Rozdział 71
Słońce świeciło, wdzierając się przez zasłonięte zasłony do sypialni, w której spali Harry i Ginny. Obydwoje postanowili tego dnia się wyspać, toteż żadne z nich nie zraziło się tym i po prostu przekręcili się na drugi bok. Nie przeszkadzał im również fakt, że było już po jedenastej, a Stworek, widząc, że jego właściciele (a właściwie właściciel, ponieważ, póki co, skrzat słuchał tylko Harrego) dalej spali, zaczął przygotowywać dla nich obiad.
Wydawało się, że nic nie zmusi ich, by tego dnia wstać z łóżka przed czternastą, a jednak. Dzwonek do drzwi, który zadzwonił po raz pięćdziesiąty w ciągu piętnastu sekund skutecznie obudził rudowłosą, która otworzyła oczy, przeklinając pod nosem.
- Jak ja nienawidzę ludzi, którzy dzwonią tym dzwonkiem tyle razy, zamiast chwilę poczekać! - warknęła, a Harry odmruknął coś, co brzmiało, jak 'sama tak robisz', ale dziewczyna po prostu go olała.
Jako, że na sobie nie miała kompletnie nic, szybko zawinęła się w szlafrok, a następnie zbiegła na dół, by otworzyć drzwi.
Dzwonek zadzwonił po raz siedemset trzydziesty ósmy, kiedy Ginny, dalej zaspana i z potarganymi włosami, zerknęła przez wizjer w drzwiach i ponownie przeklęła.
- Jeśli zadzwoniłabyś jeszcze raz, to przysięgam, że trafiłabym do azkabanu za morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. - oznajmiła na powitanie, otwierając drzwi, uśmiechniętej od ucha do ucha, Demelzie. Dopiero wtedy zauważyła coś, co sprawiło, że musiała kilka razy zamrugać. - Zmieniłaś kolor włosów?! Patrzyłam przez wizjer i nawet nie zauważyłam...
- Tak jakoś wyszło... - wzruszyła ramionami, choć widać było, że lekko się zarumieniła. Pod czujnym spojrzeniem przyjaciółki, westchnęła, poddając się. - Dobra, przegrałam zakład z Seamusem. Ten blond totalnie mi nie pasuje.
Ginny parsknęła śmiechem, całkowicie zapominając o wcześniejszej złości na przyjaciółkę. Nie widziały się od czerwca... Chyba była w stanie wybaczyć jej to, że ją obudziła.
- No, skoro tak mówisz, nie będę się sprzeczać. - zaśmiała się, przyznając jej w ten sposób rację. Blond naprawdę nie wyglądał u niej korzystnie. - Ile musisz je nosić?
- Miesiąc... - westchnęła, przeliczając coś na palcach. - Noszę je już jakiś czas, tydzień przed odjazdem do Hogwartu będę mogła wrócić do brązu.
No właśnie, Demelza też jechała do Hogwartu. Nieco ją to pocieszyło.
- No dobrze, napijesz się herbaty? Ja w tym czasie poszłabym się ubrać. - zaproponowała, kiedy Robins usiadła na kanapie, najwyraźniej już czując się jak u siebie, choć była tu dopiero pierwszy raz. Swoją drogą, Ginny zaciekawiło, skąd znała adres. Wiedziała jednak, do czego zdolna jest Demelza... - To jak?
- Jak dla mnie, możesz zostać w tym szlafroku. - machnęła ręką, z ciekawością rozglądając się po salonie.
Policzki rudowłosej dziewczyny pokryły się rumieńcem.
- Um, Demelzo... - szepnęła. - Ja nic nie mam pod tym szlafrokiem.
Blondynka uśmiechnęła się szelmowsko, sugestywnie poruszając brwiami.
- O, w takim razie mam nadzieję, że w niczym wam nie przeszkodziłam. - kolejny raz poruszała brwiami w dość sugestywny sposób. - Widzę, że dobrze wam się tu żyje, tylko we dwójkę... Jeśli wiesz, co mam na myśli.
- Wiem, co masz na myśli i tak, żyje nam się świetnie. - mruknęła, zażenowana. - A teraz pójdę się przebrać i obudzić Harrego.
- Och, w porządku. - odparła, dalej uśmiechając się. - Jak przyjdziesz to coś ci pokaże, uśmiejesz się.
Pokiwała głową, wstawiając wodę na herbatę. Następnie wyszła z kuchni, ruszając w stronę schodów.
- Pobudka, Potter! - krzyknęła, otwierając szafę i wyciągając z niej pierwszą-lepszą koszulkę. Padło na niebieską bluzeczkę na ramiączkach. - Mamy gościa.
- Kogo? - spytał, ziewając przeciągle i powoli podnosząc się z łóżka. - Hermiona? Ron?
- Nie tym razem. - mruknęła, wciskając się w krótkie, jeansowe spodenki. - Odwiedziła nas Demelza. Ma teraz blond włosy, więc się nie przestrasz.
Zaśmiał się głośno.
- W takim razie, dobrze, że zrobiliśmy wczoraj porządek. - oznajmił. - Dobre, pierwsze wrażenie jest ważne.
- Porządek, jak porządek. - szepnęła, splatając włosy w warkocza. Harry w tym czasie ścielił łóżko. - Dobrze, że miałam pod ręką ten szlafrok.
- E, tam. - wzruszył ramionami, siadając na łóżku. Był już ubrany i po prostu postanowił na nią zaczekać. - Jakbyś nie znalazła szlafroka, owinęłabyś się ręcznikiem.
- Przestań się tak szczerzyć, bo dziś będziesz spać na kanapie, Harry. - parsknęła, smarując twarz kremem.
- Po co się malujesz?
- Nie maluję się. - odwróciła się w jego stronę, obdarzając go zdziwionym spojrzeniem. - To tylko krem. Lubię go, bo dzięki niemu...
- Dobra, nie tłumacz mi. - jęknął. - Smaruj się dowoli, a ja przestanę wypowiadać się na tematy, na których się nie znam.
- Wspaniale robi się z panem interesy, panie Potter. - zaśmiała się, zakręcając krem. Następnie wstała z krzesła, gotowa do opuszczenia pokoju, to samo uczynił Harry.
- Idziemy? - spytał, cmoknąwszy ją w usta. - Czy musisz coś jeszcze zrobić?
- Nie, chodź. - otworzyła drzwi, śmiejąc się pod nosem, dodając tak, by usłyszała ją również przyjaciółka: - Miejmy nadzieję, że Demelza nie rozsadziła nam domu.
- Zapewniam, że jedna czwarta salonu jest jeszcze cała! Za resztę nie odpowiadam! - odkrzyknęła z salonu, śmiejąc się głośno.
Wbrew zapewnieniom Robins, salon był cały. Dziewczyna siedziała na kanapie, trzymając w ręku gazetę, którą musiała wziąć ze sobą, ponieważ w ich domu żadnych nie było. Kiedy ich zauważyła, ostentacyjnie napiła się herbaty, patrząc na nich z powagą.
- Długo was nie było. - oznajmiła, po czym parsknęła śmiechem. Nie umiała długo być poważna. - Siadaj, Ginny, muszę ci coś pokazać.
Rudowłosa posłusznie wykonała polecenie, a Harry ruszył do kuchni, by zaparzyć kawę. Zadowolona Demelza rozsiadła się wygodniej, otwierając gazetę mniej-więcej w połowie. Po samym nagłówku, głoszącym 'Zdrada, czy wielka miłość?', Ginny wiedziała, co się święci.
- Poważnie? Znowu? - jęknęła cierpiętniczo, patrząc na podobiznę Harrego, trzymającego bukiet kwiatów, które dostała od niego wczorajszego dnia. - Harry!
- Mhm? - mruknął, wchodząc do salonu z tacą, na której stały trzy kubki. - Co jest?
- Znów o tobie piszą. - zaśmiała się blondynka. - Posłuchajcie.
Wyrwała gazetę z rąk Ginny, zaczynając czytać.
- Zdrada, czy wielka miłość? - zaśmiała się. - Wczorajszego dnia, w okolicach południa nasi reporterzy zauważyli popularnego w naszym świecie Wybrańca, chłopca-który-przeżył, wybawcę naszego świata, Harrego Pottera.
Potter westchnął.
- Mężczyzna spacerował po Pokątnej, co jakiś czas zatrzymując się przy stoiskach. Nie byłoby w tym nic wielkiego, gdyby nie fakt, iż w księgarni spotkał się z jakąś, bardzo urodziwą, dziewczyną. Jak udało się dowiedzieć naszym reporterom, była to Ślizgonka w jego wieku. - Demelza zerknęła ukradkiem na przyjaciółkę, jednak ta siedziała spokojnie, zupełnie nie wzruszona, domniemaną zdradą ukochanego. - Chłopak porozmawiał z nią chwilę, wymienili uśmiechy i pożegnali się, najwyraźniej zadowoleni. Fakt, że Wybraniec ma kogoś na oku nie byłby może taką nowiną, gdyby nie to, że mężczyzna od ponad roku związany jest z Ginevrą Weasley, siostrą swojego najlepszego przyjaciela. Mało tego, Potter ruszył następnie do jednej z kawiarni, a potem teleportował się. Nasi reporterzy postanowili zobaczyć, co stanie się dalej, więc teleportowali się niedaleko miejsca ich zamieszkania. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę, ponieważ to właśnie tam teleportował się mężczyzna. Nie wszedł on jednak do domu (który chroniony jest zaklęciami, przez co nie ma tam dostępu), a ruszył na spacer przez mugolską część wioski. Oczywiście, nasza ekipa ruszyła za nim. Potter wszedł do kwiaciarni, z której wyszedł już chwilę później z bukietem czerwonych róż, a następnie teleportował się. Niestety, nie wiemy dokąd. Czy możliwe jest, żeby kwiaty były dla tajemniczej Ślizgonki? A może podarował je, nieświadomej niczego, Weasley'ównie? Czy między nimi faktycznie jest wielka miłość? - zakończyła czytanie, parskając śmiechem.
- Porażka. - jęknęła Ginny, kręcąc głową, a później upijając łyk kawy. - Jak zwykle szukają problemu tam, gdzie go nie ma.
- Czyli nie wierzysz w te bzdury? - chłopak odetchnął z ulgą, patrząc na nią z wdzięcznością. - Nie wspomniałem ci o tym spotkaniu w księgarni i bałem się, że pomyślisz sobie, że faktycznie coś było na rzeczy. A nie było.
- Harry, głupku, to logiczne, że ci wierzę. W twoje urodziny przeprowadziliśmy, moim zdaniem, dość ważną i chyba poważną rozmowę i nie mam podstaw, by oskarżać cię o zdradę.
- Okeeeej, skoro już sobie wszystko wyjaśniliście... - zaczęła Robins, z ekscytacji prawie skacząc po kanapie. - To może moglibyście mnie wtajemniczyć w to wszystko...? No wiecie, skąd pomysł z kwiatami, co to była za tajemnicza dziewczyna...
- Jesteś strasznie ciekawska, ale za to cię uwielbiam. - zaśmiała się Ginny, patrząc na przyjaciółkę z niedowierzaniem. - Ja współczuję twoim przyszłym dzieciom. Nie będą mogły mieć żadnej tajemnicy. Przyjdą do domu, chcąc pochwalić się, że mają dziewczynę lub chłopaka, a ty zamiast się ucieszyć, powiesz im, że wiesz to już od dawna...
- Kochana, ja osobiście ich wyswatam! - zawołała z radością, mając na myśli swoje przyszłe dzieci. - A mówiąc o swataniu... Spotkałam ostatnio Parvati! I zgadnij kogo trzymała za rękę! - nie dając jej czasu na odpowiedź, mówiła dalej. - Dokładnie! Matt'a, tego Puchona! Jako naczelna swatka, nie mogłam być szczęśliwsza. Mało tego, ponoć Patil się do niego wprowadza! To ci dopiero nowina. Ach, oni tak szybko dorastają...
- Jesteś od nich młodsza. - zauważył Potter, ale dziewczyna w ogóle się tym nie przejęła.
- Co za różnica. - wzruszyła ramionami. - Ale wracając, kim była ta dziewczyna? I, o co chodzi z kwiatami? - wstała ze swojego miejsca, zaczynając krążyć po pokoju. Ginny nie mogła powstrzymać chichotu.
- Kwiaty był dla mnie, stoją w naszej sypialni. - oznajmiła. - Dostałam je w ramach gratulacji, ale to zaraz. Obecnie też chciałabym się dowiedzieć, kim była ta - zerknęła w gazetę. - urodziwa dziewczyna?
- Mówiłaś, że nie jesteś zła, zazdrosna i...
- Bo nie jestem, Harry. Po prostu chcę wiedzieć. Zwykła ciekawość. - jej zaciśnięte w pięści dłonie były tego doskonałym potwierdzeniem.
- Okej... - westchnął, popijając kawę. - To była Madeleine, Ślizgonka z mojego rocznika. Taka blondynka, która kłóciła się z Pansy w Wielkiej Sali. Z początku jej nie poznałem.
- Dobra, okej. Ale po co do niej podszedłeś? - dociekała, choć widać było, że nieco jej ulżyło. Demelza również wydawała się być spokojniejsza, za sprawą tego, iż jej ciekawość chociaż w połowie została zaspokojona.
- Kupiłem ci książkę, pamiętasz? - pokiwała twierdząco głową. - Ona ją wybrała, bo ja nie znam się na romansidłach. Poprosiłem ją, nawet nie wiedząc, że się znamy. Ale ona, jak się domyślasz, mnie poznała i też się przedstawiła. Ponoć będziemy razem pracować, jako aurorzy. No, chyba, że któreś z nas się nie dostanie.
- Jak ktoś miałby się nie dostać, to tylko ona. - wtrąciła się Robins. - A teraz, skoro już wiemy, kim była ta blondwłosa śliczność, która dała Prorokowi i innym gazetką temat do spekulacji, możemy przejść do ważniejszego tematu... Czemu dałeś jej kwiaty?! - mówiła bardzo szybko, chcąc wreszcie zaspokoić swoją ciekawość. Przez jej głowę przewinęło się ze sto pomysłów i powodów.
Obydwoje zaśmiali się z Demelzy, postanawiając ulitować się nad nią i wyjawić jej tę 'tajemnicę'.
- Ginny została nowym kapitanem drużyny Gryfonów. Kupiłem jej książkę, ciastka i te róże, które wzbudziły tyle kontrowersji... - mruknął, wstając i ruszając do kuchni. Chwilę później wrócił z talerzykiem, na którym znalazły się trzy babeczki i jeden rogalik. - Tyle się nam ostało z wczoraj, więcej nie mamy, przykro nam.
- E, tam. Biorę, co dają. - zaśmiała się blondynka, od razu sięgając po jedną z babeczek. - Zresztą, postanowiłam przejść na dietę.
- Ta, jasne. - parsknęła rudowłosa. - Od kiedy?
- Od...dobra, nie zamierzam. - westchnęła. - Wystarczy mi, że trenuję do meczów. Swoją drogą, gratulacje, kochana. Mam nadzieję, że miejsce w drużynie mam zapewnione?
- Się okaże. Też musisz przejść testy sprawnościowe.
- Dobra, i tak obie wiemy, że rozłożę konkurencję na łopatki. - odparła, pół żartem, pół serio, wcinając kolejną babeczkę.
- O Merlinie... - jęknęła Ginny, a gdy pozostała dwójka spojrzała na nią ze zdziwieniem, dodała: - Właśnie uświadomiłam sobie, że w tym roku OWTM'y.
- No... Muszę się w tym roku przyłożyć do nauki. Potrzebuję zdać z wielu przedmiotów...
Ginny zachłysnęła się swoją kawą.
- Żartujesz, prawda? - spytała, patrząc na nią z niedowierzaniem. - Nie umiem wyobrazić sobie ciebie przy książkach... Czy ty chcesz nadrobić siedem lat nauki w rok?
- Dokładnie tak! - ucieszyła się.
- Co ty chcesz w ogóle robić po szkole?
- Mówiłam ci kiedyś. Będę uzdrowicielką. - oznajmiła z dumą, prostując się.
- Byłam pewna, że sobie żartujesz.
- Ja nigdy nie żartuję z takich rzeczy, Ginny.
Dziewczyna uniosła brew z powątpiewaniem.
- No może czasami. - mruknęła blondynka, a Harry i Ginny zaśmiali się zgodnie.
To był jeden z tych dni, kiedy dobry humor nie opuszczał ich aż do wieczora.
Ahoj! Witam was wszystkich serdecznie w ten piękny, sobotni wieczór. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał. Ponownie dziękuję wam za wszystkie gwiazdki, komentarze, wyświetlenia i ogółem, za to, że jesteście. Naprawdę wam dziękuję. Dziś bez zbędnego przedłużania, uważajcie na siebie, jak możecie siedźcie w domu, noście maseczki. Życzę wam dużo zdrówka i pozdrawiam.
14.11.2020
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top