakieś chusteczki czy coś... - mruknął.
Zdziwiłam się, więc wychyliłam głowę z kuchni i po chwili zaczęłam się tarzać ze śmiechu. Widok, który tam zastałam zapamiętam chyba do końca życia. Mały Teddy, cały umorusany swoim śniadaniem i wyraźnie bez humoru, siedział na kanapie. Obok niego, siedział wkurzony Harry również ubrudzony bananową papką i miską na głowie.
- Bardzo zabawne. - mruknął. - Dasz mi coś, czym mógłbym się wytrzeć, czy będziesz się dalej śmiać? - spytał, ale ja nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, przez nagły napad śmiechu. W końcu Harry przypomniał sobie, że jest czarodziejem, więc wyjął swoją różdżkę i oczyścił siebie i Teddiego za pomocą zaklęcia. - Dzięki za pomoc. - burknął.
- J-jak t-to się s-stało? - spytałam, pomiędzy salwami śmiechu.
- Normalnie. - mruknął. - Teddy chyba nie przepada za owocami. - i sam się roześmiał.
- Oh, oczywiście. - westchnęłam. - Wielki czarodziej, który pokonał Voldemorta, został pokonany przez małe dziecko. - powiedziałam i zaczęłam się chichrać.
- Nikt ma, o tym nie wiedzieć! - zawołał ostrzegawczo. - To zostaje między nami.
- Ale, dlaczego? - spytałam i zrobiłam minę niewiniątka. - Przecież fajnie byłoby się z kogoś pośmiać... Ostatnio wszyscy są tacy niemrawi, a myślę, ze to na pewno poprawiłoby im humor.
- Nawet się nie waż, wspomnieć o tym komukolwiek! - zastrzegł. - Nie bądź taka, Ginny...
- No dobrze, niech stracę. - mruknęłam i podeszłam do niego z talerzem pełnym kanapek. - Częstuj się.
Następnie zasiedliśmy wspólnie do stołu, łącznie z Teddym, który usiadł Harremu na kolanach. Kiedy kończyliśmy śniadanie, do kuchni weszła moja mama.
- Wyglądacie jak prawdziwa rodzina. - powiedziała, patrząc na naszą trójkę. - Jak poradziliście sobie z tym brzdącem?
- Świetnie. - powiedział Harry i zaśmiał się nerwowo. - Obyło się bez problemów.
- Oh, to cudownie. - ucieszyła się. - Daliście mu coś do jedzenia?
- Mm... - mruknął Harry. - Wcinał tak, że aż mu się uszy trzęsły. Chociaż niewykluczone, że niedługo znów może zgłodnieć... W końcu jest takim żarłokiem. - powiedział i pogłaskał chłopca po głowie, a ja ledwo powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem.
- No dobrze, w takim razie, przygotuję mu coś do zjedzenia. - oznajmiła i z radością wzięła się za gotowanie.
******
Przez cały dzień Harry był w fantastycznym humorze. Od rana spędzał czas na żartowaniu, razem ze swoimi przyjaciółmi, Ronem, Hermioną i Ginny. Cała czwórka starała się zapomnieć, o tym co dzieje się w magicznym świecie i wyluzować. Wiedzieli jednak, że jak tylko wrócą do Hogwartu, będą mieli mnóstwo zmartwień związanych nie tylko z egzaminami, ale też z kolejnymi porwaniami i tajemniczymi śmierciami.
- Wiecie, co? - spytał Ron. - Ponoć teraz, o wiele łatwiej jest zostać aurorem.
- Skąd wiesz? - dopytał go Harry, nie ukrywając swojego zainteresowania.
- Percy mi powiedział, ma kontakty z kimś z biura aurorów. - mruknął, a po chwili zastanowienia dodał. - Tak w ogóle, to ciekawe gdzie pracuje Audrey.
- To ty nie wiesz? - spytała Hermiona i pokręciła głową, wyraźnie zrezygnowana. - Wy chłopacy jesteście prawdziwymi ignorantami.
- Mhm, super. - burknął rudowłosy. - To powiesz nam w końcu, gdzie ona pracuje?
- Audrey jest aurorem. - oznajmiła Ginny, a chłopaków zatkało.
- Taki sztywniak jak Percy, wyrwał aurora?! - wykrzyknął zdumiony Ron. - Zresztą, jak to się w ogóle stało?
- No co, poznali się na jakimś spotkaniu. - mruknęła Hermiona. - Nic wielkiego. Dużo ludzi poznaje swoje drugie połówki przypadkiem.
- No tak... - westchnął. - Jakby nie patrzeć, to my wszyscy też poznaliśmy się przypadkiem. No, poza mną i Ginny, oczywiście.
- Masz rację. - odparł Harry i uśmiechnął się. - I to był najwspanialszy przypadek w moim życiu.
Zapadła cisza, w której wszyscy przypominali sobie ich pierwsze spotkanie. Harry i Ron poznali się w pociągu, gdy rudowłosy chłopak dosiadł się do przedziału Harrego. Hermiona, wpadła potem do nich, szukając ropuchy Nevilla. Z Ginny poznali się dopiero na wakacjach, gdy Harry odwiedził Weasley'ów w Norze.
- Nie żałuję ani jednej chwili, którą z wami spędziłam. - powiedziała Hermiona ze łzami w oczach.
- Płaczesz? - zdziwił się Ron i podszedł do swojej dziewczyny. - Dlaczego?
- Wzruszyłam się. - mruknęła. - Tyle lat, tyle razem przeżyliśmy... - wydukała.
Po chwili trójka przyjaciół trwała w grupowym uścisku. Tylko Ginny stała z boku, czując, że chyba nie powinno jej tu być, nie w tym momencie.
- A ty czego tak stoisz? - spytał ją Harry. - Mamy ci wysłać zaproszenie? - dodał i pociągnął ją za rękę.
Teraz już cała czwórka trwała w przyjacielskim uścisku, a Hermiona pociągała cicho nosem.
- To niesamowite, ile razem przeszliśmy. - powiedziała. - Tyle lat i co z tego wyszło. - mruknęła cicho i spojrzała na Rona z czułością. - Nigdy bym nie pomyślała... - dodała ciszej, a Ron cmoknął ją w czoło.
Zarówno Harry i Ginny zauważyli, że to chyba moment, by opuścić pomieszczenie, więc szybko się z niego ulotnili. Po drodze do pokoju Ginny, natknęli się na roześmianą Audrey i oburzonego Percy'ego (to właśnie z niego śmiała się Audrey).
- O! Audrey, dobrze, że cię widzę. - powiedział Harry, czym zdziwił nie tylko Audrey, ale i Ginny. - Moglibyśmy zamienić słówko, na osobności?
Dziewczyna popatrzyła na niego zdziwiona, ale i zaintrygowana. W końcu ciekawość wzięła górę, więc szatynka kiwnęła głową i ruszyła za Harrym do jednego z pokoi.
- Więc, o co chodzi, Harry? - spytała, a chłopak podrapał się nerwowo po karku.
- Dochowasz tajemnicy, prawda? - spytał, na co dziewczyna kiwnęła głową. - Mam do ciebie sprawę, a właściwie prośbę.
- Oh, a czego ta prośba dotyczy? - spytała spokojnie.
- Bo, widzisz... Wiem, że jesteś dobra w dekorowaniu wnętrz i w ogóle... I tak sobie pomyślałem, że może mogłabyś mi pomóc... - mruknął, a Audrey zaświeciły się oczy. Szatynka uwielbiała aranżować wnętrza.
- Oczywiście, że mogę ci pomóc! - zawołała uradowana. - Trafiłeś na najlepszą osobę. A tak właściwie, to co chcesz urządzać?
- Już mówię... Tylko, póki co, lepiej nikomu o tym nie wspominaj. Chciałbym kupić dom, ponieważ po szkole nie będę mógł mieszkać tu wiecznie. - mruknął.
- Oh, to cudownie! - ucieszyła się. - Kupiłeś już dom, czy...
- Jeszcze nie, ale zrobię to przed końcem tego roku. - oznajmił. - To... pomożesz mi?
- Tak, Harry. - uśmiechnęła się. - Jak dokonasz już zakupu, to musisz mnie tam zabrać, bym mogła zobaczyć co i jak... No i oczywiście będziesz musiał mi powiedzieć, czego mniej więcej oczekujesz... No wiesz, w jakich kolorach ma być mieszkanie i takie tam... - powiedziała. - Jak chcesz będę mogła je wyremontować, gdy pojedziesz do Hogwartu.
- Naprawdę? - spytał chłopak. - Ale przecież masz pracę... To zajmuje dużo czasu i energii...
- Nie przejmuj się, Harry. Ja uwielbiam to robić! - zawołała, ale chłopaka to nie uspokoiło.
- Zapłacę ci za to! - wypalił, a Audrey zaczęła się śmiać.
- Nie trzeba, Harry. Naprawdę. - dodała, widząc wzrok chłopaka. - Nie przyjmę od ciebie ani knuta.
- Ale...
- Żadnych ale! - zastrzegła. - Nie ma o czym mówić, dla mnie to czysta przyjemność. A teraz, przepraszam, ale właśnie miałam wracać do domu z Percym, więc... Pójdę już, a ty skontaktuj się ze mną, gdy będę mogła obejrzeć mieszkanie!- powiedziała i wyszła.
******
Harry siedział z Ginny, w jej pokoju i rozmawiali, o tym co czeka ich po szkole. Dziewczyna dalej upierała się, że nie zgłosi się do profesjonalnej drużyny quidditcha, mimo iż Harry powtarzał jej, że naprawdę ma ogromny talent.
- Harry!- wrzasnęła. - Jeśli nie przestaniesz zawracać mi głowy quidditchem to przysięgam, że cię zamorduję!
- A będziesz mnie chociaż odwiedzać na cmentarzu? - spytał chłopak, za co oberwał po głowie od swojej dziewczyny. - Ej!
- To nie gadaj głupot. - mruknęła. - Dobrze wiesz, że nie mogłabym cię odwiedzić, bo byłabym w azkabanie. - dodała, rozbawiając tym chłopaka.
- No tak, jak mogłem zapomnieć! - powiedział, po czym wyszczerzył się głupkowato. - Ale chyba nie chcesz trafić do azkabanu?
- Nie i tylko dlatego wciąż jesteś żywy. - mruknęła i zaśmiała się, na widok oburzonej miny okularnika. - To tylko żarty, Harry. Dobrze wiesz, że cię kocham, głupku.
- Nawet, gdy wyznajesz mi miłość musisz mnie obrażać? - westchnął. - No tak, wybrałem sobie taką zołzę jak ty, to się teraz z tobą użeram...
- Że ja zołzą?! - wzburzyła się dziewczyna. - Ja... ty... Oh! - mruknęła zirytowana, ale chwilę potem pisnęła przerażona, bo Harry przerzucił ją sobie przez ramię. - Harry! Ty idioto! Co ty robisz?!
Harry nie odpowiedział jej. Zamiast tego wyniósł ją z pokoju i zszedł z nią po schodach, zatrzymując się dopiero przed drzwiami wejściowymi. Ginny pisnęła, gdy chłopak otworzył je i wyszli na zewnątrz. Na dworze było już ciemno oraz wiał zimny wiatr.
- Harry, co ty robisz?! - wrzasnęła i chciała jeszcze coś dopowiedzieć, ale Harry wrzucił ją w dużą zaspę śniegu i zaczął się śmiać. - Czy ty zwariowałeś?! - wrzasnęła, gdy wygrzebała się z pod śniegu. - Wiesz jak mi teraz zimno?!
- No cóż... - mruknął rozbawiony chłopak. - Mówi się trudno...
- Ja ci zaraz dam trudno! - wrzasnęła. - Harry Jamesie Potterze! Ty skończony idioto! - krzyczała i rzucała w niego śnieżkami. - Ciesz się, że za zabójstwo siedzi się a azkabanie, bo Merlin mi świadkiem, że już dostałbyś niewybaczalnym!
Chwilę później obydwoje, już w lepszych humorach gonili się po całym podwórku Weasley'ów i rzucali w siebie śnieżkami. Nie przeszkadzał im chłód (oboje byli bez kurtek), bo najważniejsza była dobra zabawa. W pewnym momencie, Harry się zatrzymał. Niczego nie spodziewająca się Ginny, wpadła wprost na niego. Chłopak spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się, a chwilę później stali już na środku ogrodu złączeni w pocałunku, oświetlani jedynie blaskiem latarni.
Tak, więc, jest nowy rozdział! Mam nadzieję, ze wam się spodobał. Jak zdążyliście zauważyć, ten był zdecydowanie weselszy, ponieważ nie mogłam już znieść tej smutnej atmosfery. Dziękuję wam za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Życzę wam zdrówka i pozdrawiam.
01.06.2020
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top