Rozdział 109

Była już połowa lipca, kiedy to zirytowana Ginny, siedząc przy stoliku w salonie, przeglądała oferty pracy. Na jej nieszczęście żadna z nich nie była dla niej odpowiednia - do jednej nie miała uprawnień, inna po prostu jej się nie podobała, a jeszcze gdzieś indziej przyjmowali jedynie mężczyzn. Ginny odrzuciła też ofertę pracy od George'a, który zaproponował jej, by przynajmniej przez jakiś czas dorobiła sobie u niego, wiedząc że brat zrobił to z litości. 

- Nie mam już na to siły - jęknęła w końcu, odsyłając papiery gdzieś w kąt. - Nigdy nie znajdę odpowiedniej pracy. 

- A próbowałaś pisać do jakiejś drużyny quidditcha? - spytał Harry, wchodząc do salonu. 

Ginny zmierzyła go poirytowanym spojrzeniem, na co on przewrócił jedynie oczami. 

- Tysiąc razy powtarzałam ci, że nie. Nie ma sensu, skoro i tak mnie nie przyjmą - stwierdziła, wzdychając przeciągle. 

- A ja tysiąc razy odpowiadałem, że na pewno by cię przyjęli, rudzielcu - odparł, siadając obok niej na kanapie i patrząc na nią wyczekująco, naiwnie wierząc, że może tym razem ulegnie i wyśle cv do któregoś z kapitanów. - Świetnie latasz, jesteś charyzmatyczna, a w dodatku młoda, co zapewne ich ucieszy, bo w każdym składzie potrzebny jest taki...powiew świeżości? Nie wiem, jak inaczej to nazwać. 

- Sam jesteś powiew świeżości - parsknęła, kręcąc głową. - Dzięki za miłe słowa i wsparcie, ale... Naprawdę, nie wydaje mi się, aby, przykładowo, takie Harpie z Holyhead chciały przyjąć mnie do drużyny. 

- Nie pisałaś do nich, więc nie wiesz - oznajmił, nie wiedząc już, jak inaczej mógłby ją przekonać. Według niego, Ginny idealnie nadawałaby się, jako zawodniczka w profesjonalnej drużynie quidditcha, o czym zapewniał ją od dawna. - Co ci szkodzi spróbować, co? 

Ginny zastanowiła się chwilę nad tym pytaniem, choć tak naprawdę wcale nie musiała tego robić, już od dawna znając na nie odpowiedź. Po prostu bała się ośmieszyć. Nie miała pięciu lat i doskonale zdawała sobie sprawę, że w życiu przydatne są kontakty i, że dzięki nim idzie zdziałać naprawdę wiele. Ale kim takim była ona? Dziewczyną Pottera, wielkiego bohatera? Siostrą przyjaciela Pottera? Przyjaciółką narzeczonej przyjaciela Pottera? Zawsze była tylko tłem dla Harry'ego i, o ile na co dzień jej to nie przeszkadzało, o tyle zdawała sobie sprawę, że nie jest kimś, o kogo drużyny będą się bić.

- Harry... Zastanowiłeś się chwilę, kim jestem? - spytała w końcu, ale zanim zdążyła się rozwinąć, okularnik już jej przerwał.

- Świetną, utalentowaną i w dodatku śliczną dziewczyną? 

- Nie. Jestem Ginny Weasley. Dziewczyna Pottera. Siostra Weasley'a. Przyjaciółka Hermiony - mówiła, na co Harry jedynie zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, do czego miałoby to zmierzać. - Większość osób zna mnie tylko z tego opisu. Nie wiedzą nawet, jak mam na imię. Jaką więc mam szansę na to, że to akurat mi uda się dostać do drużyny, co?

- Wydaje mi się, że ty po prostu boisz się ewentualnej porażki - stwierdził z troską. - Dlaczego nie możesz po prostu w siebie uwierzyć? Może to właśnie twój czas, by pokazać, kim jest Ginny Weasley? Że nie jesteś jakimś tam tłem, a prawdziwą, charakterną dziewczyną? Pomijając fakt, że nie uważam, byś była czyimkolwiek tłem to... Myślisz, że byłabyś jedyna, która nie ma kontaktów? Zobacz, Oliverowi się udało. Wiedziałaś, że jakiś czas temu dostał się do Puddlemere? 

Ta informacja nieco zaskoczyła dziewczynę. Pamiętała Wooda jeszcze ze szkoły, mimo że ona wtedy nie była jeszcze częścią drużyny. 

- Co prawda, na razie był jedynie rezerwowym, ale chodzą pogłoski, że od nowego sezonu ma zasilić oficjalny skład - dodał po chwili. - Ginny?

- Tak?

- Pomijając fakt, dostania się do drużyny... Gdybyś miała taką możliwość, by dołączyć do, no przykładowo, do Harpii to cieszyłabyś się, prawda? - spytał, obserwując uważnie jej reakcję. Rudowłosa westchnęła. 

- Tak, cieszyłabym się - przyznała ugodowo, pragnąc szybko zmienić temat. - Ale nie ma to w tej chwili znaczenia. Powiedz mi lepiej, czy wygrzebałeś z szafy garnitur, który ci ostatnio kupiłam? Muszę go wyprasować. Ślub Hermiony i Rona już jutro. 

Harry pokiwał głową, pogrążając się we wspomnieniach. Jakim cudem ta dwójka, która z początku za sobą nie przepadała, a potem kłóciła się przynajmniej raz w tygodniu, miała jutro stanąć przed ołtarzem? Z drugiej strony... Było na to większe prawdopodobieństwo niż na to, że on i Ginny będą razem. No bo, kto pomyślałby, że zainteresuje go młodsza siostra jego najlepszego przyjaciela? 

- Strasznie dziwne uczucie, kiedy twoi przyjaciele się żenią - mruknął w końcu, co Ginny skwitowała śmiechem. Dziewczyna wtuliła się w niego od boku, przymykając oczy.

- Ta... To pomyśl, jak ja się czuję. Mój brat się żeni. I, o ile jestem w stanie zrozumieć takiego Billa i Charliego... Merlinie, Ron się żeni. Totalna abstrakcja - parsknęła, dalej nie mogąc zrozumieć, jak do tego doszło. 

- No właśnie... Znaczy się, ja nie mam nic do Rona, ale, tak szczerze, myślałem, że to ja pierwszy się ożenię - stwierdził nagle okularnik, zwracając na siebie uwagę rudowłosej. - Coś się stało?

- Nie, nic - westchnęła ostentacyjnie, wlepiając intensywne spojrzenie w swoją dłoń. - Po prostu szukam pierścionka. Albo czegokolwiek innego, co byłoby oznaką, że faktycznie chciałeś pierwszy wziąć ślub. 

Potter parsknął gromkim śmiechem. 

- Wystarczy, że się rozejrzysz - przypomniał jej. - To ja pierwszy kupiłem duży, rodzinny dom i zaproponowałem, byś się tu wprowadziła. 

- To też fakt - zgodziła się, posyłając mu sugestywny uśmieszek. - Ale... Mieszkanie razem przed ślubem?

- Po pierwsze, świętości ty moje, sama zgodziłaś się tu ze mną zamieszkać. Po drugie, pragnę zaznaczyć, iż bliżej ci do demona niż aniołka i mieszkanie ze mną przed ślubem jest jednym z najłagodniejszych twoich grzechów, kochanie.

Ginny uśmiechnęła się zalotnie, jakby to co powiedział do niej Harry było największym komplementem i jej osiągnięciem, po czym cmoknęła go w usta. 

- Ale nie powiesz mi, że ci to przeszkadza, co? - cmoknęła go ponownie. 

Harry nie powiedział już nic więcej, odwzajemniając jej pocałunek. 

*****

Wesele Hermiony już-nie-Granger i Ronalda Weasley'a było, rzecz jasna, dość sporym wydarzeniem nie tylko ze względu na ilość zaproszonych gości, ale też dlatego, że do środka wielkiej sali - gdzie cała impreza się odbywała - próbowało wedrzeć się kilkadziesiąt reporterów, pracujących dla większości magicznych czasopism, które nie mogły przeoczyć faktu, iż dwójkę bohaterów wojennych połączył węzeł małżeński. Na całe szczęście, przed wejściem prężnie działało kilkunastu ochroniarzy, którzy z powodzeniem odpędzali nieproszonych gości, co pozwoliło reszcie świetnie się bawić. 

Całe pomieszczenie utrzymane było w kolorach bieli i jasnej zieleni, która była motywem przewodnim. Na wielkich stołach z białymi obrusami - których prawie nie było widać przez ilość jedzenia, którym owe stoły były obładowane - stały zielonkawe wazony, w których umieszczone zostały okazałe bukiety z frezji. Na jednej ze ścian, która z zamierzenia miała służyć, jako idealne tło do zdjęć, wisiały duże, drewniane litery, składające się na imiona nowożeńców, otoczone przez całą masę białych róż i światełek, które dawały naprawdę niesamowity efekt. Jednak największą uwagę wszystkich gości przyciągał parkiet, umiejscowiony na samym środku sali, na którym już wirowało kilka par, w tym młody Weasley i jego nowopoślubiona żona.

- No i stało się - skwitowała całą sytuację Ginny, ze swojego stolika obserwując swojego brata i bratową. - Dalej nie mogę wyjść z podziwu, że Ron nie zapomniał słów przysięgi. 

- Ginny! - oburzyła się Molly, która raz po raz ocierała łzy wzruszenia. - Jak możesz tak mówić? To była taka wspaniała uroczystość!

Rudowłosa nie zdążyła jednak nic odpowiedzieć zapłakanej matce, gdyż temat tej jakże pięknej ceremonii podchwyciła już jakaś daleka ciotka, zaczynając chwalić cudowną suknię panny młodej i samych nowożeńców, ani na chwilę nie zaprzestając opychania się tortem weselnym. 

- A teraz zapraszamy wszystkie pary do tańca! - zabrzmiał głos wodzireja na co dziewczyna jedynie przewróciła oczami, wiedząc że większość osób już dawno nie było w stanie w stać, a co dopiero tańczyć. - Nie przyjmujemy odmów!

Harry odchrząknął, sprawiając, że rudowłosa dziewczyna odwróciła się w jego stronę. 

- Mogę prosić panią do tańca? - spytał, udając pełną powagę. 

- A mam jakiś wybór?

- Z tego, co słyszałem nie przyjmują odmów, więc raczej nie - zaśmiał się, wstając ze swojego miejsca, po czym ujął jej drobną dłoń w swoją. - Madame, chodźmy już. 

Rozbawiona Ginny pokręciła jedynie głową, również podnosząc się ze swojego miejsca i ruszając na parkiet. Z głośników zaczęły płynąć już pierwsze nuty jakiejś wolnej piosenki, na co dziewczyna z uśmiechem przysunęła się bliżej chłopaka, opierając swoją głowę o jego klatkę piersiową. 

- Mówiłem ci, że cię kocham? - spytał po jakimś czasie Harry. 

Światła w sali lekko przygasły, tworząc niepowtarzalny klimat. 

- Coś tam wspominałeś - mruknęła, uśmiechając się błogo i przymykając oczy, nieustannie kołysząc się w rytm spokojnej muzyki. - A ja ci to mówiłam?

Potter zaśmiał się cicho, mocniej ją obejmując. 

- Kilka razy ci się zdarzyło. 

- To dobrze - odparła, po czym zamilkła na chwilę, wsłuchując się w jego spokojny oddech i cichą muzykę, która wciąż rozbrzmiewała z głośników. - Powinniśmy częściej tańczyć, wiesz?

- Tak myślisz? - spytał z rozbawieniem. - To co, może następny raz na naszym weselu?

- Podoba mi się ten pomysł - przyznała. - Ale jeszcze bardziej podoba mi się wizja, w której mam na nazwisko Potter. 

- O tak, też jestem za - zabrał jedną dłoń z jej tali, by móc unieść jej brodę w taki sposób, by na niego patrzyła. - Uważam wręcz, że jest to sprawa priorytetowa. 

Ginny pocałowała go w momencie, w którym wybrzmiały ostatnie dźwięki wolnej piosenki. 

*uznałam, że u mnie nie będzie Hermiony Granger-Weasley, a po prostu Hermiona Weasley. Nigdy nie podobała mi się wersja, w której Hermiona zostawia sobie dwuczłonowe nazwisko, uważam, że ona i Ron kochali się na tyle, że dziewczyna nie widziała takiej potrzeby. Dla mnie zmiana nazwiska zawsze była takim trochę symbolem miłości. 

No hej, anonimki! Dawno mnie nie było, ale teraz jestem! Coraz bardziej zbliżamy się do końca, ale cóż zrobić. Nic nie trwa wiecznie. Mam nadzieję, że podobał wam się ten rozdział. Szczerze mówiąc, pisało mi się go całkiem przyjemnie - mam nadzieję, że podobnie się go czyta. Życzę wam dużo zdrówka i pozdrawiam was serdecznie. 

19.09.2021

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top