Rozdział 97
Na dole jest nominacja, w której wyjawiam swoje imię xd, jeśli ktoś ma ochotę mnie "lepiej poznać" (a zakładam, że takich osób nie ma dużo) niech sobie poczyta
*****
Harry zorientował się, że nadszedł kwiecień, jedynie po tym, że na dworze zrobiło się ciepło, słońce grzało niemiłosiernie, a cały świat obudził się do życia.
Ostatnimi czasy okularnik praktycznie nie odchodził od biurka, nawet będąc w domu, gdzie teoretycznie powinien odpoczywać po wyczerpujących kursach aurorskich. Potter w całości poświęcił się sprawie morderstwa pana Parkinsona, nie zważając na to, że obecnie był już na skraju wyczerpania i przydałby mu się choćby dzień przerwy - on uważał, że nie miał na to czasu.
- Wracamy do punktu wyjścia. - ogłosiła Madeleine, przecierając przekrwione oczy, dokładnie w momencie, w którym zegar wybił godzinę pierwszą trzydzieści osiem.
Mała grupka, składająca się z byłej Ślizgonki, Harry'ego, Rona i Mike'a rozsadowiona była w salonie Pottera i pochylała się właśnie nad stołem zapełnionym dokumentami, zdjęciami i innymi papierami, dotyczącymi owego morderstwa.
- Nie no... Ja mam gdzieś taką robotę! - wrzasnął zdenerwowany Mike, waląc pięścią w stół, przy czym kilka starannie posegregowanych kartek upadło na podłogę.
- No brawo, geniuszu. - sarknęła Madeleine, która własnoręcznie układała te papiery. - Coraz bardziej upewniasz mnie w tym, że jesteś be...
- Ej, ej, ej! Spokój! Ja wiem, że jest późno i wszyscy jesteśmy zmęczeni, ale naprawdę... Mamy do rozpracowania motywy zbrodni, a jak tak dalej pójdzie to zaraz będziemy mieli do rozwiązania kolejną. - przerwał im Harry, wzdychając głośno i podnosząc z ziemi dokumenty.
Cała czwórka była już padnięta, co widocznie dawało im się we znaki. Najbardziej sfrustrowana była jednak Platten, która, będąc naprawdę wykończoną i poddenerwowaną całą tą sytuacją, nie mogła zapanować nad swoim temperamentem, dając upust emocjom wyżywając się na każdym, kto tylko się podłożył.
- Jakby była tu Hermiona wszystko poszłoby łatwiej i szybciej. - jęknął Ron, co na dziewczynę zadziałało niczym płachta na byka.
- Hermiona, och, Hermiona... - przedrzeźniła go dziewczyna, wywracając oczami i podnosząc ręce do góry, jakby prosząc o cierpliwość. - Ile razy trzeba ci jeszcze powtórzyć, że nie ma jej tu i nie będzie, bo nie ma uprawnień, by interesować się tą sprawą, Weasley?!
To, co powiedziała dziewczyna było prawdą. Jakiś czas temu, na jednym z wykładów pan Craig oznajmił im, że mają niepowtarzalną szansę, aby oprócz teorii zaznać trochę praktyki, mając na myśli sprawę morderstwa. Ochotników zgłosiło się dużo, ale wybrana została tylko czwórka, która zaczęła współpracować razem z doświadczonymi aurorami. Nikt z poza kręgu tych osób nie miał wglądu w akta, a każde złamanie tej zasady groziło srogą karą. Nikt więc nie zamierzał ryzykować, a Hermiona mogła jedynie objeść się smakiem, jeśli chodziło o informacje, dotyczące zbrodni.
- Zamknąć się wszyscy! - wrzasnął w końcu Harry, który dość już miał pilnowania pozostałej trójki przed pozabijaniem siebie nawzajem. - Wydaje mi się, że na dziś już chyba nam wszystkim wystarczy.
- Nie zrobiliśmy nawet połowy tego, co zrobić mieliśmy, Harry. - odparła Madeleine, wskazując na dokumenty i zdjęcia, leżące na stole.
- A masz siłę, by zrobić coś jeszcze? - zapytał Potter, patrząc na nią z niedowierzaniem. - Nie jesteśmy robotami, a jutro też jest dzień. Musimy wstać o piątej, by zdążyć na kursy.
- Co racja, to racja... - mruknął Mike, ziewnąwszy głośno, po czym z trudem podniósł się z kanapy. - Clara pewnie nie śpi i dalej na mnie czeka.
- Oj, na pewno płacze z tęsknoty. - sarknęła Madeleine, również podnosząc się z kanapy i przytuliła Mike'a na pożegnanie. Mimo, że uwielbiała robić przytyki w jego kierunku, uważała go za naprawdę dobrego kolegę. - Do zobaczenia jutro, przegrywie.
- Jasne, pa! - odkrzyknął jej chłopak, po czym prędko pożegnał się z resztą znajomych i opuścił dom Pottera, teleportując się do mieszkania, które dzielił ze swoją młodszą o dwa lata dziewczyną, która również chodziła z nimi na kursy.
- Ja też będę się w takim razie zbierać. Du... - urwała, bo zdała sobie sprawę, że przy Harry'm lepiej nie wspominać o Dursley'u, który dalej był dla niego dość drażliwym tematem. Po ostatnim spotkaniu nie zorganizowali kolejnego, a Madeleine zaczęła wątpić, czy to w ogóle był dobry pomysł. Tego samego dnia, kiedy się spotkali odbyła z Dudleyem bardzo poważną rozmowę, podczas której chłopak opowiedział jej o wszystkim, tym razem niczego nie zatajając, a Platten stwierdziła, że ta sytuacja faktycznie musiała być dla Harry'ego dość niekomfortowa.
- Spokojnie, nie obrażę się, jeśli wypowiesz jego imię. Nie popadajmy w paranoję. - stwierdził okularnik, wstając, by ją pożegnać. - Do zobaczenia jutro. A właściwie to dzisiaj...
Kiedy dziewczyna się teleportowała było już po drugiej, a Harry i Ron byli naprawdę zmęczeni. Fakt, że mieli jedynie trzy godziny snu w ogóle im nie pomagał.
- Stary, mogę się kimnąć u ciebie? Nie chcę budzić Hermiony... - mruknął rudowłosy, ziewając przeciągle i trąc zaspane oczy.
- No pewnie! - odparł entuzjastycznie Harry, przez co Ron spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Nie wiem, skąd biorą się w tobie takie pokłady energii. - parsknął. - Mi to się już nawet nie chce gadać, o krzykach nie mówiąc.
- W takim razie dobranoc, Ron. Położyć ci pościel w gościnnym, czy...?
- Daj ją tu. - mruknął chłopak, mając na myśli kanapę, na której właśnie leżał. - Nie mam siły się stąd ruszyć.
- Jak sobie życzysz. - zaśmiał się Potter, ruszając w stronę swojej sypialni, skąd wziął dodatkową pościel i jednym machnięciem różdżki odesłał ją do salonu, prosto na rudowłosego chłopaka, który nie miał siły nawet się nią porządnie przykryć, więc usnął tak, jak leżał do tej pory.
*****
Głośne brzęczenie budzika wyrwało Harry'ego z jego snu, który wyjątkowo mu się podobał. Przedstawiał on jego i Ginny na jakiejś łące, uśmiechniętych i szczęśliwych. Harry nie pamiętał już z czego się cieszyli, ale wiedział, że musiało to być coś ważnego, bo Ginny miała łzy w oczach, co nie zdarzało się często.
Szybko jednak otrząsnął się z sennych marzeń, z trudem uchylając powieki, klnąc pod nosem.
- Ron, durniu, wstawaj! - krzyknął, samemu zwlekając się z łóżka i zerkając w lustro. Gdyby nie to, że jak inferius wyglądał już od kilku dobrych dni, przestraszyłby się własnego odbicia... Miał wory pod oczami, włosy roztrzepane bardziej niż zazwyczaj i kilkudniowy zarost, którego nie miał czasu zgolić.
Korzystając z okazji, że udało mu się podnieść z łóżka tak prędko, ruszył wprost do łazienki, gdzie wziął szybki, ale porządny prysznic, a później ogolił się naprędce, rozcinając sobie przy tym policzek.
- Ron, jełopie! - wrzasnął, wchodząc do salonu. Zdążył się już ubrać, ale włosy wciąż miał mokre i wycierał je ręcznikiem, patrząc, jak jego przyjaciel z błogą miną przewraca się na drugi bok. - Wstawaj w tej chwili, albo zwale cię z tego łóżka razem z pościelą!
Rudowłosy nic sobie jednak nie zrobił z jego gróźb, toteż Harry rzucił ręcznik na jedno z krzeseł, po czym podszedł do kanapy i z lekką trudnością (ponieważ Ron jednak swoje ważył, a i kanapa zbyt lekka nie była) przechylił ją w taki sposób, że jego przyjaciel sturlał się z niej, upadając na podłogę z głośnym hukiem.
- Au! - wrzasnął chłopak, natychmiast się przebudzając, po czym zaczął wyplątywać się z kołdry, jednocześnie posyłając Harry'emu mordercze spojrzenie. - To bolało!
- Spotkanie pierwszego stopnia z podłogą zazwyczaj boli. - zaśmiał się Harry, wchodząc do kuchni, gdzie już czekał na nich dzban mocnej kawy i patelnia jajecznicy. Potter był gotów klęknąć i wychwalać Stworka pod niebiosa. - Merlinie, Stworek, spisałeś się na medal!
- Stworek cieszy się, że jego pan jest zadowolony. - mruknął skrzat, kłaniając się nisko. Na jego szyi pobłyskiwał medalion należący do Regulusa.
- Oj, nawet nie wiesz, jak bardzo. - dodał okularnik, zasiadając do stołu, gdzie od razu nalał sobie kawy prosto ze dzbanka. Nie lubił mocnej kawy, ale wiedział, że po trzech godzinach snu, tylko ona będzie w stanie postawić go na nogi. - Ron, do licha, czy ta kołdra okazała się być za dobrym przeciwnikiem, czy postanowiłeś usnąć na podłodze?
- Bardzo śmieszne. - jęknął sfrustrowany chłopak, wchodząc do kuchni, dalej w ciuchach z wczorajszego dnia. - O, jajecznica!
- Jedzenie, czyli to, co Ron Weasley lubi najbardziej. - parsknął Harry, prawie wylewając swoją kawę. - Jedz, dam ci jakąś moją koszulkę. Postaram się znaleźć największą, jaką posiadam. Spodni w twoim rozmiarze niestety nie mam.
- Okej, dzięki. - mruknął, nalewając sobie kawy i upijając nieco z kubka, po czym wypluł ją wprost na przyjaciela. - Fuj! Co to za świństwo?!
- Dzięki za troskę, ale już brałem prysznic. - sarknął Harry, z obrzydzeniem wycierając swoją twarz i koszulkę, po czym wyjął różdżkę, by oczyścić się dokładniej za pomocą jednego z zaklęć. - Moim rodzicom niech będą dzięki, że urodziłem się jako czarodziej, bo inaczej musiałbym brać drugą kąpiel, a na to nie mamy już czasu.
- No już, skończ marudzić i daj mi te koszulkę. Zaraz musimy być w ministerstwie. - oznajmił Ron, odkładając do zlewu talerz po jajecznicy. - A ja mam zamiar znaleźć Hermionę, by przeprosić ją, że nie wróciłem na noc. Na pewno się martwiła.
- Pantofel się z ciebie zrobił. - zaśmiał się Harry. - No chyba, że faktycznie Hermiona jest o mnie zazdrosna. No wiesz, w końcu jestem tym sławnym Potterem.
- Och, zamknij się. - jęknął, po czym zdzielił go w ramię. - Dziś spotykamy się u Madeleine?
- Co? - spytał Harry, który kompletnie zapomniał, że tego dnia spotkanie ich czwórki miało odbyć się nie u niego w domu, tak, jak dotychczas, a u Madeleine, a co za tym idzie, będzie zmuszony spotkać się z kuzynem. - A, tak, faktycznie...
- Denerwujesz się spotkaniem z tym gumochłonem?
- Nie, pff, zwariowałeś?
- Czyli tak. - zaśmiał się Ron, wkładając na siebie koszulkę Harry'ego. - No, duża to ona nie jest, ale ujdzie w tłumie.
- Ej, wypraszam sobie. Moje koszulki są idealne, to ty jesteś jakiś wyrośnięty. - prychnął Harry, zerkając na zegar. - O kurczę... Mamy pięć minut, by stawić się na zbiórce!
Hej, hej, hej! Witam was w marcu i no, co mogę powiedzieć... Jestem podekscytowana faktem, że już w poniedziałek minie rok, odkąd jestem na tej platformie... Nie będę wam dziś dziękować, bo na to przyjdzie czas... To właśnie z tego powodu rozdział ten nie należy też do najdłuższych... Po prostu nie miałam zbytnio czasu i początkowo nie planowałam nawet dodawać tego rozdziału dzisiaj. Ale no cóż, nie mogłam się powstrzymać.
A teraz nominacja od Jullaa28
1. Dałam sobie nick anonimowa, ale, że zbliża się już rok odkąd tu jestem i zauważyłam, że raczej nikt mnie nie rozpozna po imieniu... Mam na imię Zuzanna. Jest tu jakaś moja imienniczka?
2. Um... To zależy. Ale chyba pies...
3. Ojej, jednego nie wybiorę... Róż, niebieski, biały, czarny... Długo, by wymieniać.
4. Wczoraj, ale zaraz to nadrobię.
5. Lato, dokładniej lipiec.
6. Przeznaczyłabym trochę na bieżące wydatki, bym nie musiała prosić mojego taty, o pieniądze na przykład na kosmetyki... Resztę zaoszczędziłabym na studia, a część dałabym mojemu tacie, by móc go odciążyć (:
7. Eee, teraz?
8. Różnie bywa, ale zazwyczaj w przedziałach 23-1
9. Oj, ciężki wybór, ale chyba pizza
10. Słońce, choć deszcz też lubię
11. Ojeju... Polski (w końcu poszłam na humana) i chyba chemia
12. Geografia, informatyka, matma
13. Em, jestem słaba w nominacje... Ale w tym pytaniu chyba chodzi, o osobę, która mnie nominowała, tak? (Błagam, powiedzcie, że nie jestem aż taką kretynką)... Jeśli mam rację, to... W sumie cię nie znam, ale wiem, że czytasz i komentujesz moje ff i co tu dużo mówić... Mogę chyba powiedzieć, że tak, lubię cię.
14. O Merlinie, co to za pytanie... Ogólnie to ja mogłabym tu napisać rozprawkę i zrobić za i przeciw, ale kurde, nie ma na to czasu... Powiem jedynie, że nie wiem, czy bym się na to zdecydowała (pomyślcie tylko, ile tam by musiało być kazirodztwa).
15. _shy_me_
Jeśli ktoś nie chce, albo już był nominowany - niech to, kolokwialnie mówiąc, oleje
Nie będę przedłużać, życzę wam po prostu zdrowia i pozdrawiam!
06.03.2021
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top