Rozdział 77
Okienko numer 7
Dla tych, co niewiedzą: jako okienko 4, 5 i 6 wrzuciłam prolog, rozdział 1 i 2 do nowego ff o Neville'u i Hannie Abbot. Dajcie temu opowiadaniu szansę.
*****
Pierwszy tydzień w Hogwarcie minął rudowłosej dziewczynie bardzo szybko, ale i niezwykle intensywnie. Wszyscy profesorowie cały czas, w kółko i, w kółko gadali, o tym, jak OWTM'y są ważne oraz, że nim się obejrzą przyjdzie im usiąść na jednym z krzeseł w Wielkiej Sali i napisać test, który będzie ich przepustką do ukończenia szkoły. Oczywiście, to nie była jedyna sprawa, która zaprzątała umysł dziewczyny. Na swojej głowie miała również wybory do drużyny quidditcha, które zamierzała zorganizować w tę sobotę. Kolejną nurtującą ją sprawą była sytuacja, w jakiej znalazła się jej najlepsza przyjaciółka, Demelza. Od momentu, w którym szatynka jej się wygadała, odpuściła udawania, że wszystko jest dobrze i chodziła naprawdę przygnębiona. Raz zdarzyło się nawet, że profesor Flitwick wygonił ją z powrotem do dormitorium, ponieważ dziewczyna wyglądała tego dnia, jak inferius.
Z tego wszystkiego, mimo tego, że od rozpoczęcia roku minął dopiero tydzień, Ginny usypiała na stojąco i nie była w stanie się na niczym skupić. Nauczyciele zaś zdawali się tego nie dostrzegać i już zaczęli zadawać mnóstwo zadań, oznajmiając wszem i wobec, że nie ma opcji, by wyrobili się z materiałem, jeśli nie będą robić tego w takim tempie, na co Weasley'ówna zawsze głośno prychała.
Dziewczyna znajdowała się właśnie na korytarzu prowadzącym do szkolnej biblioteki, gdy wpadła na kogoś dużo wyższego od siebie.
- Ups... - mruknęła, odsuwając się szybko i posyłając przepraszające spojrzenie osobie, na którą wpadła. Jak się okazało był to Nick, czyli Gryfon, chodzący do jej klasy. - Przepraszam, Nick. Ostatnio ciągle chodzę z głową w chmurach.
- Och, nic nie szkodzi. - odmruknął brunet, wzruszając ramionami. - Mi też się zdarza czasami na kogoś wpaść.
Posłała mu uśmiech, który chłopak od razu odwzajemnił.
- Okej, sorki, ale ja muszę już lecieć. - oznajmił, machając jej na pożegnanie. - Do zobaczenia na jutrzejszej lekcji transmutacji!
- Pa! - odkrzyknęła, ruszając tam, gdzie pierwotnie zmierzała, nim wpadła na chłopaka.
Idąc pomiędzy regałami królestwa pani Pince, uświadomiła sobie, że tak naprawdę pierwszy raz porozmawiała z Nickiem tak po prostu, nie o lekcjach... Oboje chodzili do tej samej szkoły, ba, do jednej klasy, ale nigdy wcześniej nie rozmawiali ze sobą. Znali swoje imiona, kojarzyli się z lekcji, które były obowiązkowe dla wszystkich i to tyle. Po trzeciej klasie nie wybrali żadnego wspólnego przedmiotu, przez co możliwości kontaktu bardzo się ograniczyły. Przemyślawszy to wszystko, Ginny zdziwiła się, jak wiele osób w swojej klasie jedynie kojarzyła... Odpowiedź była bardzo prosta: dużo.
- Jak to możliwe, że chodząc tyle lat do tej samej szkoły i klasy nie zamieniłam z nimi ani jednego słowa? - mruknęła pod nosem, wertując książki, wszystkie o tej samej tematyce, która była do bólu nudna, ale bez tych informacji nie byłaby w stanie napisać eseju na eliksiry. - I gdzie, na Merlina, jest 'Eliksiry, które powinieneś umieć, ale dalej nie umiesz' ? - jęknęła.
Szukała owej książki przez kolejne pięć minut, ale nie znalazła jej, co doprowadziło do głośnego fuknięcia i tupnięcia nogą, który był prawdziwym aktem desperacji Gryfonki.
Załamana, usiadła na jednym z krzeseł, które odsunęła, szurając po posadce, mając gdzieś oburzone prychnięcie bibliotekarki. Wyciągnęła z torby pergamin, pióro, atrament i tabliczkę czekolady, w którą od razu się wgryzła, uprzednio upewniwszy się, że Pince tego nie widzi. Ta czekolada była dla niej prawdziwym ukojeniem, po całym tym dniu.
Kiedy była już przy końcu tabliczki gorzkiej czekolady, usłyszała ciche postukiwania, odwróciła się w tamtym kierunku, dostrzegając sowę, którą podarowała na urodziny Harremu. Ptak walił głową w szybę a do nóżki przywiązany miał list, zaadresowany do niej. Uśmiechnęła się.
- Hej. - mruknęła cicho, głaszcząc sowę po głowie, kiedy odwiązała liścik od jej nogi. - Nie mam przy sobie nic do jedzenia, poleć do dormitorium, tam jest Demelza, ona ci coś da.
Sowa odleciała, a Ginny ponownie zajęła miejsce przy jednym ze stoliczków i z uśmiechem odpakowała list od Harrego. Bardzo cieszyła się, że chłopak do niej napisał.
Hej, Ginny
Piszę ten list pierwszego września,
Nie widzieliśmy się zaledwie kilka godzin, a ja już tęsknię. A ty?
Ogólnie, dużo się zadziało przez te chwilę, w której się nie widzieliśmy.
Pojechałem do twoich rodziców i razem z Ronem przygotowywałem się do jutrzejszych kursów aurorskich, bardzo mnie ciekawi, kto będzie je przeprowadzał.
Oprócz tego zostałem niańką Seamusa, który utopił swoje smutki w alkoholu. Te rozstanie z Demelzą mocno nim wstrząsnęło.
No właśnie, czy ta dziewczyna oszalała? Przecież ten baran ją kocha na zabój, a ta rzuca go praktycznie listownie... No, poprosiła o spotkanie w cztery oczy, ale to już praktycznie przesądzone.
Pogadaj z nią, może zmieni zdanie.
Napisz, co u ciebie. Jestem ciekawy, jak sobie radzisz, jako siódmoklasistka.
Twój Harry
Gapiła się na skrawek papieru w osłupieniu, nie wiedząc, czy jest bardziej zdezorientowana, czy wkurzona.
Chwilę później, nie zważając na to, że miała zrobić esej z eliksirów, biegła już w stronę wieży Gryffindoru, gdzie miała nadzieję zastać Demelzę.
Tak jak się spodziewała, zastała dziewczynę w siedzącą samotnie w dormitorium, które w tym roku dzieliły jedynie we dwie. Hermiona i Parvati skończyły szkołę, zostawiając je same.
- Demelza, ty kretynko! - wrzasnęła od progu, nie tracąc czasu na przywitania.
Robins popatrzyła na nią, jak na kogoś z innej planety i przełknęła głośno ślinę, za co natychmiast zbeształa się w myślach. Następnie wstała, patrząc jej w oczy, nie zważając na jej wrogie spojrzenie.
- O co ci chodzi, Ginny?
- O co? O co? Zerwałaś z Seamusem, to raz! A dwa, nawet mi nie powiedziałaś! - wrzasnęła a w jej oczach pojawił się niebezpieczny błysk. - Czy ciebie Merlin opuścił?
- Co?! - również krzyknęła, nieco tracąc rezon. Nic nie wiedziała, o jakimkolwiek zrywaniu z jej, najwyraźniej już byłym, chłopakiem. - Nie zerwałam z Seamusem!
- Jak śmiałaś to... Czekaj, co? Nie zerwałaś z Seamusem?
- Nie! Na brodę Merlina, dlaczego miałabym zerwać z kimś kogo kocham! Kłócimy się, ale to nie powód do takich decyzji! Zerwanie to ostateczność. - zakończyła ciszej, nieco się uspokajając. Ginny też uspokoiła się, widziała, że przyjaciółka nie kłamie. - Skąd w ogóle taki pomysł?
- Harry pisał, że Seamus tak powiedział, kiedy upił się. Harry musiał się nim zająć. - mruknęła, siadając obok niej na jednym z łóżek. - Napisał, że wysłałaś list, w którym prosiłaś o spotkanie i...
- Tak, napisałam list i, tak, prosiłam o spotkanie, ale to wszystko nie tak! Ja, po tym jak wyszłam z Wielkiej Sali, napisałam, że musimy się spotkać i poważnie porozmawiać, ale chodziło mi tylko o rozmowę. Nie o zrywanie. Na Merlina!
- Och, to chłopacy, oni wszystko rozumieją na opak. Napisz teraz do niego i wszystko wyjaśnij mu na spokojnie. Na pewno ci wybaczy, bo zrozumie, że nie to miałaś na myśli... - zaczęła Ginny a Demelza przytaknęła, sięgając po pergamin i pióro.
Rudowłosa uczyniła to samo i już po kilku minutach ich listy zabrała sówka Harrego.
*****
- Seamus! - zawołał Harry, wpadając do pokoju gościnnego w jednym z domów w Dolinie Godryka.
Finnigan pomieszkiwał tam odkąd 'rozstał się' z Demelzą. Nie chciał wracać do swojego domu, nie mogąc spojrzeć w oczy swoim rodzicom, czuł, że ich zawiódł. O mieszkaniu u rodziców byłej dziewczyny nie było nawet mowy.
- Seamus! - powtórzył Potter, dalej ubrany w swój strój, który nakazali im nosić na kursy. Chłopak nawet na niego nie spojrzał, bezmyślnie gapiąc się w okno, w dłoni trzymając prawie dopite, mugolskie piwo. Naprawdę się załamał. - Stary! Jak będziesz tyle pił to twoja wątroba tego nie wytrzyma.
- I tak umieram od środka. Wątroba nie zrobi mi żadnej różnicy. - mruknął oschle. - Zresztą, niby dla kogo ja mam żyć? Moja miłość mnie zostawiła...
- Przestań, na pewno się pogodzicie i będzie okej. - zapewnił. - Musisz się ogarnąć, bo wyglądasz, jak miejscowy pijak.
- I tak się czuje, Harry. - jęknął. - Ja przepraszam, stary, ale nic nie poradzę. I dziękuję ci za to, że mnie tu przyjąłeś. Wyniosę się, jak tylko będę mógł. Wysłałem prośbę o spotkanie do jakiegoś sklepiku na Pokątnej, może tam mnie przyjmą.
- Na pewno znajdziesz w końcu pracę. Tylko serio musisz się ogarnąć, bo tak wyglądającego to nawet ja bym nie przyjął.
- Może później. - mruknął, dopijając piwo. - Mamy jeszcze jakiś alkohol?
- Nie mam na ciebie siły, Finnigan. - westchnął okularnik, wychodząc z jego pokoju.
Po całym dniu szkoleń był wymęczony. Jeśli kiedykolwiek myślał, że Hogwart to nie przelewki to był w błędzie. Wstawanie o piątej, przymus bycia w ministerstwie o szóstej i siedzenie na wykładach, z których znajomości był sumiennie rozliczany a następnie przystąpienie do trzygodzinnych ćwiczeń praktycznych potrafił wymęczyć każdego. Mało tego, ćwiczenia praktyczne, które zawsze sprawiały mu taką przyjemność i frajdę w szkole, teraz stał się istną katorgą. Nie walczyli między sobą a przeciwko wykwalifikowanym aurorom, którzy zwracali uwagę na każdy, najmniejszy błąd. Nie mówiąc nawet, o tym, jakie 'kary' dostawali za nieposłuszeństwo lub źle wykonane ćwiczenie. Harry do tej pory pamiętał, jak bardzo zmęczony był po jednej z takich kar, gdzie nakazano mu wykonywać pompki przez pół godziny, jedynie z małymi przerwami.
Z głośnym westchnięciem klapnął na kanapę, przymykając oczy, które po chwili otworzył, przypominając sobie o liście od Ginny.
Kiedy go czytał, uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Ucieszył się jeszcze bardziej, kiedy przeczytał, że ta cała sprawa z Seamusem i Demelzą była jednym, wielkim nieporozumieniem. Nie powiedział jednak o tym przyjacielowi, chcąc, by ten dowiedział się o tej sprawie bezpośrednio z listu, który ponoć napisała do niego Robins.
Nie wiedział jednak, że owy list przepadł, przypadkiem odwiązawszy się od nóżki jego sowy i nigdy nie doszedł do Seamusa.
No cześć, witam po raz kolejny w ff o Hinny! Tak, jak pisałam na samej górze, jako okienko 4, 5 i 6 wstawiłam coś do mojego nowego ff o Neville'u. Błagam, dajcie mu szansę. Ja zdaję sobie sprawę, że dużo osób nie lubi Hanny lub po prostu woli, gdy Neville jest z Luną, ale... Serio, starałam się, by pokazać tę dziewczynę, jako sympatyczną, normalną Puchonkę. Zresztą, gdyby Luna była z Neville'm nie mogłaby być ze Scamanderem, a do niego, moim zdaniem, bardziej pasuje (koniec autoreklamy, hah).
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Moim zdaniem nie wyszedł tak źle, choć rewelacyjnym też bym go nie nazwała.
Ogólnie mam wrażenie, że coraz mniejsza liczba osób, które czytały to kiedyś to czyta i no. Po prostu te ff nie jest już tak fajne, jak kiedyś, mi się wydaje. Pogorszyłam się, te rozdziały są nudniejsze, choć staram się bardzo. No nic...
Żeby nie było, nie żalę się jakoś, czy coś... Ja jestem ogromnie wdzięczna za wszystkie wasze gwiazdki i komentarze, które poprawiają mi dzień. Zaczynając to ff, nie sądziłam nawet, że będzie miało one tak dużo wyświetleń. Jestem tym mega wzruszona, mimo tego, co napisałam u góry. To było tylko moje spostrzeżenie. Wszystkim tym, którzy dalej to czytają jestem ogromnie wdzięczna.
Kolejny pojawi się już jutro (:
Oprócz tego, polecam wam zajrzeć na profil Victoria_DK bo to bardzo miła osóbka, która zawsze mi pomaga, jak mam jakieś rozterki i zastrzeżenia, co do moich wypocin, haha.
Okej, to by było na tyle. Do zobaczenia (przeczytania?) jutro. Życzę wam zdrówka i pozdrawiam.
07.12.2020
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top