Rozdział 50
Promienie słoneczne wpadały do męskiego dormitorium przez szpary między zasłonami, a szybą. Ci, co leżeli z dala od okna, spali dalej, nie przejmując się kompletnie otaczającym ich światem. Z kolei ci, którym słońce świeciło po oczach, próbowali ukryć głowę pod poduszką. Niestety, nie dało to oczekiwanego efektu, ponieważ promienie słoneczne i tak ich ogrzewały, co skutecznie ich rozbudziło. Neville, Harry i Seamus, z głośnym westchnięciem, zwlekli się z łóżek i spojrzeli po sobie. Był weekend, dzięki czemu nie musieli się spieszyć na śniadanie, bądź lekcje. Takie dni lubili najbardziej, spokojne i leniwe. I możliwe, że ta sobota również by taka była, gdyby nie to, iż OWTM'y zbliżały się wielkimi krokami, zmuszając ich do nauki. Harry nałożył swoje okulary i ziewnął głośno, tym samym udowadniając wszystkim, że jeszcze nie wyspał się dostatecznie. Ziewnął drugi raz i podszedł do łóżka, na którym jego rudowłosy przyjaciel dalej smacznie spał.
- Ron, wstawaj. - mruknął, potrząsając nim gwałtownie. Chłopak miał jednak bardzo mocny sen i, najzwyczajniej w świecie, nic sobie z tego nie zrobił. - Wstawaj, szkoda dnia!
Weasley prychnął głośno, ostentacyjnie przewracając się na drugi bok. Okularnik jęknął, w myślach przeklinając się, że od razu nie zastosował zaklęcia Aquamenti.
- Stary, powiedz mi, dlaczego ja się z tobą jeszcze zadaje, skoro ciebie nie da się nawet normalnie obudzić? - westchnął, kręcąc głową, niczym zawiedziona matka.
- Powiedz mi lepiej - zaczął, nawet nie podnosząc głowy ze swojej poduszki. - czemu dalej chodzisz z moją siostrą, co? Ona też lubi sobie pospać, czasami dłużej ode mnie. Jak raz próbowałem ją obudzić to zagroziła mi, że rzuci na mnie upiorogacka. Jakim cudem ty jeszcze żyjesz i masz się dobrze?
Zaśmiał się na to niedorzeczne pytanie i uśmiechnął się szeroko. Od dawna nie żartował sobie z Ronem, co kiedyś stanowiło dla nich nieodłączny element dnia. Odkąd wszystko zaczęło się sypać, to znaczy, odkąd ponownie zaczęły się ataki, wszystko dookoła stało się szare i pełne rutyny. Dni mijały im na rozmyślaniu o tym, kto zasilił szeregi śmierciożerców oraz, od niedawna, o tym, co dzieje się z Audrey i, czy pan Weasley zdrowieje. Ostatni rok, to istny rollercoaster emocji. Od szczęścia, po wygraniu nad złem, pomieszanego z żałobą po bliskich, do strachu, co czeka na ciebie kolejnego dnia. Zadziwiające.
- Ta, sam się zastanawiam. - odparł, po dłuższym milczeniu. - Ale, no cóż, możemy uznać, że skoro sam Voldemort, uganiał się za mną od kilku lat i nie był w stanie mnie wykończyć, to twoja siostra też nie podoła.
Ron też się zaśmiał. Nie na siłę, nie po to, by udawać, że ma się dobrze. Zaśmiał się szczerze, chyba pierwszy raz od tragedii, jaka przydarzyła się panu Arturowi i rocznicy bitwy o Hogwart. Od tego czasu minął już tydzień, a oni powoli zaczęli wracać do normy. Choć wciąż czujni i ostrożni do przesady, potrafili się zaśmiać i trochę wyluzować, zabawić się.
- No dobra, daj mi jeszcze pięć minut, stary. - jęknął, zerkając na niego przymrużonymi oczami. - I wstanę.
Harry uśmiechnął się ponownie i poszedł się ubrać. Po głowie przemknęła mu myśl, iż ten dzień nie mógł zacząć się lepiej.
A jednak, już na śniadaniu przekonał się, że jednak jest to możliwe. Kiedy do Wielkiej Sali wleciał cały rój sów, różnych ras i maści, przyjaciele wypatrzyli wśród nich Świstoświnkę, którą wysłali do pani Weasley z zapytaniem, jak się czuje i, jak wygląda sytuacja jej męża.
- Otwierać? - spytał z lękiem rudowłosy, patrząc na kopertę z zakłopotaniem.
- A co innego chcesz z nią zrobić? - zaśmiała się Ginny, wyrywając bratu list z rąk. Dziewczyna już dawno nie miała tak dobrego humoru, co niebywale cieszyło jej chłopaka, który korzystał z tego faktu, jak tylko się dało, włącznie z tym, iż zaproponował jej spacer po błoniach. Tylko we dwójkę. A ona, ku jego zadowoleniu, zgodziła się.
- Ej! - oburzył się, ale chwilę później pokręcił tylko głową, patrząc z uśmiechem, jak jego siostra z zapałem rozdziera kopertę, by jak najszybciej dostać w swoje ręce jej zawartość. Jak dziecko, przemknęło mu przez myśl. - I co? Co napisała?
Nie odpowiedziała mu, ponieważ, z niedowierzaniem malującym się na twarzy, wpatrywała się w pochyłe literki, zapewne napisane w dużym pośpiechu. Nachylił się w jej kierunku, chcąc cokolwiek odczytać, lecz jedyne, co zobaczył to to, że na kartce było kilka miejsc, które wyglądały tak, jakby ktoś, konkretnie pani Weasley, pisała to, płacząc. Zmarszczył brwi z konsternacją, obserwując poczynania siostry.
- I co? - ponowił pytanie, gdy rudowłosa ostrożnie odłożyła list na stół (zapisaną częścią do dołu, przez co ponownie nie mógł niczego dostrzec), a w jej oczach pojawiły się łzy. Przestraszył się. Czy list ten zawierał jakąś złą wiadomość? Na to wyglądało. - I co? - dodał, nieco bardziej natarczywie, usilnie się w nią wpatrując.
Po jej policzku spłynęła łza, ale, co dziwne, ona dalej się uśmiechała. Z zadowoleniem wtuliła się w Harrego i wzięła głęboki oddech, próbując jednocześnie się uspokoić.
- To od mamy. - wydusiła w końcu, wyjaśniając im, dość oczywistą, kwestię nadawcy listu. Nikt jednak jej nie przerwał, czekając na to, aż dziewczyna sama powie im resztę. - Chodzi o ojca. Uzdrowiciele mówią, że jego parametry się poprawiają i, że jest szansa, iż obudzi się za mniej, niż tydzień. - szepnęła, czując łzy, cisnące jej się do oczu. Była taka szczęśliwa. Och, jak dawno nie usłyszała tak dobrej informacji.
- Mówisz poważnie? - upewnił się Ron, który do wszystkiego podchodził ostatnio sceptycznie, nie chcąc się zawieść i narazić się na kolejną dawkę ponurych myśli.
- Nie żartowałabym z takich rzeczy, Ron. To nasz tata. - szepnęła, ponownie wtulając się w Harrego, który odetchnął z ulgą i, już z uśmiechem na ustach, przytulił ją do siebie jeszcze mocniej.
- Merlinowi niech będą dzięki. - mruknął rudowłosy, rozluźniając się nieco i chwycił szatynkę za rękę. Bardzo dawno nie był z nią gdzieś sam na sam, przykładowo na długim, romantycznym spacerze. Spojrzał na nią ukradkiem. - Tak sobie myślę, może byśmy się gdzieś przeszli, co ty na to, Hermiono?
- Och, oczywiście, Ronaldzie. - zaśmiała się głośno, a na jej policzki wpłynął delikatny rumieniec.
Harry spojrzał na dwójkę przyjaciół z miną mówiącą "poważnie akurat dzisiaj zachciało się wam chodzić na spacerki?", ale nie skomentował tego w żaden sposób. Jego spojrzenie podchwyciła Ginny, wzmacniając uścisk dłoni i uśmiechając się pod nosem. Chłopak, wiedząc, co oznacza ten uśmiech, przymknął oczy, wzdychając głośno. Nici z romantycznej randki, tylko we dwoje.
- Och, Hermiono... - zaczęła niewinnie, odrobinę za bardzo przeciągając sylaby. - Braciszku... Tak się składa, że ja i Harry, też wybieramy się na spacer po błoniach i...
- Jeśli będziemy wam przeszkadzać to pójdziemy w inną stronę. - zapewniła ją szybko szatynka, ale Ginny zbyła ją machnięciem ręki.
- Nie, to nie będzie potrzebne. - mruknęła i posłała Harremu usatysfakcjonowane spojrzenie. - Tak sobie pomyślałam, że może warto by było, no nie wiem, wybrać się na tą potrójną randkę, którą obiecaliśmy Demelzie i Seamusowi.
Mimo, iż Harremu kompletnie nie było to na rękę, on też się uśmiechnął. Brakowało mu Ginny w takim wydaniu. Temperamentnej, walczącej o swoje i, przede wszystkim, takiej, która non stop się z nim droczyła. Bo tak właśnie zachowywali się odkąd pamiętał. On dokuczał jej, ona jemu, ale nie zmieniało to faktu, że oboje darzyli się ogromnym uczuciem i w żadnym wypadku nie była to nienawiść. Te przepychanki to po prostu ich sposób na okazywanie sobie nawzajem miłości. Oczywiście, zdarzało się, że okazywali ją sobie, jak zwykłe pary, całując się, wspierając, przytulając, trzymając za ręce... Ale nie robili tego tak często. To po prostu do nich nie pasowało. Ona, dziewczyna wychowana wśród braci i on, wychowany w domu bez miłości, a przynajmniej on jej nie doświadczył. Obydwoje nie byli zbyt wylewni w okazywaniu sobie uczuć. Ale jednak, w chwilach takich, jak te ostatnie, gdzie jedno z nich potrzebowało pocieszenia i bliskości tej drugiej osoby, starali się jak mogli, by dać temu drugiemu poczucie bezpieczeństwa i odkładali swoje przepychanki na bok. Tacy po prostu byli.
- Jesteś pewna? - dopytywała szatynka, patrząc na przyjaciółkę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Gdy Ginny pokiwała twierdząco głową, zerknęła na Rona, w poszukiwaniu pomocy. Nie miała pojęcia, czy zgodzić się na tą propozycję. Niestety, chłopak nie zauważył jej błagalnych spojrzeń, zdając się na jej łaskę. Westchnęła. - No dobrze, i tak jej to obiecałyśmy, więc miejmy to z głowy.
Harry uśmiechnął się ponownie, przyciągając swoją dziewczynę bliżej siebie i pocałował ją szybko. Spojrzała na niego zdziwiona, nie znając przyczyny jego zachowania, ale odpuściła sobie. Od dawna wiedziała, że Harry to chodząca zagadka. Zamiast drążyć temat, ona również się uśmiechnęła i, pod pretekstem chęci przytulenia go, szepnęła mu do ucha:
- Nie gniewaj się, przynajmniej masz okazję, by zaprosić mnie na randkę jeszcze raz, a ja, łaskawie się zgodzę.
*****
Szkolne błonia były wyjątkowo ładne, o tej porze roku. Zielona trawa, kwitnące drzewa, pokryte pączkami kwiatów i słońce, które przyjemnie ich ogrzewało. To wszystko sprawiało, iż cała atmosfera była bardzo przyjemna i świetnie odciągała ich od zamartwiania się tym, co czeka ich poza murami Hogwartu. Kolejna wojna? Być może, ale to nie było teraz ważne. Nie mieli najmniejszej ochoty się tym przejmować. Zamiast tego, rozłożyli się wygodniej na kocu, który tu sobie rozłożyli i wyciągnęli z koszyka jedzenie, o które poprosili skrzaty, pracujące w kuchni. Spotkało się to z głośnymi protestami Hermiony, ale po tym, jak pozwolili jej wręczyć skrzatom kilka galeonów (które one, bardzo niechętnie, przyjęły), zgodziła się.
- Harry, mógłbyś podać mi te ciastka? - zagadnęła go Demelza, wskazując palcem na talerz pełen czekoladowych smakołyków. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie i wyciągnął w jej kierunku rękę z talerzykiem, który szybko od niego odebrała.
Na początku potrójnej randki, było dość niezręcznie. Nie do końca wiedzieli, jak mieli się zachować, mimo, iż byli przyjaciółmi. Chłopcy szybko pożałowali, że się na to zgodzili, zresztą, nie tylko oni. Ginny, Hermiona i Demelza też nie były zbyt entuzjastyczne, choć, ta ostatnia, próbowała robić dobrą minę do złej gry i udawać, że jest świetnie. Widocznie, jej optymistyczna natura nie pozwoliła jej na marudzenie. Usiłowała więc, wmówić im, że muszą się rozluźnić, zachowywać normalnie. Przecież nie robili nic, co w jakikolwiek sposób odbiegało od normy. I, o dziwo, podziałało. Cała niezręczna atmosfera uleciała, zostawiając ich w dobrych humorach. Jedynie Ron, wciąż zakrywał oczy, gdy tylko Harry lub Ginny chcieli się pocałować, powtarzając, iż nie ma zamiaru patrzeć, na "karygodne zachowanie swojej małej siostrzyczki i najlepszego przyjaciela, który bezwstydnie namieszał jej w głowie", choć wszyscy wiedzieli, że robi to bardziej dla śmiechu, niż faktycznie dlatego, że nie mógł na to patrzeć.
- Wiecie, co? - zapytała ich Hermiona, wskazując na siebie i Rona. - My już chyba pójdziemy. Trzeba się jeszcze pouczyć do OWTM'ów i...
- Daj spokój. - jęknęła Robins, chwytając przyjaciółkę za rękę. - Jest sobota. Możesz sobie dziś odpuścić. Masz tak dobre oceny i osiągnięcia, takie, jak pomoc przy pokonaniu największego czarnoksiężnika na świecie, że do każdej pracy przyjmą cię z otwartymi ramionami. Ten jeden dzień cię nie zbawi.
Szatynka lekko się zarumieniła, wyrywając rękę z uścisku koleżanki i zrobiła krok do tyłu, jakby chcąc przygotować się do ucieczki. Seamus zaśmiał się cicho, na całą tą scenkę.
- Nie, no... - Hermiona zaśmiała się nerwowo, jeszcze bardziej rozbawiając Seamusa. - Dziś miałam się akurat uczyć bardzo ważnych tematów. No wiesz, to nie może czekać.
Demelza przyjrzała się jej wnikliwie, a następnie spojrzała na rozweselonego Rona. Na jej twarzy zagościł uśmiech satysfakcji.
- W takim razie... Idź, ale niech Ron jeszcze z nami zostanie. - rzuciła, klepiąc rudowłosego po ramieniu.
Szatynce zrzedła mina, ale natychmiast się opanowała, pociągając swojego chłopaka za rękę.
- Nie no, nie zostawię go tak na pastwę losu... - mruknęła, powoli oddalając się od koca piknikowego. - Sam, wśród całujących się par... Jak pójdzie ze mną to może się jeszcze czegoś nauczy... - uśmiechnęła się, chcąc dodać swoim słowom wiarygodności.
- Ta...jasne. - zaśmiała się Demelza, znacząco poruszając brwiami. - Miłej nauki!
- Dzięki! - odkrzyknęła dziewczyna i razem ze swoim chłopakiem ruszyła w stronę zamku.
Gdy tylko odeszli, Demelza wybuchnęła tak głośnym śmiechem, że można by ją usłyszeć nawet w Hogsmeade. W jej ślady poszła również reszta i już po chwili, całą czwórką, tarzali się ze śmiechu. Takiego dobrego humoru nie mieli od dawna. Zabawne, że ludzie potrafią śmiać się z tak głupich rzeczy.
- Myślicie, że czego się uczą? - spytała Ginny, po tym, jak nieco się opanowała.
- Nie wiem, ale na pewno ciekawych rzeczy. - odparła Robins, patrząc na nich znacząco.
*****
Kiedy po około godzinie wracali do zamku, byli już tylko we dwójkę. Demelza i Seamus postanowili iść jeszcze na krótki spacer, tym samym zostawiając ich samych. Nie przeszkadzało im to.
- Harry, tak się zastanawiałam...pamiętasz może, kiedy ostatni raz mieliśmy tak udany dzień? - mruknęła, zatrzymując ich w połowie drogi.
Spojrzał na nią, w tym samym czasie splatając jej dłoń ze swoją. Uśmiechnęła się.
- Nie. Nie pamiętam. - przyznał i puścił jej oczko. - Ale wiesz co uczyni ten dzień jeszcze bardziej udanym?
- Nie. - westchnęła, skupiając całą swoją uwagę na nim. - A chcesz mi...
Nie dokończyła, bo chłopak objął ją w pasie i zamknął ich usta w, pełnym uczuć, pocałunku. Zaskoczyło ją to, ale nie miała nic przeciwko. Warto korzystać z takich chwil, w których zdolni są, by okazać sobie miłość, w inny sposób, niż zaczepki.
- No, teraz można ten dzień uznać, za jeden z najlepszych w moim życiu. - stwierdził, gdy wreszcie się od siebie oderwali.
- Ta, też tak myślę. - szepnęła i wtuliła się w niego.
Zadowoleni, ruszyli w stronę zamku, trzymając się za ręce. Weszli do Pokoju Wspólnego i odszukali wzrokiem swoich przyjaciół. Ron i Hermiona siedzieli obok siebie, rozmawiając i wesoło gestykulując. Dosiedli się do nich.
- O, jesteście już. - zauważyła Hermiona, posyłając im zdziwione spojrzenie. - Gdzie Demelza i Seamus?
- Poszli jeszcze na spacer. - wyjaśniła dziewczyna. - Powiedzcie lepiej, jak nauka?
- Nauka? Jaka znowu na... - zdziwiła się dziewczyna, po czym zatkała usta ręką. - Ach, ta nauka! Tak, tak, super. Powtarzaliśmy... - zamyśliła się i w tym samym momencie, co Ron, wykrzyknęła nazwę przedmiotu. Każdy inną.
- To... Uczyliście się transmutacji, czy zielarstwa? - zapytał Harry, usiłując ukryć złośliwy uśmieszek, który pojawił mu się na twarzy.
- Yyy... Trochę tego... - zaczął Ron.
- I trochę tamtego... - dokończyła szatynka.
- Och, to cudownie. - ucieszyła się Ginny. - Naprawdę, liczę, że w poniedziałek dostaniecie po Wybitnym.
- Bezproblemowo. - bąknął rudowłosy. - Masz to jak w banku. Ta klasówka pójdzie genialnie.
- Z pewnością. - dodała Hermiona, szybko wstając z krzesła. - Ale chyba pójdę się jeszcze trochę douczyć. - i nie dając nikomu czasu na odpowiedź, zniknęła za drzwiami swojego dormitorium.
Równo z trzaskiem zamykanych drzwi, Harry i Ginny wybuchnęli niepohamowanym śmiechem. Ten dzień nie mógł zakończyć się lepiej.
No i jest! O mój Boże! Rozdział 50. 50 rozdziałów za nami. Jak to zleciało. Sama nie wiem, czy jestem z tego rozdziału zadowolona, czy wręcz przeciwnie. Wyszedł taki cukierkowy, wesoły i no... Po tym, co było ostatnio jakoś dziwnie pisało mi się to, że wszyscy są zadowoleni i w ogóle. Ale może to tylko moje schizy i ogólnie jest okej... I zastanawiam się też, czy nie przesadziłam i ogólnie, jest to napisane trochę inaczej, niż zawsze. Przynajmniej ja tak uważam. W każdym razie starałam się. Naprawdę. Kończąc, życzę wam zdrówka i pozdrawiam.
13.08.2020
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top