Rozdział 38

Krótka rozmowa z Jordanem odrobinę popsuła mi nastrój. Jednak Jasper szybko to naprawił za pomocą swojego daru.

-Kochanie obiecałeś mi kiedyś, że nie będziesz stosować na mnie swoich sztuczek- odparłam z nutką urazy.

-Nie mogłem patrzeć jak robisz się smutna- wyjaśnił.

W holu rozdzieliliśmy się i każde z nas poszło w swoją stronę. Jednak dzisiejszego dnia Jasper wydawał się jakiś inny. Bardzo spięty i milczący, choć nifdy do rozmownych nie należał. Przez własne podejrzenia martwiłam się o niego cały dzień.

Po lekcjach jak szalona pobiegłam do holu gdzie zawsze na mnie czekał. Jednak znieruchomiałam, gdy szedł z Angel. Przecież dzisiaj nie mieli wspólnych lekcji. Poczułam się trochę zazdrosna. Z ostatnich wymienionych przez nich zdań wyłapałam-Moim zdaniem trzeba iść na spontan i niczego nie żałować- moje uczucie zazdrości wzrosło jeszcze mocniej, a omal nie wybuchłam, gdy Jazz powiedział jej- Masz rację- a potem dał całusa w policzek.

Jednak kiedy spojrzał na mnie niczym zakochany kundel moje wątpliwości rozpłynęły się jak sen. Jazz podszedł do mnie pewnym krokiem. Kiedy miałam się do niego przytulić on nagle uklęknął.

-Jasper co ty robisz?-szepnęłam zaskoczona.

-Alice czy zostaniesz moją żoną?-mogłam spodziewać się wszystkiego, ale nie oświadczyn.
Spojrzałam na Angel. Ta zakryła usta dłonią i wybiegła ze szkoły. Upss..kogoś tu Jasper zranił. Po raz kolejny spojrzałam w oczy ukochanego i widząc jego nadzieję w oczach odparłam

-Tak- ludzie wokół zaczęli bić nam brawo, a Jasper wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu.

Zabrał mnie do domu. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam tyle kwiatów rozsypanych przed domem. Wchodząc do środka nie spodziewałam się takiej niespodzianki. W salonie czekali wszyscy. Bella, Edward, Nessi, Jackob, Rosalie, Emmett, Carlisle, Esme, a nawet Lestat i Raffaell. Jasper podszedł do nich i uniósł kieliszek szampana, a wszystko krzyknęli- Hurra!- najwidoczniej nie wiedzieli jeszcze czy się zgodziłam.

Jako pierwsza rzuciła mi się na szyję Ness.

-Gratuluję ciociu, tak się cieszę, że zatańczę wreszcie na twoim weselu-odparła i wycałowała mnie. Następnie podszedł do mnie Jackob.
-Ty też chcesz mnie wycałować?-zapytałam z rozbawieniem

-Weź mi nie obrzydzaj- odparł udając krzywą minę, a potem dał mi całusa w policzek- Gratulacje-odparł i wrócił do Nessi.

Następnie podeszła Rose z Emmettem

-No siostra wreszcie zamierzasz się hajtnąć- odparł rozbawiony Emmett.

-No w końcu trzeba- przyznałam uśmiechając do niego- Wiesz, nie jestem już w końcu taka młoda- dodałam, a on zaczął się śmiać i wręczając mi kwiatka podniósł w uscisku do góry, a następnie odstawił na podłogę i ruszył do reszty.

-Nie mogłam się już doczekać Al- odparła z uśmiechem Rosalie.- Tym razem to ja przygotuję twoje weselisko- odparła, a ja posłałam jej promienny uśmiech i skinęłam głową.

-Napewno będzie cudownie- przyznałam.

Jako kolejna para podeszli Edward z Bellą

-Jak Jasper zadzwonił, że się będzie oświadczał to wszystko rzuciliśmy by to zobaczyć-odparł Edward i objął mnie mocno.-Moja mała siostrzyczka wychodzi za mąż- odparł i pocałował mnie w policzek- Na szczęście Pana młodego już dobrze znam- dodał z uśmiechem.

-Tak się cieszę Alice, pewnie Charlie także chciałby to zobaczyć, ale...no sama wiesz- odparła, a ja skinęłam głową

-Wiem, wiem, dlatego powiem mu o wszystkim przez telefon i naściemniam, że to był spontaniczny ślub bez rodziny i świadków, nie chcę, żeby było mu przykro- odparłam z uśmiechem i ucałowałyśmy się z Bellą.

Następnie gratulacje dostałam od rodziców, którzy oszczędzili mi sił i po prostu mocno mnie wycałowali. Założę się, że Jasper już miał to za sobą...

Na koniec podeszli do mnie Raffaell i Lestat

-Och mi amor tak się cieszę twoim szczęściem-odparł rozradowany Lestat i dał mi soczystego całusa.

-Mam nadzieję mio piccolo, że suknię ślubną powierzysz memu zadaniu- odparł z uśmiechem triumfu Raffaell.

-Nie odbiorę przyjacielowi takiej przyjemności-odparłam i ucałowałam ich.- Tak się cieszę, że tu jesteście.

-Nawet Michael by przybył, ale jest właśnie na podróży poślubnej i prosił byśmy złożyli ci desideri sinceri- odparł Raffaell. Skinęłam głową

-Podziękuję mu jak do niego zadzwonię-odparłam i wszyscy usiedliśmy w salonie.

Emmett zaczął rozpalać ognisko na tarasie, a Rose szykowała coś w kuchni? Serio, to dopiero było dziwne. Niby co mogła tak przyrządzać. Oniemiałam, gdy poczułam świeży zapach ludzkiej i zwierzęcej krwi. Ok. Panowaliśmy nad sobą, ale żeby od razu kusić los?  Po chwili przyniosła nam na tacy gustowne kielichy z czarnego szkła wypełnione krwią. Najpierw wręczyła dwa z nich Raffaellowi i Lestatowi, którzy byli tak samo zaskoczeni jak ja. Kiedy wszyscy z wampirzego towarzystwa otrzymali krew podała dla Ness i Jackoba czerwone wytrawne wino. Co prawda Reneesmee mogła pić krew, ale...jakoś nie robiła tego w obecności męża, więc nikt nie chciał jej peszyć.

Wzniesiono toast i wszyscy popijając zawartość własnych kieliszków ruszyli na taras, gdzie Emmett wzniecił pożar. Serio. Paliło się nie tylko drzewo, ale i trawa wokół. Na szczęście Ed dostrzegł to znacznie szybciej i już obsypywał ziemią cały obwód wokół ogniska.

Zaczęła grać muzyka i po chwili sama zaczęłam się odprężać.

-A pamiętacie jak byliśmy na biwaku?-zapytał Emmett

-Nie, wolę o tym zapomnieć- od razu wykrzyknęła Rose i wszyscy zaczęli się śmiać.

Za każdym razem podczas biwaku z Emmettem mieliśmy...dodatkowe atrakcje. Tamtego wieczoru nasz kochany Emmett stwierdził, że cudownie będzie potańczyć nago wokół ogniska. Wszystkich wręcz do tego zmusił i jak durni skakaliśmy wokół płomieni. Na koniec okazało się, że...nasze ciuchy wylądowały w palenisku. Tak też po godzinie przyjechała straż leśna i ukrywaliśmy się z gołymi tyłkami po krzakach, a gdy strażnicy zagasili nasze ognisko i odjechali. Rose wyszła z krzaków po telefon i cap. Panowie strażnicy powiedzieli dobry wieczór. Nigdy nie zapomnę wściekłej miny Rose, gdy w pojedynkę musiała kompromitować się przed obcymi gośćmi. Kiedy nadjechał Carlisle z ubraniami straż leśna odjechała, ale Rosalie nie chciała się do nas odezwać przez długi czas.

Ech. To były czasy...

-To może teraz coś zaśpiewamy?-zapytał Carlisle i chwycił gitarę, która jak zwykle stała oparta o ścianę w salonie.

Śmialiśmy się, śpiewaliśmy piosenki i opowiadaliśmy śmieszne historie. Tak oto uczczono zaręczyny moje i Jaspera.

#Od Autorki

Kolejny rozdział

Cieszę się, że wciąż lubicie moje opowiadanie. Niestety zbliża się koniec tej historii. Trochę mi smutno, no ale nie można czegoś ciągnąć wiecznie. Postaram się umilić wam czas w innych opowieściach w stylu twilight 

Dawajcie gwiazdki i komentarze😄😄

Pozdrawiam

Roxi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top