Joshua x Reader
I/P - Imię przyjaciółki
Po raz kolejny spojrzałam krytycznie na swoje ciało. Dzisiaj odbywał się bardzo ważny bal, na który z nie wiadomo skąd dostałam zaproszenie. Nie dość, że to mnie męczyło, to jeszcze nie mogłam znaleźć niczego w mojej szafie co, by pasowało na taką okazję. Wszystkie sukienki były albo za małe, albo mało eleganckie.
Westchnęłam i zrzuciłam kolejną na podłogę. Żadna nie była odpowiednia. Musiałam podjąć drastyczne kroki. Wskoczyłam na łóżko w bieliźnie i wybrałam numer, który często ratował mi życie.
~*~
- Och musimy wstąpić do tego sklepu! A masz jakieś buty? No chyba nie pójdziesz w tych starych baletkach! - I/P przyłożyła dłonie do twarzy w udawany przerażeniu i pokręciła głową. - Chyba sobie żartujesz! Nie pozwolę ci wyjść tak z domu. Kupimy ci szpilki i choćbym miała cię uczyć w nich chodzić aż do balu, to to zrobię.
Westchnęłam cierpiętniczo i zaczęłam przytakiwać. Po co mi to było? Przecież wiedziałam, że jak obudzę potwora, to nic go później nie powstrzyma. Trzeba było iść w tej sukience z wesela kuzynki...
Co ja gadam?! Ona była koszmarna, na dodatek była w kolorze zgniło zielonym i miała bufiaste rękawy. Potrzebowałam zupełnie czegoś innego. Czegoś, co mówi wow! Nie wspomnę też o podkreśleniu seksapilu, jak mówi moja przyjaciółka.
Tylko dlatego dałam się namówić na zakupy w największej galerii w okolicy. Wzięłam kartę kredytową ze smutnej świnki skarbonki i wsiadłam do auta tego małego diabła. Moje fundusze bardzo na tym ucierpią, a praca jako kelnerka oraz studia i tak były ciężkie do pogodzenia. Cóż najwyżej będę się żywić samymi zupkami chińskimi.
Nagle uderzyłam w plecy I/P. Spojrzałam na nią przepraszająco i sprawdziłam, co ją zatrzymało. Jak można było się spodziewać, był to obuwniczy. Ostatni raz pomyślałam o swoich pieniążkach tak długo chomikowanych, by pewnego dnia pojechać na koncert Seventeen. Pewnie i tak dużo mi brakowało...
Dzielnie weszłam do sklepu i zaczęłam się rozglądać. Na widok tych wszystkich butów i kolorów zrobiło mi się nie dobrze. Chciałam się skierować do bezpiecznej strefy, gdzie mogłabym w miarę się przygotować na męki, ale przyjaciółka od razu wyciągnęła mnie od moich kochanych trampek. Postawiła mnie natomiast przed pułkami z milionami butów na obcasie. Koturny, szpilki czy czółenka. Chyba mieli tu wszystkie możliwe rodzaje butów i to w najróżniejszych kolorach.
Z wrażenia usiadłam na pufie przygotowanej w razie, gdyby klient chciał przymierzyć buty. Wodziłam tylko wzrokiem za dziewczyną, która biegała od jednej pary do drugiej z piskiem. Po chwili stała koło mnie wielka góra pudełek oraz I/P tupiąca z miną nieobiecującą niczego dobrego.
– I na co czekasz? Przymierzaj.
– A-ale... – przełknęłam głośno ślinę i powiedziałam niepewnie. – Nawet nie wiem jakiego koloru będzie sukienka.
– Głuptasek. Dlatego przyniosłam ci kolory neutralne. Takie, które będą pasować do różnych barw. Zresztą wiem, jaką będziesz mieć sukienkę. Czerwoną, granatową albo czarną. Nic tak nie działa na facetów.
– Ale to takie przewidywalne i nudne... – mówiłam coraz ciszej, ponieważ zostałam zgromiona spojrzeniem już po pierwszym słowie. – Już, już.
Wzięłam pierwszą parę, którą okazały się białe szpilki na niebotycznym obcasie. Nie wiedziałam, do której sukienki miały niby pasować, ale wolałam już się nie kłócić. Jak można było się spodziewać, były strasznie niewygodne i na dodatek ślizgały się, jakbym chodziła po lodzie. Na szczęście znawcy również się nie spodobały i kazała mi je wrzucić tam skąd przyszły.
Przez najbliższą godzinę przymierzałam tysiące butów i oczywiście żadne nie były idealne. Powoli zaczynały mnie męczyć te wszystkie fasony, wiedziałam że do mnie takie rzeczy nie pasują. Spojrzałam na przyjaciółkę błagalnie, ale ta nagle odbiegła z dziwnym błyskiem w oku. Po cichutku zaczęłam przesuwać się do wyjścia w jednym bucie i skarpetce, ponieważ wiedziałam, co rzekomy błysk oznaczał i to wcale nie było odbicie światła. Po prostu to był znak, by wiać i ratować swoje życie.
Byłam już blisko upragnionego ratunku, gdy poczułam mocny uścisk na kapturze. W tej chwili wyklinałam wybór ciepłej bluzy. Ponownie dałam się zaciągnąć na pufę. Skurczyłam się na niej mając nadzieję, że dzięki temu zniknę i uniknę kary. Co dziwne I/P podała mi tylko buty z uśmiechem i chyba czekała na moją reakcję. Otworzyłam powoli wieczko i moim oczom ukazały się piękne szpilki na platformie w czarnym kolorze, chociaż podeszwa była czerwona.
– Pamiętam, że dałam ci kiedyś przymierzyć swoje i było ci w nich wygodnie. Myślę, że w tych też będzie, mimo że są na wyższym obcasie. – powiedziała dziewczyna z uśmiechem.
Od razu włożyłam je na obie nogi i wstałam. Były wręcz idealne i mimo że były wysokie, to były bardzi wygodne. Zrobiłam parę kroków dla pewności i skinęłam przyjaciółce w zgodzie. Zdjęłam je i od razu poszłam je kupić. Jak się okazało, nie były aż tak drogie, jak myślałam, co dało mi nadzieję, że jednak nie będzie tak źle z moją sytuacją.
Wyszłam ze sklepu z reklamówką i od razu zostałam pociągnięta w nieznanym kierunku. Jak się później okazało, stanęłyśmy przed witryną z dużą ilością sukienek. Spojrzałam na zegarek i widząc godzinę, chciałam zaproponować przerwę na jedzenie, ale zostałam uciszona, zanim cokolwiek powiedziałam.
~*~
Powoli miałam dość swojej przyjaciółki. Nic jej się nie podobało, przez co zaczęłam się czuć po prostu brzydka. Tak jakby te wszystkie piękne suknie nie pasowały do mnie. Miałam ochotę wyjść, wrócić do domu i zaszyć się pod kocem. Niestety, nawet kiedy chciałam zrezygnować, to mnie nie wypuściła. Kazała mi zostać w miejscu, a sama znów zniknęła między wieszakami. Usiadłam zmęczona i spojrzałam na siebie w lustrze. Nie wiedziałam kto i dlaczego zaprosił mnie na ten bal, ale to chyba była najgorsza pomyłka, jaka mogła się wydarzyć.
Bawiłam się rąbkiem materiału, gdy nagle coś upadło mi na głowę. Spojrzałam na I/P spod czerwonej sukni i podniosłam brwi.
– Nie patrz tak na mnie. To na pewno ta. Czuje to.
Nie kłócąc się, wypchnęłam ją z przymierzalni i ściągnęłam odrzuconą partię odzieży. Wyrzuciłam ją górą i przejrzałam się krytycznie nowej. Była uszyta ze zwiewnego materiału i wyglądała na bardzo wygodną. Włożyłam ją na siebie, zanim bym się rozmyśliła.
Suknia otuliła mnie delikatnymi warstwami materiału i podkreśliła moją figurę. Czułam się w niej, jakbym nie miała nic na sobie, albo jakby była częścią mnie. Była tak przyjemna w dotyku, że chciałam się do niej przytulić. Pewna siebie wyszłam z przymierzalni i pokazałam się przyjaciółce. Ta tylko zaklaskała i podniosła kciuk ku górze. Zadowolona z efektu poszłam się przebrać w swoje ciuchy, a później ruszyłam prosto do kasy.
~*~
– Nie wierć się... No nie wierć się! Chcesz żebym wydłubała ci oko?
– Przepraszam, po prostu tego nie lubię. – powiedziałam obrażona.
– A mnie to nie obchodzi czy ci się podoba, czy nie! To moje dzieło i ma być idealne w stu procentach, a więc NIE RUSZAJ SIĘ!
Fuknęłam pod nosem i spojrzałam na siebie w lustrze. Byłam już ubrana, miałam zrobioną fryzurę i tylko czekałam, by być zdala od tych wszystkich rzeczy do makijażu. Wręcz nie cierpiałam siedzieć w bezruchu, a jeszcze byłam podekscytowana wyjściem. Zresztą nie wiedziałam, po co ona mnie maluje skoro maska i tak zakryje mi połowę twarzy. Ją jako jedyną miałam kupioną już dawno.
Spojrzałam krytycznie na dziewczynę, gdy po raz kolejny nie była delikatna z moimi rzęsami. Ta jednak nie zwróciła na to uwagi zbyt zajęta. Westchnęłam i zaczęłam tupać zdenerwowana. Nie chciałam się spóźnić, a jeśli ona zaraz nie skończy, tak się stanie.
– Skończyłam! No już możesz podbijać parkiet i szukać mi jakiegoś przystojnego chłopaka... Znaczy sobie oczywiście.
Pokręciłam tylko głową i włożyłam płaszcz oraz maskę. Zeszłam po schodach i wsiadłam do taksówki, która miała zabrać mnie na miejsce. Przywitałam się z kierowcą i zaczęłam skubać rąbek sukienki z nerwów. Miałam nadzieję, że nikt mnie nie wyrzuci, po tym wszystkim, co przeżyłam, by być na tym balu.
~*~
Oddałam płaszcz i zostałam skierowana w stronę sali, na której wszystko się odbywało. Przechodziłam przez pięknie zdobione korytarze i mijałam ludzi w przeróżnych maskach. To mnie jeszcze bardziej zdenerwowało. Nie dość, że nikogo nie znam, to jeszcze nie zobaczę z kim mam doczynienia. Czemu wcześniej o tym nie pomyślałam?
Było już za późno, by się wycofać. Zostałam delikatnie popchnięta na drzwi, zza których było słychać muzykę. Z udawaną gracją się wyprostowałam i rozejrzałam, czy ktoś widział moje nieporadne wejście. Na moje nieszczęście z miejsca, gdzie było mnie dobrze widać, oddalał się właśnie brunet, z delikatnym uśmiechem na twarzy. Nie byłoby to takie straszne, gdyby jego oczy się nie śmiały.
Zarumieniona skierowałam się do stołu, po drodze biorąc kieliszek szampana dla odwagi. Usiadłam zgodnie z radami, którymi zostałam obsypana przed wyjściem. Piłam powoli i przy okazji rozglądałam się zaciekawiona. Kilka par wirowało na parkiecie, ale większość osób po prostu siedziała przy stołach i rozmawiało. Przy mnie akurat nikt nie siedział więc i tak nie miałabym do kogo się odezwać. Zastanawiałam się, czy może to te pary były moimi towarzyszami na ten wieczór, czy ktoś po prostu się nie pojawił.
Po zjedzeniu czegoś, by nie zemdleć ze stresu, wstałam z miejsca i zaczęłam się przechadzać po sali. Dostałam już parę propozycji tańca, ale wciąż odmawiałam. Z jakiegoś powodu bardzo chciałam znaleźć chłopaka, który był świadkiem mojego wejścia. Jego delikatny uśmiech mnie zaintrygował, poza tym chciałam go prosić, by zapomniał o mojej wpadce.
Jak na złość tajemniczy nieznajomy ukrył się tak, że nigdzie nie mogłam go znaleźć. Zmęczona i odrobinę zła, wyszłam na balkon, by odetchnąć świeżym powietrzem. Oparłam się o barierkę i spojrzałam na ogród, który było widać z góry. Uśmiechnęłam się na widok par przechadzających się pomiędzy rabatkami kwiatów. Już dawno nie byłam w żadnym poważnym związku i marzył mi się mój książę z bajki. Nawet nie musiał mieć konia, wystarczyłaby mi jego miłość. Zawsze chciałam poznać chłopaka, który będzie dżentelmenem oraz będzie umiał mnie rozbawić, oraz pocieszyć. Nawet go znalazłam, niestety jest idolem i takich dziewczyn marzących o związku z nim miał pewnie od groma.
Potarłam ramiona, gdy chłodniejszy wiaterek spotkał się z moją ciepłą skórą. Chciałam się już odwrócić i wyjść, kiedy poczułam na ramieniu czyjąś ciepłą dłoń.
– Dlaczego tu stoisz skoro ci zimno? Powinnaś wrócić do sali – usłyszałam miły dla ucha głos oraz poczułam zapach cudownych perfum. – Chodź, bo zaraz się przeziębisz i nie zaszczycisz mnie nawet jednym tańcem.
– J- ja już miałam iść. Dlaczego miałabym z tobą zatańczyć?
– Może dlatego, żebym nie powiedział nikomu o twoim pięknym wejściu?
– Nie zrobisz tego! – zarumieniona odsunęłam się od niego i spojrzałam w oczy.
– Masz rację, nie zrobię. Co nie znaczy, że mogłem tego użyć jak podstępu i jednak się zmusić do tego. Uwierz, jeden taniec z tobą jest tego warty. – chłopak uśmiechnął się szarmancko i poprowadził mnie z powrotem do sali.
– Nawet mnie nie znasz.
– Ale to wcale nie oznacza, że nie mogę z tobą zatańczyć. Tylko jedna piosenka, bardzo proszę. Potem dam ci spokój i więcej mnie nie zobaczysz – szepnął mi do ucha i zatrzymał się. Dopiero wtedy się ocknęłam i zauważyłam, że stoimy pośrodku parkietu, a nieznajomy podaje mi rękę.
– Może nie chcę, byś odszedł? Może chcę cię poznać? Co wtedy? – spytałam głupio i przyglądałam mu się zauroczona.
– Wtedy będziemy musieli się spotkać jeszcze raz i znów zatańczyć. Za każdą piosenkę dostaniesz ode mnie nową informację – brunet niezrażony moją postawą przyciągnął mnie do siebie i złapał za dłoń. – Musisz tylko zawsze mieć na sobie tę maskę oraz tak cudownie się rumienić, jak przy wejściu.
– To się nie powtórzy. Dlaczego maska? I co w takim razie mi dzisiaj wyjawisz? – przymknęłam powieki i dałam się mu poprowadzić.
– Cii. Teraz daj się ponieść muzyce. Ona da ci odpowiedź. – nieznajomy zaczął stawiać pierwsze kroki.
– Dlaczego jesteś taki tajemniczy?
Zamiast mi odpowiedzieć, zrobił krok do tyłu i bez rozłączenia naszych dłoni dał mi znak do ruchu. Nieśmiało postawiłam krok do przodu i później wszystko samo jakoś poszło. Tak jak mówił, muzyka pomogła mi współgrać z nim. Ja się cofałam, a on przysuwał. Nie wypuszczałam jego ciepłej dłoni i płynnie przechodziłam z miejsca w miejsce. W trakcie obrotów nie przerywałam naszego kontaktu wzrokowego. Nie liczyła się dla mnie reszta gości, jedyne na co zwracałam uwagę to jego piękne, brązowe oczy.
Zawsze, kiedy wracałam do jego ciepłych ramion, czułam się bezpiecznie. Tak jakby wpadki i nerwy z całego dnia nagle znikały. Z każdym krokiem w przód chciałam się do niego przytulić, jednak była rzecz, której pragnęłam bardziej. Chciałam zdjąć mu maskę i spojrzeć na jego prawdziwą twarz. Dotknąć jej, zbadać opuszkami palców jego usta i powieki. Chciałam nauczyć się go na pamięć i nie wiedziałam, skąd brało się to uczucie. Tak jakbym skądś go znała i nie był mi on obojętny.
Poczułam, że chłopak delikatnie mnie przechyla, by zaraz znów przyciągnąć mnie do siebie silnym chwytem. Przez cały proces nie przestał się anielsko uśmiechać. Przerażała mnie myśl, że piosenka zaraz się skończy i on zniknie, jakby był tylko iluzją wytworzoną przez samotne serce. Zwolniłam swoje ruchy, tak jakbym miała nadzieję, że to mi pomoże zatrzymać czas i tę chwilę. On jakby również tego chciał, zwolnił i zaczął mi się przyglądać z delikatnym błyskiem w oczach.
Chciałam przerwać połączenie naszych dłoni, by dotknąć jego policzka. Przekonać się, czy jest prawdziwy. Ten jednak odsunął się i zakręcił mną. Przyciągnął mnie do siebie, by zaraz mnie przychylić i złożyć na moim policzku delikatny niczym skrzydła motyla pocałunek. Potem się wyprostował i zatrzymał. Dopiero teraz zauważyłam, że piosenka dobiegła końca, a wszyscy klaszczą. Zarumieniłam się i spojrzałam na bruneta. Ten odgonił od nas zbiorowisko i uniósł maskę.
Wstrzymałam oddech, gdy moim oczom ukazała się twarz samego Joshuy. Mojego idola z Seventeen. Chciałam coś powiedzieć, ale ten przyłożył mi palec do ust. Uśmiechnął się, założył maskę i odszedł, jakby nic przed chwilą się nie wydarzyło. Jakby nie zawrócił mi w głowie i nie zatańczył ze mną najprzyjemniejszego tańca w moim życiu. Odszedł bez żadnej wskazówki czy w ogóle i kiedykolwiek się spotkamy.
To mój pierwszy shot, który nie jest o postaciach fikcyjnych. Mam nadzieję, że Joshua nie ma jakoś strasznie zmienionego charakteru. Tutaj shoty nie będą wstawiane za często, ale czasem na pewno się coś ukarze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top