Rozdział Dziewiąty: Uchybienie

Ranek w fińskiej Ruce pokazał jak bardzo tamtejszy klimat daje się we znaki. Nawet idealnie przygotowana skoczna nie mogła dać rady w związku z szalonymi warunkami pogodowymi. Nic więc dziwnego, że w hotelu obleganym przez większość ekip narciarskich, pojawiły się pogłoski o odwołaniu dzisiejszych zawodów. Chociaż większość zawodników zaczęła coraz częściej brać taki scenariusz pod uwagę, to Maciej nie mógł w to uwierzyć.

Jego idealnie stworzony plan schwytania groźnego Słoweńca, właśnie spalał na penewcę, a ten nie miał żadnej alternatywy. Zgodnie z założeniem, razem z Johannem mieli zaczaić się na skoczka przy wiosce tuż po konkursie. Związać i przesłuchać, a przede wszystkim zawiadomić policję. To właśnie tamtego dnia wynik teodycei miał pokierować się w stronę dobra. Niestety to wszystko mogłoby zawalić się już na pierwszym punkcie, skoro zawody wcale nie musiały się odbyć. Poza całą kwestią Petera, wszelki sprzęt pozostał właśnie w drewnianych domkach, ulokowanych tuż pod skocznią.

Wszystko zmierzało w zupełnie złym kierunku, przynajmniej dla Kota. Jednak sącząc kolejną minutę, zimną już, herbatę, w kocim umyśle powoli wyłaniała się koncepcja ostatecznego wykończenia Petera. Bez wahania wyciągnął z kieszeni telefon, powiadomić o tym Johanna.

★★★

Świat przepełniony miłością często zasłania nam rzeczywistość. Zaślepieni drugim człowiekiem stajemy się niewolnikami uczucia, które sprawia że przestaje się dla nas liczyć wszystko. Znajdując drugą osobę, której serce bije w jednym tempie, nie ma znaczenie materialny i hipokrytyczny świat, wypełniony po brzegi złością i nienawiścią jak kubek z herbatą. Błędy świata widzianego ukrywają się pod postacią jego oczu.

Tak też i Kamil stał się więźniem swojego uczucia. Wolność nie była bytem indywidualności, natomiast wolność tkwiła w jego uśmiechu. Nie było chwili, w której nie miałby w głowie Petera. Jego mowa również przestała mieć znaczenie, skoro ciągle mówił o jednym. Życie Stocha, w jego rozumieniu, uwarunkowane było choćby ruchem wybitnego Słoweńca. Wszystko to skrywane pod płaszczem niezrozumienia siebie, w końcu wyszło na światło dzienne.

Warto zauważyć że dla Polaka ta miłość, pomimo wszystko, należała do tych cięższych, Wyparcie siebie, swojego światopoglądu, a dodatkowo zaburzenie całego swojego życia. Gdyby tylko spojrzał na siebie, a nie ciągle myślał o Peterze, w zupełności mógłby zobaczyć w jakie kłopoty egzystencjalne się wkopał. Bunt przeciw ukochanej wierze, przeciwko wszystkiemu w czym pokładał nadzieję od najmłodszych lat. Ilekroć to za młodu, prosił Boga o dobre życie, dostatek i wspaniałą rodzinę, a teraz? W akcie miłości, zniewolony jej urokiem, pomija boskie zasady. Odsuwa się od rdzennej mentalności, odstawia to co budował przez lata na rzecz tego przystojnego Słoweńca.

Stoch zupełnie nie liczył się z tym, że ta cukierkowa miłość może sprawić mu ból. Nie pomyślał nawet przez chwilę co jeśli ten zerwie z nim, gdy ten za bardzo zaangażuje się w związek? Kubacki z słusznością stwierdził, że ten jest tak ślepy, że nawet nie widzi czubka swojego nosa, a co dopiero konsekwencje tego wyboru. Wielki mistrz nie przemyślał tego co mogłoby się stać, rzucił się w wielką dziurę o nazwie miłość, tak głęboką i okrutną otchłań, która wielu zaprowadziła na złe ścieżki, teraz kieruje nim. A Kamil oddaje jej się cały, ciągle myśląc o cudownych oczach Słoweńca.

★★★

Przez cały trening Norweg myślał jak to będzie. Żadne ćwiczenia, a nawet skoki, co było dość niebezpiecznie zważywszy na "delikatne" roztargnienie, nie zdołały odwiać od niego myśli o szykowanej przez niego i Kota pułapce. Adrenalina pulsowała od samego śniadania, a z każdą kolejną godziną Johann czuł pewnego rodzaju podekscytowanie, tylko może nie zupełnie z powodu zasadzki. Prawdą było, że wkręcił się w ten cały cyrk dla samej frajdy i spędzenia czasu z Maciejem. To ostatnie właśnie sprawiało, że ten nie potrafił się skupić na skokach. Nic więc dziwnego, że jego wyniki z dnia dzisiejszego nie zadowoliły go w pełni. Nawet teraz stojąc pod domkiem reprezentacji, myślał o nieprzeniknionym spojrzeniu bruneta, a nie o tym, że zaraz odbędą, pomimo wielu spekulacji, zawody.

- Przestań molestować go w myślach. - zagaił Daniel, który właśnie wrócił z serii treningowej. Widząc swojego kolegę, zupełnie nie w tym świecie, postanowił chociaż trochę pomóc trenerowi i rzucić go ze szczęśliwej chmurki zwanej zauroczeniem. - To niesmaczne, szczególnie że widzisz go prawie co tydzień.

- Nie molestuję go! - od razu zaprzeczył zaskoczony Norweg. Zwrócił się do przyjaciela z kadry i posłał mu na wpół zmartwione spojrzenie. Musiał trochę zamaskować nakrycie go o fantazjowaniu z Polakiem w roli głównej. - Po prostu nie wierzę, że Peter w rzeczywistości mógłby dopuścić się takich strasznych czynów. W sensie nie Peter, ale rozumiesz.

Tande od razu uniósł swoje idealne brwi do góry. Na jego twarz wślizgnął się delikatny uśmiech, widząc zakłopotanie na twarzy bruneta. Widoczne było to, że ten starał się zmieniać temat, zresztą zdecydowanie do jednych z najprostszych rzeczy należała identyfikacja prawdomówności Forfanga. Ten zupełnie nie potrafił kłamać, więc teraz blondyn widział to jak na dłoni.

- Rozumiem, rozumiem, ale ten Peter o którym mówisz zbliża się tutaj do ciebie z południowego wschodu! - zaśmiał się Daniel i bez żadnego czekania na jego odpowiedź wszedł do środka, na krótką rozmowę z trenerem.

Johann rozejrzał się dookoła. Rzeczywiście ktoś od strony ulicy się zbliżał, jednak to nie był zdecydowanie Peter. Już z oddali zdołał dostrzec sylwetkę Macieja. Ten natomiast wyraźnie zmierzał do niego, na co Johann od razu się spiął. Odgarnął na szybko wiecznie nieułożone włosy i strzepał jakiś niewidoczny paproch z kurtki.

- Johann podsłuchałem rozmowę Hofera po skoku Klimka. - powiedział, bez żadnego dzień dobry, Kot. Nawet nie zwrócił uwagi na rozmówcę, a z zainteresowaniem przyglądał się najdalej położonego domku. Istotnie zauważył coś, a raczej kogoś, przez co nie mógł odwrócić głowy. - Mają odwołać zawody, więc to nasza jedyna szansa. Peter jest teraz w środku, niestety wewnątrz jest też Domen, ale ten zaraz ma pojechać na wyciąg.

- No dobrze. - odpowiedział od razu, odrywając się od ściany. Bez namysłu spojrzał w stronę domku, czując jak poziom jego adrenaliny zupełnie wzrósł. - Narzędzia są z tyłu chaty.

★★★

- Mama mówiła, że specjalnie przyjechali do babci, aby i ona obejrzała dzisiejszy konkurs. Pewnie znowu ojciec dyskutował z dziadkiem o polityce. - zaśmiał się młodszy Prevc, ubierając do końca kombinezon. Peter tylko spojrzał na niego z niedowierzaniem, kiwając głową z uśmiechem.

- To miło z ich strony, ale co tydzień nie muszą robić z tego jakiegoś wydarzenia na miarę gali wręczenia Oskarów. - westchnął Peter, rozglądając się w pomieszczeniu za swoim kaskiem. Jak na złość ten musiał akurat teraz się gdzieś zawieruszyć.

- Niecodziennie ich syn odnosi takie sukcesy w Pucharze Świata. To będzie twój sezon, braciszku. Oczywiście zaraz po mnie. - wyszczerzył swoje bialutkie zęby Domen, na co starszy tylko prychnął.

- Chciałbyś dzieciaku! Idź już stąd, bo jak się spóźnisz na belkę to na pewno wygrasz ze mną w kwalifikacji generalnej. - rzucił brunet, który wciąż poszukiwał swojego kasku.

Zaraz miał wychodzić, a ochraniacza na głowę jak nie było tak nie ma. Skupiony na poszukiwaniu zguby, nawet nie się nie obejrzał kiedy został sam w chacie. W tamtej chwili priorytetem w zupełności stało się odnalezienie zguby, a nie pożeganie jakże pewnego siebie braciszka. Tak też nie obejrzał się, gdy usłyszał jak ktoś ponownie wszedł do środka. Z myślą że jest to Domen, Peter nawet nie odwrócił głowy.

- Młody zapomniałeś czegoś? - zapytał się, nachylając się za kanapę, a gdy tam również nie znalazł kasku wyprostował się i odwrócił w kierunku drzwi. Dopiero wtedy odkrył, że osoba w pomieszczeniu to nie Domen, a Kot, a zaraz za nim Johann. Nie minęła chwila jak ci rzucili się na niego, a ten nawet nie był w stanie się obronić. Dwóch na jednego? Prevc zupełnie nie rozumiał zaistniałej sytuacji, nawet nie podejrzewał że chodzi o to przeklęte śledztwo.

Lecz nie dane mu było myślenie, gdyż poczuł jak jeden z nich przysuwa mu coś pod nos. Nim się obejrzał, a jego powieki zaczęły mu tak ciążyć, że je zamknął. To co się stało po otworzeniu ich, zupełnie nie należało do normalnych.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top