Rozdział 4 Kiedy kończy się spokój

Było już południe, kiedy pani Weasley, krzątała się po kuchni, robiąc obiad, chociaż biorąc pod uwagę ilość jedzenia miała to być chyba uczta. Hermiona i Ginny pomagały jej, rozkładając talerze i sztućce, w czasie, w którym Harry i Ron rozpakowywali swoje szkolne kufry.

- Powiecie jej dzisiaj, że jesteście razem, prawda? -  upewnił się okularnik, spoglądając niepewnie na przyjaciela. 

- No... Musimy. - westchnął rudowłosy.  

- To dobrze. Uwierz mi, na pewno się ucieszy. Skoro ucieszyła się, że ja jestem z Ginny, która jest jej jedyną córką, to na pewno ucieszy się i z tego. Zresztą ona lubi Hermionę. - pocieszył go przyjaciel.

- Masz rację, stary. - mruknął chłopak, odkładając rozpakowany kufer do szafy. - Za dużo przejmuję się takimi nieistotnymi rzeczami. Zresztą, to moje życie i ja jestem szczęśliwy, że jestem z Hermioną. Mamie nic do tego. 

- Okej, muszę przyznać, że to było nawet słodkie, Weasley. - zaśmiała się Hermiona, wchodząc do pokoju. 

Zawstydzony Ron podrapał się po karku, posyłając swojej dziewczynie mały uśmiech, który ona natychmiast odwzajemniła. 

- Tak, to ci się nawet udało, braciszku. - dodała prześmiewczo Ginny, wpadając do pokoju zaraz po swojej przyjaciółce. - Niezły romantyk się z ciebie zrobił, wiesz?

- Bardzo śmieszne, siostrzyczko. - sarknął chłopak, obejmując ramieniem Hermionę, która do niego podeszła. - Ubaw po pachy, nie ma co. Rozważałaś kiedyś wystąpienie w cyrku? 

- Nie będę ci robić konkurencji, Ron. - odparła dumnie, a Harry, który był jedynie biernym obserwatorem tej sytuacji, parsknął cicho. 

Ginny i Ron bez przerwy sobie dokuczali, ale wiadome było, że, gdyby działo się coś złego jedno wskoczyłoby za drugie w ogień. I, mimo, że z początku Hermiona nie była w stanie pojąć akurat takiego sposobu wyrażania uczuć, teraz, po tylu latach znajomości, żadne z nich nie byłoby w stanie wyobrazić sobie dnia bez docinek rodzeństwa. 

Niestety, tą jakże ciekawą sprzeczkę, przerwała Molly, która krzykiem próbowała ich do siebie przywołać. 

- Dzieciaki, na obiad!

- Już idziemy, mamo! - odkrzyknęła jej Ginny, po czym całą czwórką zbiegli na dół, gdzie kobieta już zaczęła nalewać im zupy. 

- No, siadajcie. - ponagliła ich kobieta, po czym jednym machnięciem różdżki odesłała wazę z resztą zupy do kuchni.

- Spodziewamy się kogoś jeszcze? - zapytał nieśmiało Ron, woląc, aby odpowiedź była przecząca. W takim małym gronie o wiele łatwiej było mu powiedzieć mamie o swoim związku. 

- Nie, to wszyscy. Artur wróci z pracy dopiero wieczorem. 

Rudowłosy chłopak potaknął, po czym spojrzał na siedzącą obok niego Hermionę i wyszeptał "teraz albo nigdy", chwytając ją za rękę.

- Um, mamo? - mruknął chłopak, a Molly, która również usiadła już przy stole, spojrzała na niego ze zdziwieniem. 

- Tak, Ron? - powiedziała, patrząc to na niego, to na Hermionę, a w końcu na ich splecione ręce i chyba zaczęła się domyślać, bo uśmiechnęła się do nich ciepło.

- Bo jakoś tak wyszło, że no... - zaczął, mówiąc bardzo szybko i niewyraźnie, będąc niezwykle speszonym. Nie pomagał mu również fakt, że cała uwaga skupiła się na nim, a Ginny śmiała się cicho, wtulona w Harry'ego. 

- Ron chciał powiedzieć, że jesteśmy razem, pani Weasley. - wydusiła Hermiona, uśmiechając się. 

- Byłam pewna. - szepnęła kobieta. - Matczyna intuicja nigdy mnie nie zawodzi. 

- Czyli się domyśliłaś? 

- No... Tak. Tak się cieszę, już myślałam, że nigdy nikogo sobie nie znajdziesz. - powiedziała.

- Bardzo zabawne, mamo. - burknął chłopak, w momencie, w którym Ginny nie wytrzymała i parsknęła niepohamowanym śmiechem, podobnie, jak Harry. 

- Oh, Ron... - zaszczebiotała Ginny, kiedy tylko się uspokoiła. - Nie mogę w to uwierzyć. Mój mały braciszek...

- Jestem starszy! 

- ...wreszcie znalazł sobie dziewczynę. - zakończyła, kompletnie nie przejmując się tym, że Ron przerwał jej w połowie wypowiedzi, po czym otarła niewidzialną łzę. - Tak szybko dorosłeś. 

Chłopak już miał się odgryźć, kiedy przerwała mu Molly, nakazując im nieco się uciszyć i zacząć jeść. 

- Zupa zaraz wam wystygnie! - wykrzyknęła, jakby było to argumentem nie do podważenia. 

Wszyscy zabrali się za jedzenie, którego było naprawdę sporo. Zaraz po zupie, Molly zaserwowała im frytki i różnego rodzaju mięsa, tłumacząc to tym, że chciała zrobić najlepszy obiad z okazji ich powrotu, co oczywiście jej się udało, a wszyscy odeszli od stołu z pełnymi brzuchami i uśmiechami na ustach. 

- To był naprawdę świetny obiad, mamo. - przyznał Ron, po czym wykrzyknął radośnie coś, czego nie zrozumiał nikt, oprócz niego, ponieważ kolejny raz okazał się lepszy w szachy czarodziejów. - W tę grę nikt mnie nigdy nie pokona!  

- Już, uspokój się i nie ciesz się tak, bo będę ćwiczyć dniami i nocami, byle to zmienić. - zapewniła go poddenerwowana Ginny, której nie udało się wygrać ani razu. Dziewczynie można było przypisać wiele pozytywnych cech, jednakże radzenie sobie z porażką nigdy nie było jej mocną stroną. 

Tuż po tym rozległ się głośny odgłos pukania do drzwi, w których po chwili stanął zadowolony Artur. Mężczyzna zdjął buty, jednocześnie przyglądając się reszcie domowników.

- Czołem, młodzieży! Cześć, Molly, kochanie. - przywitał się, całując swoją żonę na przywitanie. 

- Cześć, tato! - odkrzyknęła Ginny wraz z Ronem, który ponownie się zestresował, wiedząc, że zaraz czekać go będzie porcja ojcowskich porad i żartów. Postanowił, więc, nie zwlekać dłużej i kiedy tylko Harry i Hermiona przywitali się z panem Weasley'em od razu przeszedł do konkretów. 

- Tato. - zwrócił się do mężczyzny, który odkładał właśnie swoją torbę, z którą był w ministerstwie. 

- Słucham? - mruknął, spoglądając na niego uważnie. 

Rudowłosy chłopak podszedł do swojej dziewczyny, łapiąc ją za rękę, jakby bez użycia słów, chcąc przekazać ojcu, że są parą. Na jego szczęście, Artur zrozumiał od razu. 

- Gratulacje, synu. - stwierdził, uśmiechając się, po czym zerknął na szatynkę. - A tobie bardzo współczuję, Hermiono. 

- Arturze! 

- No dobrze, tylko żartuję. - parsknął mężczyzna, zasiadając do stołu. - Bardzo się cieszę, zawsze uważałem, że to tylko kwestia czasu, aż będziecie razem. Uważam, że Hermiona jest świetną dziewczyną - tu uśmiechnął się do szatynki. - i naprawdę nie mogłeś trafić lepiej. 

- Dziękuję. - odparła dziewczyna, nieco się zarumieniając. 

- Tak... Tak w ogóle, my chyba pójdziemy już na górę. - mruknął rudowłosy, pociągając Hermionę w kierunku schodów. - Dobranoc. 

- Dobranoc. - odparła im Molly, kręcąc głową i śmiejąc się pod nosem. 

- Od kiedy właściwie są razem? - spytała, kiedy owa dwójka zatrzasnęła za sobą drzwi od pokoju Rona. 

- Jakieś dwa miesiące. - odparła Ginny, po czym nieco się zamyśliła. - Choć, jakby na to nie patrzeć to zachowywali się trochę jak para już dużo wcześniej. 

- Oni zachowywali się tak od połowy pierwszego roku. - zauważył Harry, na co wszyscy się uśmiechnęli, wspomnieniami cofając się kilka lat wstecz. - Od dawna było wiadomo, że będą razem. 

- Masz rację, kochaneczku. - uśmiechnęła się do niego kobieta, nalewając zupy swojemu mężowi. 

- Nawet nie wiesz, jak bardzo bali ci się do tego przyznać, mamo. - zaśmiała się Ginny, ziewając przeciągle, co nie umknęło uwadze pulchnej kobiety. 

- Wy chyba też powinniście iść już do pokojów. - oznajmiła stanowczo, choć nikt nie miał zamiaru protestować. 

- Może i tak... Dobranoc, mamo. - mruknęła Ginny, która faktycznie była już dość zmęczona, za sprawą podróży. 

*****

Kiedy nastał ranek, Harry obudził się cały obolały, ponieważ razem z Ginny zasnęli na jej małym łóżku, w dodatku na siedząco. Przeciągnął się, ziewając, po czym cicho, tak, by nie obudzić dziewczyny, zszedł na dół, gdzie od razu powitała go pani Weasley. 

- O, witaj, Harry. Co zrobić ci do zjedzenia? - spytała, uśmiechając się do niego.

- Dzień dobry. - odparł, siadając. - A co do jedzenia, zrobię coś sam. Ginny na pewno ucieszy się ze śniadania do łóżka. 

- Och, z pewnością. - odparła kobieta, wstawiając wodę na herbatę. 

Chwilę później Harry był już w pokoju swojej dziewczyny razem z tacą, na której stały dwa kubki z herbatą i kanapkami, które przygotował chwilę temu. 

- Dzień dobry! Jak się spało? - spytał, a dziewczyna jęknęła, najwyraźniej niezbyt zadowolona z tak wczesnej pobudki.

- Mmm... Nie teraz mamo... -  mruknęła sennie, po czym na chwilę otworzyła oczy i ujrzała nad sobą Harrego z rozbawioną miną. 

- Mam coś dla ciebie. - oznajmił chłopak, uśmiechając się szeroko. - Mam nadzieję, że jesteś głodna. - dodał, podając jej tace ze śniadaniem. 

- Nie musiałeś tego robić. - stwierdziła, mimo wszystko uśmiechając się szeroko, po czym zaczęła zajadać się kanapkami, które chłopak dla niej przygotował. 

- Ale zrobiłem. Musimy nadrobić ten stracony rok, więc zabieram cię dzisiaj na mecz quidditcha, pierwszy w tym sezonie. - powiedział, a Ginny, jak na największą fankę tego sportu przystało, klasnęła w dłonie, a jej oczy przybrały rozmiar galeonów.

- Poważnie?! - krzyknęła i podskoczyła na łóżku, tak, że prawie wylała herbatę, co rozbawiło Harry'ego. 

- Zawsze mówię poważnie. - odparł z szelmowskim uśmiechem. - Przecież wiesz. 

- Tak, jasne... - zaśmiała się, upijając łyk cytrynowej herbaty, która była jej ulubioną. - Ron i Hermiona idą z nami?  

- Nie. Dziś są zajęci, Ron wspominał coś o tym, że Hermiona i on idą coś załatwić do ministerstwa. 

- Czyli będziemy sami? - zapytała, a chłopak znów się zaśmiał.

- No tak... I całe trybuny kibiców, ale jeśli pominąć ten szczegół to tak, będziemy sami. 

Dziewczyna zaczęła się śmiać, a potem cmoknęła swojego chłopaka w policzek, następnie wstając z łóżka.

- Idę się ubrać. - oznajmiła, otwierając szafę, po czym zaczęła ją przeszukiwać, aby znaleźć coś, co mogłaby ubrać. 

- W takim razie ja zaczekam na dole. 

Harry zszedł do salonu, gdzie szybko zajął miejsce na kanapie, uśmiechając się do znajdującego się już tam Rona. 

- O której wychodzicie? - spytał okularnik, patrząc na zegar Weasley'ów, którym zachwycał się jeszcze jako dwunastolatek. 

- Za chwilę. Czekam jedynie na Hermionę i się zbieramy. - wyjaśnił, po czym uśmiechnął się beztrosko, jakby myślami będąc już gdzieś indziej. - Później mam w planach zabrać ją do jakiejś kawiarni lub restauracji. No wiesz, taka niespodzianka. 

Potter nic nie odpowiedział, ponieważ na schodach pojawiły się Ginny i Hermiona.  

Obie wyglądały naprawdę pięknie, ubrane w zwiewne, letnie ciuchy, a ich twarze rozświetlał uśmiech. 

- Wyglądacie cudownie. - powiedzieli naraz, po czym zbili sobie piątki. 

- Dzięki, dzięki... To, co? Idziemy? - odparła szatynka, podając swojemu chłopakowi rękę. 

Tuż po tym Ron i Hermiona, oboje w wyśmienitych nastrojach, teleportowali się do ministerstwa, gdzie mieli załatwić kilka spraw, zostawiając Ginny i Harry'ego samych. 

- Nigdy nie widziałam Rona, który... No, który się stara i... Myślisz, że on wreszcie dorósł? - zaśmiała się rudowłosa.

- Może... Wspominał, że później chce zabrać Hermionę do restauracji... - zaczął chłopak, ale nie dane mu było dokończyć.

- Merlinie! Może on jest chory? - sarknęła Ginny, przerywając mu w połowie dania, śmiejąc się przy tym głośno, co uczynił również Harry.

Niecałe pół godziny później, w równie dobrych humorach, opuścili mieszkanie, by udać się na owy mecz.

*****

Wieczorem pani Weasley, jak zwykle przygotowywała kolację. W domu była sama, ale nie martwiła się tym, bo wiedziała, że wszyscy są bezpieczni. 

Rozległo się pukanie do drzwi, a Molly od razu spojrzała na swój zegar; wskazówka Rona i Ginny była na pozycji dom. Kobieta bardzo żałowała, że nie miała wskazówek Harry'ego i Hermiony, ale nic nie mogła na to poradzić... 

- Widzę, że mieliście udany dzień. - oznajmiła od wejścia, po czym przytuliła ich na powitanie. 

Ginny i Hermiona, wcześniej pogrążone w rozmowie, pokiwały głowami, uśmiechając się przy tym szeroko. 

- I to jak! Harry zabrał mnie na mecz, a potem poszliśmy na pizze. - powiedziała wesoło Ginny i przytuliła okularnika.  

- My byliśmy w ministerstwie i w kawiarni. - dodał Ron, obejmując swoją dziewczynę w pasie. 

- To widzę, że nie jesteście głodni. - mruknęła posępnie Molly.  

- No... Nie do końca. Przepraszam, mamo. - westchnęła Ginny. 

- No cóż... Ale zostaniecie ze mną i porozmawiacie trochę, wczoraj tak szybko poszliście do siebie, że nie zdążyłam was nawet zapytać jak było w Hogwarcie. - powiedziała, ruszając w stronę kuchni.

- No pewnie. - odpowiedziała entuzjastycznie Hermiona i zajęła miejsce na kanapie, co uczynili również pozostali. 

Rozmawiali tak śmiejąc się, przez jakąś godzinę, kiedy to usłyszeli dźwięk otwierania drzwi, a do domu wparował zdenerwowany pan Weasley. 

- Arturze... Co się stało? - spytała troskliwie kobieta, ale mężczyzna zignorował ją.  

- Arturze! Co się stało? 

- Już dobrze, Molly. Ciężki dzień w ministerstwie. Bardzo ciężki. - westchnął, siadając na jednym z kuchennym krzeseł, po czym przywołał do siebie szklankę wody.

- Coś poważnego? - zapytała zmartwiona Ginny. Pan Weasley westchnął.

- Tak, z azkabanu uciekło pięciu śmierciożerców. Nie jest dobrze. Mogą być wszędzie. A jak Prorok się o tym dowie, to ministerstwo będzie miało prawdziwe problemy. 

Wszyscy patrzyli na pana Weasley'a jak na obrazek. Harry usiadł w fotelu, ukrywając twarz w rękach. W głowie wciąż rozbrzmiewały mu słowa pana Weasley'a "z azkabanu uciekło pięciu śmierciożerców"... 

- A-ale jak to? - zapytała załamana Ginny. 

- Nikt nie wie. Są teorie, że w samym ministerstwie jest śmierciożerca, który im pomaga. - oznajmił mężczyzna, upijając łyk wody. 

W salonie trwała nerwowa atmosfera. Wszyscy milczeli. 

Dopiero po chwili Harry wstał ze swojego miejsca, ruszając do góry, do pokoju Ginny. Dziewczyna od razu ruszyła za nim. 

- O, jak dobrze, że jesteś. Musimy porozmawiać. - powiedział poważnie chłopak, nie patrząc jej w oczy. 

- Nie, Harry. Jeśli znów chcesz ze mną zerwać dla mojego bezpieczeństwa to ja się nie zgadzam.- zaprotestowała szybko dziewczyna. - Nie można wiecznie uciekać od problemów...

- Nie o to mi chodzi. - przerwał jej chłopak. - Nie chciałbym znów cię opuszczać. Chodzi mi o to, że musimy być o wiele ostrożniejsi. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. - powiedział cicho, po czym podszedł do niej i przytulił ją mocno.

Dziewczynie zrobiło się nieco głupio, że zareagowała tak ostro, nawet nie dając mu szansy, by się wypowiedzieć. 

- Przepraszam, że tak zareagowałam. Po prostu mi na tobie zależy. Przecież wiesz, że cię kocham. - wyszeptała rudowłosa, która, choć na co dzień nie była jakoś bardzo uczuciowa, w tym momencie po prostu nie wytrzymała. Wojna skończyła się zaledwie kilka miesięcy temu, a ona bała się, że to wszystko znów się powtórzy.  

- Ja ciebie też. - przyznał chłopak. - I nie masz za co przepraszać. To ja powinienem był cię przeprosić, to miał być taki fajny dzień, a wyszło jak zawsze... - powiedział smutno. 

- Przestań, to nie twoja wina. - powiedziała szybko. - Zresztą, to był jeden z lepszych dni, bo spędziłam go z tobą. 

Zapadła chwila milczenia, podczas której obydwoje zapatrzyli się gdzieś za okno, myślami będąc już daleko stąd. 

- Wiesz co? Pierwszy raz od śmierci Freda, widziałam mamę tak szczęśliwą...oczywiście zanim przyszedł tata... - powiedziała dziewczyna, przerywając kojącą ciszę. W jej oczach nagromadziły się łzy, które zaczęły spływać po jej policzkach. 

- Nie płacz, Ginny. - mruknął chłopak, dalej ją do siebie przytulając. - Jeszcze wszystko będzie dobrze. 

- Wiem, Harry. Musi być...

Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał. Pozdrawiam. 

14.03.2020

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top