Rozdział 17 Podsłuchana rozmowa

Był wczesny ranek, jednak w dormitorium dziewczyn nikt już nie spał. Każda z nich krzątała się po pokoju, by przygotować się na lekcje. Ginny i Demelza zaczynały dziś dwiema godzinami transmutacji, a dwie pozostałe dziewczyny rozpoczynały lekcje od historii magii. 

- Gotowe? - zapytała współlokatorki Hermiona.

- Tak, a przy okazji bardzo głodne. - stwierdziła Ginny, a potem całą czwórką zeszły do pokoju wspólnego, gdzie czekali na nie Ron, Neville i Harry.

- O już jesteście! - powiedział rudowłosy chłopak.

- Jak widzisz. - stwierdziła szatynka i przytuliła się do niego. Następnie wszyscy razem udali się na śniadanie.

W Wielkiej Sali było już całkiem sporo uczniów, którzy zajadali się tostami z dżemem. Niektórzy rozmawiali ze sobą, inni jedli w milczeniu. Cała siódemka zasiadła przy stole Gryfonów i również zajęła się posiłkiem. 

- Macie dziś dużo lekcji? - spytała swoich przyjaciół Ginny.

- Nie aż tak. - odparł Harry i sięgnął po kolejną kanapkę.

- A co wy na to, by po obiedzie... - zaczęła Demelza, ale Harry jej przerwał.

- Po obiedzie mamy trening. - oznajmił, a dziewczyna westchnęła smutno.

- No tak, zapomniałabym. - stwierdziła i spojrzała nieśmiało na Seamusa, który gapił się na nią. Speszona odwróciła szybko wzrok, tak samo zresztą zrobił chłopak, przez co Ginny wybuchnęła śmiechem. 

- Harry - szepnęła rudowłosa dziewczyna. - jutro piątek, co powiesz na to, by w końcu zrealizować nasz plan?

- Najwyższa pora. - stwierdził również szeptem i pocałował swoją dziewczynę w policzek. 

*****

(perspektywa Ginny)

Po dwóch godzinach transmutacji, przyszedł czas na historię magii, czyli najnudniejszy przedmiot jakiego nauczano w Hogwarcie. Profesor Binns zadał nam wypracowanie na temat ofiar pierwszej wojny czarodziei, jakby nie zauważył że nadal jest to niezbyt miły temat. Ledwo skończyliśmy drugą wojnę, ponieśliśmy ogromne straty a mamy pisać o ofiarach. Niezbyt przemyślane, ale co zrobić. Potem mieliśmy lekcje z zaklęć i uroków, powtarzaliśmy zaklęcia z poprzednich lat, by jak to mówił Flitwick "przygotować się do OWTM'ów". Co z tego, że będziemy je pisać dopiero za rok... Nie minął jeszcze miesiąc od rozpoczęcia szóstej klasy, a ja już wiem, że nie będzie łatwo. Z zamyślenia wyrwała mnie Demelza, kiedy usiadłyśmy w Wielkiej Sali, by zjeść obiad.

- Spójrz na Nevilla. - powiedziała rozbawiona. 

Odwróciłam się w stronę chłopaka, siedział razem z Harrym, Ronem, Deanem i Seamusem, tyle, że kompletnie nie zwracał na nich uwagi. Zamiast rozmawiać z przyjaciółmi, gapił się na jakąś puchonkę, która również na niego zerkała.

- I co w tym takiego niezwykłego? - spytałam nieco zdziwiona.

- No jak to co!? Neville się chyba zakochał! - powiedziała zadowolona.

- No i co z tego? To przecież normalne. - stwierdziłam.

- Ale on jest nieśmiały! Przecież z daleka widać, że ona też coś do niego czuje! - mruknęła podekscytowana faktem, że może o kimś poplotkować, a ja zaczęłam się śmiać.

- I kto to mówi?! W tym momencie jesteś tak samo nieśmiała, jak Neville! - odpowiedziałam rozbawiona tą sytuacją. Kto jak kto, ale Robins jest dokładnie w tej samej sytuacji, ale nie chce tego dojrzeć. Z kilometra widać, że ona czuje coś do Seamusa, a on coś do niej i wszyscy wiedzą, że prędzej czy później ta dwójka będzie razem. Mam tylko nadzieję, że nasz plan wypali i już jutro będziemy mieli nową parę w szkole. 

- Hej dziewczyny! - zawołała Hermiona i dosiadła się do nas.

- Cześć. - odpowiedziała jej Demelza i zaczęła jeść. - Co ty taka zadowolona?

- W tą sobotę jest wypad do Hogsmeade! Co powiecie na wspólne zakupy? - zapytała i uśmiechnęła się do nas szeroko.

- Ja jestem za! - odpowiedziała jej natychmiast Demelza, teraz spojrzenie obu dziewczyn skoncentrowało się na mnie.

- W sumie, czemu nie. - stwierdziłam po krótkim namyśle. - Jak mam być szczera, to przydałoby mi się trochę odświeżyć moją garderobę. 

- To jesteśmy umówione! - zawołała Robins i znów zaczęła jeść.

- Na co umówione? - zapytał Ron, który dosiadł się do nas i zajął miejsce obok Hermiony.

- Nie twój interes. - mruknęła dziewczyna, a gdy Ron zrobił oburzoną minę, dodała. - Na zakupy, Ron, ale wydaje mi się, że niezbyt cię to interesuje.

- A skąd taki pomysł? Przecież ja wprost uwielbiam zakupy! - stwierdził, udając obrażonego. 

- Jakoś jak byłeś na nich ostatnim razem, wydawałeś się nie być zadowolony. Nie wspominając już o tym, jak bardzo ubolewałeś nad tym, że przez tydzień musiałeś chodzić w koszulach, a przecież je tak uwielbiasz. - stwierdziła i wybuchnęła śmiechem. Ron zrobił się cały czerwony, przez co ja również nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Chyba do końca życia nie zapomnę mojego brata ubranego w te wszystkie okropne koszule. Oczywiście, Hermiona zdawała sobie sprawę z tego, iż są one po prostu brzydkie, ale nie mogła mu tego odpuścić, to było zbyt piękne... Jak teraz o tym myślę, to muszę przyznać, że było to iście ślizgońskie zagranie. 

- No dobra, wygrałaś. - stwierdził dalej czerwony Ron, po czym zwrócił się do mnie. - A ty pospiesz się z tym jedzeniem, zaraz zaczynamy trening.

*****

(perspektywa Harrego)

Wyszedłem z Wielkiej Sali z zamiarem udania się na błonia, zaraz mieliśmy zacząć trening. Jednak nie wszystko potoczyło się zgodnie z moim planem, ponieważ po drodze zauważyłem podejrzaną sytuację. Goyle, Pansy i Zabini szepczący coś między sobą, to niezbyt dobry znak. Może jestem trochę przewrażliwiony, ale uznałem, że mogę się przyjrzeć tej sytuacji, jeżeli okaże się, że to tylko niewinna rozmowa, dam spokój. Żałując, że nie mam przy sobie peleryny-niewidki, podszedłem bliżej i ukryłem się za ścianą, na szczęście, mnie nie zauważyli. Ja jednak zacząłem uważniej się im przysłuchiwać i po chwili dotarły do mnie strzępki rozmowy.

- ...mój ojciec mówi, że chcą uciec.

- Uciec? 

- Ponoć mają mieć pomoc z zewnątrz... - powiedział Blaise, lecz nie udało mi się usłyszeć reszty zdania, po chwili odezwała się Pansy.

- Ta mała, na pewno w to nie uwierzy. 

- Niby dlaczego?

- Ale z was idioci! Ona i jej chłoptaś są teraz ostrożniejsi, nie dadzą się tak łatwo zmanipulować. 

- Nie byłbym tego taki pewny.

- Ale ja jestem! Jeśli to zrobicie to mogę wam zagwarantować, że się nie uda. Złapią nas! - powiedziała, a po chwili dodała jeszcze ciszej. - Ledwo nas przyjęli, a my mamy misję, jeśli zawiedziemy to po nas!

- To jaki masz plan?

- Nie mam. - stwierdziła wkurzona.

- Ach, Draco zawsze wiedział co robić. - mruknął Goyle. 

- Właśnie, że nie! Draco miał po prostu kontakty, a właściwie jego ojciec miał. Ale to i tak jest nieważne, ponieważ on się od nas odwrócił i zostanie za to ukarany! - stwierdziła Pansy.

- A myślałem, że Draco ci się podoba! - oznajmił Zabini.

- A to dobre! Po pierwsze, nigdy nie będę ze zdrajcą, a po drugie, nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy! - warknęła. 

- Dobra, ale schowaj tę różdżkę wariatko! - zawołał Zabini.

- Nie jestem żadną wariatką! - syknęła i dodała. - A teraz chodźcie, tylko cicho, by nikt nas nie zauważył. 

Stałem tam chwilę, dopóki nie upewniłem się, że na pewno odeszli. Co to miało znaczyć? - pomyślałem. To była zdecydowanie dobra decyzja, by podsłuchać tą rozmowę. Jednym słowem, jest źle. Ta trójka coś planuje. Co miały znaczyć słowa Pansy, "ledwo nas przyjęli"... Oni chyba nie dołączyli do śmierciożerców? Czy nigdy nie będzie już spokojnie? Ledwo zakończyła się wojna, oberwało się Ginny... Teraz też coś planują... Tylko co!? Myślałem o tym jeszcze chwilę, gdy przerwał mi Dean.

- Harry! Na Merlina! Co ty tu robisz? Szukamy cię od pół godziny, macie trening, a nie ma kapitana! - krzyknął.

- Na Merlina, kompletnie zapomniałem! - powiedziałem zgodnie z prawdą.

- Ale co ty tu robiłeś? - zapytał zdziwiony.

- Wracam z biblioteki. - skłamałem.

- No tak... Dobra nieważne, lepiej się pospiesz, może jeszcze zdążysz poprowadzić trening.

- Mam nadzieję, już za trzy tygodnie gramy pierwszy mecz. - oznajmiłem i poszliśmy razem na błonia. 

*****

(perspektywa Hermiony)

Było już późno, Harry, Ginny i Ron powinni zaraz wrócić z treningu. Zdążyłam w tym czasie odrobić numerologię i napisać esej na eliksiry. W tym momencie do pokoju weszła prawie cała drużyna z Harrym na czele, był wyraźnie zdenerwowany. Po chwili cała trójka dosiadła się do mnie, a Ron objął mnie ramieniem. 

- Czemu macie takie miny? - spytałam.

- Harry spóźnił się na trening, w dodatku Coote* wylądował w skrzydle szpitalnym. - odpowiedział mi Ron i posłał Harremu oburzone spojrzenie.

- Och... A czemu się spóźniłeś? - zapytałam, a Harry nerwowo przeczesał włosy.

- Był w bibliotece. - odpowiedziała za niego Ginny.

- Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Poszłam tam zaraz po obiedzie i Harrego tam nie było. - stwierdziłam, a Ron i Ginny skierowali swoje spojrzenia na okularnika.

- Dlaczego nas okłamałeś? - spytała go rudowłosa.

- Bo nie mogłem powiedzieć Dean'owi prawdy. - stwierdził.

- To co tak na prawdę robiłeś? - spytałam zaciekawiona.

- Yyy... Jakby to powiedzieć... Podsłuchiwałem ślizgonów...- stwierdził nerwowo.

- CO!? - krzyknęliśmy naraz, a wszyscy obecni w pokoju wspólnym spojrzeli na nas dziwnie.

- Nie krzyczcie tak! Zaraz wam to wyjaśnię. - powiedział i spojrzał na nas.

- No ja mam nadzieję, że nam to wyjaśnisz. - odburknęła Ginny.

- No więc... Zamierzałem iść na błonia, ale zauważyłem Zabini'ego, Pansy i Goyle'a, którzy o czymś rozmawiali. Wydało mi się to podejrzane, więc stwierdziłem, że podsłucham o czym dyskutują... - odrzekł i opowiedział nam o wszystkim co usłyszał.

- M-mówisz p-poważnie? - zapytał zdenerwowany Ron.

- Tak.

- O Merlinie... - wyszeptała blada Ginny i wtuliła się w Harrego.

- Ale wy chyba nie myślicie, że oni przyjęli mroczny znak? - spytałam przerażona.

- No nie wiem, Hermiono... Wszystko na to wskazuje. - stwierdził Harry. 

- Ale po co? Przecież Sam-wiesz-kto już nie żyje! Po co oni to robią? - zapytał Ron.

- Oni chcą się zemścić, pomścić go... - stwierdził.

- Merlinie, to są wariaci! - wydukała Ginny.

- Może i wariaci, ale słyszałem determinację w głosie Pansy... Moim zdaniem nie cofnie się przed niczym. Ona chce się odegrać na Draco. - powiedział Harry.

- I dobrze mu tak, to dupek! - stwierdził Ron.

- RON! On jest po naszej stronie! - powiedziałam i zdzieliłam chłopaka w ramię. 

- No tak, zapomniałem... - wydukał nieco zawstydzony.

- No dobrze, ale trzeba go ostrzec. - mruknęła Ginny.

- Masz rację. - przytaknął jej Harry. 

W mojej głowie było teraz tysiąc myśli na raz. Czy na prawdę ktoś próbuje uciec z azkabanu? Co oni knują? Czy są śmierciożercami? Czy znów jesteśmy w niebezpieczeństwie?

*****

Następnego popołudnia w pokoju wspólnym, jak zwykle, było dużo osób. Na kanapie siedziała piątka uczniów, pochłonięta dyskusją na temat "przypadkowego" spotkania Seamusa i Demelzy. Planowali te spotkanie już od kilku dni. 

- Dobra - zaczęła Ginny. - czy Dean wie gdzie ma go zaprowadzić?

- Tak, Ginny. Czeka tylko na znak od Nevilla. - odpowiedział jej Harry.

- A Parvati wie, gdzie zaprowadzić Demelzę? - zapytał Ron.

- Wie, ona czeka na znak ode mnie. - odpowiedziała mu Hermiona.

- W porządku. Wychodzi na to, że wszystko gotowe. - stwierdził Neville.

- Chyba tak. Oby się udało. - odpowiedziała rudowłosa i uśmiechnęła się do reszty.

- No, to nie ma na co czekać. Teraz wy musicie wkroczyć do akcji. - zwrócił się do Nevilla i Hermiony. 

- Bądźcie na swoich stanowiskach za jakieś pięć minut! - zawołała Hermiona i razem z Nevillem opuściła pokój wspólny.

Harry, Ron i Ginny również wyszli z pokoju i udali się w stronę opuszczonej sali na czwartym piętrze. Upewnili się, że jest ona zupełnie pusta i weszli do środka, czekając na resztę. Po paru minutach drzwi otworzyły się i do środka weszli Hermiona, Neville, Dean, Parvati, Seamus i Demelza. Póki co, wszystko przebiegło zgodnie z planem. 

- No więc, po co nas tu zawołaliście? - zapytała Robins.

- Musimy o czymś porozmawiać. Usiądźcie. - odpowiedziała Ginny i wskazała na krzesła stojące tyłem do wejścia.

- Porozmawiać? Ale o czym? - zapytał ją Seamus. W tym czasie pokój opuścili już Hermiona i Neville oraz Parvati z Deanem. 

- To niespodzianka! - odpowiedziała, a Ron i Harry również opuścili pomieszczenie.

- Niespodzianka? - zdziwiła się Demelza.

- Dokładnie! - krzyknęła Ginny i nim oni zdążyli coś powiedzieć, wybiegła z sali.

-Colloportus! - zawołała Hermiona, a drzwi natychmiast się zatrzasnęły.

- Ej! Jak mogliście?! - krzyknął Seamus.

- Wypuśćcie nas! - zawołała błagalnie Demelza.

- Nie! - odkrzyknęła jej Ginny, uśmiechając się z satysfakcją.

- Zaraz wysadzę te drzwi! - ryknął Seamus.

- Ciekawe czym! - zaśmiał się Dean.

- Jak to czym!? Moją różdżką! - krzyknął, a po chwili dodał. - Gdzie moja różdżka?! Oddajcie ją natychmiast!

- Niestety, przyjacielu, nie ma tak łatwo! Najpierw musisz udowodnić, że jesteś Gryfonem i przyznać się do czegoś! - zawołał Dean, który teraz zwijał się ze śmiechu. 

- Nienawidzę was! - ryknął, a po chwili Demelza zrobiła to samo.

Reszta zwijała się ze śmiechu, słuchając jak ich przyjaciele próbują wyważyć drzwi.

- To my już pójdziemy i zostawimy was samych! Różdżki oddamy wam potem, na razie nie będą wam potrzebne! - krzyknęła Ginny i razem z przyjaciółmi ruszyła do pokoju wspólnego, cały czas się śmiejąc.

*Coote to jeden z pałkarzy w drużynie.

Na początek pragnę wam podziękować za 500 odczytów mojego opowiadania❤️! To naprawdę dużo i strasznie się cieszę, że coraz więcej osób to czyta. Mam nadzieję, że ten rozdział również wam się spodobał😊 Jeszcze raz bardzo dziękuję! Pozdrawiam i życzę zdrówka😊

                                              14.04.2020

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top