Rozdział 34
Dni w Norze mijały szybko i nim Harry zdążył się zorientować, nastała niedziela. Już następnego dnia mieli powrócić do Hogwartu, a w ich myślach znów miał zagościć niepokój i strach. Okularnik był właśnie w trakcie pakowania szkolnego kufra, gdy do pokoju wpadła Hermiona. Dziewczyna spojrzała na niego, wyglądała na zmartwioną, ale i zdeterminowaną.
- Harry, możemy pogadać? Teraz. - powiedziała i widać było, że zaraz rozsadzi ją z nadmiaru emocji.
- Oczywiście. - odpowiedział szybko, a szatynka usiadła na łóżku Ginny. - Stało się coś?
- Nie, spokojnie. - mruknęła i przyjrzała się mu. - Mam do ciebie kilka pytań.
- No to...pytaj. - mruknął zakłopotany, Hermiona nigdy nie zachowywała się tak dziwnie.
- Czy ty dalej masz te koszmary? - spytała, a Harry zdziwił się. Faktem było to, że nie miał ich od dawna, można by nawet powiedzieć, że o nich zapomniał.
- Nie, dawno nie śnił mi się żaden koszmar, Hermiono. - powiedział. Dziewczyna widocznie spodziewała się takiej odpowiedzi i zawzięcie wypytywała go dalej.
- Kiedy miałeś ostatni koszmar, Harry? - spytała, po chwili dodając. - To bardzo ważne.
Chłopak zamyślił się. Kiedy miał ostatni sen z udziałem śmierciożerców w roli głównej... Zastanawiał się tak przez chwilę, by wreszcie sobie przypomnieć. Wzdrygnął się na samą myśl, o tym paskudnym śnie.
- Wtedy, w pociągu. - powiedział, a na twarzy dziewczyny pojawił się triumfalny uśmiech.
- A kiedy miałeś najgorszy koszmar? - zapytała, przybierając bardzo Hermionową minę.
- Wszystkie były okropne. - powiedział, ale ta odpowiedź nie usatysfakcjonowała szatynki.
- No tak, ale który był najgorszy? - powiedziała, specjalnie akcentując ostatnie słowo.
- No, jak tak pomyślę, to chyba ten z pociągu był najgorszy. - powiedział po chwili zastanowienia.
Ku jego zdziwieniu, dziewczyna po prostu wybiegła z pokoju. Harry był tak bardzo oszołomiony całą tą sytuacją, że przez około pięć minut siedział wpatrzony w ścianę, niezdolny do dalszego pakowania. W końcu jednak, postanowił dokończyć to, co zaczął, ale gdy tylko chwycił pierwszą rzecz do ręki, drzwi znów się otworzyły. Do pokoju wszedł Ron, Ginny i Hermiona z dużą książką w ręku.
- Co się tu dzieje, Hermiono? - spytał zdezorientowany, ale ona tylko machnęła ręką. - Co wy tu robicie? - zwrócił się do Ginny i Rona. Rudowłosa prychnęła.
- Tak się witasz ze swoją dziewczyną? - spytała, a Harry przewrócił oczami.
- Wiesz o co mi chodzi. - mruknął.
Hermiona w dalszym ciągu się nie odezwała. Usiadła na łóżku Ginny, gestem ręki nakazując by zrobili to samo. Dopiero po chwili postanowiła się odezwać.
- No dobra... - zaczęła. - Odkryłam coś, co raczej was nie zadowoli...
Ron, Ginny i Harry wydawali się kompletnie nie mieć pojęcia, o czym mówi dziewczyna, więc ta ciągnęła dalej.
- Od kilku dni, próbuję dowiedzieć się, o co chodziło z dziwnymi koszmarami Harrego, bo byłam pewna, że zwykłe sny to nie są... - mruknęła. - No i odkryłam to.
Na te słowa, Harry lekko się spiął, podobnie jak Ginny i Ron, patrząc na szatynkę z wyczekiwaniem.
- No, więc... Sprawdziłam to i owo...
- Do rzeczy, Hermiono! - zawołała Ginny. - Konkrety!
- Tak, tak... - mruknęła lekko urażona. - Już mówię. Sprawdziłam to i byłam prawie pewna, że o to chodzi... Ale dla pewności spytałam Harrego, o kilka szczegółów i teraz jestem pewna, że miałam rację. - powiedziała, a napięcie w pokoju sięgnęło zenitu.
- Więc? - spytał Ron.
- Więc bądź cicho i mi nie przerywaj to się dowiesz. - syknęła Hermiona, a rudowłosy chłopak natychmiast zamilkł.
Hermiona rzuciła sporych rozmiarów książkę na stół i zaczęła szybko wertować jej strony. Ron i Ginny cały czas zerkali ukradkiem na Harrego, który z nerwów zaczął pukać palcami o ramę łózka.
- Mam! - zawołała i zaczęła czytać. - Czarodziej, który opanuje tą skomplikowaną i dosyć trudną dziedzinę magii, może wykorzystać to na wiele sposobów. Jednym z nich jest penetracja umysłu innego czarodzieja lub mugola, innym wchodzenie w obcy umysł i władanie jego wspomnieniami, dodając nowe, wcześniej nieistniejące lub modyfikując je. Ktoś, kto jest w tym naprawdę dobry może to robić na odległość, bez kontaktu wzrokowego. Tej dziedziny magii czarodziej zazwyczaj uczy się przez dłuższy czas, chociaż czasami może to być również dar wrodzony i przekazywany z pokolenia na pokolenie. - przeczytała i zamknęła ogromną książkę.
- Czy to chodzi o... - zaczął Ron, a Hermiona przytaknęła.
- Dokładnie Ron, chodzi o legilimencję. - oznajmiła i spojrzała na Harrego. - Nie oszukujmy się, Harry, nigdy nie byłeś dobry w oklumencji, a to daje śmierciożercom przewagę.
Nastała cisza, w której wszyscy spoglądali na zdenerwowanego Harrego. Nikt nie odważył się odezwać, czekając na jego reakcję.
- Czyli... chcesz mi powiedzieć, że te sny... to... to robota śmierciożerców? Że oni wchodzą mi do umysłu tworząc te chore wizje? - spytał, a Hermiona spojrzała na niego ze współczuciem.
- Tak, Harry. Właśnie to robią. - odpowiedział szatynka i zamyśliła się.
- Ale, po co mieliby ty robić? - spytał oszołomiony i wciąż nie do końca przekonany.
- Och, Harry. Czy to nie oczywiste? - spytała dziewczyna, ale nie dała mu odpowiedzieć. - Sam pomyśl, co mówili ci w snach. Mówili, że masz nas zostawić, przestać się z nami zadawać...
- I prawie im się udało. - mruknęła Ginny, ale Hermiona zignorowała ją.
- ...oni to robili, po to, byś został sam. W momencie, w którym by cię zaatakowali, nie było by nas przy tobie. Zawsze któreś z nas, Ron, ja lub Ginny idzie z tobą, a wtedy... Nie zdążył byś zareagować, byłoby ich za dużo, byś zdążył ich wszystkich oszołomić, mieli by cię w garści, Harry.
- No, muszę przyznać, że to ma sens. - powiedział Ron. - I to nawet duży, ale dalej pozostaje pytaniem, kto to robi, w sensie, wiadomo, że śmierciożercy, ale...
- To musi być ktoś ze szkoły. - oznajmiła pewna siebie szatynka. - I chyba nawet wiem, kto.
- No to może nam powiesz. - mruknęła Ginny, kiedy Hermiona zamilkła.
- Och, czy to nie oczywiste? - spytała i pokręciła głową. - To musi być Pansy lub Blaise. Wątpię by Goyle dał radę to zrobić.
- Pansy? - zdziwił się Ron. - Blaise? Chyba sobie żartujesz, przecież oni nawet nie muszą być śmierciożercami.
- Ron, przecież słyszałeś co mówił Harry. - powiedziała Hermiona, tłumacząc mu wszystko jak pięciolatkowi. - Ja staram się nie obarczać innych winą i nie wyciągać pochopnie wniosków, ale no cóż... Tu mamy niezbite dowody. Większość ślizgonów przestało już interesować się czarną magią, bo po pierwsze rodzice już nie zmuszają ich do zostania śmierciożercami, a po drugie młodsze roczniki zostały wychowane w trochę inny sposób, coraz mniej uczniów wyzywa innych od szlam i tak dalej. Tylko ta trójka dalej wierzy w to, że coś zdziałają.
- No tak, ale sama przeczytałaś, że legilimencja to bardzo trudna dziedzina magii. - stwierdziła Ginny. - Jakim cudem taka Pansy lub Zabini mogliby się jej nauczyć już w tak młodym wieku?
- Mogli się tego uczyć już od dziecka. - wytłumaczyła jej szatynka. - Lub mogli mieć ten talent od urodzenia, tego nie wiem. Ale jedno jest pewne. To oni. Sama słyszałaś jak Harry mówił, że Pansy kazała się czegoś uczyć Zabiniemu...
- No tak, może i masz rację. - westchnęła rudowłosa.
- Hermiono, a po co ci było wiedzieć kiedy miałem najgorszy koszmar i w ogóle? - spytał Harry, a dziewczyna uśmiechnęła się.
- To jest właściwie dobre pytanie, które ostatecznie potwierdzi moją tezę. - powiedziała. - Bo widzisz, w Hogwarcie byłeś dosyć blisko by można było łatwo zarządzać twoimi snami. Zakładając, że to Blaise lub Pansy używają na tobie legilimencji, to byłeś naprawdę łatwym celem, mimo, że wasze dormitoria są w dwóch różnych częściach zamku. W pociągu, byli jednak o wiele bliżej, dzieliło ich zaledwie kilka przedziałów, więc to właśnie dlatego najbardziej przeżyłeś ten sen. A teraz, w Norze jesteś na tyle oddalony, że Zabiniemu lub Pansy jest ciężko dostać się do twojego umysłu... - oznajmiła i z satysfakcją patrzyła na zdumione twarze Rona, Ginny i Harrego.
Nastała cisza, w której zdziwiona, tak trafną dedukcją Hermiony, trójka przyjaciół zastanawiała się co powiedzieć. Nie mogli zaprzeczyć, ponieważ wszystko wydawało się układać w jedną, spójną i logiczną układankę. Dopiero po kilku minutach Ron odważył się wydukać:
- Więc... jesteś całkowicie pewna?
- Tak, Ron. Jestem pewna. - powiedziała spokojnie Hermiona. - Pewna, jak jeszcze nigdy.
*******
- Dzieciaki! Wychodzić, szybciej, bo spóźnicie się na pociąg! - zawołała pani Weasley.
- Już, mamo! - odkrzyknął jej Ron, w pośpiechu zakładając skarpetki nie do pary.
Po kilkunastu minutach, wszyscy razem teleportowali się na dworzec główny, by przejść na peron dziewięć i trzy czwarte. Cała czwórka miała w ręku, szkolne kufry, a Ron dodatkowo klatkę ze Świstoświnką. Następnie stanęli przed czerwonym pociągiem i pożegnali się z panią Weasley, która uroniła przy tym kilka łez.
- Do zobaczenia, mamo. - powiedziała Ginny, a potem ruszyła razem z resztą swoich przyjaciół, w poszukiwaniu wolnego przedziału.
Szli w milczeniu, dopóki Ginny nie zauważyła czegoś dziwnego. Rudowłosa odwróciła się do swojej przyjaciółki i szepnęła:
- Hermiono, czy mi się wydaje, czy przed nami idą Tomas i Dylan, ci ślizgoni z waszego rocznika?
- No, idą. I co z tego? - spytała zdziwiona szatynka.
- A to, że nie kojarzę, by którykolwiek z nich wracał na święta do domu, a co za tym idzie, nie powinno ich tu być. - oznajmiła i przyjrzała im się.
- Przesadzasz, Ginny. - mruknęła szatynka, a Ginny westchnęła.
- Mam nadzieję. - szepnęła pod nosem i ruszyła dalej, w stronę pustych przedziałów.
Nie minęło kilka minut i pociąg ruszył. Cała czwórka patrzyła przez okno na oddalający się peron i machała zapłakanej pani Weasley. Następnie do przedziału wpadł Neville i Luna, uśmiechając się szeroko. Zajęli miejsca w przedziale i zaczęli opowiadać sobie nawzajem historie, które miały miejsce podczas pobytu w domu.
- ...tatuś zamierza wyruszyć w podróż, by odnaleźć stadko małych chrapaków krętorogich. - powiedziała Luna, jak zawsze, rozmarzonym głosem. Hermiona spojrzała na nią i pokręciła zrezygnowana głową, ale nic nie powiedziała.
- To super. - uśmiechnęła się Ginny. - A ty Neville?
- Ja, no cóż... spędziłem te święta z babcią. - powiedział i uśmiechną się smutno, dodając cicho. - I byłem odwiedzić rodziców...
Harry jednak usłyszał go i jako jedyny zrozumiał co Neville musiał czuć... On też w pewnym sensie stracił rodziców. Chłopak nie chciał jednak, by radosna atmosfera się popsuła, więc postanowił szybko zmienić temat.
- Jak myślicie? - spytał. - Kto wygra najbliższy mecz, krukoni czy puchoni?
- Na moje, obie drużyny mają duże szanse. - powiedział Neville, rad z szybkiej zmiany tematu.
- No, tak. - mruknęła Ginny, która szybko podchwyciła temat związany z quidditchem. - A komu kibicujecie? Ja krukonom.
- Mi tam obojętnie. - mruknęła Hermiona, ale spojrzała w stronę Luny i dodała. - Mogą być krukoni.
- Ja też stawiam na krukonów. - dodał Harry.
- Ja też jestem za krukonami. - westchnął Ron. - A ty Neville?
- Ja... - zawahał się chłopak i odwrócił się od Luny, próbując za wszelką cenę uniknąć jej spojrzenia. - Ja kibicuję puchonom.
- Och, w porządku. - powiedziała łagodnie Luna i uśmiechnęła się do niego. - To pewnie dlatego, że podoba ci się ta puchonka. Hanna, tak?
Uszy i policzki Nevilla zrobiły się czerwone, a on sam wyglądał jakby chciał zapaść się pod ziemię. Co, jak co, ale Luna zawsze była szczera i bardzo bezpośrednia.
- C-co? - wyjąkał po chwili, a Ron zaczął się śmiać, za co oberwał w ramię od Hermiony.
- No, Hanna Abbot, tak? - spytała Luna, jakby nie zauważyła, że biedny Neville zaraz zejdzie na zawał. - To ta niska, blondynka z Hufflepuffu, tak?
- C-co? J-ja nie... - wydyszał Neville, przybierając kolor dorodnego pomidora. - Nie, to... to nie, ja... nie... Hanna... Co?
Luna znów się uśmiechnęła, a Ron zaczął tarzać się ze śmiechu. Nawet Ginny i Hermiona zachichotały. Harry również ledwo powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem.
- Och, Neville, czemu jej nie powiesz? - spytała krukonka, a chłopak prawie osuną się z fotela na to pytanie.
- N-nie p-powiem? Czego? - wyjąkał.
- No, jak to czego? Że ci się podoba! - zawołała radośnie, a do rozmowy postanowiła wtrącić się Ginny i Hermiona.
- Och, Neville. Czemu wstydzisz się swoich uczuć? - spytała rudowłosa, a reszta dziewczyn pokiwała głowami, zgadzając się z nią. - To żaden wstyd, że Hanna ci się podoba.
- Ale, ja... nie... ja nic nie powiedziałem... - wyjąkał speszony.
- To widać. - oznajmiła Hermiona. - Serio.
- Ona wie? - wyszeptał szczerze przerażony, a Harry nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Wydaje mi się, że nie. - uspokoiła go Ginny. - Nie obrażając jej, mam wrażenie, że Hanna jest ślepa, zresztą ty też. - dodała.
- Co? - spytał chłopak, a na jego policzkach znów wykwitł czerwony rumieniec.
- Nic, nic. - mruknęła. - Dowiesz się w swoim czasie.
Po tym już nikt się nie odezwał, a w przedziale zapanowała cisza, przerywana cichym chichotem Harrego i Rona. Po chwili, dalej czerwony i zażenowany Neville mruknął coś, o tym, że musi się przewietrzyć i wyszedł z przedziału.
- To... - zaczął Harry, ale przerwał mu głośny trzask i czyjś krzyk, dobiegający z korytarza.
Wszyscy natychmiast zerwali się ze swoich miejsc, a Harry, wyciągną swoją różdżkę, jak powiedział "na wszelki wypadek". Ostrożnie otworzyli drzwi swojego przedziału i wyjrzeli na zewnątrz, licząc na to, że tylko im się przesłyszało. Niestety, mylili się.
Kolejny rozdział za nami! Mam nadzieję, że wam się podobało. Jak widzicie, odkryta została również tajemnicza zagadka snów Harrego. Chciałam, więc pogratulować @Szampanol która zgadła to w rozdziale 24! Życzę wam zdrówka i pozdrawiam.
05.06.2020
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top