Rozdział 2

- Ile jeszcze? - ciemnowłosa dziewczyna westchnęła, opierając się o drzwi do kajuty jej lokaja. 

- Zaraz dopłyniemy do Anglii, ale czeka nas jeszcze droga do Londynu - odpowiedział białowłosy, nie podnosząc wzroku znad czytanej książki. 

- Jesteś najgorszym lokajem na świecie. 

- Czekam tylko na twoją duszę, ale jak na złość nie chcesz umrzeć przed dopełnieniem kontraktu. 

- Pomożesz mi znaleźć moich rodziców, wtedy oddam ci duszę. A na razie masz mi usługiwać - na słowa dziewczyny, jasnowłosy tylko machnął ręką. Ta warknęła pod nosem, odwracając się napięcie i wychodząc. Weszła do swojej kajuty, od razu kładąc się na łóżku. Przymknęła oczy, po chwili zasypiając.

Obudziła się w powozie. Podniosła się z siedzenia, próbując rozczesać włosy palcami. Popatrzyła w jasne oczy swojego lokaja.

- Przeniosłeś mnie - bardziej stwierdziła niż zapytała.

- To moja praca, lady - mruknął cicho, wpatrzony w krajobraz.

- Gdzie jesteśmy?

- Zaraz będziemy pod rezydencją hrabi Phantomhive - dziewczyna pokiwała głową.

- Nie jesteś zmęczony podróżą, Harry? Źle wyglądasz - stwierdziła, patrząc na demona.

- Odpocznę jak będziemy na miejscu. Moim zadaniem jest ochrona panienki. Nie mogę spać.

- Na statku miałeś inne zdanie - mruknęła cicho. Jasnowłosy zaśmiał się.

- Taki już urok demonów, moja pani. Jesteśmy nieprzewidywalni.
Marcjanna przytaknęła z uśmiechem, odwracając się w stronę okna. Westchnęła cicho, poprawiając włosy. 

- Ciekawe, jak bardzo Ciel się zmienił od naszego ostatniego spotkania - mruknęła, przekrzywiając głowę. - Pamiętam go jako trzyletniego, małego chłopca.

- Pewnie wydoroślał i zmężniał. W końcu musiał przejąć całą fabrykę i tytuł Psa Królowej po śmierci rodziców. W tym roku skończył 15 lat, prawda?

- Tak, jest tylko o dwa lata młodszy ode mnie. Jedyne co mnie powstrzymywało od wcześniejszego przyjazdu do Anglii był fakt, że nie mogłam zostawić rodzinnego majątku i tytułu Kota Królowej - westchnęła, patrząc w stronę starszego. Ten tylko pokiwał głową, spoglądając na mijający krajobraz.

 - Chyba dojeżdżamy na miejsce - na słowa mężczyzny, dziewczyna przygładziła ręką włosy i sukienkę, żeby wyglądać chociaż trochę dostojnie. 

Zatrzymali się chwilę później. Lokaj otworzył drzwi, wychodząc pierwszy. Podał młodszej rękę, pomagając jej wysiąść. Wziął wszystkie bagaże, kładąc je na ziemi. Z budynku wybiegły trzy osoby. Marc nie zwracała szczególnej uwagi na, prawdopodobnie, służbę. Wszyscy ukłonili się i przywitali. Niski chłopak, w stroju ogrodnika, wziął większą część bagażu i ruszył do środka.

- Panicz Ciel czeka w jadalni. Zaprowadzę państwa - pokojówka ukłoniła się i wskazała ręką na drzwi prowadzące do wnętrza budynku. 

Marc ruszyła pierwsza, za nią Harry z resztą walizek i na końcu pokojówka. Ta ostatnia wbiegła po schodkach, na ostatnim prawie się wywalając. Nim upadła, białowłosy złapał ją i postawił do pionu.

- Proszę uważać, panienko... - uśmiechnął się do dziewczyny, niemo prosząc o jej imię. 

- Jestem Mey-Rin - odpowiedziała zarumieniona dziewczyna.

- Harry Curtis - chwycił dłoń pokojówki, całując jej wierzch. Marc wywróciła oczami na tę scenę, poprawiając ciemne włosy. 

- Możemy już iść? - zapytała głośno, by oboje usłyszeli jej głos. Sama otworzyła drzwi i weszła do środka, rozglądając się. 

- Jadalnia jest w tę stronę - Mey-Rin wskazała na drzwi po lewej stronie holu. 

Dama ruszyła w ich kierunku. Otworzyły się przed nią, na co odskoczyła spłoszona, uczepiając się ramienia lokaja. W drzwiach stał wysoki mężczyzna, ubrany w frak. Odsunęła się lekko od Harry'ego, widząc, że to tylko kamerdyner i spojrzała na niego przepraszająco. 

- Panicz Ciel już na panienkę czeka - skłonił się nisko. Ciemnowłosa ruszyła przed siebie, zatrzymując się w pół kroku. 

- Harry, idziemy - powiedziała cicho, widząc, że ten nie ruszył się z miejsca i sama poszła dalej.
Na końcu długiego stołu siedział młody chłopak z przepaską na jednym oku. Marc uśmiechnęła się na jego widok. Wstał, zauważając dziewczynę. Ujął jej dłoń, całując wierzch. 

- Ciel Phantomhive - przedstawił się, prostując. 

- Marcjanna Norrington, a to mój lokaj - wskazała na blondyna ręką. - Harry Curtis.  

- Zasiądźmy do stołu - ciemnowłosa uśmiechnęła się do panicza, siadając przy stole. 

Lokaj Phantomhive postawił przed nimi danie i stanął za krzesłem panicza.

- Sebastianie, możesz oprowadzić lokaja panienki Norrington po rezydencji? - zapytał Ciel, nie spuszczając wzroku z lokaja Norringtonów. 

- Tak, mój panie - ciemnowłosy mężczyzna ukłonił się i ruszył w kierunku drzwi. Curtis spojrzał na Marcjanne, niemo pytając o pozwolenie na oddalenie się. 

- Idź, tylko się nie zabijcie - mruknęła cicho, chwytając za widelec. Zaczęła jeść, zachwycając się smakiem. Oczywiście nie było tak dobre jak w rezydencji Norrington w Francji, ale niewiele brakowało. Ani ona, ani hrabia nie zamienili ze sobą słowa przez cały posiłek. Gdy odłożyli sztućce, Ciel odezwał się.

- Umie panienka grać w szachy? 

- Obrażasz mnie, hrabio, myśląc, że nie - prychnęła niczym obrażona kotka, wstając. 

- Więc zapraszam za mną - wskazał ręką na drzwi. - Gdy Sebastian wróci zrobi nam herbatę - powiedział, zanim otworzył drzwi i przepuścił ciemnowłosą przodem.

 Zasiedli na fotelach, zabierając się do gry. W końcu po godzinie picia herbaty i grania, w końcu wygrał Ciel. 

- Miałeś jakieś wiadomości od Jej Królewskiej Mości, hrabio? - spytała, gdy siedzieli, zajadając się deserem. 

- Oprócz tej o twoim przyjeździe, to nie, panienko.

- Jesteśmy w podobnym wieku, prawda? Przestańmy się tytułować, to denerwujące - westchnęła. - Co w fabryce? Jak jeszcze mieszkałam w Anglii, fabryka Funtom była znana na cały świat.

- Interes idzie świetnie, jeśli o to chodzi. Słyszałem ostatnio, że twoja rodzina zaczęła produkować zabawki dla dzieci.

- Tak, fabryka Norton* cieszy się ogromną popularność we Francji.

Gadali jeszcze trochę o biznesie, po czym Marcjanna poczuła zmęczenie, więc oznajmiła, że pójdzie się położyć. Pożegnała się z hrabią i jego lokajem, ruszając w stronę drzwi. Curtis zaprowadził ją do łazienki i zostawił ją samą, by wzięła kąpiel, którą wcześniej przygotował. Zawołała Harry'ego, który przyszedł z ręcznikiem i jej koszulą nocną. Gdy była już gotowa do snu, zaprowadził ją do jej pokoju. Kiedy już się położyła, przykrył ją kołdrą i usiadł obok niej. Po chwili koło ciemnowłosej dziewczyny leżał biały kot, którego głaskała ręką. 

- Stęskniłam się za tobą w tej formie, nekoshitsuji** - mruknęła, po pewnym czasie, zapadając w sen.

___________________________

*Norton - Nor(ring)ton, fabryka rodziny Marcjanny

**nekoshitsuji (jap.) - koci lokaj

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top