Rozdział 111
Tego dnia cała Nora świętowała. Kiedy tylko Harry i Ginny przekroczyli próg domu wszystkie spojrzenia niemal symultanicznie zwróciły się w ich kierunku. Po pomieszczeniu rozeszło się kilka zdziwionych pomruków, kiedy ujrzeli rozpłakaną, ale jednocześnie szczęśliwą Ginewrę, obejmowaną przez Pottera, który w tamtym momencie jeszcze nie zdawał sobie sprawy, co go czeka.
- Ginny, kochanie, co się stało? - spytała zmartwiona pani Weasley, skupiając całą swoją uwagę na jedynej córce.
Dziewczyna uśmiechnęła się przez łzy, spojrzała na Harry'ego, a następnie podbiegła do mamy, by mocno ją uścisnąć. Zdziwiona kobieta od razu odwzajemniła uścisk, próbując dowiedzieć się, co się stało. W tym samym czasie do młodego Pottera podszedł już zaniepokojony Ron, zerkając na przyjaciela, jakby samym wzrokiem chciał zmusić go do mówienia.
- Co jej się stało? Zrobiłeś jej coś? Merlin mi świadkiem, że nawet nasza przyjaźń cię nie uchroni, jeśli... - szeptał rudowłosy, a okularnik jedynie się zaśmiał.
- Spokojnie, Ron. Nic jej nie jest - uśmiechnął się, klepiąc go uspokajająco po ramieniu. - Jak się uspokoi to pewnie sama wam powie.
Weasley przytaknął i oddalił się z powrotem do swojej żony i całej reszty rodziny, która zebrała się w Norze, by świętować urodziny Pottera, a potem przekazał im to, co dowiedział się od przyjaciela. Nie były to jakieś szczegółowe informacje, ale uspokoiły one pozostałych braci Weasley, którzy już planowali jaką karę wymierzyć Potterowi za skrzywdzenie ich siostry.
Minęła jeszcze chwila, podczas której, wciąż przytulona do rodzicielki, Ginny uspokoiła się. Dziewczyna odsunęła się od matki, ponownie podchodząc do swojego już-narzeczonego, który natychmiast chwycił jej dłoń, jakby tym gestem chciał zachęcić ją do opowiedzenia swojej rodzinie o zaręczynach. Na szczęście rudowłosa złapała aluzję.
- No więc, ehm - odchrząknęła, nie do końca nie wiedząc jak zacząć. Była taka szczęśliwa, że mogłaby to wykrzyczeć całemu światu, ale z drugiej strony nie umiała wypowiedzieć żadnego zdania. - Mam dwie wiadomości.
- Niech zgadnę. Jedną dobrą, drugą złą? - wyszczerzył się George, a Angelina spojrzała na niego niezadowolona.
- Daj dziewczynie mówić - szepnęła, a Ginny posłała jej uśmiech pełen wdzięczności.
- Tym razem obie są dobre - kontynuowała, odnosząc się do wypowiedzi brata. - No więc, zaczęłabym od tego, że mam szansę dostać się do drużyny Harpii z Holyhead i piątego sierpnia mam się stawić na próbnym treningu!
Cała Nora wypełniła się radosnymi okrzykami i brawami, które nie ustawały przez kolejne kilka sekund. Zadowoleni i dumni jednocześnie Weasley'owie próbowali już przytulać się do siostry, chcąc jej pogratulować, ale ta powstrzymała ich szybko.
- Nie, nie - mruknęła, zerkając znacząco na swojego ukochanego. - Jeszcze druga wiadomość. Harry?
Potter uśmiechnął się szeroko.
- Więc, przypadł mi ten zaszczyt, aby ogłosić, że porywam waszą siostrę i córkę - spojrzał kolejno po braciach i rodzicach Ginny, po czym podniósł do góry ich złączone ręce, tak by wszyscy zauważyli pierścionek, znajdujący się na palcu dziewczyny. - już tak oficjalnie.
Wszyscy na chwilę zamarli, aby za chwilę praktycznie rzucić się na narzeczeństwo. Każdy im gratulował; pani Weasley, Hermiona i Ginny płakały; Ron klepał przyjaciela po ramieniu, a George krzyczał coś o zniżce na ślubne ozdoby w swoim sklepie.
Nikt jednak nie zwrócił uwagi na stojącego w kącie pomieszczenia Artura Weasley'a, któremu też pojedyncza łza wzruszenia, spłynęła po policzku. Był dorosłym mężczyzną, wszystkie jego dzieci zdążyły wyprowadzić się już z Nory, a niektóre także i wziąć ślub, ale dopiero teraz zrozumiał, że to wszystko dzieje się naprawdę, a te lata, podczas których jego maluszki biegały wesoło po domu już nigdy nie wrócą. Rozglądają się po pomieszczeniu wracał do wspomnień, które wydawały się w tym momencie jednocześnie tak dalekie i bliskie, jak jeszcze nigdy dotąd. Miał wrażenie, jakby zaledwie wczoraj mały Fred i George dokuczali Charliemu i Billowi, doprowadzając Molly do prawdziwej furii. Patrzył na stół, przy którym jakiś czas temu siedziały jego dzieci, uśmiechając się i opowiadając o Hogwarcie i nie dowierzał, że żadne z nich już tam nie wróci. Jego wzrok mimowolnie zwrócił się ku, stojących na komodzie, ramkach ze zdjęciami. Pierwsze zdjęcie od lewej przedstawiało ubraną w suknię ślubną Hermionę, a tuż obok niej wyszczerzonego Rona, który w przeciwieństwie do swojej żony nie patrzył się w obiektyw, tylko na nią. Artur nie mógł być bardziej dumny z siebie, gdy widział z jakim uwielbieniem jego syn spogląda na tę kobietę. Był pewny, że dobrze wychował swoje dzieci. Drugie zdjęcie przedstawiało zapłakaną Audrey w objęciach Percy'ego. Fotografia ta również została wykonana podczas ślubu. Zaraz obok tego ujęcia, znajdowała się ślubna fotka Billa i Fleur. Kobieta stała uśmiechnięta, pokazując do obiektywu swoją drobną dłoń, na której znajdowała się już obrączka. Artur zerknął na ostatnie zdjęcie, które przedstawiało jego własny ślub i poczuł, jak kolejne łzy spływają po jego twarzy. Fotografia została wykonana już tyle lat temu, ale on wciąż pamiętał te nerwy, kiedy czekał na swoją ukochaną przed ołtarzem. Pamiętał jej uśmiech, jej oczy, w których tego dnia widział tylko i wyłącznie miłość. Przypomniał sobie ojca Molly, który widocznie spięty, przekazywał mu swoją córkę pod opiekę. I chociaż wtedy Artur nie mógł zrozumieć, czym pan Prewett tak bardzo się przejmował, zrozumiał to właśnie w tym momencie, w którym zdał sobie sprawę, że już za chwilę to on będzie musiał przekazać Ginny innemu mężczyźnie. Ufał Harry'emu, to było pewne, ale jednocześnie wcale nie ułatwiało to tej chwili. Oddanie swojej córki teoretycznie nie było niczym wielkim, w końcu rudowłosa i tak mieszkała już u niego, ale tu nie chodziło o to. Podanie jej dłoni Harry'emu było jedynie symboliczne, ale dla Artura oznaczało to jedno - ostateczne zakończenie pewnego etapu. Jednak, mimo że mężczyzna bardzo chciał tego uniknąć, nie chciał jednocześnie niczego jej utrudniać. Westchnął smętnie, odrywając się od wspomnień i spojrzał na swoją małą córeczkę, która wcale nie była już tak mała.
Dziewczyna stała z Harry'm obok chlipiącej Molly i rozanielonej Hermiony, która myślami była już chyba na ich weselu, bo opowiadała o czymś z takim przejęciem, że nawet pani Weasley na chwilę ucichła, by jej posłuchać. Jednak Artur widział znacznie więcej niż wszyscy inni spoglądający na narzeczeństwo. On zauważał ich gesty. Widział szczery uśmiech Ginny, której zarumienione policzki prawie dorównywały już kolorowi jej włosów. Widział jak przygryza wargę, by powstrzymać łzy wzruszenia - robiła tak od małego i widocznie ten nawyk wciąż jej towarzyszy. Ale to, co było najważniejsze dla Artura to gesty jego przyszłego zięcia. Widział, jak ten spoglądał na jego córkę. Nie było to znudzone spojrzenie, mimo że stał z nią w tej samej pozycji już od dwudziestu minut i właściwie ani razu się nie odezwał. Chłopak nie wyglądał też na zestresowanego. Już na pierwszy rzut oka widać było, że jest spokojny, opanowany i niesamowicie szczęśliwy. Jakby cały ślub i wszystko, co z nim związane było dla niego tylko miłą formalnością. Jakby już od samego początku wiedział, że Ginny i tak przejmie jego nazwisko. Potter obejmował ją jedną dłonią, która spoczywała spokojnie na jej biodrze. Widać było, że mimo wszystko trzyma ją blisko siebie. Druga dłoń powędrowała zaś do jej włosów, które dyskretnie odgarnął jej za ucho, by nie wpadały jej do oczu. Rudowłosa uśmiechnęła się, nie przerywając jednak rozmowy. Nie wydawała się zdziwiona, więc widocznie Harry nie zrobił czegoś takiego po raz pierwszy. Tak przynajmniej rozumował Artur, który oparłszy się o ścianę, analizował to wszystko w głowie.
Ginny przestąpiła z nogi na nogę, nieco mocniej opierając się o Harry'ego, co okularnik zauważył od razu i odezwał się po raz pierwszy od półgodziny. Już chwilę później całą piątką (Harry, Ginny, Molly, Hermiona i Ron) ruszyli w stronę stołu i kanap, które okupowane były już przez resztę rodziny. Ron odsunął krzesło dla, pozytywnie zaskoczonej tym gestem, żony, a Harry zrobił to samo dla pani Weasley i Ginny. Potter jednak nie usiadł, a jedynie stanął za krzesłem swojej narzeczonej i położył swoje dłonie na jej ramionach. Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę, a ten nachylił się, by krótko ją pocałować. Chwilę później rudowłosa wróciła do rozmowy z pozostałymi kobietami. Artur uśmiechnął się sam do siebie, ocierając zaschnięte łzy z policzków, ponownie spoglądając na młodego Pottera, który podchwycił jego spojrzenie. Nie zastanawiając się długo, szepnął Ginny coś do ucha i podszedł do niego. Odchrząknął.
- Cześć, Harry - zaczął Artur, spoglądając na chłopaka.
- Dzień dobry - mruknął, drapiąc się po karku z lekkim zakłopotaniem. - Chyba każdy z nas wiedział, że ten moment musiał nadejść.
Artur spojrzał na niego z miną jasno mówiącą, że nie do końca wie, o czym on mówi, choć w rzeczywistości doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Uważał po prostu, że ciekawiej będzie nieco go po stresować, by chłopak nie poczuł się od razu taki pewny siebie.
- To już ta chwila, w której dostanę wykład, że mam się troszczyć o Ginny, tak?
- Można tak to ująć, choć wydaje mi się, że nie usłyszysz ode mnie tego, czego się spodziewałeś - odparł Artur, bardzo dyplomatycznie, zachowując niemal pokerowy wyraz twarzy.
Mężczyzna nie kłamał, mówiąc że Harry raczej nie spodziewał się jego słów. Kiedy więc zdezorientowany chłopak zajął miejsce na łóżku niegdyś należącym do Rona (bo tylko w tamtym pokoju znaleźli jakieś ustronne miejsce do poważnej, męskiej rozmowy), Artur odchrząknął kilka razy.
- Więc... Jak mówiłem, raczej nie usłyszysz ode mnie słów, których oczekiwałeś.
- Nie jest pan zbyt...zadowolony, że ja i Ginny...? - Harry nie wiedział, jak ująć te pytanie, bo pierwszy raz w życiu poczuł się tak nieswojo w obecności pana Weasley'a,
Artur zaśmiał się, zrzucając z twarzy przybraną maskę. Wystarczająco zestresował już Harry'ego, tyle mu wystarczało i mógł już poprowadzić z nim tę rozmowę zupełnie poważnie.
- Nie. Tak właściwie to chciałem powiedzieć, że bardzo się cieszę, że padło na ciebie - powiedział z uśmiechem, a z okularnika uszło całe napięcie. Chłopak odetchnął z ulgą. - Nie mam też zbytnio ochoty, by prawić ci morały, o tym jak masz się zachowywać wobec niej z kilku powodów. Po pierwsze i tak mieszkacie razem już od jakiegoś czasu, a Ginny nie przybiegła do nas jeszcze z płaczem, więc zgaduje, że traktujesz ją dobrze. Po drugie, znam cię od małego i nigdy nie wydawało mi się, byś mógł ją skrzywdzić. A po trzecie, i tak zapewne byś mnie nie posłuchał. Zawsze żyjesz w niezgodzie ze wszystkimi nakazami i zakazami, Harry.
Potter zaśmiał się, dumny z siebie.
- Powiem ci jednak coś, co zapewne już wiesz. Ginny jest naprawdę wartościową dziewczyną i gdyby nie ty, to na pewno znalazło by się wielu, którzy by o nią zabiegali. Ale masz to szczęście, że jej zależy tylko na tobie. Nie zmarnuj tego, proszę cię.
- Nie ma takiej możliwości - odparł z pewnością w głosie. - Kocham ją. I mówię to naprawdę szczerze.
- Wiem, Harry. Widać to od razu - zaśmiał się mężczyzna. - Miłość to uczucie, które jest wyjątkowe i od razu ją widać. Bo tu liczą się gesty, Harry. Wierz, lub nie, ale tak samo traktowałem Molly, kiedy byłem młodszy. I traktuję ją w ten sposób do teraz. Bo w miłości ważne jest to, by ją pielęgnować i nie pozwolić, by szybko się wypaliła. Możesz zapalić świeczkę i o niej zapomnieć lub dbać o nią i chronić od podmuchów wiatru, by płonęła jak najdłużej. Związek działa podobnie. Ty o nią dbasz, a ona daje ci ciepło i światło.
- Bardzo mądre słowa, proszę pana - powiedział Harry, naprawdę poruszony tym, co usłyszał od ojca narzeczonej. - I obiecuję, że nie pozwolę, by moja świeczka zgasła.
Artur uśmiechnął się.
- Mam nadzieję. Ja może i mam już swoje lata, ale ta dziewczyna ma pięciu braci, którzy w razie czego gotowi są, by skopać ci tyłek. Ja bym uważał.
Oboje roześmiali się i dokładnie w tym momencie do drzwi zapukała Ginny, która nie czekając nawet na odpowiedź weszła do pokoju.
- Witam panów. Co tu robicie? - spytała z uśmiechem. - Szukałam cię, Harry. A ciebie, tato, szukała mama.
- Spokojnie, tylko rozmawialiśmy - powiedział Harry, wstając z łóżka i podchodząc do niej.
- Dobrze, dobrze. Chodźcie, mama postawiła na stole ciasto, którego za chwilę nie będzie.
W trójkę ruszyli do salonu.
Witam, witam! Trochę minęło od ostatniego rozdziału, choć to i tak chyba mniejsza przerwa niż ostatnio, więc jest dobrze.
Ostatnio, bo 8 marca, wybiły mi dwa lata na wattpadzie, więc z tego miejsca chciałam podziękować wam wszystkim. Tym, którzy są tu ze mną od tego czasu i tym, którzy są tu nowi. Naprawdę jestem wam wdzięczna, że mimo tych przerw i tego wszystkiego wciąż dużo z was czeka na kolejne rozdziały. Dzięki za każdy komentarz i gwiazdkę, które zawsze i niezmiennie powodują uśmiech na mojej twarzy. Dziękuję każdej osobie, która poleciła te ff swojej znajomej/znajomemu. Dziękuję za wasz odzew. Dziękuję, że czekacie. Dziękuję za wszystko.
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał. Życzę wam zdrówka i pozdrawiam was serdecznie. Do zobaczenia!
12.03.2022
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top