4# Darkness
Na drewnianej podłodze tawerny zaczęły pojawiać się ogromne kałuże dziwnej mazi. Darkness nie czując już zmęczenia podeszła do jednej z nich by się lepiej przyjrzeć czym jest owa substancja. Zmierzając do plamy czuła jakby całe jej ciało stawało się coraz bardziej ociężałe. Tak ciężkie iż myślała, że niewidzialna siła zaraz ją przygniecie. Mimo to przykucnęła tuż obok i zaczęła się jej przyglądać.
Ciecz bardzo gęsta, wręcz smolista, chociaż nie zachowywała się jak smoła. Wyglądała jakby miała się zaraz rozlecieć na wszystkie strony świata, ale coś porządnie ją powstrzymywało od tego, dlatego ów plama wyglądała jakby parowała. Małe kawałki unosiły się tuż nad jej powierzchnią, ale nie odlatywały daleko tylko nad nią krążyły. Zaciekawiona arystokratka z niewiadomego rodu, pochyliła się tuż nad latającymi częściami czarnej plamy. Może zamyśliła się lub za bardzo zafascynowała. W każdym bądź razie to zrobiła, nie myśląc nad konsekwencjami swojego działania.
Z mazi zaczęło się formować kilka par rąk, by po chwili złapać Darkness, jednak ta zdążyła uskoczyć przed pierwszym atakiem lądując przy tym na pobliskiej ścianie. Chciała krzyknąć po pomoc, ale zrezygnowała widząc, że nikogo nie ma w karczmie. Wstała, aby nie opierać się o ścianę.
,, Aaa!" Wydała z siebie cichy krzyk, ponieważ czarne pazury rzuciły się na nią po raz drugi. Nie trwało to długo, bo maź wessała ją do niekończącego się tunelu. Darkness ciągle spadała w dół ciemnym korytarzem. Nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku, ani nawet poruszyć palcem. Została uwięziona w jakiś niewidocznych szponach. Uczucie ciężkości wcale nie słabło, tylko przybierało bardziej na sile wraz z drogą, którą pokonywała w dół. Nie bardzo wiedziała jak ma się stąd wydostać. Kosmyki jej jasnych włosów dalej unosiły się w górę. Na moment dostrzegła, że tuż przy swojej piersi pojawia się mały płomyczek światła. Była jeszcze jedna rzecz, którą zdążyła dojrzeć, a mianowicie ogromne czerwone oczy wpatrujące się w miejsce gdzie pojawiło się światełko. Czas jakby zwolnił na ten moment, a tajemnicze, kocie gały wlepiały swój wzrok w oswietloną na ułamek sekundy Darkness. Ślepia znajdowały się tuż przed nią na wyciągnięcie dłoni. Widziała z tej odległości najmniejsze szczegóły, ponieważ były tego samego rozmiaru co ona sama. Serce Darkness zazwyczaj spokojne, teraz biło z zawrotną prędkością. Sama nie miała pojęcia czemu, przecież brała udział w znacznie straszniejszych sytuacjach. Nieustraszona kawalerka miecza, więc czemu?
Ślepia zniknęły, tak jakgdby wielka kreatura obróciła się w innym kierunku, bo straciła zainteresowanie. Niewidoczny uścisk wokół niej poluzował się. Jednak wraz z jego odejściem pojawił się przeszywający ból, który zaczął doprowadzać ją do skrajnego szaleństwa. Klnęła niesamowicie głośno. Pewnie myślała, iż tym sposobem sprawi, że jej cierpienie się zakończy. Była w wielkim błędzie. Wraz z tym katusze przybierały na sile. Coraz mocniej i bardziej okrutniej. Darkness już nie była w pełni świadoma, miała uczucie, że zaciska ją olbrzymi ogon węża. Spostrzegła mały płomyk, który zyskiwał coraz więcej siły przez co zaczynał ją parzyć albo wręcz palić. Zacisnęła mocniej zęby, aby przygotować się na więcej, a samotna łza ściekła po jej policzku i wylądowała w piekielnej mazi. W tym samym czasie przez jej głowę przeszło tyle rzeczy iż myślała, że za chwilę od nich eksploduje. Kolosalny przepływ wiedzy, z którym nie wiedziała co zrobić. Zdążyła się jakoś opanować i dostrzec w swojej wyobraźni przelatujące wspomnienia, jednak te nie należały do niej.
Prowokacyjny uśmiech.
Talizman z wężem.
Koszmarny ryk.
Martwe ciało Arla Alistera.
Osłupiała twarz Logana.
Następnie przebudziła się z tego niepokojącego snu. Cdn...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top