Rozdział Siódmy: Interwał zbrodni

Ktoś to jeszcze czyta? Jeśli tak dajcie gwiazdeczkę dla detektywa Kota :<


Pobudka o czwartej spowodowała, że cała polska reprezentacja w skokach narciarskich ledwo patrzył na oczy. Wszyscy wyglądali na totalnie wyssanych z życiowej energii, a zmęczenie malowało się na ich twarzach wyraźnie. Ten weekend na pewno nie zapisał się jako dobry dla Polaków, gdzie tylko Kamil zdobył kilka punktów do klasyfikacji generalnej. Tak fatalny początek trochę podciął skrzydła prawie całej ekipie, co było widoczne, gdy tylko ci pakowali się do auta.

Kamil jak reszta drużyny już pakował się do środka, kiedy jego wzrok zabłądził w stronę Słoweńskich skoczków. Z nadzieją przyglądał się im, szukając tego jednego, który skradł mu serce. Tepeš, Lanišek i młodszy Prevc nie byli tymi, których Stoch by oczekiwał. Chociaż ostatnie nazwisko byłoby już strzałem w dziesiątkę jakby to tylko był Peter, a nie Domen. Nagle krótkie zatrzymanie akcji serca, gdy tylko z hotelu wyszedł on. Polak stanął jak słup i patrzył w kierunku mężczyzny, który na początku go nie zauważył. Dopiero po chwili starszy z braci Prevc spojrzał na mistrza olimpijskiego uśmiechając się szeroko.

— Oj Kamil przestań się do niego ślinić! To dziecinne! — zaśmiał się Kubacki, który stał się świadkiem całej sytuacji. W duszy śmiał się ze szczeniackiego zachowania przyjaciela, jednak zupełnie je rozumiał. Kamil się po prostu zakochał.

Stoch jednak ciągle patrzył w stronę Słoweńca. Odwzajemnił uśmiech i gotów był już krzyknąć "Do zobaczenia w Kuusamo", lecz zniecierpliwiony już Kubacki zaczął pchać go do wejścia auta. Pchany Kamil od razu zabrał rzeczy i zajął miejsce przy oknie.

— On coś knuje. Razem z Johannem myślimy że nastąpi to w sobotę, podczas zawodów. Opracowaliśmy szczegółowy plan i musicie nam pomóc go dorwać, póki on nie dorwie Kamila czy Domena. — oznajmił całemu towarzystwu Kot, zawzięcie obserwując Petera przez okno samochodu.

— W sensie Peter Junior jest zagrożony? Dlaczego to? — zapytał zdziwiony Piotr, który do tej pory siedział cicho przy dziwnych rozmyślaniach przyjaciela.

— Podsłuchaliśmy rozmowę "Petera" z jakimś mafijnym bossem. Mówił że bardzo chciał go zabić, ale ktoś po drugiej stronie chyba ostudził ten zapał, lecz nie wiadomo czy działa z tą mafią czy też nie. — odpowiedział szczerze Maciej, wzdychając ciężko. Na kocich barkach zbyt wiele teraz spoczywało by pozwolić sobie na przerwę. Teraz musi być jeszcze bardziej ostrożniejszy niż przedtem.

— Maciek to niedorzeczne co ty robisz! Peter jest zupełnie normalny i nie ma żadnych kontaktów z mafią. Do tego nie ma zamiaru nikogo zabijać. — nie wytrzymał Stoch, stając w obronie swojego ukochanego. Przez tą wypowiedź, wszystkie oczy w samochodzie spoczęły na Kamilu, jakby dopiero teraz zauważyły jego obecność.

— Jesteś zaślepiony tą miłością do tego bandyty! Omamił cię ! nie myślisz racjonalnie! Tak naprawdę nie znasz go, bo podszywa się pod twojego Peterka! — odpowiedział chłodno Kot.

— Oczywiście! To ty go nie znasz w takim razie! Przecież wiesz że jest zamknięty w sobie i nieufny, a to nie czyni go bandytą na skalę światową Maciej! — dalej stawiał na swoim Kamil, dla którego cała ta postawa Maćka i te przedziwne śledztwo to jakaś wielka głupota.

— Ja wiem swoje, dobrze? Tylko przy tobie udaje, bo chce żebyś mu zaufał! W najlepszym dla niego momencie cię porwie i będziesz robił za męską, rosyjską dziwkę. — prychnął młodszy, na co reszta polskiej załogi zastygła w bezruchu. Ta dyskusja wcale nie wkraczała na dobre tory, wręcz przeciwnie.

— Słucham?! — ciągle nie dowierzał Kamil w to co powiedział jego kolega.

— Przestańcie oboje! To bez sensu! Zamiast kłócić się o Petera, moglibyście przeanalizować wasze skoki, bo nie były idealne. — uciął rozmowę, lekko zdenerwowany trener. Potem już nikt nie śmiał wrócić do tego tematu.

★★★

Treningi w Zakopanem zazwyczaj wyglądały tak samo. Długa rozgrzewka, siłownia i ćwiczenia czysto skoczkowe. Oczywiście na końcu krótka narada z trenerem i długo oczekiwany odpoczynek. Tak też zapowiadało się w ten jakże deszczowy czwartek. Po ostatniej porażce Polskiej drużyny wszyscy byli jeszcze bardziej zmotywowani do działania na fińskiej Ruce, pomimo tamtejszych warunków pogodowych.

Stoch był tym bardziej zmotywowany, bo już w sobotę miał się spotkać z Peterem, za którym zdążył już zatęsknić. Kto by powiedział, że początek sezonu może tak zmienić człowieka? Jednak nie wszyscy tak bardzo cieszyli się na weekend jak Kamil. Kot od poniedziałku chodził ponury i poważny, co było czymś niecodziennym. Zawsze w towarzystwie kolegów i przede wszystkim Piotrka, stawał się duszą towarzystwa wesołą i pogodną, teraz natomiast wolał trzymać się z boku. Wszyscy martwili się o Maćka, jednak to Kot martwił się bardziej.

Odkąd wrócili z Niemiec ciągle pisał z Johannem w sprawie ich śledztwa, ale nie tylko. Wymienili się światopoglądem na różne tematy oraz odkryli, że przepadają za tym samym rodzajem muzyki. Pożartowali sobie ze swojej pracy, a nawet wysyłali sobie memy, jednak ciągle tematem głównym był Peter i jego niecne sprawki. Oboje musieli specjalnie jeździć po sklepach, kupując wszystko do ich planu. Musieli uratować Kamila i Domena przed tym bandytą.

Właśnie mijała kolejna godzina treningu, a cała polska kadra jak na rozkaz padła wspólnie na najbliższe ławki. Butelki pełne wody, po chwili straciły całkowicie swoją zawartość, a na parkiecie zostały puste, zmiażdżone pozostałości po owych butelkach. Innymi słowy, wszyscy byli zupełnie zmęczeni

— Umieram! — oznajmił całemu światu Murańka, padając twarzą na podłogę. Kubacki spojrzał tylko kątem oka na rodaka, ale później położył się na chłodnej ziemi. Jedynie Stoch siedział i z uśmiechem patrzył na swój telefon. To natomiast zobaczył Piotrek, który nie mógł tego zostawić bez komentarza.

— Peter nie ma treningu, że tak ciągle ci coś pisze? Poćwiczyłby chłop ostatnio był drugi. — zaśmiał się Żyła, na co Kubacki się uśmiechnął.

— Właśnie skończył, zresztą nie piszemy ze sobą tak często. — przewrócił oczami Stoch, odkładając telefon na bok. Ukradkiem spojrzał jeszcze na niego czy przypadkiem w momencie odłożenia go, Prevc nie odpisał, ale wyświetlacz nic nie pokazał.

— Nie wcale! Ciągle widzimy cię z telefonem, uzależnisz się nam gwiazdeczko! — dodał Piotrek, zakładając na głowę czapkę, tym samym maskując pot zebrany we włosach.

— Oj ty też ciągle piszesz do Justyny. — próbował bronić się Kamil.

— Ale on ma dzieci, a to różnica. — westchnął Klemens.

★★★

— "Dałem ci kamień z wielkim "LOVE"|! No bo kwiaty szybko schną! — śpiewali głośno Kubacki wraz z Żyłą, na co trener śmiał się pod nosem. Droga do Kuusamo, a raczej na lot do Ruki wyglądała właśnie w ten sposób. Kruczek był w szoku jak to jego zawodnicy mają jeszcze tyle siły, ale coś od życia im się należy, więc nie protestował.

— "Jedyne co ci mogłem dać to kamień z napisem "Love"" — dokończył sam Łukasz Kruczek, na co Ziobro i Zniszczoł serdecznie się roześmiali.

Reszta drużyny jakoś nie zważała na to co działo się w ich mini busie. Kamil ponownie był zajęty konwersacją z Peterem, a Murańka próbował odespać ostatnie noce. Jedynie Kot patrzył w szybie jakby był w jakimś nostalgicznym teledysku. W rzeczywistości zbierał myśli przed jutrem. Ten dzień zapowiadał się strasznie emocjonujący, przez co Maciej musiał pozbierać wszystkie informacje w głowie jeszcze raz. Co prawda miał wszystko czego potrzebował, ale jeszcze raz przejrzał w głowie listę potrzebnych rzeczy. Wszystko musiało pójść zgodnie z planem. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top