Rozdział 24 Ponura rzeczywistość.
Dni w Hogwarcie mijały bardzo szybko. Lekcje, treningi quidditcha, zadania domowe, a także kolejne tajemnicze porwania zajmowały uczniom sporo czasu i skutecznie zajmowały ich myśli. Niestety ataki stały się coraz częstsze i bardziej zuchwałe. Śmierciożercy zaczęli się czuć pewniej, ponieważ do tej pory pozostali nieuchwytni. Coraz częściej zdarzały się zgłoszenia, że byli oni widziani w okolicy Hogsmeade, co dla Harrego, Hermiony i Rona było totalną głupotą.
- Co za idioci! Są poszukiwani, a oni jak gdyby nigdy nic chodzą sobie po Hogsmeade! - powiedział Ron.
- Dla nas lepiej. Może ministerstwo wreszcie ich złapie. - mruknął Harry.
- Miejmy nadzieję. - westchnęła szatynka. - Mam złe przeczucie... Czy nie uważacie, że to bardzo podejrzane, że kręcą się w okolicach Hogsmeade, niedaleko Hogwartu?
- No może trochę... - mruknął Ron. - Ale to kretyni! Jak dalej będą tak robić, to w końcu ich złapią.
- No nie wiem. - powiedziała smutno. - Chciałabym w to wierzyć...
- To uwierz. - powiedział Harry. - Będzie dobrze. - przekonywał ją, chociaż tak naprawdę sam do końca w to nie wierzył. Od kilku dni koszmary były jeszcze gorsze i częstsze.
- Tak, będzie dobrze. - rzekł rudowłosy chłopak i objął swoją dziewczynę. - Musi być dobrze.
*****
(perspektywa Rona)
Był wtorek. Harry obudził mnie rano, w dość drastyczny i nieprzyjemny sposób... Mógł zwyczajnie mną potrząsnąć, ale widocznie wydało mu się zabawne obudzić mnie za pomocą zaklęcia Aquamenti... Gdy otrząsnąłem się z szoku postanowiłem się ubrać, wcześniej posyłając Harremu zabójcze spojrzenie. Po chwili szedłem razem z Harrym, Nevillem, Deanem i Seamusem na śniadanie. Przy stole siedziały już Ginny i Hermiona, były zdenerwowane. Dosiedliśmy się do nich, a ja pocałowałem Hermionę w policzek na przywitanie.
- Stało się coś? - spytałem niepewnie.
- Kolejne ataki. - mruknęła i pokazała mi dzisiejszego Proroka.
Faktycznie, było tam kilka stron poświęconych atakom, porwaniom i poczynaniom śmierciożerców. Tym razem ofiarą była cała rodzina mugolaków... Co za przebrzydłe gumochłony! Takich osób nie powinno się nazywać czarodziejami! Co z tego, że ktoś jest czystej krwi, a ktoś inny nie? Jakie to ma znaczenie? Żadne! To nie mugolaków trzeba się pozbywać, tylko ich, świrów na punkcie czystości krwi... Ci ludzie są niewinni, nic nikomu nie zrobili, a muszą się ukrywać, bo jacyś wariaci chcą "oczyścić świat czarodziei". Też mi coś...
- Ron, wszystko w porządku? - spytała mnie Hermiona.
- Yyy... Tak. - odpowiedziałem. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że od trzech minut gapie się w ścianę, zaciskając ręce na widelcu...
- Zjedz coś. Zaraz zaczną się lekcje. - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. Ale ona ma piękny uśmiech...
Zacząłem pospiesznie jeść, a następnie udałem się do klasy profesora Flitwicka. Muszę przyznać, że lekcja była całkiem ciekawa. Zaczęliśmy nowy dział o zaklęciach leczniczych*. Szkoda, że uczymy się ich dopiero teraz. Przydałyby nam się wcześniej... Naszą następną lekcją były eliksiry. Nienawidzę tego przedmiotu. Z początku myślałem, że to dlatego, że prowadzi je Snape, ale najwidoczniej nie chodziło o to. Przecież zmienili nam nauczyciela, a ja dalej nie przepadam za tą lekcją. Po prostu nie bawi mnie to... Zawsze coś popsuje. Raz zapomniałem dodać korzonków, innym razem dodałem ich za dużo, jeszcze innym razem zrobiłem coś nie po kolei... Dziś było tak samo. Mieliśmy uwarzyć eliksir pieprzowy, co oczywiście mi się nie udało, ponieważ zamiast posiekać mandragorę dodałem ją w całości... Mam wrażenie, że dodając losowe składniki efekt byłby bardzo podobny... No cóż, nie ze wszystkiego muszę mieć dobre oceny... Chociaż, eliksiry są mi potrzebne, jeżeli chcę zostać aurorem. No cóż, mam przechlapane... Po tej pechowej lekcji, mieliśmy wolną godzinę, którą spędziliśmy w pokoju wspólnym. Ja i Harry wykorzystaliśmy ją na napisanie eseju na transmutację, ponieważ o tym zapomnieliśmy. Na szczęście Hermiona zlitowała się nad nami i nam pomogła. Nie wiem co byśmy bez niej zrobili. Gdy skończyliśmy zadanie, zaczynała się lekcja. Puściliśmy się biegiem przed salę od transmutacji, ale i tak spóźniliśmy się o kilka minut, tracąc przy tym po pięć punktów. Na tej lekcji mieliśmy zmienić mysz w książkę. Sam nie wiem po co mamy się tego uczyć, wątpię by mi się to kiedykolwiek przydało... Oczywiście Hermionie wyszło to już za czwartym razem. Czasami się zastanawiam czemu ona nie jest w Ravenclawie. A co do mnie... chyba nie do końca mi się to udało, ponieważ za każdym razem, gdy otwierałem książkę, ona zaczynała głośno piszczeć... Mnie to bawiło, ale McGonagall była innego zdania. Po transmutacji mieliśmy lekcję OPCM'u. Wreszcie coś ciekawego! OPCM jest moją ulubioną lekcją i radzę sobie z nią całkiem dobrze, co jest chyba zrozumiałe biorąc pod uwagę fakt, że od siedmiu lat przeżywam różne dziwne przygody razem z Harrym i Hermioną. Profesor Walker jest świetnym nauczycielem, na jego lekcjach nigdy nie jest nudno. Jest jednym z najlepszych nauczycieli tego przedmiotu jakich mieliśmy, lepszy od niego był tylko profesor Lupin... Wracając do tematu lekcji, dziś ćwiczyliśmy zaklęcie Incarcerous**. Ja byłem w parze z Harrym i rzucaliśmy te zaklęcie na przemian. Wyszło nam całkiem nieźle, dzięki czemu obaj zdobyliśmy po dziesięć punktów dla Gryfindoru. Chociaż coś mi dzisiaj wyszło... OPCM był naszą ostatnią lekcją, więc po niej udaliśmy się do Wielkiej Sali na obiad. Po posiłku ruszyliśmy do pokoju wspólnego. Razem z Ginny, Harrym i Hermioną zajęliśmy miejsce na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać.
- ... i wtedy potknęła się o swoją szatę. - westchnęła Ginny, która była właśnie w trakcie wyjaśniania nam, dlaczego Demelza znalazła się w skrzydle szpitalnym. Harry nie był z tego zadowolony, ponieważ oznaczało to, że Robins nie będzie na dzisiejszym treningu.
- Daj spokój. - mruknąłem do niego. - Jestem pewien, że pani Pomfrey wypuści ją już jutro. Zresztą, mógłbyś nam odpuścić ten jeden trening. Jesteśmy zmęczeni, a ty powinieneś się wyspać. Wyglądasz jak trup.
- Dzięki, to naprawdę pocieszające. - burknął.
- To nie miało być pocieszające, Harry. Naprawdę wyglądasz źle, jak tak dalej pójdzie to padniesz ze zmęczenia. - powiedziałem szczerze. Harry od ponad miesiąca chodzi rozkojarzony i niewyspany, ale nie chce nam powiedzieć dlaczego. Na początku myśleliśmy, że to przez te ataki, ale doszliśmy do wniosku, że nie o to chodzi... Musimy mu się uważniej przyjrzeć.
- Mhm... - mruknął. - Niech wam będzie. Odwołam dzisiejszy trening. Ale tylko dziś, więcej się nad wami nie zlituje! - powiedział i uśmiechnął się.
- Oczywiście kapitanie! - zaśmiałem się i udałem, że salutuję.
*****
(perspektywa Hermiony)
Siedzieliśmy w pokoju wspólnym, po skończonych lekcjach. Byłam zmęczona. Razem z Ginny, Harrym i Ronem opowiadaliśmy sobie różne historie i żarty, ale nikt z nas się nie śmiał. Ostatnio wszystko nabrało szarych barw, śmierciożercy wrócili i znów polują na mugolaków. Co z tego, że Voldemorta już nie ma, że wojna się skończyła, gdy cały czas czuję się tak, jak wtedy. Znów boję się o moich bliskich, o przyjaciół, o siebie. Ron cały czas mnie pociesza, mówiąc, że wszystko będzie dobrze, ale już przestałam w to wierzyć... Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Oprócz nas było tu kilku pierwszoroczniaków i trzy czwartoklasistki. Wszyscy byli smutni... Zerknęłam na Ginny, która kończyła właśnie opowieść, o tym jak Demelza skończyła w skrzydle szpitalnym. Rudowłosa gryfonka była blada i zmęczona, ale mimo tego starała się uśmiechać. Szkoda, że była to tylko imitacja uśmiechu... Potem spojrzałam na Harrego, rozmawiał z Ronem, który próbował go przekonać, by zrezygnował z dzisiejszego treningu. Oboje byli zdołowani, ale starali się tego nie okazywać. Harry od ponad miesiąca chodzi strasznie rozkojarzony i niewyspany. Nikt z nas nie ma pojęcia co się z nim dzieje, bo on nie chce nam powiedzieć. Martwię się o niego... Na samym końcu spojrzałam na swojego chłopaka. Ostatnio nie opuszcza mnie na krok i cały czas prawi mi komplementy. Doceniam to, nawet bardzo. Uważam, że to bardzo ważne, by wspierać się w takich momentach, poza tym to miłe, że tak mu na mnie zależy. Mi również na nim bardzo zależy, zawsze mi na nim zależało...
- Wszystko w porządku? - spytała mnie Ginny.
- Można tak powiedzieć. - mruknęłam.
- Rozumiem. - szepnęła. - Może chodźmy już na kolację?
- W porządku. - odpowiedziałam, starając się uśmiechnąć.
Po chwili zasiadłam do stołu razem z Ronem, Ginny i Harrym. Nałożyłam sobie kilka tostów z masłem orzechowym i czekałam na wieczorną pocztę, mając nadzieję, że od rana nie było kolejnych ataków. Niestety, myliłam się. Już na pierwszej stronie można było zobaczyć wielki nagłówek, mówiący o kolejnych ofiarach, porwaniach i włamaniach. Przerażona, tym co mogę tam znaleźć, zaczęłam czytać.
"Kolejny atak na pracowniku ministerstwa"
Dziś popołudniu zostaliśmy poinformowani o kolejnym ataku na pracownika ministerstwa. Tym razem ofiarą została kobieta, Emma Macmillan***. Pracowała w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Co ciekawe pani Macmillan była czystej krwi, co oznacza, że atak ten nie był przypadkowy. Została znaleziona we własnym domu, nad którym widniał mroczny znak. Rodzinie składamy szczere kondolencje.
- To straszne. - wyszeptałam.
- Co jest takie straszne? - spytała Ginny.
- To. - powiedziałam, wskazując na gazetę w mojej ręce. - Kolejny atak, tym razem na pracowniku ministerstwa.
Ron i Ginny zbledli. No tak, ich tata i brat pracowali w ministerstwie. By nie trzymać ich dłużej w niepewności, zaczęłam ponownie czytać, tym razem na głos.
- I co o tym myślicie? - zapytał Harry, po wysłuchaniu całego artykułu.
- Zwykły atak to nie był. Tu chodzi o coś więcej. - stwierdził Ron, a Ginny mu przytaknęła.
- Tak, też tak myślę. Przecież śmierciożercy nie zabijają czarodziei czystej krwi... Ona musiała coś widzieć... Coś czego nie powinna. - powiedziałam spokojnie i znów spojrzałam na gazetę.
- Tylko co? - spytał retorycznie Harry.
- Tego się raczej nie dowiemy. - mruknęła Ginny.
Resztę kolacji zjedliśmy w całkowitej ciszy. Każde z nas było pogrążone we własnych myślach. Co ta kobieta musiała widzieć, że posunęli się do morderstwa? Tego nie wiem, ale jestem pewna, że było to coś ważnego. Tylko, co? Po posiłku ruszyliśmy wspólnie do naszej wieży. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jedna rzecz... Mianowicie idąc do naszego pokoju wspólnego, usłyszeliśmy dziwny dźwięk, dobiegający z jednej z opuszczonych klas. Był to cichy szloch. Zmartwieni postanowiliśmy zajrzeć do tej klasy... To co tam zobaczyliśmy było straszne. Na podłodze leżały trzy dziewczynki, puchonki. Tylko jedna z nich była przytomna i cicho płakała w kącie sali. Wyglądała na przerażoną i tak właśnie musiało być... Przez jakieś pół minuty patrzyliśmy na to jak zamurowani, zanim otrząsnęliśmy się z szoku.
- Co tu się stało? - spytała drżącym głosem Ginny.
Dziewczynka nie odpowiedziała. Patrzyła na nas i po prostu płakała. Podeszłam do niej powoli i uklęknęłam przy niej.
- Pomożemy ci. - powiedziałam cicho.- Tylko musisz nam powiedzieć, co się stało.
- Ja nie pamiętam, nie wiem. - powiedziała zapłakana.
- Czy coś cię boli? - zapytałam spokojnie, chociaż dobrze wiedziałam jaką odpowiedź dostanę.
- Mhm... - mruknęła i znów zaczęła płakać. W tym czasie Ron, Harry i Ginny zajęli się pozostałymi dziewczynkami, które były nieprzytomne.
- Czy dasz radę wstać? - spytałam.
- Chyba nie. Wszystko mnie boli. - powiedziała cicho i spojrzała na swoje koleżanki. - Co z nimi?
- Są nieprzytomne, ale zaraz zabierzemy was do skrzydła szpitalnego. Wszystko będzie dobrze. - zapewniłam ją, a potem zwróciłam się do Ginny. - Chodź tu, musisz mi pomóc.
Wspólnymi siłami zabraliśmy dziewczynki do pani Pomfrey. Weszliśmy do skrzydła szpitalnego i zobaczyliśmy naszą szkolną pielęgniarkę krzątającą się przy łóżku Demelzy. Gdy kobieta nas zobaczyła, od razu wskazała nam łóżka, na których ułożyliśmy poszkodowane dziewczynki. Pani Pomfrey zbadała je wszystkie i podała eliksir uspakajający, ciągle zapłakanej, puchonce. Następnie podeszła do nas, pytając gdzie je znaleźliśmy. Powiedzieliśmy jej wszystko, co sami wiedzieliśmy. Kobieta wyglądała na zmartwioną. Oznajmiła nam, że dziewczynki zostały potraktowane zaklęciami niewybaczalnymi, a następnie zmodyfikowano im pamięć. Z tą informacją udaliśmy się do dyrektorki, by o wszystkim ją powiadomić.
*****
(perspektywa Harrego)
Bez pukania, wbiegliśmy do gabinetu dyrektorki. McGonagall spojrzała na nas z nad sterty prac domowych, oburzona naszym nagłym wtargnięciem.
- Co to ma znaczyć, panie Potter? - spytała.
- Przepraszamy, pani profesor, ale to nagła sytuacja. - wydyszała Hermiona, nadal zmęczona, po szaleńczym biegu.
- Nagła sytuacja? - spytała i zmieniła wyraz twarzy. Teraz wyglądała na zaniepokojoną.
- Tak. - powiedziała Ginny. - Trzy puchonki, Natalie Davies, Julie Woren i Liza Parker*** zostały potraktowane zaklęciem Cruciatus. - powiedziała na jednym wydechu.
- Gdzie teraz są? - spytała zdenerwowana dyrektorka.
- W skrzydle szpitalnym. - powiedziałem szybko i czekałem na reakcję profesorki.
- Idźcie powiadomić panią Sprout. Ja w tym czasie muszę porozmawiać z panią Pomfrey i odwiedzić kilku ślizgonów. - powiedziała i wybiegła ze swojego gabinetu.
*Nie mam pojęcia, czego uczyli na tej lekcji. Wymyśliłam, więc, że jeden z rozdziałów może być poświęcony na zaklęcia lecznicze.
**Zaklęcie, które oplata przeciwnika w liny.
***Wybrałam nazwisko Macmillan, ponieważ byli oni czystej krwi. Uznałam, że Emma Macmillan jest ciocią Erniego z Hufflepuffu.
****Imiona i nazwiska dziewczyn są wymyślone.
I kolejny rozdział za nami. Przepraszam, że wyszedł mi taki krótki, ale miałam problem z napisaniem chociażby tego fragmentu... Nie to, że nie mam weny, tylko po prostu mam za dużo pomysłów, przez co nie do końca wiem jak ma wyglądać dany rozdział... Dodatkowo mam problem by ubrać moje myśli w słowa. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi. Następny rozdział postaram się dodać pojutrze😉. Jestem podekscytowana, ponieważ akcja wreszcie zaczyna się rozkręcać. Jestem ciekawa, czy ktoś z was ma już jakieś teorie co do tajemniczych snów Harrego... Jeśli tak to dajcie znać w komentarzu. Przy okazji napiszcie, czy podobał wam się ten rozdział. Osobiście uważam, że początek nie był najgorszy, ale końcówka była taka średnia. Dajcie znać co o tym myślicie. Życzę zdrówka i pozdrawiam❤️.
04.05.2020
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top