Neon lights (jikook)

Szedłem dość obskurną uliczką. Na dworze już od dawna było ciemno. Przeszywający chłód dawał się we znaki, a moja cieniutka bluza nie potrafiła mnie przed nim obronić.

Nagle poczułem wibracje w moim telefonie. Popatrzyłem na wyświetlacz, tylko po to by znów moje ciało zaczęło drżeć. Tym razem nie z zimna, lecz z wściekłości i smutku. Ilekroć widziałem to ośmioliterowe imię, zawsze mój humor ulegał dosyć drastycznemu spadkowi.

Powoli przede mną zaczął pojawiać się duży, oświetlony licznymi neonami budynek. Bałem się każdego kroku, to nie było miejsce dla siedemnastolatka, a już na pewno nie dla takiego jakim byłem ja. Jednak przysięgłem sobie... Przysięgłem sobie, że Taehyung już nigdy więcej nie będzie się ze mnie nabijał, nigdy więcej nie upokorzy mnie przed całą klasą. Udowodnię jemu, im oraz sobie, że jestem prawdziwym mężczyzną!

- To chyba nie jest miejsce dla ciebie, myszko?

Zdezorientowany odwróciłem się w kierunku z którego dobiegał jakże melodyjny i nieskazitelny głos. Mrużąc oczy, w ciemności dostrzegłem męską sylwetkę. Chłopak wolnym krokiem zbliżał się w moją stronę, w międzyczasie wyrzucając resztkę papierosa.

- Powinieneś już dawno leżeć w swoim łóżeczku.

- Nie jestem małym dzieckiem.

- Ale jednak wciąż za małym, na klub nocny...

Zacisnąłem dłonie w pięści. Nie mogłem pozwolić by nieznajomy górował nade mną. Byłem przekonany, że jeśli chcę to zrobić, zrobię to.

Spojrzałem na ciemnowłosego towarzysza. Mimo tego, że teraz oświetlała nas jedynie latarnia stojąca dość daleko, to mogłem ujrzeć go całego. Jego twarz zdobił dość wyzywający makijaż, a czarne włosy były zmierzwione w różne strony. Nie byłem pewien czy to przez wiatr, czy może coś innego, ale wszystko wskazywało na to, że bliższa była druga opcja...

- Lepiej wracaj do domu – szepnął, kładąc dłoń na mojej głowie, po czym skierował się do budynku oświetlonego neonami.

Nie mogąc się powstrzymać, chwyciłem chłopaka za rękę. Zatrzymał się i popatrzył na mnie nieodgadniętym wzrokiem. Przeszły mnie ciarki, jego wzrok i chłodny powiew wiatru zdecydowanie ze sobą współgrały, sprawiając tym samym, że każda część mojego ciała powoli zaczynała drętwieć.

- Może i jestem dzieckiem, ale domyślam się kim jesteś.

- Brawo, młody – zaśmiał się brunet. – Nie każdy ma tyle szczęścia... Ale teraz już naprawdę wracaj. Nie pozwolę ci tam wejść, jesteś zbyt porządny.

- Skąd możesz to wiedzieć?

- Po prostu widzę...

Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie. Moje postanowienie nagle się ulotniło, miałem gdzieś co powiedzą inni. Nie stchórzyłem, po prostu dotarło do mnie, że burdel nie świadczy o męskości. Nie interesowało mnie co zrobią chłopcy, jeśli się dowiedzą, że nie wykonałem zadania, a dowiedzą się na pewno.

- To nie jest miejsce, dla takiej osoby jak ty – odbiłem piłeczkę.

- Nie znasz mnie.

- Po prostu widzę... - uśmiechnąłem się delikatnie, co na moje szczęście, czarnowłosy odwzajemnił. Nagle chłód odszedł w zapomnienie, przyjemne ciepło rozlało się najpierw w moim brzuchu, później po całym ciele.

- Ciekawy z ciebie dzieciak.

- A z ciebie ciekawa prostytutka – parsknąłem, zapominając w porę ugryźć się w język. Miałem ochotę się porządnie zdzielić, przecież tak się nie mówi do człowieka, o Boże.

Ku mojemu zaskoczeniu nieznajomy się tylko zaśmiał, a jego ręka wciąż znajdowała się w moim uścisku.

- Jestem Jimin – rzucił po chwili.

- Jungkook – przedstawiłem się - Nie idź tam już, proszę.

Jimin pokręcił głową, ciężko wzdychając. Jaki miałem cel wyciągając dziwkę z burdelu? Żadnego, absolutnie żadnego. Ale w pewien sposób bolało mnie wyobrażenie sobie tego chłopaka, obmacywanego przez obleśnych facetów, przez podstarzałe, napalone kobiety. Każdy człowiek zasługiwał, przynajmniej, na szacunek. Zrobiło mi się okropnie głupio, że jeszcze parę minut temu, sam chciałem skorzystać z czyichś usług. Co gdyby trafiło na Jimina...?

- Jesteś uparty.

- Nie, ja jestem dzieckiem.

Brunet nie mógł powstrzymać śmiechu. Nagle to on chwycił moją rękę i zaczął ciągnąć w jakimś kierunku. Po chwili znajdowaliśmy się w jego aucie. Czułem się bardzo niekomfortowo, w końcu była już prawie północ, a ja siedziałem z nieznajomym w jego samochodzie. Cóż, sam przecież do tego doprowadziłem, starając się powstrzymać chłopaka od powrotu do klubu, więc nie powinienem się niczemu dziwić.

- Całe szczęście, nie miałem dzisiaj dużo klientów... - odezwał się brunet.

Nie wiedziałem co mógłbym na to odpowiedzieć. Po prostu siedziałem jak na szpilkach, czekając aż Jimin dowiezie mnie pod adres, który mu wcześniej wskazałem.

Po tym jak otworzyłem drzwiczki auta, posłałem brunetowi długi spojrzenie. Nasze tęczówki się spotkały, a ja znów poczułem to przyjemne ciepło. Podziękowałem chłopakowi i szybko udałem się do domu, wiedząc że za chwilę narażę się na okropny gniew rodziców...

***

Dzień w szkole mijał mi niezwykle długo, lekcje niemiłosiernie się ciągnęły, a każdy z nauczycieli mówił do nas wyjątkowo monotonnym tonem, przez który oczy same się zamykały. Jedynym plusem dzisiejszego dnia, był brak Taehyunga w szkole i ku mojemu szczęściu zapowiadało się, że tak będzie przez cały najbliższy tydzień. Niby nie powinniśmy się cieszyć z czyjejś choroby, ale w tym wypadku nie pozostało mi nic innego, jak dziękowaniu Bogu za odrobinę sprawiedliwości na tym świecie.

Kiedy zadzwonił dzwonek, uradowany opuściłem budynek szkolny po czym bardzo szybko znalazłem się w domu, w którym zastałem tylko młodszego brata, zajadającego ciastka przed telewizorem. Rzucając mu przelotne „cześć", ruszyłem do swojego pokoju.

Nawet kiedy zacząłem odrabiać lekcję, nie potrafiłem się w zupełności na nich skupić, bowiem moje myśli od samego rana, zajmował niewysoki, ciemnowłosy chłopak. Nie były one konkretne, po prostu jego obraz wypalił się w mojej pamięci. Wciąż widziałem jego uroczy uśmiech, a melodyjny śmiech rozbrzmiewał w mojej głowie. Zdekoncentrowany ścisnąłem ołówek, po czym chcąc w jakikolwiek sposób sobie ulżyć, złamałem go na dwie, równe części.

***

Ta sama obskurna uliczka, wzbudzająca we mnie niemiłe odczucia, ten sam chłodny wiatr, który mimo nałożenia grubszej bluzy, wciąż przeszywał mnie aż do kości. Po kilkuminutowej wędrówce pojawił się przede mną nielubiany przeze mnie, neonowy budynek.

- Co ty tutaj znowu robisz?

Jak w zegarku. Dokładnie o tej samej porze, w tym samym miejscu, paląc papierosa, stał Jimin. Nie wiedzieć czemu uśmiechnąłem się na jego widok.

- Wracaj do domu, Jungkook.

- Nawet gdybym chciał, nie mogę.

- A to dlaczego?

Uśmiech nieco zszedł z mojej twarzy, kiedy przypomniałem sobie kłótnie z rodzicami. Nie chcieli mi pozwolić wyjść z domu, uważali że jest już późno, a ja jestem za młody, do tego i tak mam już szlaban. To takie głupie, kiedy potrzebowałem ich uwagi, dla nich liczył się tylko Sunyoul. Jego osiągnięcia były najważniejsze, podczas gdy moje problemy spadały na daleki, daleki plan.

Westchnąłem głośno, świadomy że chłopak ciągle mi się przygląda, oczekując odpowiedzi.

- Pokłóciłem się z rodzicami, nie potrafię tam wrócić.

Jimin parsknął pod nosem i pokręcił głową. Pewnie uważał moje zachowanie za dziecinne, bo naprawdę takie było, jednak nie wyobrażałem sobie póki co wracać do domu. Miałem nadzieję, że jeśli nie będzie mnie przez całą noc, zrobi to na nich jakieś wrażenie.

- Jesteś naprawdę dziecinny – parsknął Jimin, lecz po chwili zrobił coś, co mnie kompletnie zaskoczyło. Wyjął z kieszeni trzy klucze, złączone kółeczkiem, po czym podał je mnie. Zdezorientowany patrzyłem raz na niego, raz na przedmiot, który spoczywał w moich dłoniach.

- N-nie boisz się...?

- Może to głupio zabrzmi, ale ci ufam. Zresztą nie mam nic cennego w mieszkaniu – wzruszył ramionami, wywalając niedopałek na chodnik, następnie depcząc go lewą stopą.

- Dziękuję.

- To drobiazg.

Brunet wytłumaczył mi jak dotrzeć do jego mieszkania i chociaż upierałem się przy tym, żeby wrócił ze mną, on nie mógł. Było mi żal, że tym razem nie udało mi się go wyciągnąć. Starałem się zrozumieć, że skądś musi czerpać pieniądze, w końcu studia też kosztują. Musiało do mnie dotrzeć, że nie każdemu się powodzi. I chociaż wiedziałem, że siedemnastolatek w tych czasach naprawdę gówno może, to jednak bardzo chciałem pomóc nowemu znajomemu.

Zgodnie z instrukcjami Jimina, dotarłem na dość obskurne osiedle. Przy jego bloku świeciła się tylko jedna latarnia, która w dodatku mrugała tak, jakby za chwilę miała zgasnąć. Chcąc jak najszybciej znaleźć się w bezpieczniejszym miejscu, przyspieszyłem kroku, a już po chwili znajdowałem się przed drzwiami mieszkania bruneta. Przekręciłem kluczyk, a moim oczom ukazała się dość duża kawalerka. Z lewej strony znajdowała się kuchnia wraz z dużym blatem, na którym znajdowała się jedynie miska z kilkoma jabłkami. Z prawej strony było duże łóżko, a przy nim stolik i fotel. W tej części mieszkania znajdowała się również łazienka.

Podszedłem do fotela, po chwili siadając na nim. Zastanawiałem się, co powinienem zrobić. Jimin powiedział, żebym się nie krępował i czuł się swobodnie. Mówił, że wróci późno, dlatego spokojnie mogę spać na jego łóżku. Jednak ja czułem się bardzo niepewnie, nie powinienem zajmować jego miejsca. To była takie abstrakcyjne.

Byłem wykończony, jedyne o czym marzyłem to sen. Zmęczenie wzięło zdecydowaną górę, toteż już po minucie, leżałem w cieplutkim łóżeczku chłopaka, mając nadzieję, że mimo poprzednich słów nie będzie miał mi tego za złe.

***

Słysząc ćwierkanie ptaków, otworzyłem zaspane oczy. Przez chwilę przypominałem sobie gdzie się znajduje, aż po chwili dotarło do mnie, że ktoś leży obok mnie. Cichutko i ostrożnie wyszedłem z łóżka, tak by nie obudzić śpiącego na samym krańcu Jimina. Kucnąłem tuż przed jego twarzą, którą zasłaniały ciemne, poczochrane pukle. Na jego odkrytej szyi ujrzałem kilka malinek, a na lewej ręce dwa zadrapania. Były świeże.

Westchnąłem, w głębi ducha obwiniając się. Doskonale wiedziałem, że to nie moja wina, a jednak czułem się z tym źle. Chłopak ponownie sprzedał swoje ciało, by nie wylądować na ulicy. Dość brutalna rzeczywistość, prawda?

Nagle brunet jęknął, po czym kręcąc głową otworzył oczy.

- Jungkookie, już nie śpisz?

- Dziękuję, że mogłem tu przenocować.

Chłopak uśmiechnął się szeroko, po czym zmierzwił moje włosy. Kiedy poczułem ciepło jego dłoni, zrobiło mi się lżej, jakby moje głupie, nastoletnie problemy po prostu odeszły. Dziwne uczucie, jak cała ta sytuacja, ale mimo wszystko dotyk Jimina był naprawdę bardzo przyjemny.

- Zrobię śniadanie – zadeklarował chłopak, lecz ja szybko pokręciłem przecząco głową. Nie chciałem mu robić więcej problemów, zrobił dla mnie wystarczająco dużo. Obcy człowiek, w jednym momencie stał mi się o wiele bliższy, niż calutka moja rodzina. – Nie żartuj, nie wypuszczę cię z pustym żołądkiem.

Musiałem ustąpić, chociaż naprawdę nie chciałem wykorzystywać Jimina. Ale jego uśmiech był na tyle miłym widokiem, że zostanie z nim trochę dłużej, mimo wszystko było ciekawą opcją.

***

- Spotkamy się dzisiaj? – zapytałem chłopaka po drugiej stronie słuchawki.

- Że też ci się nie znudziło moje towarzystwo – zaśmiał się melodyjnie – Zgoda, czekaj w parku, niedaleko stawu. Za chwilę tam będę.

Przytaknąłem, po czym pełen pozytywnej energii ruszyłem na wyznaczone miejsce.

Od prawie miesiąca zdążyłem zaprzyjaźnić się z Jiminem. Wciąż próbowałem wymyślić coś, aby nie musiał pracować jako prostytutka. To brzmiało naprawdę źle. Nic dziwnego, że ludzie tak łatwo określali ten zawód. Wydawać by się mogło, że osoby pracujący w nocnych klubach, są wyprane z uczuć, że jedyne na czym im zależy, to pieniądze które dostaną świadcząc różne usługi. Jimin uświadomił mnie że jest zupełnie inaczej. To byli zwykli ludzie, którzy chcieli żyć normalnie, ale niestety nie byli w stanie. Nie wszyscy tam ćpali, nie wszyscy byli alkoholikami, zdecydowana większość była naprawdę w porządku.

To był jeden z powodów, dlaczego chciałem pomóc chłopakowi. Niestety, nie miał on zbyt wielkich kwalifikacji, toteż znalezienie mu pracy było niezwykle trudnym zadaniem.

Nim się zorientowałem, byłem już w parku. Po chwili moim oczom ukazała się ciemna czupryna. Najciszej jak potrafiłem, podszedłem do chłopaka, który siedząc na trawie, wrzucał kamienie do stawu. Kiedy byłem już krok za nim, upadłem na kolana, po czym przytuliłem bruneta od tyłu, a ten zaczął się śmiać. Uwielbiałem jego śmiech, jego głos, jego całego. Może to zabrzmi żałośnie, ale chciałem żeby przy mnie był naprawdę szczęśliwy. Chciałem sprawiać by na jego delikatnej twarzy, pojawiał się szeroki uśmiech.

- Jak było w szkole?

- Nic nowego, poza tym, że zgubiłem ołówek.

- Ty biedaku.

Razem zachichotaliśmy.

Siedzieliśmy na trawie, rzucając kamienie do wody, żywo przy tym dyskutując. Godziny mijały, a ja zapomniałem o czekających mnie lekcjach, o rodzicach, których na pewno zirytuje moja nieobecność, w końcu ja i szlaban to już typowe połączenie. Z Jiminem czas leciał szybko, za szybko. Ale miałem świadomość, że kiedy ja w swoim przytulnym pokoju będę leżał, bliski Krainy Morfeusza, Park będzie zmuszany do okropnych rzeczy. Ta parszywa sytuacja sprawiała, że przez większość czasu kiedy nie byłem z chłopakiem, myślałem o jego przyszłości.

- Odprowadzić cię do domu?

Głos Jimina sprowadził mnie na ziemię. Dopiero po chwili zauważyłem, że słońce zaczęło zachodzić, a przeszywający wiatr przebijał materiał marynarki.

Domyśliłem się, że kiedy wrócę do domu, standardowo, czeka mnie sprzeczka z matką, może nawet z Sunyoulem, ale przywykałem do tego. Skinąłem głową, po czym ruszyliśmy w kierunku mojej dzielnicy. Droga, w większości, minęła nam w ciszy, ale to była część nas. Kiedy spotykaliśmy się, dużo rozmawialiśmy, a potem przez jakiś czas kompletnie milczeliśmy. Prawdziwego przyjaciela poznaje się nie po tym, czy dobrze nam się z nim rozmawia, lecz wtedy, kiedy dobrze czujemy się nic nie mówiąc. Z Jiminem tak też się czułem.

Brunet odprowadził mnie prawie pod sam dom, ponieważ wolałem nie narażać go na gniew mojej matki. Nie dość, że już i tak miałem u niej przeskrobane to jeszcze do tego była bardzo wścibską osobą, dlatego chciałem uniknąć niepotrzebnych, niezręcznych sytuacji.

- Odrób lekcje, a potem grzecznie idź spać.

- Tak jest, panie Park!

Zaśmialiśmy się lekko. Patrzyliśmy przez chwilę na siebie. Wzrok bruneta w tamtym momencie niby był taki sam jak zwykle kiedy na mnie patrzył, czyli przyjazny i troskliwy. Ale było w nim coś jeszcze, z czym chyba nigdy się nie spotkałem. Trudno było mi wytłumacz co jeszcze dostrzegłem, ale na pewno było to coś dobrego.

Nieoczekiwanie, poczułem miękkie usta chłopaka na swoim czole, a jego dłonie znalazły się na moim karku. Odruchowo, chwyciłem go za biodra, a moje oczy z szeroko otwartych przez zdziwienie, zmieniły się w półksiężyce, spowodowane przez zmrużenie.

Zawiał lekki wiatr, który owiał nas z każdej strony, tworząc idealną powłokę, przed resztą świata. Jakby sama natura zabroniła komukolwiek nam przeszkadzać.

To była przyjemna chwila.

Nim Jimin odszedł, ostatni raz spojrzał na mnie, uśmiechając się szeroko.

- Dobranoc, Jungkookie.

- Dobranoc, Jimin hyung!

Dopiero kiedy wszedłem do domu, poczułem że moje serce bije niewyobrażalnie szybko. I to nie była wina nieuniknionej konfrontacji z matką, czy jakiegokolwiek wysiłku, to było zdecydowanie coś większego.

***

W pośpiechu kończyłem ostatnie zadanie z matematyki. Lekcja dobiegała końca, a ja chciałem oszczędzić sobie pracy domowej. Kiedy zadzwonił dzwonek z uśmiechem zamknąłem książkę i zeszyt, po czym chwytając plecak wyszedłem z Sali lekcyjnej. Ruszyłem w kierunku szafek, gdzie odłożyłem zbędne mi książki. Przy okazji sprawdziłem swój telefon w którym, jak się okazało, znajdowała się nowa wiadomość.

Od: Jimin

„ Dość wykładów, mam ochotę obejrzeć dzisiaj jakąś ultra śmieszną komedię. Dołączysz się??"

Uśmiechnąłem się pod nosem, od razu się zgadzając.

Odetchnąłem z ulgą, że na dzisiaj koniec nauki. Schowałem telefon do kieszeni marynarki, po czym ledwo zdążyłem zamknąć szafkę, gdyż ktoś z całej siły, za plecak, zaczął ciągnąć mnie do najbliższej męskiej toalety. Dopiero kiedy znajdowałem się w środku, mogłem dostrzec, że owym napastnikiem jest Taehyung.

- Dobrze ci szło unikanie mnie – zakpił blondyn, zamykając drzwi. – Ale znudziło mi się to, wiesz?

- Daj mi już spokój Taehyung, to naprawdę głupie.

Chłopak jedynie przekręcił głowę na lewy bok, mrużąc przy tym oczy.

- A mądre jest spotykanie się z dziwką?

Zamarłem na te słowa. Na twarz chłopaka wpłynął parszywy uśmiech. Nie miałem pojęcia skąd wie o Jiminie, ale nie mogłem bezczynnie dać mu go obrażać.

- Jimin nie jest dziwką, a na pewno lepiej jest się z nim zadawać, niż zamienić choćby słowo z tobą.

Z twarzy Taehyunga zniknęły resztki rozbawienia, a na ich miejsce pojawiła się czysta wściekłość, jakiej jeszcze nigdy u niego nie widziałem. Przestraszyłem się, a kiedy szybkim krokiem znalazł się przy mnie, chwytając kołnierz mojej koszuli, pomyślałem, że naprawdę przegiąłem. Ale miałem już serdecznie dosyć poniżania ze strony blondyna. Miałem dosyć jego wywyższania się.

- Chyba chcesz pożałować tych słów – syknął.

Z uporem i determinacją wpatrywałem się w jego ciemne oczy, które zdawały się stawać coraz ciemniejsze, niemal zupełnie czarne.

Nie próbowałem się wyrywać, postanowiłem dokończyć to co zacząłem, nieważne z jakimi skutkami, byleby Taehyung nie czuł się już taki wygrany.

- Żałuje jedynie, że nie powiedziałem ci tego wcześniej.

Ostry, przeszywający ból w policzku i krew sącząca się z rozciętej wargi. Ale z drugiej strony ogromna satysfakcja.

Klęcząc na podłodze, popatrzyłem na swojego oprawcę z kpiącym uśmiechem. W jego pogrążonych w ciemności oczach widziałem mieszankę emocji, oznaczającą że jeśli teraz nie przestanę, to będzie gorzej. Jednak na pewno nie tylko dla mnie.

- Jesteś takim kretynem, że nawet nie wiesz, że coraz bardziej potwierdzasz to co powiedziałem.

Ledwo udało mi się unieść, podpierając się ściany, a już dostałem kolejny cios, w brzuch. Tym razem udało mi się ustać, toteż postanowiłem wykorzystać moment, rzucając się na blondyna, którego głowa boleśnie odbiła się od ściany.

- Jak możesz być takim chujem, Taehyung? –syknąłem, łapiąc go za kołnierz koszuli i potrząsnąłem nim, przez co jego ciało i głowa odbijały się od ściany, jak jakieś piłeczki.

Miał zamknięte oczy, spod których wypłynęło kilka łez.

Pękł.

- P-przestań! – krzyknął, jednak nie był to krzyk wściekłości, tylko bezradności. – Przestań...

Nie wiedziałem dlaczego tak łatwo poszło, ale byłem pewny, że wygrałem. Puściłem kołnierz chłopaka, odsuwając się na jeden krok. On w tym czasie zjechał po ścianie, kuląc się pod nią i zalewając łzami.

- Ty jesteś takim idiotą, Jungkook!

Popatrzył na mnie zapłakany. Pierwszy raz wyglądał tak bezbronnie, a w jego oczach nie było już tej samej wściekłości, była zupełnie inna, niegroźna, połączona ze smutkiem i bezradnością.

- Idź już stąd, zostaw mnie w spokoju!

Wahałem się, ale ostatecznie postanowiłem spełnić prośbę chłopaka. Nie wiedziałem co właśnie działo się w jego głowie, ale musiał sobie z tym poradzić sam. Ja przez niego przeszedłem wystarczająco dużo.

Zamyślony całą sytuacją, nawet nie zauważyłem, kiedy znalazłem się w domu. Skierowałem się prosto do swojego pokoju, gdzie zdjąłem mundurek szkolny i nałożyłem jeansowe spodnie i koszule. Już miałem schodzić na dół, by razem z rodzicami i bratem zjeść obiad, ale spojrzałem w lustro i aż zaniemówiłem. Na moim policzku, tuż pod okiem, tworzył się fioletowo-granatowy siniak. Spanikowałem, nie wiedziałem co robić, bo przecież jesienią i na dodatek w domu, nie będę nosił okularów przeciwsłonecznych.

Z westchnieniem ruszyłem do łazienki, gdzie moja mama trzymała swoje kosmetyki. Cóż, podkład to może mało męskie rozwiązanie, ale tonący brzytwy się chwyta. Ku mojemu zaskoczeniu, wyglądało to naprawdę w porządku. Po siniaku nie było ani śladu, nie było też widać mojego makijażu.

Nieco niepewnie zszedłem na dół, gdzie mama kończyła przygotowywać obiad, a ojciec siedział przy stole i przeglądał gazetę. Po chwili do jadalni wszedł Sunyoul, który uśmiechając się lekko, ruszył na swoje miejsce.

- Jak było w szkole, chłopcy? – spytała kobieta, stawiając potrawy na stół.

- Wszystko w porządku – wzruszyliśmy ramionami.

Starałem się nie pokazywać mojego lewego policzka, ale też nie siedziałem ze spuszczoną głową. To byłoby jeszcze bardziej podejrzane.

Obiad minął bardzo szybko. Każdy zjadł wystarczająco dużo, po czym pozmywał po sobie naczynia. Może gdybyśmy byli bardzie zżyci, wyglądałoby to nieco inaczej. Ale cóż poradzić na to, że nie czułem się na tyle swobodnie w ich towarzystwie, by spędzać z nimi dodatkowe minuty. Kiedyś próbowałem, ale kończyło się to niepotrzebnymi sprzeczkami, które wynikały, albo z uczepliwości mojej matki lub krytycznego podejścia mojego ojca. Wolny czas woleli spędzać z moim bratem, a ja się zdążyłem z tym pogodzić

Gdy opuszczałem dom, usłyszałem reprymendę od matki, iż mam nie włóczyć się nie wiadomo gdzie i dzwonić w razie potrzeby.

To było zaskakująco miłe jak na moją matkę, ponieważ zareagowała tak jakby się martwiła. Zazwyczaj tylko krzyczy, że jestem rozpieszczonym dzieciakiem, który robi tylko co chce. Ciekawa odmiana.

Po wyjściu z domu udało mi się złapać autobus, dzięki czemu oszczędziłem sobie długiej podróży do mieszkania Parka.

- Nareszcie jesteś.

Z uśmiechem wkroczyłem do domu Jimina.

- Obyło się bez kłótni.

- Cieszy mni... Co ty masz na policzku, Jungkook?!

Zmrużyłem oczy, po czym spojrzałem w wiszące na ścianie lustro. Bardzo się zdziwiłem, kiedy zobaczyłem, że podkład nieco się zmazał, przez co prześwitywał mój nieatrakcyjny siniak.

Jimin chwycił mnie za podbródek i rękawem zaczął zmazywać resztki makijażu.

- Ałć, ał Jimin.

- Co ci się stało?!

W jego oczach widziałem ogromną troskę, aż ścisnęło mnie w żołądku. Tak bardzo się o mnie martwił. Musiałem coś szybko wymyślić, nie mogłem mu przecież powiedzieć prawdy, beznadziejnie brzmiałoby to, że pobiłem chłopaka, który nazwał go dziwką. Tak, to byłoby straszne.

- Wchodziłem do toalety, a jakiś chłopak akurat wychodził i walną mnie drzwiami.

Brunet przez chwilę intensywnie wpatrywał się we mnie, przez co myślałem, że mnie przejrzał.

Ale na szczęście się myliłem. Jimin uśmiechnął się szeroko, po czym poczochrał moje włosy.

- Powinieneś bardziej uważać, króliczku.

Zaśmiałem się pod nosem i razem z Jiminem ruszyłem na jego łóżko, rozkładając się wygodnie. Głowę położyłem na poduszce a nogi zarzuciłem na nogi Jimina, który popatrzył na mnie z miną „nie za wygodnie ci?", ale ja jedynie uśmiechnąłem się najśliczniej jak potrafiłem.

Na szczęście szukanie odpowiedniego filmu nie zajęło nam długo. Wszystko było idealnie, naprawdę dobrze czułem się z chłopakiem. Przy nim czas jakby inaczej płynął i wszystko stawało się lepsze.

Podczas reklam Jimin wstał i zaczął szperać w swojej szafce. Po chwili odwrócił się do mnie z butelką winą i dwoma kieliszkami.

- Ale ja nie mogę...

- Nie zamierzam cię upić, Jungkookie.

Brunet zaśmiał się podając mi lampkę wina wypełnioną do połowy alkoholem.

Bardzo szybko opróżniliśmy całą butelkę i wbrew temu co mówił Jimin, miałem wrażenie jakby mnie upił. To była moja pierwsza styczność z alkoholem, więc nic dziwnego że czułem się kompletnie inaczej, można nawet powiedzieć – lepiej.

Spojrzałem na chłopaka, który wpatrzony w ekran telewizora, bawił się moimi palcami.

- Jimin – jęknąłem, o wiele głębszym głosem niż naturalnie.

Park skierował swoje brązowe spojrzenie na moją osobę. Dziwnym sposobem mój wzrok utkwił w jego rozchylonych wargach. Działając naprawdę spontanicznie, usiadłem okrakiem na jego udach. Brunet wpatrywał się we mnie zaskoczony, a ja wykorzystałem moment i delikatnie wpiłem się w jego usta.

To było to co męczyło mnie od chwili kiedy poznałem chłopaka. To tego potrzebowałem, smaku jego ust.

Mimo początkowego zdziwienia, Jimin oddał pocałunek, będąc przy tym niezwykle delikatny i czuły.

Miałem ochotę na więcej.

Zacząłem ściągać jego bluzę, ale Jimin powstrzymał mnie patrząc mi prosto w oczy.

- Nie możesz, Jungkook...

- Jimin hyung...

Obdarowywałem pocałunkami jego szyję, przez co jego nabrzmiałe usta opuszczały jęki przyjemności. To było takie wspaniałe uczucie. Najlepsze w tym było to, że byłem zupełnie świadomy tego co robiłem, ale czułem się zdecydowanie odważniejszy.

- Jungkookie, proszę... P-przestań... Nie jestem osobą dla ciebie.

- Hyung, tylko teraz... Proszę.

Byłem taki przekonujący a do tego spragniony, że Jimin momentalni uległ. Już po chwili zostałem przygwożdżony do łóżka, a moje usta zaatakowane przez cudowne usta starszego.

Następnie hyung zaczął odpinać guziki mojej koszuli, na zmianę całując nowo odkryte miejsce. Ciche westchnienia opuszczały moje usta. Nie chciałem być bierny i kiedy tylko Jimin skończył odpinać moją koszulę, zdjąłem mu bluzę oraz pomogłem ściągnąć koszulkę. Obie te rzeczy wylądowały na podłodze a po chwili dołączyła do nich również i moja koszula.

Wróciliśmy do pieszczenia się nawzajem, błądząc dłońmi po swoich ciałach.

Nagle Jimin przesunął dłonią po moim kroczu, następnie zaczął je masować. To było tak niewyobrażalnie cudowne uczucie, że naprawdę trudno opisać je słowami.

- Jimin, ahh!

- Dobrze, słoneczko?

Zmysłowy głos bruneta dodatkową dawał większą siłę odczuć.

Każda następna czynność sprawiała, że coraz bardziej odpływałem, pozwalałem Jiminowi robić ze mną to, na co tylko ma ochotę, czułem się bardzo bezpiecznie, kiedy jego ramiona owijały się wokół mojego tułowia.

Nawet nie zauważyłem kiedy starszy pozbył się naszych spodni. Kiedy ja obdarowywałem pocałunkami, jego usta, żuchwę, szyję i obojczyki, on powoli pozbywał się mojej bielizny.

- Nie chcę cię skrzywdzić.

Cichy pomruk i załamujący się głos Jimina, niewyobrażalnie mnie rozczulił. Spojrzałem w jego zamglone oczy, kciukiem gładząc gładki policzek. Uśmiechnąłem się delikatnie, chcąc dodać mu otuchy.

- Jesteś cudowny.

By uwiarygodnić moje stwierdzenie, ucałowałem usta chłopaka, przelewając w to wszystkie emocje, których wcześniej nie rozumiałem. Teraz były one kompletnie jasne i przejrzyste.

- Kocham cię, Jungkookie...

- Ja ciebie też.

Znów poczułem miękkie usta na swoich, ale również dwa palce w sobie. Chciałem krzyknąć, ale nie mogłem. Przez sprawny język Jimina, ból został niemalże stłumiony.

Niestety po chwili powrócił z o wiele większą siłą. Wygiąłem usta w grymasie, kiedy brunet napierał główką penisa na moje wejście. Chciałem być silny i sprawić, by hyungowi było jak najlepiej.

Na początku był tylko ból, do którego powoli się przyzwyczajałem. Ale nagle stało się coś czego na pewno nigdy nie zapomnę. Ogromna fala przyjemności, połączona z przenikającym mnie ciepłem, sprawiła że poczułem się jak w Niebie. Powtarzało się to niemal cały czas, przez co nie mogłem i nie chciałem hamować swoich jęków.

Czułem jak zadrapuję skórę na plecach swojego kochanka, słyszałem liczne przekleństwa i zdrobnienie mojego imienia.

Kiedy zrozumiałem, że jestem na skraju, Jimin chwycił mojego członka w swoją dłoń, stymulując go.

Nie musieliśmy długo czekać, ponieważ już po chwili biała ciesz rozlała się na jego rękę i mój brzuch. Sekundę potem poczułem kolejne ciepło wypełniające mnie, lecz tym razem oznaczało ono spełnienie mojego hyunga.

- To było najlepsze – szepnął Jimin, przyciągając mnie do siebie.

***

- Jungkook, nie podobało mi się, że postawiłeś mnie przed faktem dokonanym.

Powiedziała moja matka, wysoce karcącym tonem, kiedy przed szóstą rano otworzyłem drzwi mieszkania.

Nie powiem, w takich sytuacjach mogłem zrozumieć jej oburzenie, ponieważ po północy napisałem do niej, że zostanę na noc u kolegi. Ale z drugiej strony, powinna się cieszyć że poinformowałem ją o tym i koniec końców nic mi nie jest.

- Przepraszam, zasiedziałem się...

- Nie rób tak więcej. A teraz marsz się szykować do szkoły. I oddaj telefon, mimo wszystko jakaś kara musi być.

Mimo surowego tonu, widziałem nikły uśmiech na jej twarzy. Niechętnie, ale oddałem urządzenie, czując, że to będzie właściwa droga. Miałem wrażenie, że mur między nami powolutku upada, a ja zdecydowałem się pomóc go burzyć. Może i na początku będzie trudno, ale lepiej żyć z bliskimi w zgodzie, prawda?

Szybko poczłapałem do łazienki, umyłem się, przebrałem w mundurek i wróciłem do kuchni, by zjeść śniadanie.

- I po lekcjach wróć prosto do domu, brat ojca przyjeżdża z rodziną.

Skinąłem głową, zgadzając się. Po tym co się stało poprzedniego dnia, stwierdziłem, że Jimin nie obrazi się, jeśli się nie spotkamy ten jeden raz.

Kiedy przekroczyłem próg szkoły, wydawało mi się, że jest jakoś spokojniej. Może to przez to, że chłopcy z mojej klasy po prostu przeszli obok mnie obojętnie? Zazwyczaj śmieją się pod nosem, podstawiają mi nogi i robią inne dziecinne rzeczy. Co dziwniejsze, nie było z nimi Taehyunga.

On zjawił się dopiero przed drugą, tego dnia, lekcją. Gdy wszedł do klasy, posłał mi tylko jedno długie spojrzenie, które nie zawierało w sobie ani grama złośliwości, jaka była w jego naturze. Tym razem było przepełnione żalem i z początku myślałem, że może przez to, że widziałem jak płacze. Ale to było zdecydowanie coś więcej a na dodatek miałem wrażenie, że jego oczy wciąż są czerwone.

***

- Mamo, mogę dzisiaj wyjść?

Przez prawie cały tydzień nie miałem dostępu do telefonu na dodatek zostałem zawalony lekcjami, więc nawet nie miałem jak się spotkać z Jiminem. Raz w przeciągu całego tygodnia, mama pozwoliła mi wykonać dwuminutowy telefon. Powiedziałem jej, że musze omówić ważną sprawę ze znajomym, a tak naprawdę zadzwoniłem do Jimina, co chyba nie było zaskoczeniem. Brunet powiedział wtedy, że ma mi coś bardzo ważnego do powiedzenia.

Nie wiedziałem, czego mam się spodziewać. Nastawiać się na najlepsze czy najgorsze?

- Dobrze, ale wróć na noc!

Pokiwałem głową na znak zgody i wyparowałem z domu.

Przez calutką drogę biegłem. Tak bardzo brakowało mi Jimina, że całe moje ciało, całe serce oraz umysł rwało do niego. Nie przeszkadzał mi wiatr, który co rusz przy pomocy moich ciemnych włosów, zasłaniał mi pole widzenia.

To było szalone, czułem że ja robię się szalony. Z miłości. Pierwszy raz w życiu czułem coś tak niesamowitego, nie chciałem tracić tego ciepła które wypełniało całego mnie.

- O czym, chciałeś mi powiedzieć Ji-

Zacząłem, kiedy tylko znalazłem się w mieszkaniu chłopaka, jednak urwałem, widząc jak brunet pakuje swoje rzeczy do walizki.

W pierwszej chwili kompletnie mnie zatkało, tego się na pewno nie spodziewałem. Lecz po chwili odzyskałem zdolności poruszania się i mowy. Wolnym krokiem podszedłem do Parka, który nawet na chwilę nie zaprzestał czynności.

- Co ty robisz, hyung?

- Znalazłem pracę, przeprowadzam się.

- Znalazłeś pracę? To świetnie! Ale jak to się przeprowadzasz?

Naprawdę ogromnie ucieszyłem się na wiadomość o znalezieniu pracy, ale rozłąka nie była już taka miła.

- To nie tak – rzucił Jimin, obracając się w moim kierunku – Będę masażystą. I nie przeprowadzam się daleko, tylko do innej dzielnicy, po drugiej stronie Seul.

- Och, czyli wszystko w porządku.

Odetchnąłem z ulgą. Chciałem przytulić starszego, ale on odsunął się, sprawiając tym samym, że na moim kruchym sercu, powstała niewidzialna, aczkolwiek bolesna rysa.

Popatrzyłem na niego ze smutkiem wypisanym na twarzy. Miałem wrażenie jakby całe pomieszczenie wypełnił niewyobrażalny chłód, przez co zacząłem się nieznacznie trząść.

- Nie, nie mogę, Jungkookie. Ty jesteś taki młody, a ja i tak zabrałem ci twoją niewinność.

- Jimin, co-

- Nie jestem osobą dla ciebie, tego jestem pewien.

Miałem ochotę się rozpłakać, po tym wszystkim mówi mi takie rzeczy... A z każdym słowem moje serce coraz bardziej cierpiało, a chłód pochłaniał moje ciało.

- Nie pozbędziesz się mnie!

Rzuciłem się na chłopaka, szczelnie przylegając do niego własnym ciałem. Potrzebowałem jego bliskości, by odpędzić od nas okropne uczucie zimna.

Ukryłem głowę w zgłębieniu jego szyi i przygryzając wargę, starałem się zebrać jak najwięcej pewności siebie, ponieważ moje słowa musiały zabrzmieć przekonująco.

- Nie obchodzi mnie twoja przeszłość Jimin, jesteś najcudowniejszą osobą jaką spotkałem, przysięgam. Jeśli chcesz dla mnie dobrze, to po prostu pozwól mi z tobą być, dobrze?

- Jesteś taki uparty – zaśmiał się smutno, oplatając moje ciało, swoimi ramionami całując mnie przy tym w szyję. Nie wierzyłem, że moje wyznanie było dla niego obojętne, włożyłem w nie za dużo serca. – Kocham cię, myszko.

Wtedy chłód zniknął, ustępując już dobrze znanemu mi ciepłu. Tym razem było ono na tyle intensywne, że na mojej twarzy wymalował się błogi uśmiech. Spojrzałem na bruneta, jak na swój ideał. Lecz Jimin był zdecydowanie czymś więcej.

Przyłożyłem swoje wargi do jego, co sprawiło iż moje serce biło tak szybko, jak nigdy wcześniej.

Z przyjemnością się do tego przyzwyczaję.


~~

Ten shot już trochę czekał na publikację, pracowałam nad nim dość długo so yeah

W dodatku dżemin świętuje dzisiaj swoje uro, więc wpasowało mi dodanie goXD


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top