Sehun x Reader
– Wyżej! Wyżej Sehunie! – z uśmiechem uniosłem dziewczynę w powietrzu i zakręciłem lekko. – Waa przestań!
Zaśmiałem się razem z nią i skupiłem się, aby przesunąć ją w powietrzu tak, by nie zrobić jej krzywdy. Tak jak zawsze uczyli mnie opiekunowie, ćwiczyłem moją moc, ale to, w jaki sposób to robiłem, nie musiało ich interesować.
– Sehun! Chanyeol mówiłeś, że szedł w tę stronę?
– Sehun co teraz? – spojrzałem na dziewczynę i jak najszybciej uniosłem ją wysoko wprost w korony drzew, tak by ją ukryć. Żaden z normalnych ludzi nie mógł wiedzieć o uzdolnionych, to groziło poważnymi konsekwencjami, a ja nie miałem zamiaru narażać [T.I].
– Siedź cicho.
Stanąłem na pozór wyluzowany i tylko lekka zmarszczka na moim czole mogła zdradzić, że w tej chwili staram się utrzymać wierzgającą dziewczynę w miejscu. Ten jej głupi lęk wysokości…
– Sehun! Gdzie ty się podziewałeś? Zapomniałeś gówniarzu o codziennym treningu? – spojrzałem na jednego ze swoich opiekunów z uniesioną brwią i wzruszyłem ramionami. – Myślisz, że ile reszta będzie na ciebie czekać? Masz szczęście, że Ogień cię widział.
– On ma imię starcze – prychnąłem i przekląłem Chanyeola i jego długi język. – Zresztą nie mam zamiaru dołączać do tych waszych treningów, sam sobie bardzo dobrze radzę.
– Nie bądź niemądry, nie pamiętasz co ci mówiliśmy? Tak jak daliśmy wam moce, tak tylko my wiemy, jak możecie nad nimi zapanować – wycharczał mężczyzna i złapał mnie za dłoń, czego od razu pożałował, gdy użyłem wiatru, by zrobić nacięcie na jego policzku. – Za kogo się uważasz?! Już zapomniałeś, jak błagałeś nas o litość w tym obskurnym zaułku?! Gdybyśmy cię wtedy nie wzięli już byś zdechł!
– Tak i co mam z tego?! Mutant, który w każdej chwili może zniszczyć wszystkich i samego siebie. Za to mam być wdzięczny? A może za to, że sprawdziliście na mnie i moich przyjaciół cały ten ból?!
*Plask*
Spojrzałem zszokowany na starca przede mną i dotknąłem bolącego policzka. Tylko resztkami samokontroli utrzymałem [T.I] w górze. W tej chwili jedyne, na co miałem ochotę to zniszczyć tego marnego człowieka, za całe to cierpienie, jakie na nas zrzucił. Ale tym się od niego różniłem, nie miałem zamiaru stać się taki jak on. Nie miałem zamiaru ich zabić, tak jak oni zabili Luhana, Tao i Krisa…
– Masz pięć minut, by wrócić do ośrodka, pamiętaj że nie jesteś sam. Kogo tym razem mam wziąć ze sobą, żebyś był grzeczny? Wodę? A może biednego niewinnego Jongina, który bez swojej mocy jest tak samo bezużyteczny, jak pierwsza lepsza suka z ulicy? Lepiej się zastanów Powietrze, to moje ostatnie ostrzeżenie.
Zacisnąłem dłonie w pięści i ugryzłem się w język, byleby go nie sprowokować. Kompletnie zapomniałem o tym, jak wielką mieli władzę. Nie chciałem być powodem, przez który mój przyjaciel cierpiał.
Odczekałem aż odejdzie i szybko przeniosłem dziewczynę na ziemię. Nie patrząc jej w oczy, szybko ją przytuliłem i od razu zacząłem oglądać w poszukiwaniu jakichkolwiek zadrapań.
– Sehun… Sehun nic mi nie jest!
Westchnąłem i dalej z oczami skierowanymi ku ziemi się odsunąłem. Niby co miałem jej teraz powiedzieć? Że jestem nieudacznikiem, który już zawsze będzie pod władzą innych?
– Sehun proszę – przymknąłem oczy czując jej dłoń na policzku. – To, co on powiedział… to nic nie zmienia, rozumiesz? Nic nie zmieni tego, co do ciebie czuję.
– Jestem dziwadłem [T.I], na dodatek nie mam władzy nad swoim życiem. Ile jeszcze będziemy udawać, że wszystko jest ok? Spójrz na mnie! – pociągnąłem za głupi biały kombinezon, który każą mi nosić i wskazałem dłonią na jej dżinsy. – Przychodzisz tutaj jak z innego świata, tego normalnego. Możesz chodzić gdzie chcesz, nosić co chcesz i nikt ci nie grozi, że zniszczy wszystko co kochasz. Co, jeśli dowiedzą się o tobie? Myślisz, że będę mógł z tym żyć?
Nawet nie poczułem, kiedy z moich oczu zaczęły spływać łzy. Nie zauważyłem, kiedy zacząłem się trząść, ani nawet tego, że dookoła nas wiatr wiał z dużą szybkością i tylko nas omijał. Wspaniale, zaraz kogoś tu przyślą, żeby mnie uspokoić.
– A czy przedtem mnie to interesowało? Kocham cię takiego, jakim jesteś i jeszcze kiedyś nie się uda uwolnić cię i twoich przyjaciół. Tylko proszę nie stawiaj im się więcej – dałem jej otrzeć moje łzy i objąłem ją ramionami. – Poczekaj jeszcze trochę dobrze? Za trzy dni postaram się przyjść z dobrymi nowinami, ale teraz lepiej już pójdę. Kocham cię, pamiętaj.
– Ja ciebie też – wyszeptałem i skradłem szybki pocałunek. – Uważaj na siebie.
Żeby nie kusić losu, od razu skierowałem się do tego głupiego budynku, tylko jedno nie dawało mi spokoju. Tak jakby niedaleko mignął mi obraz mojego dawno utraconego przyjaciela. Chyba zaczęło mi się rzucać na mózg.
~*~
– Dziewczyna?
– Tak Sir, tak jak prosiłeś, obserwowałem Powietrze i już od dłuższego czasu, ta osoba ciągle wkrada się na nasz teren – wyrecytował chłopak z pustym wyrazem twarzy i wyjął telefon z kieszeni spodni. – Tutaj jest zdjęcie intruza, czy mam się zająć obiektem?
– Nie trzeba Luhan, sam się nim zajmę – starzec uśmiechnął się do siebie i dotknął palcem głowy dziewczyny na zdjęciu. – Mała ingerencja w umysł twój i twoich przyjaciół była moim najlepszym pomysłem.
– Tak Sir.
– A właśnie! Niedługo przyśle do ciebie nowego osobnika, zaopiekuj się dobrze jego umysłem. Myślę, że już czas, żeby użyć naszego małego Jongina w odpowiedni sposób. Myślisz, że mały atak w Seulu będzie odpowiedni, czy powinienem to jeszcze przemyśleć?
– Cokolwiek powiesz Sir.
Mężczyzna uśmiechnął się przebiegle i oddelegował swoją tajną broń. Gdy tylko przejął władzę nad Luhanem, nic już nie było dla niego niemożliwe.
– Jeszcze pożałują, wszyscy którzy nazywali mnie głupcem, zapłacą za swoje słowa. Z Luhanem gotowym zrobić pranie mózgu każdemu i Jonginem, który przeniesie mnie wszędzie, nic nie będzie niemożliwe. Jeszcze tylko popracuje nad żywiołami i będziemy mogli zacząć drugą fazę planu. Tylko najpierw pozbędę się tej dziewczyny.
~*~
– Sehun gdzie ty byłeś? – wyszeptał ostro Suho i zrobił unik przed nadlatującym przedmiotem. – Wiem, że ta dziewczyna jest dla ciebie ważna, ale nie uważasz, że za bardzo ryzykujecie?
– Wiem o tym – syknąłem i utworzyłem przed nami zaporę z wiatru. – Ale nic na to nie poradzę, z nią czuję się normalny. Nie jak maszyna do zabijania, nad którą głupią moc może przejąć kontrolę w każdej chwili.
– A co jeśli przyjmie, gdy z nią będziesz?
– Po to chodzę na te głupie treningi prawda – prychnąłem i skupiłem się na zadaniu. Naprawdę nie lubiłem tego tematu.
Przez dłuższą chwilę trenowaliśmy w ciszy i tylko wymienialiśmy się wskazówkami. Raz na jakiś czas mijaliśmy resztę z Uzdolnionych na naszej trasie, ale to nie była pora na rozmowy.
– A właśnie… Jongin znowu wrócił z urazami od opiekuna – od razu spojrzałem na mojego rówieśnika i nawet nieświadomie otoczyłem go ochroną. Na jego pytające spojrzenie po prostu wzruszyłem ramionami i poczekałem aż zniknie w ciemnym dymie. – To się dzieje coraz częściej, a Jongin coraz bardziej się od nas odsuwa. Musimy coś zrobić.
– Dzisiaj jeden z tych starych pryków mi groził. Kazał mi się dobrze zachowywać, inaczej zrobi Jonginowi to co sam wiesz komu – spuściłem spojrzenie od razu, gdy zobaczyłem smutek w oczach starszego towarzysza. Nikt tak naprawdę się nie pozbierał po tej stracie. – Co, jeśli oni już teraz próbują go złamać? Może powinniśmy przystopować z naszymi cichymi treningami? Nie prowokujemy ich.
– Wiem… Wiem, ale to mi się nie podoba. Chcę się stąd wydostać tak szybko, jak to możliwe, a tylko sami możemy zwiększyć nasze umiejętności. Oni nie są głupi, wiedzą, że jeśli pozwolą nam za dużo, to stąd uciekniemy.
Westchnąłem i usiadłem na ziemi, gdy usłyszałem dźwięk oznaczający koniec zajęć. Z każdym dniem coraz mniej się męczyłem, ale dla strażników zawsze udawałem opadnięcie z sił. Widziałem, jak reszta bawi się w teatrzyk tak, jak ja oprócz Jongina. On tak jak Lu, Tao i Kris nigdy się szybko nie męczyli i to nas właśnie martwiło. Im silniejszy ktoś był, tym szybciej był eliminowany.
– Ty – zamaskowany strażnik szturchnął Niniego w plecy karabinem i wskazał na leżącego Minseoka. – Skoro jesteś taki żywy, to zaprowadź go do jego kabiny.
Jongin od razu przeteleportował się do starszego kolegi, jednak został od razu zatrzymany przez dwóch innych strażników. Od razu każdy z nas podniósł się z ziemi, ale z kolejny dźwięk z głośników zatrzymał nas w miejscu.
– Ani drgnijcie pokraki, to tylko nowy prezent dla waszego przyjaciela – z przerażeniem oglądaliśmy, jak mężczyzna odchylił głowę Jongina do tyłu i nałożył mu dziwną obrożę na szyję. – Do kabiny skierujesz się starym sposobem, ta zabaweczka powstrzyma cię od używania tej swojej głupiej mocy.
– Suho.
– Cicho, później o tym pogadamy.
Dobrze wiedziałem co każdy z nas teraz myśli. Czy tylko Jongin ma to zabezpieczenie? Co, jeśli pracują nad takim dla każdego z nas. Jeśli okaże się to prawda, to nastąpi nasz koniec. Nigdy się nie uwolnimy.
~*~
– Czy to boli? – pochyliłem się nad przyjacielem i zacząłem oglądać jego szyję z każdej strony. – Próbowałeś to zdjąć?
– Nic się nie da zrobić – mruknął blondyn i dotknął swojej zaczerwienionej skóry. – Próbowałem ją odciągnąć, ale chyba jest pokryta od środka jakimiś kolcami albo igłami, bo bolało jak cholera. Ale to nie jest najgorsze.
– To może być gorzej?!
– Jak myślisz, jak się czuje człowiek, któremu nagle zabiorą jego drugą naturę? Co byś zrobił jakby ci nagle odebrali twoją moc – chłopak spojrzał na mnie smutno i odepchnął się od podłogi. – Czuję wewnętrzny nacisk, żeby to uwolnić, ale nic nie mogę zrobić. Jeszcze trochę i chyba oszaleję.
Od razu objąłem go na te słowa i zacząłem uspokajać. Minęły dopiero trzy dni, od kiedy mu to założyli, a już mogliśmy zauważyć w nim znaczną zmianę. To już nie był Nini, jakiego znaliśmy. Gorsze było jednak to, że podczas treningów, gdy mu zdejmowali to ustrojstwo… on się zmieniał i dobrze wiedzieliśmy co to znaczy. To, o czym nas tak ciągle ostrzegali, sami to w nim wywołali. Moc zaczęła przejmować nad nim kontrolę.
– Sehun… jakbym stracił władzę nad sobą… nie daj Boże zrobił coś wam, to mnie zabij.
– Że co?! Oszalałeś?!
– Pomyśl o tym na spokojnie. Myślisz, że gdybym im był potrzebny, to by do tego dopuścili? Już od dawna mi wpajali jaki, to jestem bezużyteczny i to w porządku. Ale nie mam zamiaru robić wam krzywdy przez swoje braki – chciałem go uciszyć, ale ten się tylko do mnie uśmiechnął, prawie tak jak dawniej. – Wiem, że wy też widzicie, że coś jest nie tak. Pamiętaj, jeden mój zły ruch i po prostu odetnij mi dopływ tlenu, Chanyeol byłby zbyt brutalny ze swoją mocą… i przekaż wtedy reszcie, że nie mam żalu ok? I że w sumie byłem szczęśliwy, że tak się stało.
– Nic się nie stanie idioto! Zostaniesz z nami i niedługo stąd wyjdziemy, rozumiesz?! – zmusiłem go, by spojrzał mi w oczy i tylko resztkami siły powstrzymałem się przed starciem z jego twarzy tego uśmiechu. – Wytrzymaj jeszcze trochę.
Chłopak tylko pokiwał głową, ale w jego oczach dalej widziałam rezygnację. Idiota! Jeśli myślał, że pozwolę odebrać sobie kolejnego przyjaciela, nie brata to się grubo myli.
– Powietrze i ty zwierzaczku, już czas na wasz trening.
– Jak go nazwałeś ty-
– Jeden krok Powietrze i odstrzelę mu łeb, pamiętaj, że ta tutaj pokraka już nie będzie umieć uciec – spojrzałem na zamaskowanego mężczyznę i tylko machnąłem ręką. Jeszcze za to zapłaci.
W ciszy podążałem za strażnikiem i tylko spoglądałem na przygnębionego rówieśnika idącego przy mnie. Czasami żałowałem, że nie zmiotłem ich wszystkich, kiedy nie mieli jeszcze nade mną żadnej władzy. Nawet jeśli bym wtedy zginął, to to by było tego warte.
– Bez numerów – mężczyzna zdjął Jonginowi obroże i czym prędzej wepchnął go do sali. Czyli było tak jak myśleliśmy. Oni dobrze wiedzieli co się z nim dzieje. Mendy.
– Wszystko w porządku? – dotknąłem niepewnie jego ramienia, ale ten tylko na mnie spojrzał ciemnymi oczami i uśmiechnął się kpiąco.
– Oczywiście, dlaczego miałoby nie być? Dzień jak codzień.
– Ymm Jongin, nie wiem, czy wiesz, ale twoje włosy zrobiły się ciemniejsze? – mruknął Chanyeol i dotknął teraz już brązowego kosmyka włosów.
– Pamiętaj co ci powiedziałem Sehun – syknął na to chłopak i przeteleportował się w najdalszy kąt pomieszczenia.
– Sehun?
– Miej na niego oko, później ci powiem.
Trening rozpoczął się tak jak zawsze. Nudne uniki, które mieliśmy opracowane do perfekcji. Jednak pierwszy raz byłem za to wdzięczny, w spokoju mogłem obserwować Jongina, który zachowywał się coraz dziwniej. Jego ruchy były zbyt gwałtowne i co najgorsze poruszał się raz jakby chciał zrobić krzywdę sobie, a raz jakby zmierzał do któregoś z nas.
– Jognin!
– Obiekt 88!
Przestraszony odwróciłem się na czas, aby zobaczyć, jak Jongin powoli zsuwa się z wysokiej ściany. Od razu złapałem go w powietrzu i położyłem na ziemię, a Lay już do niego biegł.
– Co to do cholery miało być? Szefie, obiekt sam z siebie przeteleportował się z dużą szybkością w ścianę! – powiedział strażnik do krótkofalówki i odbezpieczył broń. – Odsuńcie się od niego. To rozkaz, jest niebezpieczny.
– To wasza wina! Gdzie wasze zasady o kontroli co?! – odepchnąłem go, a Chanyeol od razu stopił tą jego głupią broń. – Nie mieszaj się. Lay?
– Nic mu nie będzie, zaraz wróci do siebie – mruknął skupiony chłopak i przesunął dłonie po nogach Jogina. – Co on sobie myślał? A może to jego moc?
– Sehun coś wie!
Spojrzałem na Chanyeola jak na zdrajcę i kucnąłem przy w tej chwili brunecie.
– Jongin nie czuje się ostatnio sobą. Powiedział mi dzisiaj, że jeśli zacznie robić dziwne rzeczy, albo jeśli będzie próbował zrobić nam krzywdę mam go…a go unieszkodliwić.
– Że co słucham? Dlaczego nic nam nie powiedziałeś?! – Suho walnął mnie w tył głowy, a sam zajął wolne miejsce przy poszkodowanym. – Co nie wyprawiają? Czy nie mieli nas trzymać z dala od takich sytuacji?
– To przez te obroże – mruknął i wskazałem na siny krąg na szyi chłopaka. – Jongin mówił, że dziwnie się czuję bez używania mocy.
Chciałem powiedzieć coś jeszcze, jednak nagle chłopak otworzył oczy. Spojrzał na każdego z nas pokolei, uśmiechnął się i bez uprzedzenia złapał Laya za rękę i zniknął.
– Co do… szefie obiekt 88 zniknął z Medykiem! Potrzebuję wsparcia! Ogień zniszczył moją broń! Powtarzam, potrzebuję wsparcia!
Zignorowaliśmy głupiego strażnika i ustawiliśmy się w szyku, w którym zawsze trenujemy. Jeśli to nie był już nas Jongin, to musieliśmy być przygotowani na wszystko.
– Tam jest! – od razu spojrzałem na Kyungsoo, który zaraz pożałował swoich słów, bo przerażająco uśmiechnięty Jongin tym razem jego zabrał ze sobą.
– Co do cholery! – krzyknął Chanyeol i otoczył każdego z nas kręgiem z ognia.
– Chan nie! Nie chcemy mu zrobić krzywdy! Minseok! Jak tylko go zobaczysz, to spróbuj go unieruchomić – powiedział Suho i zaczął się rozglądać.
Chan od razu pozbył się ognia i wtedy usłyszeliśmy krzyk z góry. Jongin pojawił się znikąd i trzymając się jednego z głośników przy suficie, zamachał Kyungsoo, którego wziąć trzymał za kombinezon.
Po raz kolejny uśmiechnął się do nas i ze śmiechem puścił materiał.
– Sehun złap Soo! Xiumin wiesz co robić!
Od razu złapałem nieprzytomnego już chłopaka w powietrzu i ostrożnie położyłem przy Chanyeolu na ziemi. W tej chwili nie byłem już przeciwny ochotnie z ognia.
– Uzdolnieni! Natychmiast odsuńcie się pod ściany. To rozkaz.
Spojrzałem zdziwiony na głośnik, który chyba również zdezorientował Jongina i powoli podszedłem pod ścianę. Gdy tylko każdy z nas się przeniósł, do środka wbiegło parę strażników, którzy bez wahania strzelili w bruneta, którego tylko dzięki szybkiemu refleksowi zdążyłem złapać, zanim spadł na ziemię.
– Ani drgnijcie – tym razem przez drzwi wszedł znienawidzony przeze mnie opiekun, który od razu złapał Jongina za włosy i podniósł na tyle, by nałożyć mu obroże. – Zabierzcie go do mnie. Muszę się dowiedzieć gdzie zostawił jeden z obiektów. Reszta niech zabierze tamtego tam do szpitala. A wy macie wrócić do siebie, ale to już!
– Ale-
– Ani słowa Woda, albo mnie popamiętasz – syknął starzec i spojrzał na mnie przelotnie. – Żadnych numerów.
~*~
– Co my teraz zrobimy? – przegryzłem wargę i opuściłem drżące dłonie na kolana. – Nawet nie wiemy czy Lay nadal żyje…
– Nie możemy tak myśleć, może akurat wtedy Jongin był sobą? Może miał na tyle mocy by zabrać Laya daleko stąd?
– I ty wierzysz w to co mówisz? Widziałeś coś chciał zrobić Soo? To już nie jest jeden z nas.
– Cisza!
Spojrzałem smutno na Suho i wróciłem myślami do Laya. Czy gdyby naprawdę żył, to nie powinien dać nam jakoś znać. Przecież wiedział o [T.I.] i mógł…
– [T.I.]! – zerwałem się na równe nogi i od razu podbiegłem do drzwi. – Kompletnie zapomniałem.
– Sehun pamiętaj o czym ostatnio rozmawialiśmy. Powiedz jej żeby więc tutaj nie przychodziła. Teraz już wiesz co może się stać jeśli stracisz kontrolę. Wiem że ją kochasz, dlatego lepiej zrobić to teraz.
Kiwnąłem tylko głową i od razu wybiegłem w poszukiwaniu wyjścia. Powinienem być bardziej dyskretny, ale teraz i tak wszyscy pilnują Jongina. Jak mogłem zapomnieć?
Z sercem w gardle podszedłem do dziury w ogrodzeniu, ale po [T.I.] nie było nawet śladu. Czyżby zapomniała… nie, to na pewno nie. Może wreszcie zmądrzała.
Westchnąłem i na wszelki wypadek zacząłem szukać jakiejkolwiek wiadomości, gdy zauważyłem kawałek jej ulubionej kurtki. Kawałek, który był we krwi… jeśli stało się to co myślałem…
Od razu zerwałem się do biegu w kierunku gabinetu opiekuna, gdy zobaczyłem coś gorszego. Jongin w obroży i czarnej opasce na oczach prowadzonych do dobrze znanych mi drzwi. Tych samych, w których zniknął Lulu, czego nigdy nie powinienem widzieć.
Już podniosłem dłoń, by uwolnić wiatr, lecz poczułem dłoń na swoim ramieniu.
– No dalej zrób to, a ta dziewczyna zginie – wyszeptał opiekun i odwrócił mnie w swoją stronę. – Naprawdę byłeś tak głupi i myślałeś, że niczego się nie dowiem?
– Co jej zrobiłeś?!
– Hmm pomyślmy – mężczyzna wyjął z kieszeni wisiorek, który również był cały we krwi. – Wiesz ostatnio ubyło mi obiektów, teraz jeszcze nasz drogi Jongin mi odpadnie… potrzebuję czegoś nowego. Myślisz że ta dziewczyna wytrzyma ten ból? A może to móc ją zabije? To zawsze jest taka niespodzianka! Nawet Minseok prawie mi poległ przy pierwszej dawce… hmm sam wiesz czego.
On nie mógł jej...
Nigdy na to nie pozwolę! Złapałem go za kołnierz, ale ten się tylko dalej do mnie uśmiechnął.
– Uważaj Powietrze, czyżbyś zapomniał jaką mam władze? Mogę ją zabić nawet w tej chwili, a może jednak wybiorę któregoś z twoich drogocennych przyjaciół.
Nie reagowałem na jego słowa. Sam nawet nie czułem co robię. Był taki wściekły… chciałem go tylko zabić, nic w tej chwili innego mnie nie interesowało.
– Powietrze? Sehun! – starzec złapał za moje dłonie, ale to nie one teraz mu najbardziej zagrażały. – Straż! Kontroluj się Sehun! Jeśli zaraz się nie opanujesz, to nie zabijesz tylko mnie, ale całą tą swoją zgraję również!
Miał rację. Ostatkami samokontroli zacząłem go ciągnąć za sobą mimo jego krzyków i gdy byliśmy w bezpieczniej odległości od ośrodka, pozwoliłem, by to moją moc przejęła nade mną kontrolę. W tamtej chwili czułem się jakby był tylko obserwatorem.
Całe moje ciało zaczęło pokrywać się dziwnymi czarnymi znakami, a włosy zmienił swoją barwę. Ten głupi starzec zaczął wręcz trząść się z przerażenia i to przed czym? Przez potworem, którego sam stworzył i to nie tylko jednego…
Z uśmiechem zacząłem atakować go wiatrem, a wraz z moją rosnącą wściekłością, tworzyło się coraz większe tornado, które tylko czekali aż je wyzwole, by niszczyło wszystko na swojej drodze. Nawet przez myśl mi nie przyszło, żeby je zatrzymać. Chciałem żeby wszyscy cierpieli tak jak ja. Dziewczyna, która jako jedyna pokochała prawdziwego mnie zniknęła i najprawdopodobniej już nie żyje. Przyjaciele? Oni też pewnie niedługo znikną. Tak jak Luhan, Tao, Kris i teraz również Jongin. Nie mówiąc o Layu, który kto wie gdzie jest.
Zniszczenia wszystko na swojej drodze. Uśmiechnąłem się na tę myśl i chciałem dobić starca, jednak ten zniknął.
Zacząłem się rozglądać jeszcze bardziej zły, ale tego dziada nigdzie nie było! Teraz utwierdziłem się w przekonaniu, że wszyscy muszą zginąć. Zniszczę wszystko!
Uwolniłem całą swoją moc. Ignorowałem podmuchy, które same zaczęły mnie atakować. To się nie liczyło, chciałem tylko niszczyć i kiedy poczułem że wiatr zaczyna niszczyć i mnie, tylko się uśmiechnąłem. Przynajmniej dołączę do mojej [T.I].
~*~
– Kai zabierz go do szpitala – powiedział spokojnie Luhan i przykrył krwawiące ciało opiekuna kocem. – Później sprawdź co z Sehunem, w razie potrzeby wyeliminuj.
– Tak jest Lu – blondyn ukłonił się szybko i zniknął w chmurze czarnego dymu.
– Tao czy zdążyłeś ochronić z Krisem ośrodek?
– Oczywiście, tornada również zaczęły słabnąć.
– Doskonale.
Chłopak przyglądał się szalejącej żywiołowi zza okna i tylko przechylił głowę. Nie rozumiał co to znaczy dla świata. Dla niego ważne były tylko rozkazy. Nie czuł smutku z powodu przyjaciela, który najprawdopodobniej nie żyje, a to był dopiero początek.
– Co z dziewczyną?
– Nie żyje Lu, tak jak opiekun kazał została wyeliminowana.
– Kazał wam ją zabić? – chłopak spojrzał na swojego towarzysza i przechylił lekko głowę na bok.
– My tylko przekazaliśmy ją w odpowiednie miejsce, dostaliśmy tylko raport.
– To dobrze. Nie lubię, gdy zabijacie – powiedział spokojnie i wrócił do obserwowania zamieszania za oknem. – Nie po to zostaliśmy stworzeni. Nie my.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top