NOWA WERSJA: Specjal z okazji Halloween

Opowiadanie zostało zmienione. Wcześniejszą wersja była dziwna i beznadziejna. Mam nadzieję, że ta wersja bardziej wam się spodoba.

Shot został oparty na wielu różnych książkach o wilkołakach i wampirach. Za wszelkie podobieństwa bardzo przepraszam, ale chciałam aby wyszło wiarygodnie.

Ze śmiechem wpadłam na korytarz i zaczęłam uciekać przed wściekłym chłopakiem. Z gracją omijałam kolejnych uczniów, chociaż pragnienie zrobienia zdjęcia mokremu  Jaebeomowi wciąż powracało do mojego umysłu. Wiedziałam że się wkurzy, ale nie mogłam zakończyć kolejnego roku szkolnego bez małego żartu. Powinien się przecież spodziewać! Od lat powtarzamy ten scenariusz, a on wciąż niczego się nie nauczył. Szkoda, że zrobiłam to po raz ostatni...

Na myśl, że w następnym roku będę sama w tej szkole zwolniłam. Od razu poczułam na swojej tali mokre, zimne dłonie, a z moich ust wydobył się głośny pisk.

– Mam cię – usłyszałam szept koło mojego ucha, a w następnej chwili zostałam odwrócona do szatyna. – Naprawdę myślałaś że mi uciekniesz?

– Nie, ale miałam nadzieję że nasi głupi kumple cię choć przez chwilę zatrzymają – pokazałam mu język i oderwałam jego ręce od mojego ciała. – Wciąż popełniasz te same błędy, to i masz za swoje.

Chciałam znowu od niego odbiec, ale chłopak objął mnie swoimi silnymi ramionami i przyciągnął mnie mocno do siebie. Spojrzałam na niego rozbawiona, ale od razu straciłam ochotę na zabawę.

Znowu to samo. On robi coś nieświadomie. Przytula czy po prostu spojrzy mi prosto w oczy, a ja znowu zaczynam mieć nadzieję. Nadzieję że czuje to samo co ja, że nie jestem dla niego zwykłą dziewczyną. Czasami widzę wyjątkowy błysk, jednak trwa on tylko chwilę. Później od razu wraca stary JB, najlepszy przyjaciel mojego brata, który wciąż uważa mnie za małą dziewczynkę.

Westchnęłam i wyplątałam się z jego objęć. Poklepałam go po ramieniu i podbiegłam do naszej wspólnej paczki. Zaczęłam przybijać im piątki i przyjmowałam komplementy. Kątem oka, jednak wciąż obserwowałam szatyna, który szedł do nas z wielkim uśmiechem. Dał mi lekkiego kuksańca i przyjął od Jinyounga puchaty ręcznik.

Nasza relacja od zawsze tak wyglądała. Banda dzieciaków, która ciągle się wygłupiają i kochają siebie nawzajem. Nie wiem kiedy moje uczucia do Jaebeoma się zmieniły. Wiedziałam że to wszystko komplikuje, ale z jakiegoś powodu nie potrafiłam zapomnieć. Choćbym nie wiem ile próbowała, on swoim uśmiechem wszystko niweczył.

~*~

Z uśmiechem pomachałam do swojej koleżanki i skierowałam się na znaną ścieżkę. Byłam potwornie zmęczona po treningu siatkówki, ale byłam z siebie dumna. Przez "przypadek" trafiłam piłką w dziewczynę, która za bardzo się przymilała do moich przyjaciół. To nie było tak że wybrała sobie Jaebeoma na swoją ofiarę... zaśmiałam się pod nosem na swoją głupotę i dopiero teraz zauważyłam, że zeszłam ze szlaku.

Rozejrzałam się szybko i przełknęłam głośno na widok ciemnych drzew naokoło mnie. Dobrze wiedziałam gdzie jestem. Był to las, który znajdował się niedaleko mojego domu, do którego tata zabraniał mi wchodzić. Teraz rozumiałam jego obawy. Coś było w tym miejscu, że od razu zerwałam się do szybkiego marszu byleby szybko znaleźć się w ciepłym domku.

Rozglądałam się w poszukiwaniu jakiś strasznych stworzeń i przez moją nieuwagę potknęłam się o wystający korzeń. Czułam pulsujący ból rozchodzący się po mojej kostce, jednak nie to zajmowało moją uwagę. Niedaleko mnie stał wielki wilk, który gapił się na mnie wielkimi, bursztynowymi ślepiami.

W jednej chwili przypomniałam sobie wszystkie legendy, które tata opowiadał mi przed snem. Te same, które odstraszały mnie od tego lasu. O ludziach mogących przybrać formę wilków. O bratnich duszach, które znajdują raz na całe życie. O krwiożerczych bestia mieszkających z nami w mieście.

Szybko cofnęłam się do tyłu i przyłożyłam drżąca dłoń do ust. Czułam łzy zbierające się pod powiekami i jak zaczynam się trząść ze strachu. Żałowałam w tej chwili swojego beztroskiego zachowania. Zawsze wpadam przez nie w tarapaty.

Słysząc dźwięk łamanej gałązki, czym prędzej otworzyłam oczy i rozejrzałam się w poszukiwaniu wilka. Jakie wielkie było moje zdziwienie, że on zniknął. Nie czaił się, nie rozszarpał mnie pazurami, nawet na mnie nie spojrzał! Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Pozbierałam swoje rzeczy i skierowałam się w stronę domu. Wciąż jednak miałam się na baczności, przez ból nogi poruszyłam się wolniej, a wilk wciąż mógł czaić się w pobliżu.

~*~

Otarłam twarz z potu i poprawiłam rozczochrane włosy. Ubrań z plamami błota nie ukryje, ale jeśli będę cicho to może rodzice mnie nie zauważą. Ostrożnie otworzyłam drzwi i postawiłam buty przy szafie. Na paluszkach czmychnęłam na schody i zdusiłam w ustach okrzyk zwycięstwa. Mama się nawet nie obejrzała.

Byłam już prawie przy swoich drzwiach, gdy usłyszałam podniesione głosy dochodzące z pokoju Jacksona. Zmarszczyłam brwi, ponieważ nigdy nie słyszałam by tata na niego krzyczał. Ba nawet nie podnosił na niego głosu!

Podkradłam się bliżej i wytężyłam słuch.

– Czy ty wiesz co zrobiłeś?! Jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny!? Co jeśli by coś skojarzyła? Co byś zrobił?!

– To był wypadek. Mówiłeś że ona nigdy nie wejdzie na ten teren. Ja nie wiedziałem – chodziło mu o mnie? Jednak mnie widzieli?

– Jackson tym razem muszę się zgodzić z twoim tatą. Musiała się strasznie wystraszyć. Masz szczęście że byłem niedaleko i dopilnowałem by bezpiecznie dotarła do domu... – nastąpiła chwila ciszy, po której usłyszałem ciche kroki – Powinniście pogadać o tym później, ona jest albo zaraz wejdzie do domu. Kiedy ją zostawiałem to chyba szukała sposób byś się nie dowiedział.

O co w tym wszystkim chodzi. Przecież nie widziałam ani brata, a tym bardziej Jaebuma. Przerwałam swoje myśli, gdy ktoś złapał za klamkę. Szybko się wycofałam i skierowałam do swojego pokoju. Byłam już prawie bezpieczna, gdy poczułam uścisk na swoim nadgarstku.

Krzyknęłam cicho, ale zaraz się uspokoiłam gdy poczułam znajome perfumy. Przeklęłam pod nosem i zacisnęłam mocno powieki.

– [T.I] wszystko w porządku? – otworzyłam oczy i spojrzałam na zmartwionego szatyna. Szybko pokiwałam głową i chciałam odejść, ale on wciąż trzymał moją rękę. – Czemu jesteś cała w błocie? Coś się stało?

– Ymm... Potknęłam się? – zaśmiałam się nerwowo i uciekłam wzrokiem za jego plecy. To nie było dobre posunięcie ponieważ natrafiłam na twarz swojego taty. – To naprawdę nic takiego. Jestem zmęczona i chce już tylko pójść do swojego pokoju.

Spuściłam głowę i wyrwałam swój nadgarstek z uścisku Jaebeoma. Naprawdę miałam dość problemów na jeden dzień, a spojrzenie taty jasno mi sugerowało kolejną pogadankę. Miałam nadzieję, że poczeka z tym do jutra.

Już po kąpieli, gdy siedziałam na swoim łóżku wciąż mogłam wyłapać ciche szepty z korytarza. Nie miałam już jednak siły, by podsłuchiwać. Z minuty na minutę, w mojej głowie tworzył się coraz większy mętlik.

Dlaczego tata oskarżał Jacksona ? Skąd wziął się tam JB i jak to było możliwe, że go nie zauważyłam?

Zaczęłam masować skronie, ponieważ przez te myśli zaczęła mnie boleć głowa, a to nie pomagało mi się skupić. Jackson. Opowieści o wilkołakach czy innych stworzeniach i to że zabronili mi tam chodzić. Nigdy nie mówili czegoś takiego mojemu bratu. Nie raz widziałam jak wychodził z lasu razem z chłopakami. To był jedyny czas, którego nie spędzałam z nimi. Wtedy mama próbowała mnie przekonać do zabaw dla dziewczyn, ale mało mnie to nie interesowało.

Skąd tata wiedział tyle o tych legendach i dlaczego nagle wszystkie zdarzenia z miasta do tego pasują. Dziwne zachowanie chłopaków, gdy dojrzewali. Ta reakcja na obcych i ciągłe zakazy...

Jackson chyba nie jest... jednym z nich? Nie mógłby prawda?

Jakby o tym pomyśleć to wszystko układa się w logiczną całość! Jego ciągłe zniknięcia, podarte i brudne ubrania, ta dziwna blizna na łopatce i spotkania z chłopakami w lesie. On i reszta byli tymi bestiami?

Nie mogę w to uwierzyć! Nie oni. Nie ci którym najbardziej ufam, oni nigdy nie mieli przede mną sekretów. To nie może być prawda.

Przygryzłam wargę i opadłam na poduszki. Nie potrafiłam ich sobie wyobrazić jako przerażające wilki. To byli moi przyjaciele, najukochańsze chłopaki pod słońcem. Nie skrzywdziliby nawet muchy! Coś musiało się nie zgadzać. Tylko czy to był mój błąd, czy to tata mnie okłamał? Może wilki wcale nie są takie przerażające jak mówił?

W jednej chwili mój zapał opadł. Skoro JB był wilkołakiem to gdzieś na świecie miał przeznaczoną sobie dziewczynę. Taką, którą pokocha nie zwracając na nikogo innego uwagi.

Ukryłam twarz w poduszce by zagłuszyć szloch i uderzyłam pięścią w materac. To nie mogło się tak skończyć. Może to ja byłam tą jedyną, a on boi mi się przyznać przez to co nagadał mi tata? Muszę się dowiedzieć nawet jeśli miałoby to złamać moje serce.

~*~

Wzięłam głęboki wdech dla odwagi i przekroczyłam granicę lasu. Wciąż czułam strach, ale chciałam spotkać Jaebeoma z dala od ciekawskich uszu. To było jedyne miejsce niedostępne dla innych na tyle spokojne by pogadać.

Rozglądałam się w poszukiwaniu przeszkód, by po raz kolejny nie upaść i nie wyglądać przed chłopakiem jak ofiara jakiegoś ataku. Wkroczyła na miejsce gdzie było mniej drzew i westchnęłam. Wiedziałam że jeśli mam rację to JB zaraz mnie wyczuje. Już wcześniej widziałam jak wchodził do lasu. To tylko kwestia czasu. Gdzieś głęboko w sercu nadal tliła się nadzieja, że wszystko sobie wymyśliłam.

Szybko jednak zgasła, gdy usłyszałam za sobą kroki i przyspieszony oddech. Powoli się odwróciłam i zobaczyłam zdezorientowanego szatyna, który miał na sobie źle założoną koszulkę. Zatrzymał się w małej odległości ode mnie i zdenerwowany przeczesał dłonią włosy.

– [T.I] nie powinnaś tu przychodzić. Tutaj jest zbyt niebezpiecznie. Zabiorę cię do domu – sięgnął do mnie, ale ja zrobiłam ostrożny krok do tyłu. – Księżniczko nie mam czasu bawić się z tobą, chodź. Wracamy i chyba znów musisz pogadać ze swoim tatą. Nie pamiętasz już co ci mówił o tym miejscu?

– Mówisz o tym strasznym wilku z wczoraj? – spojrzałam na niego spod rzęs i zacisnęłam pięści. – A może o chłopakach co się przechadzają tędy nocą i mnie śledzą?

Wiedziałam że trafiłam w sedno, gdy jego oczy otworzyły się szeroko. Od razu zacisnął wargi w cienką linię i poruszył się nerwowo. Coś w moim sercu umarło, gdy uświadomiłam sobie że mam rację. Naprawdę mieli przede mną sekrety.

– Nie wiem o czym mówisz. Zresztą co ty robiłaś w lesie co? – szatyn zmrużył oczy i zacisnął szczęki. – Lepiej wróć do domu i zapomnij o tym, albo powiem wszystko twojemu tacie.

– Och? O Jacksonie też mu powiesz? Oczywiście że nie w końcu on tu może chodzić. Ba! Nawet był tu wczoraj. Czy mam rację? – podeszłam do niego i uniosła twarz, by patrzeć mu prosto w oczy. Dzięki temu będę wiedzieć że kłamie.

– O czym ty mówisz? Coś ci się przyśniło. Nie widziałem tu wczoraj Ja-... – chłopak za późno się zorientował że właśnie mi się przyznał. Przeklął i złapał mnie za ramiona. – Zapomnij o tym co powiedziałem! Rozumiesz?!

– Nie zapomnę! Powiedz mi prawdę albo sama ją powiem! Wszystko sobie ułożyłam! — krzyknęłam mu w twarz i wskazałam na niego palcem. – Słyszałam waszą rozmowę. O tym że Jackson mnie wystraszył, o tym że się boicie że coś zrozumiem. Już za późno JB, ja już wszystko wiem i jestem zawiedziona – spuściłam głowę i otwarłam pierwszą łzę. – Okłamaliście mnie. Przez całe życie ukrywaliście coś przede mną i mówiliście mi prosto w oczy, że nie ma między nami tajemnic. Jak głupia wam wierzyłam i mówiłam wam wszystko, nawet jeśli mam się wstydziłam. To nie było fair Jaebeom.

– [T.I] ja... – chłopak zamknął oczy i zacisnął mocno pięści. – To nie tak. Dobrze wiesz, że jesteś dla nas najlepszą przyjaciółką. Proszę zapomnij o tym i niech wszystko będzie jak dawniej. Proszę...

– Jeszcze to. Co by było gdybym nie chciała być dłużej twoją przyjaciółką?

– Nie mówisz poważnie? – spojrzał na mnie zraniony i złapał mnie za dłoń. – Nie mów tak. Wciąż jesteśmy przyjaciółmi, a ta mała tajemnica nic nie znaczy.

– Nie chodzi mi o to idioto! Ja cię kocham! – czułam jak łzy spływają mi po policzkach, a widok jego zaskoczonych oczu wcale nie dodawał mi odwagi. – Wiem że wy macie bratnie dusze... czy istnieje możliwość, że to mogę być ja? To głupie, ale ja poczułam to tak nagle. Wczoraj stwierdziłam że to mogła być tego przyczyna.

Z zapartym tchem czekałam na jego odpowiedź. Nie słyszałam nic oprócz głośnego bicia mojego serca. W jednej chwili zrozumiałam jaka będzie odpowiedź. Te oczy pełne poczucia winy i współczucia. Nie musiałam słyszeć żadnych słów.

– Przykro mi [T.I]. Jesteś dla mnie tylko przyjaciółką, siostrą mojego przyjaciela. Jestem zresztą pewny, że to co czujesz też nie jest takie jak myślisz. Może się pomyliłaś? Albo to tylko zauroczenie? Wiesz tak jak wtedy z tym idolem ze sławnego zespołu. Jak oni mieli Got-

– Zamknij się! Jak możesz coś takiego mówić? – popchnęłam go i spojrzałam na niego wściekła. – Dobrze wiem co czuje i potrafię odróżnić miłość od głupiego zafascynowania idolem. Nie mogę uwierzyć że zakochałam się kimś takim jak ty!

– Takim jak ja? – chłopak spojrzał na mnie groźnie. – Bo co? Bo jestem tym strasznym wilkołakiem z twoich koszmarów? A może dlatego że zraniłem twoje uczucia? Może to dlatego że jesteś jeszcze dzieckiem?

*plask*

Z niedowierzaniem patrzyłam na szatyna. Widziałam tę zmianę, gdy zrozumiał co powiedział i że go uderzyłam. Łzy nadal spływały po moich policzkach, a dłoń bolała jakby walnęła co najmniej w drzewo. Ból dłoni jednak nie umywał się do bólu mojego zranionego serca. Czułam jakby rozpadło się na miliony kawałków, których nikt już nie złoży.

– Księżniczko ja... – chłopak zrobić krok do przodu i chciał mnie przytulić ale szybko się odsunęłam.

– Nie dotykaj mnie. Nie dotykaj. – otarłam łzy rękawem i opuściłam ramiona. – Wiesz co? Dla mnie możesz umrzeć. Zniknąć. Nigdy więcej nie chcę cię widzieć. Nie potrzebuję cię i nigdy cię nie potrzebowałam. Nie zbliżaj się do mnie.

Odwróciłam się na pięcie i mimo okropnego bólu zaczęłam biec. Nie obchodziło mnie jego wołanie, ani rany pozostawione przez gałęzie. Chciałam już tylko wrócić do domu i... zniknąć.

~*~

Wciąż zdenerwowana wparowałam do salonu i wzięłam z szafy walizkę taty. Nie patrząc na rodziców wybiegłam na górę i otworzyłam drzwi pokoju. Zaczęłam pakować ubrania nawet na nie nie patrząc. Najwyżej resztę wyślą mi pocztą.

W drodze do domu opracowałam plan. Miałam wujka, który mieszkał po drugiej stronie kraju. Wiem że byłby na tyle dobry, że zająłby się mną i załatwił by mi miejsce w szkole z internatem. Nie chciałam opuszczać domu, ale nie miałam wyboru.

Jakbym miała spojrzeć w twarz chłopaków? Rodziców? Wszyscy mnie okłamywali i robili ze mnie idiotkę. Miałam dość i jedyne o czym teraz myślałam to ucieczka.

Widząc ramkę ze zdjęciem mojej paczki pękłam. Kompletnie się rozkleiłam i przytuliłam je do piersi. Dlaczego nie może być tak jak wtedy? Gdy wszystko było normalne. Bylibyśmy ubabrani w błocie, ale szczęśliwi. Tata nazywałby mnie swoim słoneczkiem i nie krzyczałby ciągle na mnie bym nie wchodziła do lasu. Chłopcy byliby normalni, opiekowali by się mną, a Jinyoung przynosiłby mi kupę słodyczy od których psułyby mi się zęby. Mogłabym poświęcić znowu swoje żeby byleby było jak dawniej.

Jednak to już nie wróci, a ja muszę się z tym pogodzić. Odstawiłam ramkę na miejsce i zamknęłam walizkę bez niej. Usiadłam na łóżku i przytuliłam do siebie wielką pandę, którą Jackson kiedyś wygrał dla mnie na jakimś festiwalu. Miała swoje lata, a jedno oczko już dawno się zgubiło, ale wciąż była moim ukochanym pluszakiem.

~*~

Znów siedziałam na łóżku tym razem zwinięta w kłębek. Wykrzyczałam rodzicom wszystko. To że wiem i to że wyjeżdżam. Nie słuchałam tłumaczeń taty. Było za późno.

Nawet się nie ruszyłam na dźwięk zamykanych drzwi i krzyki z dołu. Wciąż odtwarzałam wszystkie swoje dobre wspomnienia. Niestety, nie ważne jak się starałam wciąż pozostawałam przy swojej decyzji. Nic już tego nie zmieni.

– [T.I]! Co to ma znaczyć? Dlaczego wyjeżdżasz – wielka sylwetka mojego brata wleciała przez gwałtownie otworzono drzwi. – Co się stało? Ktoś ci zrobił krzywdę? – chłopak zaniepokojony moją pozycją usiadł przy mnie na łóżku i pogłaskał mnie po głowie. – Dlaczego rodzice wysyłają cię do wujka?

– Nie odsyłają mnie. To moja własna decyzja – mruknęłam płaczliwie i przytuliłam się do jego torsu. – Nie chcę tu być Jackson.

– Ale co się stało? Ktoś w szkole ci dokucza? Rodzice coś powiedzieli? – blondyn czekał na moją odpowiedź, ale ja nie potrafiłam mu jej udzielić. Jak mam mu powiedzieć, że jego najlepszy kumpel złamał mi serce? – Nie zostawiaj mnie Mała. Wiesz że bez ciebie to nie będzie to samo. – wepchnął się na moje łóżku i położył koło mnie. – Powiedz mi co jest nie tak. Zwołam chłopaków i ci pomożemy, a jeśli chodzi o rodziców... zapytam Marka czy możesz u niego na razie zostać. Na pewno się zgodzi.

Był taki kochany. Chciał narazić siebie, a nawet swoich przyjaciół. To chyba najbardziej mnie boli. To że muszę zostawić swojego dużego brata samego, chociaż tak bardzo go potrzebuje.

Tą noc spaliśmy w swoich objęciach, jak za czasów gdy jeszcze byliśmy dziećmi. Wreszcie czułam się bezpiecznie, jednak gdzieś w mojej głowie nadal istniała myśl o tym co się teraz wydarzy.

~*~

Z dala od domu czułam się lepiej. Moje zranione serce powoli się przyzwyczajało do tego co się stało. Minęło parę lat i mogłam pewnie powiedzieć że się zmieniłam. Chłopaki w ogóle mnie nie interesowali, a na każdą propozycję randki odpowiadałam przecząco. Czułam się silniejsza.

Stworzyłam dookoła sobie skorupę oddzielającą mnie od bólu i innych ludzi. Niestety nie była ona tak skuteczna jak myślałam. Wszystko przez jedynego w swoim rodzaju chłopaka. Kim Jiwon, najbardziej pozytywnie zakręcona osoba na świecie.

Był wystarczająco zdesperowany, by do mnie dotrzeć, że użył podstępu. Podpadł starszym chłopakom i kiedy uciekał ukrył się za mną. Tamci odpuścili, bo nie dość że byłam nowa to jeszcze byłam dziewczyną. Bobby długo mi się spowiadał, ale jakoś to wyszło że zostaliśmy przyjaciółmi. Jego szeroki uśmiech mnie oczarował i przypomniał jak kiedyś dobrze bawiłam się ze swoimi przyjaciółmi. Byliśmy wręcz nierozłączni. Nic więc dziwnego, że wkrótce dołączyłam do jego paczki.

Zaczęłam spędzać czas z siedmioma chłopakami, którzy czasem dziwnie się zachowywali. Byli jednak najbardziej lojalnymi kumplami na świecie. Zawsze kiedy Jackson dzwonił, by mnie błagać o powrót byli przy mnie i pomagali mu się sprzeciwić, nawet jeśli tego nie rozumieli. Czekali cierpliwie, aż sama opowiem swoją historię.

Kolejnym plusem było to, że zostawali ze mną w wakacje i święta w internacie. Sami nie mieli rodzin. Każdy z nich stracił rodziców w dziwnych okolicznościach i od tamtej pory są razem. Ich historia nie umywała się do mojej, ale przeżywali ją razem ze mną i obiecali że zawsze będą się mną opiekować. Stali się moją rodziną i po jakimś czasie wyznali mi prawdę. Tak jak mój brat byli wilkołakami. Chcieli być ze mną szczerzy, ale to Bobby mi się pokazał.

~*~

– Proszę, musisz ze mną tam pójść – szłam przed siebie z uśmiechem i ignorowałam błagania swojego najlepszego przyjaciela.

– Po co? Nie możesz iść z chłopakami?

– Nie! Znaczy... Oni nie mają czasu, a ja i tak chce tam pójść z tobą! – zaśmiałam się i poprawiłam książki. – Z czego się śmiejesz? Nie bierzesz mnie na poważnie prawda? – brunet jęknął i zaczął iść smętnym krokiem. – Czemu nigdy nie bierzesz mnie na poważnie?

– Może dlatego, że jesteś takim małym żartownisiem. Bobby... A może ty się we mnie zakochałeś?! – naskoczyłam na niego i przycisnęłam do ściany. – Słyszałam, że chodzą tam tylko pary, a to że nie chcesz brać chłopaków, również jest podejrzane. To jak?

– To nie tak! Aish... Jakby ci to... – mój przyjaciel zaczął przeczesywać włosy dłońmi, po czym schował je pod swoją ulubioną czapkę. – Jest po prostu coś, co muszę ci pokazać. Naprawdę mi na tym zależy, proszę nie rób sobie z tego żartów.

– Dobrze Bobby – odsunęłam się i położyłam dłoń na jego ramieniu. – Skoro to takie ważne, to pójdę. Tylko bez numerów ok?

W nocy tak jak obiecał, zabrał mnie nad klif. Była to miejscówka często używana przez uczniów z naszej szkoły. Miałam mieszane uczucia, gdyż siedzieliśmy tylko przy świetle księżyca i paru starych latarniach w jego używanym samochodzie. Dodatkowo ten jego poważny wyraz twarzy, którego nie widywałam zbyt często.

– Bobby zaczynam się naprawdę obawiać. Pokaż mi to wreszcie i wracajmy do bazy ok? Chłopaki na pewno wymyślili coś na wieczór.

– Już tylko... Muszę się na to psychicznie przygotować – chłopak posłał w moją stronę delikatny uśmiech i wziął kilka głębokich oddechów. – Trochę się boję, jak zareagujesz.

– To na pewno nie jest takie straszne. Przecież mnie znasz. Wiesz że choćbyś nie wiem co zrobił, to zawsze będziemy się przyjaźnić.

– Obiecujesz? Nawet jeśli to coś nienaturalnego, nie z tego świata? – jego pełen nadziei głos odrobinę mnie zmartwił, mimo to złapałam go za dłoń i uścisnęłam, by dodać mu otuchy. – No to chodź.

Brunet poprowadził mnie bliżej skał, po czym puścił moją dłoń. Stanęłam niepewnie i obserwowałam, jak chłopak znika. Trochę mnie tym przestraszył, ale wiedziałam, że on nigdy by mnie nie zostawił. Cierpliwie czekałam, aż pokaże mi to straszne coś, ale gdy przed moimi stopami wylądowała jego koszulka, to instynktownie zrobiłam krok do tyłu.

– Tylko nie uciekaj dobrze? To co zobaczysz może być trochę dziwne, ale ze mną będzie w porządku.

Otworzyłam szerzej oczy, kiedy chłopak wyszedł zza skał cały goły. Od razu zakryłam oczy, które Bobby szybko odsłonił. Żeby nie patrzeć na jego ciało, spojrzałam mu w oczy, które nagle zmieniły kolor na bursztynowy. Po chwili przede mną nie stał już młody chłopak, a wilk o brązowej sierści. Patrzył na mnie smutnymi oczami, a jego pysk był skierowany ku dołowi.

Na początku nie zareagowałam, jednak w końcu się rozluźniłam i pogłaskałam go po grzbiecie. Może i nie widziałam przemiany chłopaków, ale ich postacie tak. Wilki już nie były dla mnie straszne. Bobby w nowej formie patrzył na mnie zdziwiony, jednak po chwili wystawił język i zaczął merdać ogonem. Zaśmiałam się na ten gest i musiałam przyznać, że nawet w takiej wersji wciąż jest sobą.

~*~

Ta sytuacja zbliżyła nas jeszcze bardziej. Chłopaki odpowiadali na każde moje pytania i opowiadali swoje przygody. Dowiedziałam się, że przemiana chłopców przychodzi dość szybko natomiast, dziewczyny przechodzą to później. Nadzieja znów do mnie powróciła, niestety chłopcy już po kilku dniach ją roztrzaskali w drobny mak. Hanbin jako alfa nie wyczuł mojego wilka.

Nie chciał mi powiedzieć co to znaczy. Dopiero Jinhwan, najstarszy i najdelikatniejszy przekazał mi okropną dla mnie wiadomość.

Chłopaki po przeanalizowaniu wszystkich informacji o mnie jednogłośnie stwierdzili, że muszę być adoptowana. Mój świat się zawalił i gdyby nie ich obecność, pewnie skończyłabym jako pusta lalka. Od tamtej pory przestałam odbierać telefony od mamy, a e-maila zmieniłam. Całkowicie odcięłam się od rodziny.

~*~

Wszystko układało się dobrze, aż pewnego dnia ktoś dołączył do naszej szkoły. Nie byłoby to takie dziwne, gdyby nie zbliżał się koniec roku. Na dodatek chłopaki zaczęli się dziwnie zachowywać. Ciągle bacznie się rozglądali, a jeden z nich zawsze był u mego boku. Nie rozumiałam co z nimi nie tak, dopóki nie zobaczyłam go po raz pierwszy.

Wyglądał zupełnie inaczej niż reszta chłopaków. Jego skóra była blada, a oczy byłe pełne agresji. Jeszcze ten kpiący uśmieszek. Dziewczyny za nim szalały, ale ja w nim wyczuwałam coś dziwnego. Zresztą Hanbin kazał mi na niego uważać, a gdy on coś takiego mówił to lepiej było się posłuchać.

Niestety zauważyłam, że im bardziej go ignoruje, tym częściej go widzę! Miałam go dość, tym bardziej że dręczy innych uczniów. Zachowywał się jakby był co najmniej panem tej szkoły, a gdy ktoś próbował coś z tym zrobić, okazywało się że jest nietykalny.

Xiumin pov

Myślałem, że przyjazd do tak dennego miasta będzie złym pomysłem, jednak nie spodziewałem się, że znajdę tak ciekawą zdobycz. Dziewczyna, która przyjaźni się z wilkołakami i która na dodatek o nich wie. Kto by pomyślał, że banda szczeniaków złamie zasady. Na początku miałem zamiar pozbyć się problemu, jednak dokuczanie jej stało się zabawne.

Codziennie patrzyłem jej prosto w oczy i miałem ochotę śmiać się z jej wkurzonej miny. Myślała że może mi coś zrobić, a zawsze zostawała z kolejną nierozwiązaną sprawę. Mogłem robić co chcę, a te głupie dziewczynki były na każde moje skinienie. Zabawa żadna, łatwa krew, ale nie wybrzydzałem. Wiedziałem że jeśli trochę poczekam to zostanę nagrodzony życiową esencją tej złośnicy.

Swoimi ciągłymi próbami odepchnięcia mnie, zainteresowała moją znudzoną egzystencje. W końcu zacząłem zwracać na nią większą uwagę. Jej długie, lśniące włosy, duże oczy, pełne, malinowe usta i długa, śliczna szyja. Na myśl, że mógłbym z niej posmakować jej smacznej krwi, czułem dreszcze przechodzące po moim ciele. Zapach tego życiodajnego płynu był lepszy niż jakiekolwiek wino, które kiedykolwiek piłem. Za takie myśli Suho pewnie, by mnie zdzielił, ale nie potrafiłem się powstrzymać.

Doprowadzała mnie do szału, a im bardziej mnie nienawidziła, tym bardziej mnie rozpalała. Na przeszkodzie stało mi tylko to stado głupich psów. To oni trzymali ją z dala ode mnie. Jednak szybka umowa z ich alfą i trochę uroku osobistego doprowadziły ją do mnie. Tak jak wszystkie, nie mogła mi się oprzeć.

Przewróciłem jej życie do góry nogami i zacząłem swoją grę. Uwodziłem ją każdego dnia i codziennie kradłem jej część, dzięki której była mi bardziej posłuszna. Im więcej jej miałem, tym wilki stawały się coraz bardziej przerażone, a ja się tym radowałem.

Czasami gdy byłem bardzo znudzony droczyłem się z nimi. Przesuwałem nosem po jej szyi patrząc im prosto w oczy. Następnie oblizywałem usta i przejeżdżałem językiem po kłach. Od razu ich serca zaczynały bić szybciej, a ja czułem tą chorą satysfakcję, mimo rosnącego głodu.

W końcu zauważyłem swój błąd. Za bardzo się do niej przywiązałem, może nawet zaczynałem coś czuć. To nie była dobra wiadomość. Miałem się tylko zabawić, a następnie wrócić do dormu, zająć się młodymi wampirami.

Zaczynałem wariować na jej punkcie. Potrafiłem przez pół dnia po prostu patrzeć na jej karminowe usta. Gdy coś do mnie mówiła, czy po prostu się uśmiechała. Nie miało to dla mnie znaczenia. Najmniejsza zmiana okropnie mnie fascynowała. Na dodatek te jej niewinne zachowanie i reakcje na mój dotyk. Potrafiła się zarumienić, gdy tylko poprawiałem jej pasmo włosów. Aish, doprowadzała mnie do szaleństwa.

Przestała być tylko ofiarą, zamieszała mi w głowie. Zamiast chęci zabicia jej czułem tylko pociąg do jej ust i słodkiej krwi utrzymującej ją przy życiu. Nie potrafiłem przy niej zebrać myśli, zależało mi tylko by wciąż się uśmiechała i by dawała mi te niewinne całusy w policzek.

W końcu wypowiedziała te słowa, na które czekałem wieki. Zakochała się we mnie, opanowałem jej serce i zostanę w nim na zawsze. Stała się bardziej ode mnie zależna. Odsunęła się od swoich wilków i polegała tylko na mnie.

Mogłem z nią robić co chce, a ona nie oponowała. Jestem bardzo impulsywny i łagodny związek nie był dla mnie. Nie raz przez swoje własne uczucia i instynkty nie byłem wystarczająco delikatny dla jej kruchego ciała. Jednak ona nie bała się bólu, wciąż przychodziła po więcej. Bawiłem się nią, a ona mną. Czasami, gdy leżałem obok niej i przesuwałem dłonią po jej policzku, szyi... Traciłem kontrolę, przyciskałem ją zbyt mocno. Przez moje ciało przechodziły przyjemne dreszcze, gdy czułem, że mam władzę nad jej życiem. Jeden ruch i już by jej nie było...

Na szczęście zawsze na czas odzyskiwałem panowanie nad swoją mroczną stroną. Przepraszałem ją, wielbiłem, zachowywałem się niczym idealny chłopak. Byłem delikatny, kiedy tego chciała, usuwałem się w cień, uwodziłem... Nie chciałem jej stracić, nie oddam jej nikomu...

Koniec części pierwszej...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top