Rozdział 73
Dwudziesty ósmy sierpień zapowiadał się wyjątkowo ładnie.
Ptaki ćwierkały za oknem, słońce grzało wyjątkowo mocno, a wiaterek był lekki i przyjemnie chłodził.
Dodatkowo po całym domu w Dolinie Godryka rozchodził się przyjemny zapach gofrów, które Stworek podał na śniadanie Ginny i Harremu. Obydwoje uśmiechnęli się na ten widok, podziękowali i od razu zabrali się za pałaszowanie gofrów z bitą śmietaną i owocami.
- Takie śniadanie to ja mogę jeść codziennie. - mruknęła Ginny, po przełknięciu kilku kęsów. - Stworek spisał się na medal.
- O tak... - zgodził się z nią chłopak, ziewając przeciągle. - Idziemy dziś do twoich rodziców na obiad?
- Mhm, zaprosili nas tydzień temu, Harry. - odpowiedziała z pełną buzią. - Na urodzinach Percy'ego.
Co prawda, Percy obchodził urodziny w niedzielę, ale postanowił wyprawić je w sobotę, ponieważ tak pasowało większości osób. Urodziny były jak zwykle świetnie zorganizowane, choć o wiele mniej nudne, niż rok temu. Dodatkowym plusem było to, że teraz obyło się bez nieprzyjemnych niespodzianek w postaci natrętnego podrywacza - śmierciożercy.
- Dobra, w takim razie możemy jeszcze poleżeć... - zaczął mówić, odkładając talerzyk na stoliczek nocny. - Jak mam być szczery, to nawet nie wiem kiedy ten czas tak zleciał... Zaraz wrzesień.
- I roczna rozłąka. - dodała smutno dziewczyna.
- Pół roczna, skarbie. - poprawił ją Harry, przygarniając ją do siebie, mocno przytulając i całując w czoło. - Zobaczymy się w święta.
Oboje westchnęli głośno i przeciągle. Co prawda o dość długiej rozłące wiedzieli od dawna, ale teraz, kiedy miało się to stać już za kilka dni było im naprawdę przykro. Przez te lato, podczas którego zamieszkali razem, zżyli się jeszcze bardziej i skutecznie utrudnili sobie moment rozłąki.
Zmuszeni byli jednak się z tym pogodzić. Kilka dni temu do Harrego i Rona doszły listy, dzięki którym oficjalnie dostali się na kursy aurorskie. Oprócz tego, mowa była w nich o innych, ważnych rzeczach i zasadach z tym związanych, między innymi poruszana była tam kwestia sposobu, w jaki odbywać się będą zajęcia. Otóż w ministerstwie znajdowała się specjalna sala szkoleniowa, gdzie odbywać miały się zajęcia praktyczne i testy. Jeśli chodzi o teorię, zwolniona została jedna sala, która wcześniej zaaranżowana była na salę sądową. 'Lekcje' odbywać się miały od godziny szóstej trzydzieści do siedemnastej, a następnie wszyscy kandydaci mogli wrócić do własnych domów, nie było obowiązku zamieszkania w jakimś internacie, choć, oczywiście, była taka możliwość. Ani Harry, ani Ron nie zdecydowali się na zamieszkanie w owym internacie z oczywistych względów. Harry miał już własny dom, a Ron zbliżał się do sfinalizowania kupna małego domku z jeszcze mniejszym ogródkiem, który mieścił się kilka przecznic od domku Harrego i Ginny.
- Jakoś damy radę. - oznajmił chłopak, trzymając dłoń dziewczyny i jednocześnie głaszcząc ją po włosach. - Przeżyliśmy już gorsze rzeczy, nie? Podczas moich poszukiwań horkruksów nie widzieliśmy się prawie cały rok, tyle, że wtedy nie mogliśmy wymienić ani jednego listu. Nic, zero kontaktu. Teraz będzie to możliwe, a to sporo ułatwia.
- Coś w tym jest, tylko... - westchnęła, przymykając powieki i decydując się wyjawić mu swoje obawy. - Harry, ja boję się, że nasz związek na tym ucierpi. Listy to nie to samo, co faktyczne bycie przy kimś. Kocham cię, ale boję się, że... Sama nie wiem czego. Że coś się zmieni, że przestaniemy utrzymywać kontakt, zbyt zmęczeni jego formą... Ja naprawdę nie chcę, by coś się popsuło, ale nie mogę zrezygnować ze szkoły. - zakończyła nieco koślawo, ale i tak była z siebie dumna, że wypowiedziała dręczące ją myśli na głos. Kochała Harrego i była przy nim naprawdę szczęśliwa i dlatego tak bała się, że coś może się zmienić. Życie bywało przewrotne. Jednego dnia wyznajecie sobie dozgonną miłość i wierność, drugiego dnia możecie zostać zdradzeni. Choć Ginny musiała przyznać, że akurat o zdradę bała się najmniej. Ufała Harremu i nie pozwalała sobie na jakąkolwiek myśl, która pozwalałaby jej przypuszczać, że chłopak byłby do tego zdolny. Nie była w końcu małą dziewczynką, która posyłałaby zabójcze spojrzenia każdej dziewczynie, która chciałaby jedynie porozmawiać z jej chłopakiem.
- Ginny, nie wymagam od ciebie porzucenia szkoły. - odpowiedział od razu. - Mało tego, jeśli sama byś to zaproponowała to dręczyłbym cię tak długo, aż nie zmieniłabyś zdania. Ale wracając do poważniejszych tematów, ja też się boję. Związki na odległość nie są najlepsze, ale wierzę, że damy radę. Serio. Obiecuję, że będę pisać listy i nie przestanę ich pisać, bo będzie to nieco męczące. Jesteś dla mnie ważna, a to wymaga pewnych poświęceń. - uśmiechnął się lekko. - Nie zamierzam cię zdradzać, ufam, że ty też nie masz tego w planach. Nie wiem, co innego mogłoby namieszać w naszym związku. Będzie dobrze, to tylko jeden rok.
Odwrócił jej głowę w swoją stronę i pocałował ją krótko.
Od kilku dni robili to częściej, niż zazwyczaj. Zupełnie tak, jakby chcieli zrobić sobie pewien zapas na dni, w których będą osobno. Korzystali z ostatnich dni tego lata, które spędzą razem, przez co czas leciał im z zawrotną prędkością. Nie obejrzeli się nawet, jak nastał dzień urodzin Ginny, które spędzili jedynie w towarzystwie najbliższej rodziny, po raz kolejny odmawiając wyprawienia ogromnych przyjęć. Dzień urodzin Percy'ego też zleciał w ekspresowym tempie.
- Ubieramy się, co? Chyba już pora. Mieliśmy przed obiadem iść jeszcze do ogrodu, by podlać kwiaty i skosić trawnik. - zarządziła rudowłosa, wyskakując z łóżka, najwyraźniej uznając, że koniec smutków na ten dzień.
Okularnik pokiwał głową, również wychodząc z łóżka, a następnie zaścielił je. Zrobił to samodzielnie, nie wykorzystując do tego magii. Razem z Ginny postanowili w miarę możliwości ograniczyć jej użycie ze względu na niemagicznych sąsiadów. Nie chcieli się od nich odcinać, ponieważ uważali ich za bardzo sympatycznych ludzi i cieszyło ich, że mają kogoś (oprócz bliższych znajomych i rodziny, oczywiście) kto traktuje ich normalnie, a nie jak 'Zbawcę Świata' i 'Jego dziewczynę oraz siostrę tego Weasley'a, bohatera wojennego'. W związku z tym, Hermiona pomogła im rzucić na dom zaklęcie, które uniemożliwia nieproszonym gościom na zobaczenie i wejście do ich domu oraz ogrodu (na przykład reporterom z Proroka), ale niczego nie wiedzącym mugolom nie odbiera tej opcji. Dzięki temu ich sąsiedzi mieli okazję porozmawiać z nimi przez płot i przyjść do nich na herbatkę.
- Pospiesz się, Weasley. - rzucił Harry, kiedy zdążył się ubrać i czekał na swoją dziewczynę, która kończyła nakładać na swoją twarz i ramiona krem z filtrem.
- No już, już. Po prostu nie chcę się spalić na słońcu. - odparła, odstawiając, wciąż otwartą, butelkę na stoliczek nocny. - Jestem gotowa.
- Okej, to chodźmy... - kiedy już chciał wyjść, dziewczyna chwyciła go za łokieć, skutecznie go zatrzymując. - Nie tak prędko, Potter.
- Co znowu? - jęknął.
Stanęła na palcach, złączyła ich usta w pocałunku, uśmiechając się przy tym i wyszła z pokoju.
- Już nic. - mruknęła zadowolona z siebie i zbiegła do ogrodu. Rozbawiony Harry podążył za nią.
W ich przydomowym, nie dużym ogródku było ślicznie. Działo się tak za sprawą Ginny, która poświęciła całe godziny, by wyglądał tak, jak wygląda.
Do ogródka wchodziło się przez drewniany taras, przy którym Ginny lekko nagięła zasady, które ustaliła z Harrym i pomogła sobie magią, by go stworzyć. Na tarasie znajdowały się szare, ogrodowe meble, w skład których wchodziła mała kanapa, jeden, średnio wygodny fotel i stoliczek kawowy. Z tarasu schodziło się po dwóch, małych schodkach, które prowadził bezpośrednio na jaskrawo-zieloną trawę. Po bokach ogródka, tuż przy płocie rosły małe krzaczki, które dziewczyna skrzętnie pielęgnowała. Było też kilka miejsc, gdzie znajdowały się mini plantacje, na przykład szpinaku, który Ginny chętnie dodawała do obiadów. Nie można było również zapomnieć o największym sukcesie czarownicy, czyli jej ukochanych kwiatków, których pilnowała, niczym własnych dzieci. Potrafiła do nich gadać (z czego Harry zawsze się śmiał i proponował jej wizytę w Świętym Mungu na jego koszt), podlewać je kilka razy dziennie, oczywiście tak, by ich nie przelać i nawozić różnymi specyfikami, które poleciła jej sąsiadka znad przeciwka.
- Teraz żałuję, że nie wziąłem domku z większym ogrodem. Aż miło się patrzy na ciebie, kiedy się tak uśmiechasz. - mruknął okularnik, kucając obok swojej dziewczyny, która już nalewała wody do konewki, by podlać maciejki - drobne, fioletowe kwiatki, których nasionka zakupiła w mugolskim markecie.
- Och, uwierz mi, że ja też. - odparła, nagle milknąc. - Harry, teraz do mnie dotarło... Będziesz musiał zająć się moim ogrodem, kiedy mnie nie będzie. Rozumiesz?
- Okej, poradzę sobie. - zapewnił.
Dziewczyna nie zamierzała się jednak uspokoić.
- Jesteś pewny? Będziesz pamiętał, by nawozić moje kwiatki? - dopytywała.
- Tak, Ginny...
- I kosić trawnik? I... Wiesz co, może zostawię ci jakąś instrukcję lub...
- Ginny, na Merlina, to tylko ogród, a nie dziecko! - zawołał na wpół rozbawiony i zmartwiony. Bał się, że jego dziewczyna totalnie ześwirowała na punkcie tego ogródka. - Chociaż ja to nawet i z dzieckiem sobie poradzę. Dam radę, to tylko ogród.
- Och, masz rację... Nieco za bardzo się nakręciłam. Po prostu tyle o niego dbam i byłoby mi przykro, gdybym zastała go w bardzo złym stanie. - wytłumaczyła, po czym zakręciła wodę i poszła podlewać swoje maciejki.
Harry jedynie zaśmiał się ze swojej dziewczyny i pokręcił głową, wyciągając kosiarkę, którą trzymali na tarasie. Póki nie padało nie bali się, że zardzewieje, a nie mieli za bardzo gdzie jej schować. Harry nie wspomniał rudowłosej, ile wydał na jej zachcianki, bo bał się, że będzie robić sobie wyrzuty. Zupełnie niepotrzebnie. Miał dużo pieniędzy, a widzieć Ginny taką szczęśliwą było dla niego największym prezentem.
Nie mówiąc nic więcej, wziął się do roboty. Koszenie w mugolski sposób było nieco męczące, ale nie sprawiało mu większego problemu, ponieważ nauczył się tego mieszkając jeszcze z wujostwem, które często kazało mu kosić.
Poszło mu szybciej, niż się spodziewał i już po pół godzinie cały ich maleńki ogródek był krótko przystrzyżony, co Ginny skwitowała krótkim westchnięciem, pełnym zachwytu i uwielbienia. Rozsiadła się wygodnie na kanapie ogrodowej i otarła spływający z czoła pot.
- Pięknie tu. - oznajmiła. - Dobrze się spisałeś, Harry.
- Dzięki, pani kapitan. - podał jej rękę, którą szybko przyjęła i pomógł się podnieść. - Idziemy na obiad do Nory?
- Tak, już pora. A ja konam z głodu. - pokiwała głową z uśmiechem goszczącym na jej zaczerwienionej twarzy.
- W takim razie... - chwycił jej dłoń i teleportował się z nią prosto przed Norę, w której zebrali się już prawie wszyscy Weasley'owie.
Kiedy weszli do środka, obiad stał już na stole, czekano tylko na nich. Uśmiechnęli się, witając ze wszystkimi, po czym zaczęli jeść, dopiero wtedy zdając sobie sprawę, że naprawdę byli głodni.
Po obiedzie, jak zwykle nastąpił czas, w którym wszyscy wesoło rozmawiali, czasami zmuszeni, by przekrzykiwać się nawzajem. W takiej właśnie atmosferze czas minął im bardzo szybko i nim się zorientowali wybiła dziewiętnasta. Jak na zawołanie, wszyscy zaczęli się żegnać i zbierać do domów (nie licząc Rona i Hermiony, którzy chwilowo dalej pomieszkiwali w Norze i państwa Weasley).
Kiedy tylko rudowłosa i jej chłopak znaleźli się u siebie, wyciągnęli dwa kieliszki i jakieś wytrawne wino, postanawiając włączyć jakiś mugolski film na słabym telewizorku, który odkupili za niską cenę od sąsiada mieszkającego przecznicę dalej. Ginny dalej zachwycała się tym wynalazkiem, co trochę bawiło Harrego, który miał już z tym urządzeniem do czynienia. Po kilku minutach sprzeczania się na temat tego, co chcą oglądać, wygrała propozycja Ginny, czyli 'Titanic', film powstały zaledwie dwa lata wcześniej. I choć z początku Harry był do niego nastawiony raczej sceptycznie, przy końcówce płakał tak samo, jak jego dziewczyna.
Kiedy kładli się spać było już po dwudziestej drugiej, zazwyczaj kładli się później, jednak tego dnia zmęczenie i kilka kieliszków wina dało o sobie znać. Nie minęła chwila, jak zasnęli, przytuleni do siebie.
Hej wam! Nieco późno, ale dodaję kolejny rozdział. Szczerze, mam do niego pewne wątpliwości, ale niech będzie. Mam nadzieję, że wam się podoba. Zrobiłam tu małego skip time'a, bo chce już kończyć te wakacje, które dłużą się w nieskończoność. Dziś krótko i bez przedłużania, bo jestem już dość zmęczona... Życzę wam zdrówka i pozdrawiam.
28.11.2020
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top