Rozdział 105
Na wstępie powiem tyle: wiem, że długo mnie nie było. Czy mam coś na swoje usprawiedliwienie? Tak, ale nie do końca, więc po prostu zostawmy ten temat. Przepraszam. Mam nadzieję, że ci z was, którzy jeszcze pamiętają te ff, będą zadowoleni.
Cały czerwiec przeleciał Ginny tempem błyskawicy, bo dziewczyna spędziła go na nauce i treningach quidditcha, które przyniosły pożądany efekt i zapewniły Gryffindorowi wygraną, co cały dom lwa zamierzał hucznie świętować.
W ten właśnie sposób dzień przed egzaminami, zamiast powtarzać wszystko na ostatnią chwilę, rudowłosa dziewczyna wybierała wraz z przyjaciółkami sukienkę na tamten letni dzień, który cały dom lwa (oraz osoby z poza niego, które miały ochotę poświętować ich sukces) miał spędzić na szkolnym Błoniu, śmiejąc się; jedząc potrawy, które miały przygotować im skrzaty, poproszone o to przez kilku zaprzyjaźnionych Puchonów oraz popijać te mniej i bardziej legalne napoje.
- No więc, jak myślisz, lepsza będzie ta - tu Ginny wskazała na niebieską, falbaniastą sukienkę - czy ta? - dodała, wskazując palcem na zieloną suknię, sięgającą nieco przed kolano.
- Oj, zdecydowanie ta - powiedziała Demelza, z dość ciekawym wyrazem twarzy przyglądając się zielonej sukience, która posiadała znacznie większy dekolt od drugiej kreacji. - Dobrze, że nie ma tu Harry'ego, bo mógłby być naprawdę zazdrosny.
Luna, która również miała brać udział w zabawie i przygotowywała się do tego wszystkiego razem z resztą swoich przyjaciółek zaśmiała się cicho.
- Uważaj tylko, by za dużo osób nie gapiło ci się w...miejsce, które powinno być zarezerwowane tylko dla tego jedynego - parsknęła blondynka, podchodząc do lusterka, po czym za pomocą zaklęcia zakręciła sobie włosy, tym samym kończąc swoje przygotowania.
Krukonka miała na sobie niebieską, rozkloszowaną sukienkę w białe kropki, baleriny w czarnym kolorze i swoje kolczyki z kapselków po kremowym piwie, które, jak uważała, idealnie pasowały do jej kreacji. Na twarzy nie miała ani grama makijażu, stwierdzając, że jest on jej niepotrzebny, nad czym bardzo ubolewała Demelza.
- Ginny, skoro wybrałaś już sukienkę, pozwól, że chociaż tobie zrobię makijaż. Jako, niestety, była już kapitan naszej drużyny, musisz błyszczeć, nieprawdaż? - spytała Robins, przesadnie mrugając oczami, by zapewnić sobie zgodę przyjaciółki.
Weasley'ówna jedynie westchnęła i potaknęła, dając dziewczynie ciche przyzwolenie na zrobienie z niej bóstwa.
- Jesteście stuprocentowo pewne, że to dobry pomysł, aby dziś odpuścić nauki i świętować? - zadała wreszcie trapiące ją pytanie Ginny. Dziewczyna zastanawiała się nad tym od dłuższego czasu, i choć wcześniej tak zadowolona z tego pomysłu, obecnie nie była go już tak pewna.
- Moim zdaniem tak - westchnęła Luna, odkładając Żonglera na szafeczkę nocną należącą do Demelzy. - Dziś i tak byłabyś zbyt zestresowana, by coś zapamiętać, a tak może jakoś się odstresujesz.
- No właśnie! Uczyłyśmy się już wystarczająco dużo czasu - jęknęła Robins, malując usta Ginny błyszczykiem. - Na pewno to zdamy.
- Och, będę tego żałować - mruknęła, wzdychając.
- Najwyżej - Demelza wzruszyła ramionami, wydając się tym zupełnie nie przejęta. - To ostatnia nasza szansa na takie coś... Za mniej-więcej tydzień skończymy tę szkołę i już tu nie wrócimy.
To wyraźnie zasmuciło całą trójkę. Oczywiście, zarówno Ginny, Demelza, jak i Luna zdawały sobie sprawę, że ten moment zbliża się wielkimi krokami, ale zdanie te, wypowiedziane na głos (chyba po raz pierwszy) zabrzmiało naprawdę poważnie.
- Och, będzie mi tego brakować - szepnęła Ginny, z sentymentem rozglądając się po swoim dormitorium, zupełnie, jakby widziała je pierwszy raz w życiu. - Tyle wspomnień. Tych dobrych i złych...
- A może to właśnie szansa, by już na dobre pozostawić te okropne czasy za sobą i zabrać stąd jedynie te dobre wspomnienia? Wyrzucić z pamięci te wszystkie walki, ten strach... - stwierdziła poważnie Robins, odkładając wszystkie przyrządy, potrzebne jej do wykonania makijażu na miejsce. - Kończymy pewien etap, wchodząc w następny...
- Nim się obejrzymy będziemy mieć własne domy, pracę, może i dzieci... - rozmarzyła się Luna, uśmiechając się przy tym pod nosem.
- Oj, z tymi dziećmi to może się wstrzymajmy na razie. - parsknęła Robins, rozglądając się po przyjaciółkach - No wiecie, jesteśmy jeszcze młode. To czas na szaleństwo, zabawę, imprezy, alkohol... Na dzieci jeszcze przyjdzie czas.
- Jak jesteśmy w temacie dzieci... - zaczęła Ginny, ale Luna przerwała jej, spoglądając na nią badawczo.
- Jesteś w ciąży?
- Co? - spytała, po czym połączyła fakty. - Nie! Nie, Merlinie, nie!
Demelza parsknęła śmiechem.
- Chodziło mi tylko o to, ile chciałybyście mieć dzieci. No wiecie, nie mówię, że teraz, ale tak ogólnie - zmieszała się lekko rudowłosa, po czym dodała: - Ja to bym chciała z dwójkę przynajmniej... Albo więcej, bo...
- Oj, przestań się tłumaczyć. Wiadomo, że chęć posiadania dużej rodziny to wymówka, by więcej razy... - Demelzie nie dane było skończyć, gdyż oberwała od zawstydzonej Weasley'ówny po głowie. - Ej! Ty już nie rób z siebie takiej świętoszki! Przypomnieć ci, jak w lato przyszłam do was i zeszłaś do mnie w szlafroku i pod nim...
- Zamknij się, idiotko! - syknęła Ginny, mordując ją spojrzeniem. - Odezwała się ta, co sylwestra spędziła na godzeniu się ze swoim ukochanym. Bardzo głośnym godzeniu.
- Ach tak? - Demelza podniosła się ze swojego miejsca, zakładając ręce na piersiach, po czym zmroziła przyjaciółkę spojrzeniem. - A pamiętasz, jak...
- Starczy! - krzyknęła Luna, chcąc nie doprowadzić do kłótni. Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że dziewczyny tylko udają obrażone, ale nie chciała kusić losu. - Po prostu ustalmy, że obie jesteście niewyżyte.
Demelza i Ginny spojrzały na Krukonkę z niedowierzaniem, ale posłusznie zakończyły tamten temat i, przeglądnąwszy się wcześniej kilka razy w lustrze, opuściły wreszcie dormitorium, wychodząc na szkolne Błonia, gdzie wszyscy zaczęli się już gromadzić.
- Hej, Ginny! - usłyszały głos należący do kogoś, kogo Demelza najchętniej zmiotłaby zaklęciem z powierzchni ziemi.
- Oh, hej... Nick - mruknęła niezręcznie Ginny, uśmiechając się delikatnie. - Fajnie, że przyszedłeś.
Chłopak odwzajemnił jej uśmiech, zjeżdżając wzrokiem nieco niżej, wprost w dekolt jej sukienki, robiąc to na tyle dyskretnie, że rudowłosa tego nie zauważyła. Na jego nieszczęście, Demelza obserwowała go uważniej, ściskając w pogotowiu swoją różdżkę.
- Tak, też się cieszę. Wyglądasz zjawiskowo - powiedział z radością, a wtedy to zignorowana przez niego Demelza postanowiła odchrząknąć, by dać mu znak, że też tam jest. - O, Robins. Ty nie wyglądasz zjawiskowo, ale jak na ciebie nie jest źle.
- Och, dziękuję, panie zadufany-w-sobie-dupku - sarknęła, po czym wskazała kolejno na siebie, Lunę i w końcu Ginny. - Ja oraz moje dwie przyjaciółki miałyśmy w planach miło spędzić ten dzień, więc wydaje mi się, że będziemy musiały już uciekać, póki wciąż mamy dobre humory. Znajdź sobie kogoś innego do towarzystwa. Może być tamto drzewo, prawdopodobnie jesteście na podobnym poziomie.
- Och, ależ ty zabawna. Normalnie boki zrywać. Powinni dać ci order za najbardziej suchy żart tego świata, ale niestety nie wymyślili jeszcze takiej kategorii. Ale nie martw się, dopilnuję, by w razie czego w pierwszej kolejności przyznali go tobie - zapewnił ją z udawanym uśmiechem.
- Jesteś po prostu żałosny - syknęła, mierząc go morderczym spojrzeniem. - I nic więcej. Gdybym mogła to wypisałabym się z domu lwa, byleby nie przynależeć tam, gdzie ty i w żadnym przypadku nie być z tobą kojarzona.
- Uwierz mi, że działa to w dwie strony, księżniczko od siedmiu boleści - wycedził przez zęby. - Współczuje temu twojemu chłoptasiowi, że musi z tobą wytrzymywać. Chyba wyślę mu list z kondolencjami.
To już zdenerwowało dziewczynę nie na żarty. Robins wyciągnęła różdżkę, dotychczas ukrytą za plecami, przed siebie, celując nią w Nicka.
- O mnie możesz gadać sobie, co chcesz. Mam gdzieś ciebie i twoją opinie, a gdybym mogła to podtarłabym sobie nią tyłek. Ale Seamusa zostaw w spokoju, dobra? To już jest granica, której nie powinieneś przekraczać, bo w przeciwnym razie - dziewczyna zbliżyła się do niego na tyle, by tylko on słyszał, co miała zamiar powiedzieć. - możesz stracić coś bardzo cennego, jeśli wiesz, o co mi chodzi. Wtedy to Seamus wyśle ci kondolencje.
I tym akcentem pociągnęła za sobą Ginny, nie dając się jej nawet pożegnać z nachalnym Gryfonem. Atmosfera nieco się rozluźniła.
- Nie rozumiem, naprawdę, nie rozumiem, dlaczego ty wciąż się z nim zadajesz - mówiła dziewczyna, zaciekle idąc przed siebie. - On jest taki... Taki... Taki...
- Denerwujący? Wkurzający? Nachalny? Niezbyt inteligentny? - wymieniała Luna, która mimo, że najbardziej miła z całej ich trójki, za owym Gryfonem bardzo nie przepadała.
- Dokładnie! - wykrzyknęła szatynka, siadając na kocu, rozłożonym na trawie niedaleko jeziorka.
- Nie jest taki zły, jak się go lepiej pozna - szepnęła, niepewna swoich słów Ginny, a na Demelze zadziałało to niczym płachta na byka.
- Nie taki zły? - parsknęła. - Gdybym miała możliwość użyć avady dwa razy, a przede mną stał by Nick, Voldemort i jakiś jego przydupas to strzeliłabym do tego durnowatego Gryfona dwa razy!
- Po co aż dwa? - spytała Luna, patrząc z niepokojem na Demelzę, która coraz bardziej się nakręcała.
- Dla pewności, że ten dupek już nie wstanie - warknęła. - A teraz przepraszam, idę się napić.
Nikt nie dyskutował już ze zdenerwowaną Demelzą, a Luna i Ginny pogrążyły się w rozmowie na temat jutrzejszych egzaminów, a także tego, co czeka na nich po skończeniu Hogwartu.
Tak właśnie mijały im godziny, podczas których dosiadły się do nich inne osoby z różnych domów, przynosząc ze sobą kolejne przekąski i napoje, przed którymi dziewczyny nie miały już oporów.
Do tego czasu zdołała nawet odnaleźć się Demelza, nieco już podpita, z rozmazaną szminką i bez buta, mówiąc, że zgubił się on podczas tańczenia.
- Nocujmy ty! - wykrzyknęła o dwudziestej drugiej Robins, kiedy robiło się powoli ciemno, a ktoś rzucił propozycję, by zbierać się do zamku. - Będzie...extra.
- Demelzo, nie jesteś chyba do końca trzeźwa, a ja przypominam tylko, że jutro mamy najważniejszy egzamin naszego życia - mruknęła Ginny, która, choć też nieco podpita, była w o wiele lepszym stanie niż przyjaciółka.
- Damy radę! - kontynuowała dziewczyna, po czym wyjęła różdżkę z torebki i machnąwszy nią kilka razy (gdyż w jej obecnym stanie ciężko było jej to zrobić od razu) transmutowała pustą butelkę od piwa kremowego w czerwony namiot. - Idealny!
- No nie wiem... Ja wciąż nie jestem przekonana - jęknęła Ginny, ale zagłuszyło ją kilka osób, popierających Demelzę (w tym Luna, która swoim rozmarzonym tonem opowiadała, jak cudownie będzie oglądać gwiazdy przed snem).
W końcu stanęło na tym, że wszyscy zostali na Błoniu, które chwilowo stało się polem biwakowym dla połowy uczniów z Hogwartu.
- McGonagall chyba nas zabije, jak się o tym dowie - mruknęła jakaś Puchonka, jakby drżąc na samą myśl złości dyrektorki.
- Wydaje mi się, że ona doskonale wie, ale daje nam ciche przyzwolenie - uspokoiła ją Ginny, po czym schowała się w swoim namiocie, który dzieliła razem z Demelzą, która już usnęła, wiercąc się i kręcąc.
Rudowłosa skuliła się w kłębek, próbując zasnąć, choć było to naprawdę ciężkie, kiedy Demelza za wszelką cenę chciała nabić jej siniaki w każdym możliwym miejscu, non stop kopiąc ją, a na dodatek chrapiąc niemiłosiernie.
- Sto razy bardziej wolałabym leżeć teraz obok Harry'ego - jęknęła cicho, chowając twarz w koc, który zwinęła w ten sposób, by stwarzał on swego rodzaju poduszkę.
Westchnęła ostatni raz, pocieszając się myślą, że jeszcze około tygodnia i znów się zobaczą; znów będą razem codziennie; znów będzie mogła całować go na dzień dobry; spać obok niego, wsłuchując się w jego miarowy oddech.
Z tą myślą usnęła.
Nie było jej jednak dane pospać długo, gdyż już po piętnastu minutach poczuła, jak ktoś szturcha ją po nodze, próbując wybudzić ją ze snu.
- Nick? - wyjąkała, ziewając. - Czego chcesz?
- Porozmawiać. Obiecuję, zajmę ci jedynie chwilkę - mruknął, uśmiechając się przepraszająco.
Ginny z głośnym westchnięciem podniosła się i na czworaka wyszła z namiotu, po czym usiadła z Gryfonem tuż przy jeziorku.
- Dowiem się, czemu mnie obudziłeś? - jęknęła, patrząc na niego z rozdrażnieniem.
- Chciałem cię przeprosić za tą szopkę przy tej twojej przyjaciółeczce - stwierdził, patrząc na jej twarz, taką spokojną, niezmąconą niczym. Na jej włosy, które kaskadami opadały jej na plecach, a lekki wiaterek rozdmuchiwał je na boki. - Wybaczysz mi, co nie?
Nie czekając na odpowiedź, pociągnął ją delikatnie w swoją stronę, obejmując ją mocno.
- Zostaw mnie - usłyszał cichą prośbę, której zupełnie się nie spodziewał.
- Co?
- Puść mnie, Nick - zażądała, tym razem pewniej i głośniej. - Najpierw musimy sobie coś wyjaśnić.
- Tak jest, moja ty królowo - uśmiechnął się w jej stronę.
- Żadna królowo, to po pierwsze. A po drugie... - zawiesiła się na chwilę, zapatrując się w spokojną taflę wody. - Nick ja mam dosyć tego, że ciągle nie pasuje ci ktoś z mojego otoczenia. Najpierw miałeś jakiś problem do Harry'ego, teraz do Demelzy. To, że nie odezwałam się dziś rano, nie znaczy, że zezwalam ci na takie jej traktowanie, rozumiemy się?
- Ależ oczywiście - przyznał, choć jakby z niechęcią, po czym ponownie ją objął. - Jak dobrze, że już się na mnie nie gniewasz, kochana.
- Nick, ja nie skończyłam - jęknęła, wyrywając się z jego uścisku, po czym wstała, patrząc na niego rozeźlona. - To już nie pierwszy raz odstawiasz takie cyrki, a ja zaczynam tracić do ciebie cierpliwość. Non stop coś psujesz, mieszasz i mącisz, a potem powiesz 'przepraszam' i myślisz, że jest super, a ja najlepiej powinnam ci się rzucić na szyję i oznajmić całemu światu, że cię kocham. Nie na tym polega życie, wiesz? Sama nie wiem, czy nasza znajomość ma w tym wypadku jakiś sens.
- Ale... Ginny... Ja...
- Nick, nie mam teraz na to czasu. Idę spać, jutro OWTM'y, a ja mam zamiar zdać je jak najlepiej. Nie mam teraz czasu ani ochoty słuchać twoich wymyślonych na poczekaniu wymówek. Przemyśl to, dobranoc.
No hej... Nie przedłużając, powiem tyle: przepraszam. Po prostu. Nie wiem, jak to jest, że te rozdziały tak się rozregulowały. Miały być, co sobotę i ah... No nic, mam nadzieję, że ci z was, którzy wciąż tu są i czekali, są zadowoleni, a rozdział wam się spodobał. Naprawdę dziękuję, jeśli jeszcze tu jesteście. Postaram się wrzucać częściej.
Życzę wam zdrówka i pozdrawiam.
30.05.2021
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top