Rozdział Trzeci: On jest coś nie ten tego
Następny dzień dla Maćka okazał się niezwykle inny od pozostałych. Zaczął się pozornie, jakby ukrywając tajemniczość, którą w sobie skrywał. Obudził się trochę przed Piotrkiem, więc od razu zaczął przygotowania do wyjazdu. W końcu nastał poniedziałek, 23 listopada, przez co skoczkowie w końcu mieli chwilę wytchnienia. Maciej jak w swojej kociej rutynie, wszedł do łazienki i parę dobrych minut układał swoje włosy, by wyglądać schludnie i porządnie przed rywalami. Może nie zaskakiwał skokami, ale fryzura to była dziedzina, gdzie był niepokonany.
Wracając, śniadanie rozpoczęło się równie spokojnie jak cały dzień. Skoczkowie usiedli do stolika swojej nacji i rozmawiali radośnie jak zwykle. Niemcy ponownie wygłupiali się we własnym gronie, pewnie śmiejąc się z kolejnego wyczynu Wanka, a Norwedzy z zacięciem dyskutowali jaki kolor pasuje do mieszkania Forfanga, zachowanego w skandynawskim stylu. Przy drugim szwabskim stole jak zwykle Micheal podrywał w dość kiepski sposób Stefana, który z politowaniem patrzył na chłopaka, za to reszta ekipy przeżywała głupawkę, z każdym kolejnym podrywem Hayboecka. Jedynie spokój zachowali Polacy, tak jak ich sąsiedzi Czesi oraz Japończycy, którzy niczym Rosjanie w ciszy i spokoju zażywali radości dobrego śniadania.
Wszystko wydawało się normalne, gdyby nie pewien Słoweniec, który swoim humorem ściągał chmury burzowe. Maciej od razu wiedział, że coś się świeci. Według jego detektywistycznego zmysłu Peter skrywał jakąś tajemnicę, która zagrażałaby ich gwiazdeczce, która od rana rozkojarzona mieszała kawę.
— Czy mi się wydawało czy wczoraj widziałem tego młodego od Prevców? — zapytał Kubacki, będąc już w lepszym nastroju niż wczoraj. Kolejny dzień dawał mu siły, a hasło "Nigdy się nie poddawaj" od rana było jego motywacją.
— Być może, ten no Cene? Nie chwila on miał inaczej. — powiedział Żyła, który teraz próbował przypomnieć sobie imię najmłodszego z braci Petera. — Demon?
Wszyscy nagle przy stole spojrzeli na Piotrka i serdecznie się roześmiali. W końcu przy polskim stole rządził tylko jeden król żartów, którego czasem próbował zdetronizować Kot, jednak teraz najzwyczajniej w świecie mu się nie chciało. Maciej miał przecież poważne podejrzenia, które przez noc próbował dopracować. W końcu musi mieć niezbite dowody na podejrzaną działalność Petera.
— Domen, on ma na imię Domen. — westchnął Kamil. W kocich oczach, wyglądał jakby padł ofiarą podłych intryg Słoweńca. Tylko co mu zrobił? Co się stało, że ich ciągle radosny Stoch, teraz zgasł?
— Coś się stało Kamil? Od początku śniadania jesteś jakiś taki nieobecny. — zauważył Dawid, który w końcu był przyjacielem mistrza Soczi.
Zawsze się wspierali w te najgorsze i lepsze dni, niezależnie od pogody i ich nastrojów. Martwił się, gdy tylko ujrzał ten brzydki grymas na jego twarzy. Za każdym razem, kiedy lądowali razem w pokoju, Kubacki wiedział, że nawet jeśli skoki nie odbędą się po ich myśli, to nie będzie to stracony weekend. Znali się już spory kawał czasu, więc od razu zauważył że jest coś nie tak
— Mam nadzieję, że nie jest to związane z tym Prevcem? — zmierzył go wzrokiem Kot, próbując nie puścić dopiero co stworzoną kanapkę z masłem orzechowym, pożyczonym od Amerykanó
— Maciek coś ty mówisz? A co z naszym fanklubem Procha? Jesteś w końcu jego współwłaścicielem! — zapytał zaskoczony Piotrek, który od rana nie potrafił zrozumieć miny przyjaciela.
— Wczoraj Peter powiedział że mnie kocha... — szepnął cicho Kamil, na co wszyscy przy stoliku zamarli. Spojrzeli w kierunku biednego Stocha, który zaczerwienił się od razu. Przyglądali się jego minie, szukając w niej jakiegokolwiek cienia żartu, jednak takowego nie znaleźli.
To się wtedy przy polskim stole, przeraziło wszystkie inne nacje. Gwar, krzyk to co wydobyło się z płuc potomków Mieszka oszołomiło aż tego Waltera Hofera, który obdarzył ich dziwnym spojrzeniem. Spokojna atmosfera zamieniał się w harmider szczęścia i radości, jednak tylko Maciej siedział grzecznie przy stole. Sam Kamil zarumienił się delikatnie, jednak nie mógł kontrolować wiwatów kolegów.
— Jak cudownie! Kamil! Marzyłeś o tym przecież! — powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Kubacki, klepiąc przyjaciela po ramieniu.
— To nie znaczy, że każdy miał się o tym dowiedzieć, Dawid. — szepnął bezradny Stoch, na co blondyn tylko przewrócił oczami. Gdy podniósł wzrok zobaczył zmieszanego Pero, który nerwowo chciał uciec ze stołówki. Wszystko składało się w logiczną całość, dlatego Kubacki musiał pomóc Kamilkowi.
— O zobacz twój ukochany odchodzi. Idź za nim. — zauważył jego przyjaciel.
★★★
Po drugiej stronie sali Peter ciągle patrzył na swoją małą pociechę, na której rumieńce wyglądały jakby ktoś namalował na jego policzkach różyczki. Wiedział, że ten wie, jednak ta niepewność była nie do wytrzymania. Chciał by ten się zgodził, jednak czy on miał już cokolwiek do powiedzenia? Może się mu naprzykrza? Wszystko mieszało się w głowie Prevca, więc po prostu wstał od stołu. Chciał ponownie znaleźć się w swoim pokoju. Zatopić się w pierzynie, póki jeszcze może. Cieszył się, a zarazem złościł, że przez kolejne kilka dni nie zobaczy Kamila. Denerwował go fakt, że ten będzie trzymał go tak w niewiedzy.
Wychodząc z sali, mocniej wcisnął firmową czapkę. Miał nadzieję, że przez nią nikt go nie rozpozna, jednak to było niemożliwe. Czuł na sobie kilka par oczu, jednak starał się nimi nie przejmować.Dopiero dotyk na jego ramieniu, wybudził go z własnych myśli. Obejrzał się i zobaczył tą piękną twarz, którą od razu chciał wycałowałować.
— Musimy porozmawiać. — rzekł Kamil.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top