Rozdział Ósmy: Chwila uniesienia
— Kamil nie lataj tak! On jeszcze nie przyjechał. — zaśmiał się Kubacki z zachowania przyjaciela.
To co Stoch robił odkąd przyjechali do Kuusamo przechodziło ludzkie pojęcie. Biegał w tą i z powrotem, wyciągał jakieś bluzki i wybierał do nich spodnie, bieliznę, nawet głupie skarpetki. Ze swoich kosmetyków zrobił wystawę jakby sprawdzając, które są najlepsze. Zablokował jedyne gniazdko w pokoju byle jego telefon był naładowany, jakby dzwonił Peter. Dla Dawida był to tak zabawny, a zarazem straszny widok, że po prostu oparł się plecami o ścianę i przyglądał się całemu cyrku, jaki odstawiał Stoch.
— Ale ma być za kilkanaście minut! Przecież nie pokaże mu się w dresie. — jęknął głośno Kamil, przebierając na szybko koszulkę. W tamtym momencie Stoch był na siebie niezwykłe zły, że nie wziął tej większej walizki i bardziej odpowiednich ubrań.
— Toć często cię w nim widział i nigdy ci to jakoś nie przeszkadzało. — zauważył Kubacki, powoli tracąc cierpliwość do swojego przyjaciela.
— Ale wtedy to było inaczej! Dawid i co ja teraz zrobię? Wszystko wymiętolone jakby z psu z gardła wyjęte! — nadal rozpaczał Polak, próbując dopasować czarną koszulkę do jakiś spodni, niestety nie wziął żadnych jeansów, co delikatnie go zdenerwowało.
— Kamil do jasnej cholery! Uspokój się w tym momencie! Petera nawet tu nie ma! — nie wytrzymał Dawid i próbował przywołać do porządku Stocha. Ten jakby wyrwany ze snu spojrzał na niego w szoku i już gotów był coś powiedzieć, jednak w pokoju rozległ się dzwonek telefonu niższego z nich.
— To on! — ucieszył się Kamil, gdy tylko spojrzał na wyświetlacz, a tam widniało zdjęcie Petera, pobrane z Google'a. — Jesteś już? Jak podróż? Rozpakowałeś się już?
Dawid spojrzał na przyjaciela i wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Już dawno nie widział tak zmartwionego Stocha, który rozmawiał z prędkością dwudziestu słów na sekundę.
— Daj mu odpowiedzieć Kamil! — rzucił rozbawiony Kubacki, widząc złą minę Kamila.
— 201? Dobrze będę! — odpowiedział szybko i rozłączył się. Jakby Stoch miał trochę więcej czasu to policzyłby się z Dawidem, za przeszkadzanie w rozmowie, ale teraz miał ważniejsze priorytety.
★★★
— Mówię ci stary, to był świetny koncert! Żałuj że nie widziałeś tych wszystkich dziewczyn na scenie! Peter jak one się ruszały! — odpłynął w chwilową fantazję Jurij, kładąc się plecami na łóżko. Chłopak z uśmiechem przyglądał się bieli sufitu, jak gdyby tam pojawił się ekran, na którym puszczono taśmę z jego pamięci.
Peter natomiast uśmiechnął się delikatnie. Nie chciał zepsuć koledze humoru, więc tym razem postanowił się nawet nie odzywać. Czasem milczenie faktycznie stanowiło więcej niż najszczersze złoto. Zresztą najstarszemu z Prevców to nie przeszkadzało. Pierwszy raz od dawna mógłby słuchać tych zwariowanych historii Tepesa nawet i całą noc. Ostatnie kilka dni napełniło go takim optymizmem, że nikt chyba nie jest w stanie go zasmucić. Nikt poza Kamilem. To przez niego Prevc szczerzył się jak debil do telefonu, to przez niego nie spał, byle tylko móc z nim pisać. To przez tego niewysokiego Polaka, Peter pierwszy raz od dawna się wysypiał. To dzięki niemu świat nabrał barw, a ludzka wędrówka zdawała się mieć jakiś sens.
— A ta blondyna w różowej spódnicy! Gdyby nie pijany Robert byłaby moja. — westchnął zawiedziony. Już Słoweniec otwierał usta, aby trochę ponarzekać na kolegę z drużyny, kiedy to oboje usłyszeli pukanie do drzwi. W porównaniu z Tepesem, Peter dokładnie wiedział kto stoi za drzwiami. Nic więc dziwnego, że podbiegł do nich uradowany i otworzył natychmiast. Jurij jedyne co widział, to jak niesamowity Polak wylądował w ramionach kolegi z drużyny. — W takim razie czas już na mnie! Idę zbesztać za wczoraj pana Kranjca.
Zakochani obejrzeli się tylko za nim, gdy ten wychodził, a potem od razu weszli do środka. Peter jako dobry gospodarz od razu zaproponował, zabrać mu kurtkę, lecz Kamil grzecznie odmówił.
— Chodźmy na spacer, z nieoficjalnych wieści dzisiaj odwołują konkurs, więc mamy wolne. — uśmiechnął się nieśmiało Stoch, chowając dłonie w kieszeniach. Prevc nawet nie myślał, po prostu wziął kurtkę i wyłączył światło.
Kilka minut później dwoje mężczyzn wyszło z hotelu. Wieczór nie należał do tych przyjemnych, ale przy takim zimnie dało się spacerować, w zimowych kurtkach, ale się dało. Fińskie powietrze również nie pomagało, ale ta dwójka była zbyt zdeterminowany, aby wrócić do pokoju. Na zewnątrz krzątało się raptem kilka osób, które i tak raczej kierowały się w stronę hotelu. Na horyzoncie nie widać było też żadnego fotoreporterskiego fleszu. Wszystko wydawało się być na ich korzyść. Nic więc dziwnego, że paręnaście metrów od hotelu, trochę onieśmielony Peter chwycił dłoń Kamila. W tamtym momencie nie liczyły się osiągnięcia, jakby w ogóle się liczyły, nie ważny był kraj, język czy też płeć. Po prostu szli pod gwiazdami, ciesząc się sobą. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Światło latarni ukazywała im drogę wśród śniegu, a nocne niebo dodawało całej sytuacji klimatu.
— Nie mogłem się doczekać naszego spotkania. Dawid ci to potwierdzi. — powiedział Kamil niepewnie. Mimo że znali się bardzo długo, to w obliczu takiej sytuacji oboje czuli pewnego rodzaju zażenowanie. Początek związku to przede wszystkim poznawanie siebie, lecz w dłużej perspektywie to zbiorowisko czystego wstydu i niewinności.
— Ja też, widzisz odkąd tylko wszedłeś do autobusu, bardzo chciałem ci wtedy towarzyszyć. — powoli zaczął Słoweniec, starając się nie powiedzieć jakiegoś głupstwa.
★★★
Kot uważnie przyglądał się podwórzu hotelu, próbując wypatrzeć Stocha. Gdy tylko przyszedł do Forfanga, zobaczył w oknie tego złoczyńcę i Kamila, idących w stronę lasu. Bardzo martwił się o przyjaciela, więc cały czas spoglądał przez okno na dwór. Johann w zupełności to rozumiał, a nawet sam zaczął obawiać się o Stocha. Wraz z Kotem doszli do tego, że "Peter" to naprawdę niebezpieczna postać, a przede wszystkim skora do zabójstwa. Myśleli długo, spędzili wiele czasu na wywiad na temat Słoweńca i teraz byli pewni. Peter jest głównym antagonistą.
— Maciej, myślisz że nasza pułapka jutro zadziała? — zapytał trochę zmartwiony Norweg. Jednak Polak spojrzał na niego chłodnym spojrzeniem. Pokiwał głową twierdząco i nostalgicznie uniósł głowę w stronę okna, kierując wzrok ku gwiazdom.
— Mój drogi przyjacielu, tylko Bóg wie co się jutro zdarzy, my musimy być przygotowani na wszystko. Wszystko, dlatego zadzwoń do najbliższych jeszcze dziś.
W obliczu śmierci, człowiek docenia wartość swojego życia.
Co zrobi Kot w duecie z Forfangiem?
Czy Peter to na prawdę Peter?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top