Rozdział dziesiąty: Ból, jednak nie egzystencjalny

- To co panowie? Partyjka pokera z piwkiem? - uśmiechnął się Piotrek, pakując resztę rzeczy do plecaka. Cały skład, poza Maćkiem, zebrany w jednym miejscu spojrzał na niego. Na każdej twarzy było widać lekki cień ulgi po odwołaniu zawodów. Najbardziej cieszyli się ci, którym zupełnie nie poszło na treningu i fińskie powietrze nie za bardzo pozwalało na adaptację z obiektem. Nie ma co ukrywać w kalendarzu skoczków jest niesamowicie mało miejsca na wolne wieczory, więc taka okazja mogłaby się tak szybko nie powtórzyć. W szczególności ta propozycja Piotrka, która ku zdziwieniu całemu sztabu, nie spotkała się z dezaprobatą trenera.

- Jeśli stawiasz to czemu nie. - zaśmiał się Kubacki, zapinając kurtkę. Niestety nie tylko warunki pogodowe dawały się we znaki. Jak na Finlandię temperatura była zupełnie niemiłosierna, więc nawet zawsze ciepła kurtka, teraz nie wystarczała skoczkom. Zresztą nie tylko to im doskwierało.

Tęsknota za domem była wpisana w ten zawód. Zaczynając treningi wiedzieli jak zakończy się praca dla kadry. Co prawda przynosi to chwałę, czasem dość spore pieniądze, ale to również rezygnacja z normalnego, rodzinnego życia. Poza rodziną, tutaj liczyła się również sytuacja sercowa. Wielu z nich niesamowicie pragnęło, aby właśnie ten wolny wieczór spędzić ze swoimi połówkami, jednak nie wszyscy mieli tyle szczęścia co Kamil. Jako jedyny nie mógł na to narzekać, w końcu jego partner był w pobliżu. No właśnie nie do końca.

Od momentu oficjalnego obwieszczenia, że konkurs nie zostanie rozegrany, Kamil nigdzie nie mógł dopatrzeć się Petera. Dwie godziny, odległość mniejsza niż tysiąc metrów, a jakby lata świetlne dzieliły ich ciała. Żadnego znaku, telefonu, SMS's, nie mówiąc już o migającej w tłumie głowy chłopaka. Po prostu przepadł niczym kropla w morzu, zjednoczył się z powietrzem i wyparował. To nie należało do zwyczajów Słoweńca, szczególnie że nawet jego bracia czy koledzy z kadry nie widzieli nic. Jedynie Domen widział brata w domku kadry, ale jak wrócił to ten zniknął. Gdzieś w głębi duszy Stoch zaczął się niepokoić o ukochanego.

★★★

Skronie Petera pulsowały tak bardzo, że Słoweniec nie potrafił skupić wzrok na żadnym punkcie wokół. Powieki same zamykały się, unikając mocy białego, niesamowicie intensywnego światła, nadchodzącego z naprzeciwka. Czuł jak w kącikach oczu kumulują mu się łzy, chociaż nie odczuwał smutku. Nie był w stanie nic czuć. Rozkojarzenie i dezorientacja przyćmiły rytm jego serca i nawet nie dopuściły do władzy innych emocji. Można rzecz, że mężczyzna w tamtym momencie był tylko i wyłącznie workiem na kości z delikatną duszą ludzką, zduszoną przez niewyobrażalny ból. Cierpienie zyskiwało przewagę tak mocną, że Peter nie odczuwał związanych rąk i nóg.

- Odpowiadaj! - usłyszał czyiś ostry głos. Z początku zupełnie nie potrafił go rozpoznać, więc zmrużył mocniej oczy, starając się dopatrzeć postaci, z której wydobywał się rozkaz. - My wiemy, że nie jesteś tym, za którego wszyscy cię mają! Odpowiadaj lepiej, bo nie skończy się to dla ciebie dobrze.

Zmoczone łzami oczy bruneta otwarły się z wręcz bólem zabijanej łani kerynejskiej. Zupełnie jak łania strachliwie odwraca głowę, starając się uciec przed smugą światła i poważnym tonem. Z każdą sekundą, oczy Peter przyzwyczajały się do jaskrawych barwy, lecz i to nie obyło się bez bólu. Poza cierpieniem, nie wiedział nic. Skąd, dlaczego, po co i jak tu się dostał. Nie domyślał się kto i w jakim celu przyprowadził go tu.

- Słucham? - powiedział słabym głosem z domieszką chrypy. Słowa ciężko przechodziły przez gardło Prevca, w szczególności przy nasilającym się bólu głowy. W pamięci utkwiła mała dziurka, przez Peter skupił się na dopełnieniem ją wspomnieniami, jednak w jego aktualnym stanie, było to wręcz niemożliwe.

- Maciej uspokój się, widzisz że ledwo widzi na oczy. Odstaw tą głupią lampę i zapal światło. Będzie i tak musiał z nami porozmawiać. - w pomieszczeniu rozległ się drugi, o wiele przyjemniejszy głos o znacznie łagodniejszej barwie niż ten pierwszy.

Prevc z wielkim trudem przysłuchiwał się rozmowie. Dopiero wspomnienie imienia Maciej oraz delikatny zarys postaci, stojących w pomieszczeniu, naprowadziło chłopaka na pewien trop. Gdy tylko usłyszał imię, skojarzył je z Kotem, na co dodatkowo wskazywał polski akcent. Niestety przy drugiej personie trochę się wahał. Zupełnie nie potrafił przypomnieć sobie czy taki głos ma Johann, Tande czy jakiś inny norweg. Jedyne co zidentyfikował to właśnie coś skandynawskiego w głosie. A może to któryś z Finów?

Nagle słyszalne były kroki, bardzo pewny chód, przez co dźwięk podeszwy usłyszał nawet ledwo żywy Peter. Szybki pstryk i całe pomieszczenie zalśniło. Wtedy to Słoweniec mógł zobaczyć istotę sytuacji w jakiej się znalazł oraz swoich oprawców. Sam widok starego, dość sporego kantorka, pokrytego w stu procentach kurzem, trochę zniesmaczył skoczka, a co dopiero zapach jaki się tam unosił. W tamtym momencie Peter nie chciał już ani czuć, ani widzieć. Mimo wszystko ujrzał dwie bardzo dobrze znane mu sylwetki. Kot i Forfang patrzyli na niego dość podejrzliwie, a ten pierwszy nawet zabijał go wzorkiem.

- Mów oszukańcu! Co i dlaczego chciałeś zrobić krzywdę Kamilowi? - zaczął jak rasowy prokurator Kot. W jego oczach nie odbijała się żadna empatia, a Peter wywnioskował po jego wyrazie twarzy, że zachowuje się jak ci źli, amerykańscy agenci.

- Co? Maciej coś ty do cholery wymyślił! Miałbym zrobić krzywdę swojemu... Poczekaj.. Co ja tu do cholery jasnej robię?! - zdenerwował się Prevc, do którego wszystko powoli wracało. Jak przez mgłę pamiętał ostatnie przygotowania do konkursu. Pomimo bólu starał się wstać, ale wtedy dopiero zrozumiał, że jest przywiązany do krzesła.

Jaka nauka z tego rozdziału?
Światłość boli ludzkie oczy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top