VIII

𝑪𝒛𝒆𝒓𝒘𝒐𝒏𝒂 𝒔𝒖𝒌𝒊𝒆𝒏𝒌𝒂 𝒊 𝒊𝒏𝒏𝒆 𝒏𝒊𝒆𝒑𝒐𝒓𝒐𝒛𝒖𝒎𝒊𝒆𝒏𝒊𝒂

⸻⛧⸻

Trójka miłośników literatury siedziała w bibliotece Zhongli'ego, choć to nie był wtorek. To było spotkanie awaryjne, które nie miało nic wspólnego z książkami. Żaden z uczestników wyjątkowo nie miał lektury na kolanach.

To właśnie Yelan zwołała to nieoczekiwane zebranie. Postanowiła, że są sprawy, które koniecznie należy omówić. Sprawą numer jeden był Kaeya.

Mężczyzna ani razu nie wszedł z nią w żaden kontakt od czasu sceny z Zhonglim. Niebieskowłosy zwyczajnie wyszedł przez mosiężne drzwi i nigdy już nie wrócił. Bez jakiegokolwiek uprzedzenia. Bez żadnego słowa. Kobieta sądziła, że po pierwszym tygodniu zabójca wróci. Może potrzebował odrobinę samotności? Gołym okiem było widać, że coś było z nim nie tak. Alberich lubował się w mówieniu rzeczy kontrowersyjnych dla wywołania u kogoś reakcji, jednak jak nikt znał wartość słów i wiedział co one oznaczały. W tamto popołudnie nie zamierzał po prostu się pobawić. Miał przecież świadomość sytuacyjną. Nie zrobiłby czegoś takiego tak pochopnie, chyba że coś było na rzeczy.

Zhongli wziął kolejnego łyka herbaty. Oboje Yelan i Albedo co chwilę na niego patrzyli jakby czekali, żeby to on zaczął temat. Poniekąd to była jego wina. Był zirytowany nonszalancją Kaeyi oraz jego brudnym, puszystym dywanem. Powiedział parę rzeczy, o których normalnie nawet nigdy by nie pomyślał, a potem wszystko eskalowało. Widział wszystko na czerwono, gdy zabójca zaczął bezwstydnie rzucać imieniem jego zmarłej ukochanej. Jego dłonie same znalazły się na gardle Albericha.

Albedo natomiast nie mógł pozbyć się wrażenia, że to on był odpowiedzialny za zniknięcie Kaeyi. To chemik powiedział mu, że ma wyjść. Co jeżeli potraktował to jako "wyjdź i nigdy nie wracaj"? To nie było zamierzenie blondyna. Kreideprinz westchnął. Właśnie dlatego nigdy nie mieszał się w konflikty. Powinien był siedzieć cicho.

Nie dużo czasu musiało upłynąć, aby zaczęła się kłótnia. Nie było tu Kaeyi, który uspokoiłby sytuację którymś ze swoich żartów. Yelan i Zhongli tylko mówili do siebie podniesionym tonem podczas gdy Albedo siedział cicho, obserwując sytuację. Szlachcic uważał, że Kaeya powinien podejść do nich pierwszy, a Yelan sądziła, że to oni powinni coś zrobić skoro im go brakuje.

Spotkanie zakończyło się tylko niezgodą.


***

Kaeya stał przed barem już od paru minut. Na zewnątrz było chłodne powietrze, lecz to mu nie przeszkadzało. Słyszał nawet nie będąc w budynku zgiełk jaki tam panował. Diluc miał zapewne ręce pełne roboty, ale w zasadzie była sobota, więc barman był do tego najprawdopodobniej przyzwyczajony.

Zabójca przygotował się na to spotkanie. Rozpuścił swoje długie, niebieskie włosy. Nałożył najdroższy gorset jaki posiadał, który zawiązał odrobinę ciaśniej niż zwykle. Ubrania zmieniał dziś już parę razy, oglądając się w lustrze czy aby na pewno to było coś czego szukał. Ostatecznie zdecydował się na jaśniejsze kolory niż jakie nosił na co dzień. W każdym razie wyglądał zniewalająco. Nie żeby to było istotne jak wyglądał na tym małym wyjściu...

Im dłużej Alberich tam stał tym bardziej się obawiał. Co jeżeli Childe go wystawi? Nie... Chociaż może? Nie umawiałby się z nim gdyby miał zamiar nie przyjść, prawda?

Nagle było słychać stukot obcasów o bruk. Niebieskowłosy przeniósł wzrok do źródła dźwięku. Myślał, że zacznie turlać się po ziemi ze śmiechu. Tartaglia szedł niezrażony w czerwonych obcasach i krótkiej sukience w tym samym odcieniu. Kaeya nigdy nie sądził, że zobaczy rudzielca w czymś takim. Sam nie miał problemu okazjonalnie ubrać się kobieco, lecz Childe zdecydowanie nie wyglądał mu na typ, który również nie miał nic przeciwko temu. Zawsze nosił męskie ubrania. Ach ten Tartaglia. A podobno to Alberich był tym bardziej nieprzewidywalnym z ich dwójki.

- No nieźle, nieźle- Alberich zagwizdał. Musiał lekko unieść głowę, by nawiązać kontakt wzrokowy z Harbingerem. Mężczyznę był od niego wyższy w tych szpilkach.- Zaskoczyłeś mnie.

- Co? Masz z tym jakiś problem?- Childe uniósł brew z uśmiechem.

- Absolutnie nie. Zastanawiam się tylko czym sobie zasłużyłem, że tak się wystroiłeś- Kaeya również się uśmiechnął.

- Cóż, może rekompensuję ci to, że zostawiłem cię na te dwa tygodnie?- rudzielec wzruszył ramionami. Alberich spojrzał w bok. Wolałby, żeby Tartaglia zapomniał o jego małym wybuchu.- Po twojej minie wydaje mi się, że mój sposób działa doskonale.

Gdyby Kaeya nie znał Harbingera, to pomyślałby, że próbował z nim flirtować. Byli rywalami, więc naturalnie sobie dogryzali.

- Kto by się szerzej nie uśmiechnął na widok ślicznotki w sukience?- Childe prychnął na ten oklepany tekst.

- Po prostu chodźmy- rudzielec zaczął iść w stronę wejścia do baru. Kaeya prędko podążył za nim.

Dziś środek "Angel's Share" wydawał się bardziej przytulny. Światła jaśniej świeciły i nawet Diluc nie miał aż tak skwaszonej miny na jego widok. Dobrze... z tym może koloryzował.

Goście odwrócili głowy w kierunku nowoprzybyłych. Kaeya większość kojarzył, więc pomachał w ich stronę ze swoim charakterystycznym uśmieszkiem, zanim znów skupił swoją uwagę na Tartaglii.

Dwójka mężczyzn prędko weszła na górę po drodze zabierając jedną butelkę wina z baru.

Ragvindr patrzył na nich od niechcenia. Czy Alberich znów wpakuje się w jakieś kłopoty? Naprawdę nie chciał po raz kolejny sprzątać krwi za swoją tawerną.

- Widziałeś jak barman mnie obczajał wzrokiem?- Childe posłał Kaeyi dumny uśmiech w trakcie siadania na krzesło.

- Gdyby wiedział, że jesteś Fatui to od razu wyrzuciłby cię z tego baru- zaśmiał się Alberich, sprawnym ruchem odkręcając wino. Nie wziął kieliszków, więc będą musieli pić prosto z butelki.

- Tak? Ma tylko takie uprzedzenie do Fatui? Czy generalnie do zabójców?- spytał Tartaglia, biorąc parę łapczywych łyków trunku.- Wygląda na kogoś kto raczej jest w miarę rozsądny. Nie zbyt podatny na kłamstwa. Chyba, że sprzedałeś mu naprawę wiarygodną pracę.

Kaeya zabrał butelkę od Childe'a samemu biorąc parę większych łyków. Gdy uznał, że to wystarczająco, zawadiacko się uśmiechnął, podając wino rudzielcowi.

- Powiedziałem mu, że pracuję w domu publicznym- Childe prawie się zakrztusił alkoholem. Na jego twarz wstąpił rumieniec, który świetnie pasował do koloru jego sukienki przynajmniej według Albericha.- No co? Czy według ciebie to nie uczciwa praca? Po twoim ubiorze pomyślałbym, że jesteś bardziej tolerancyjny- niebieskowłosy znów zmierzył wzrokiem tę czerwoną sukienkę.

Tartaglia wziął tylko kolejne parę łapczywych łyków po tym jak przestał się krztusić. Kaeya bacznie go obserwował. Jego każdą najmniejszą manierę. To jak unikał jego spojrzenia albo poprawiał sobie sukienkę, a żeby nie pokazać za dużo. Rudzielec rozglądał się wokół jakby bardzo intrygowała go ta nierówno ułożona, czerwona cegła na ścianach. Alberich oczywiście nie mógł również nie zauważyć jak pięknie prezentowała się jego twarz w tym wątłym świetle świecy. Jak jego usta lśniły od wina, gdy wreszcie oderwał się od trunku.

- Jeśli ci uwierzył to musi być zwyczajnym idiotą- burknął wreszcie Childe jakby cały ten czas, poświęcony na picie, zastanawiał się nad jakąś wyrafinowaną odpowiedzią, jednak nic oryginalnego nie wymyślił.

- Dlaczego?- spytał Kaeya, wyrywając towarzyszowi naczynie z rąk. Niestety przy próbie napicia się odkrył, że było puste. Pierwsza butelka pusta w tak szybkim czasie? To chyba był jakiś nowy rekord.- Czy uważasz, że jestem za brzydki na bycie prostytutką?

- Nie, ale uważam, że jesteś za mądry- Alberich momentalnie wstał od stołu. Przestało mu się nagle podobać gdzie zmierzała ta konwersacja. Słowa Harbingera brzmiały tak... prawdziwie? Normalnie bez większego zastanowienia, wręcz automatycznie uznałby to za sarkazm, ale teraz? Od kiedy Childe przestał aktywnie wykonywać zawód zabójcy niebieskowłosy gubił się w ich relacji.

- Pójdę po wino- oznajmił Kaeya, momentalnie się ulatniając.

Tartaglia nie zdążył nawet powiedzieć jednego wyrazu, bo drugi zabójca już zniknął.

Alberich specjalnie wolno szedł po schodach, a potem bardzo niespiesznym ruchem wziął butelkę zza baru. Tym razem nie wina, a wódki. Diluc tylko uniósł na to brew. Kaeya nawet jak był w nastroju, by upić się do nieprzytomności wybierał wino. Być może to był jego snobizm albo zwyczajna niechęć do mocniejszych drinków, lecz Ragvindr mógł policzyć na palcach jednej ręki kiedy niebieskowłosy zabierał się za taki trunek. Wciąż to nie był jego interes co się działo w życiu Albericha, więc mężczyzna zwyczajnie wzruszył ramionami, wracając do swoich wcześniejszych zajęć.

Rudzielec westchnął, wpatrując się w ścianę. Kaeya zachowywał się tak dziwnie. Nigdy wcześniej nie miał problemu z flirtem bądź jakimś sprośniejszym komentarzem. Alberich często potrafił prawić o wiele wymyślniejsze komplementy i sugestywne teksty. Natomiast gdy Childe rzucił w jego stronę małym, malutkim pochlebstwem, które tak naprawdę nawet nie zaliczało się jako flirt, to niebieskowłosy zabójca praktycznie od niego uciekał! Gdzie w tym logika? Harbinger rzucił okiem na książkę, którą wciąż nosił w torebce. Nadal jeszcze jej nie oddał.

Po jakimś czasie Kaeya wrócił z nową butelką. Tym razem wódki. Childe prędko dorwał się do alkoholu. Uwielbiał takie trunki.

Alberich tylko patrzył jak Tartaglia duszkiem wypija połowę zawartości butelki. Szczerze mówiąc to było całkiem imponujące.

- Masz- Childe położył na stole zbiór wierszy Safony. Literki wygrawerowane na okładce wydawały się oceniać Kaeyę.

- Dzięki- Alberich skinął głową, biorąc małego łyka wódki.

Potem cisza. Było niezręcznie. To aż dziwne, bo przecież niebieskowłosy zawsze miał tematy do rozmów. Tartaglia sądził, że nigdy mu się nie skończą. Cóż, jeśli Kaeya miał zamiar tylko pomalutku dopijać alkohol, to Childe może rzucić jakiś temat.

- Dużo czytasz na tym dachu, co?- rudzielec założył nogę na nogę.

- Hm? Podglądałeś mnie?- spytał Kaeya. Nigdy nie wyczuł żadnej pary oczu na swoich plecach w trakcie jego małych przechadzek z książką w ręku.

- Nie tylko ja- zaśmiał się Childe.

- Co? Ktoś jeszcze mnie śledzi? Czy Fatui posłali kogoś, by mnie monitorować?- Alberich zmarszczył brwi. Zazwyczaj potrafił bezbłędnie stwierdzić czy był śledzony. Jakim cudem tego nie zauważył? Czy naprawdę był aż tak rozproszony?

- Zdziwiłem się, bo ten ktoś nie śledził cię tak po prostu...- Tartaglia zniżył głos.- Śledził cię używając taktyki znanej tylko Harbingerom. Sprawdzałem w dokumentach czy któryś z nich został do ciebie przydzielony, ale dziwnym trafem akta są puste na ten temat- Childe wzruszył ramionami.- Właściwie to dlatego się tak ubrałem! Żeby ten który nas śledzi mnie nie poznał. Według mnie idealne przebranie, nie?- rudzielec dumnie się wyszczerzył, spoglądając na swoją sukienkę.

Ktoś kto znał techniki Harbingerów? Kaeya wziął parę głębszych łyków wódki i wtedy go olśniło. Ojciec. Wszystko się zgadzało. Kurwa... Czy to znaczyło, że Sasa widział jego konwersację z Capitano i Tartaglią? Alberich opróżnił butelkę. Wódka zostawiła nieprzyjemny posmak w jego ustach. Sasa by go nie śledził bez jego wiedzy, prawda?

- Jesteś pewien, że żaden z Harbingerów nie miał żadnej misji na ten temat?- dociekał niebieskowłosy z powagą, która zaskoczyła Childe'a. Drugi mężczyzna nawet nie zareagował na jego zaczepkę.

- Nie. Właśnie to mnie zaskoczyło- przyznał rudzielec.

Wszystko zaczęło się składać w całość. To dziwne zachowanie ojca. Jego wczorajsze "Nie chciałbyś ze mną o czymś porozmawiać?" nagle nabrało sensu. On wiedział. Co teraz sobie myślał? Może nie chciał już go jako syna? W końcu czy teraz go nie zawodził? Ostatni incydent z Tartaglią i sztyletem nie został przez niego dobrze odebrany.

- Childe?- Kaeya spojrzał na Harbingera.

- Tak?- Tartaglia zmarszczył brwi. Atmosfera nagle stała się inna niż wcześniej.

- Mógłbyś mnie dziś... przenocować?- to pytanie zbiło z tropu Childe'a.

Tartaglia momentalnie się zarumienił. Co on miał przez to na myśli? Czy Kaeya wrócił do swojego rzucania sprośnymi komentarzami? Może tak, ale z drugiej strony niebieskowłosy wciąż miał tą poważną ekspresję.

- W jakim sensie?- Childe uważnie skupił się na ekspresji Kaeyi, który wydawał się zdziwiony jego pytaniem.

- Normalnym?- Alberich parę razy zamrugał w konsternacji. Nie rozumiał pytania.- Mogę nawet spać na podłodze, jeśli nie masz gdzie mnie położyć.

Tartaglia skinął głową. To było trochę niespodziewane. Odpowiedzialny człowiek nie wpuściłby Kaeyi do swojej prywatnej przestrzeni. Po pierwsze Alberich był świetnym zabójcą i nie tylko. Umiał również kraść. Dlatego to by było absolutnie głupie, żeby Childe zgodził się na tę prośbę. Tym bardziej, że mieszkał w kamienicy, którą wynajmowali Fatui. Dodatkowo ostatnio zaczął zajmować się robotą papierkową, więc miał w domu pełno papierów dotyczących działań jego organizacji. Niestety jednak Tartaglia chyba nie należał do najrozważniejszych. Z głupim uśmiechem na ustach wychodził z Alberichem pod rękę.

Czerwonowłosy barman tylko patrzył na zadowolonego rudzielca idącego z zabójcą. Ostatnio mężczyzna był przy nim przerażony. Ciekawe co się zmieniło. Uwagę Diluca przerwał niski mężczyzna, który poprosił o najsilniejszego drinka jakiego zdoła mu zrobić.

Ragvindr mógł spojrzeć na tę ironię życia z dystansem. Tu para wychodziła pod osłoną nocy, a tu samotny człowiek pragnął upić się do nieprzytomności. Los naprawdę lubił płatać figle. Takie kontrasty chyba nigdy nie przestały go zaskakiwać w jego pracy. Jako barman zazwyczaj był obserwatorem wydarzeń. Nie szczególnie był skory do dołączania do konwersacji pijaków w jego barze, ale codziennie na nich patrzył. Być może również się czegoś od nich uczył?

Niski mężczyzna prędko przechylił szklankę. Barman chyba nigdy nie widział go w jego tawernie. Na pewno zapamiętałby te ciemno-fioletowe włosy.

- Ciężka noc?- zagaił Diluc, szykując kolejnego drinka.

- Ciężkie życie- odparł nieznajomy.

Wciąż wpatrywał się w drzwi za którymi zniknęła ta dwójka. Dziwne. Może ich znał? Lustrował dębowe drzwi jakby wyrządziły mu największą szkodę.

- Ma pan dzieci?- spytał fioletowowłosy.

- Mam tylko 24 lata. Jeszcze nie założyłem rodziny, ale może za parę lat...- Diluc nie do końca wiedział co miał odpowiedzieć. Mężczyzna na przeciwko niego również wyglądał dosyć młodo. Jakby był w jego wieku lub nawet młodszy...

- Dobrze, to jeśli pan będzie kiedyś miał dziecko to niech pan pamięta. Trzeba je wychować, ale tak, żeby panu ufało.- mężczyzna wziął głęboki oddech.- Bo co z posłusznego dziecka jeśli nawet ci nie ufa na tyle, żeby powiedzieć ci, że ma chłopaka, który jest z organizacji, z której odszedłeś, bo była okropna?

Ragvindr uważnie polerował szklanki. Niektórzy to mieli problemy... Cóż, on żył swoim spokojnym życiem. Mało go interesowały jakieś sprawy innych.


Author's note

Pojawiam się i znikam...

Luty ciekawy miesiąc nawet bardzo! Nie byłam zbytnio aktywna w moim pisaniu, ale zdobyłam dziewczynę i betareader'a w jednym BIZNEZ MOJEGO ŻYCIAAAA <33

Pozdrawiam Cię w tym miejscu :**

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top