𖦹 Dzień 8: Zielony zeszyt

Witam, witam! Przygotujcie się na odrobinę dłuższą lekturę, niż do tej pory :)

⊱ ────── {.⋅ ❆ ⋅.} ───── ⊰

Kate powoli weszła po schodach na piętro. Uważała, by się nie poślizgnąć i nie spaść, w końcu miała już swoje lata. Co prawda znała swój pensjonat jak własną kieszeń, ale ostrożności nigdy za wiele.

Przebyła korytarz i skierowała się do ostatniego pokoju, który musiała dzisiaj posprzątać dla następnych gości. To był pokój tej dziennikarki, Olivii. Przyjechała do Tunstead dwa miesiące temu, przysięgając rozwiązać tajemnicze sprawy zaginięć z ostatniego czasu, ale zniknęła bez śladu i do dziś jej nie odnaleziono. Biedna dziewczyna. Ale, zdaniem Kate, dość wścibska. Cały czas węszyła i nic dobrego z tego nie wynikło.

Kate otworzyła stare, skrzypiące drzwi i zaczęła ścierać kurze z biurka i małej komody, które, oprócz łóżka, były jedynym wyposażeniem pokoju.

Swoim starym zwyczajem, starsza kobieta pootwierała po kolei wszystkie szuflady w komodzie i w biurku, aby upewnić się, że nic nie zostało pominięte przy pakowaniu.

Kiedy otworzyła drugą szufladę w biurku, zobaczyła dwa zielone zeszyty, ponumerowane od jeden do dwa. Wyjęła je z szuflady, chcąc sprawdzić, do kogo należą i komu powinna je zwrócić. Wtedy dostrzegła kilka plam na pierwszym zeszycie. Były ciemne, dość rdzawe. Kate przyglądała się im przez chwilę, a gdy dotarło do niej, na co patrzy, rzuciła zeszyty z powrotem do szuflady i uciekła z pokoju z niepodobną sobie żwawością.

⋆。˚❆˚ 。⋆

Taylor podniosła głowę i ściągnęła przeciwsłoneczne okulary z oczu. Zawiesiła je na dekolcie bluzki i przeczesała dłonią płowe, zwichrzone włosy. Wyjęła czarną torbę z bagażnika czerwonego Audi A2, zamknęła samochód i wkroczyła do pensjonatu.

Podeszła do recepcji, błysnęła odznaką policyjną i spytała:

- Mogę porozmawiać z Kate Butler?

Flegmatyczny staruszek powoli podniósł głowę i otaksował ją spojrzeniem. Skrzywił się, ale trudno było stwierdzić, czy spowodowała to jej czerwona szminka, dość spory dekolt czy całokształt jej osoby.

- A pani to?

Taylor ponownie podniosła odznakę dość zirytowanym ruchem.

- Komisarz Taylor Barnes - odparła nieco chełpliwym tonem, nie omieszkując wspomnieć swojego stopnia, na który niedawno awansowała, i dzięki któremu mogła w ogóle dostać tę sprawę, gdy jej oddział przejął śledztwo.

Staruszek powoli wstał zza biurka.

- Proszę poczekać - powiedział i wyszedł.

Taylor trochę pokręciła się po recepcji. Potem obejrzała widok za oknem, ale popękana asfaltowa ulica i parterowe domki nie przykuły jej uwagi.

Grała już trzeci level w CandyCrush, gdy staruszek wrócił.

- Gabinet pani Butler jest na pierwszym piętrze po lewej. Znajdzie pani.

Taylor mruknęła coś na kształt podziękowania i podekscytowana ruszyła po schodach. Była to jedna z jej ciekawszych spraw i nie mogła się doczekać pierwszego przesłuchania.

Zapukała energicznie do drzwi. Usłyszała „proszę" i wkroczyła do środka. Zastała Kate ścierającą kurze z półek.

- Dzień dobry, może mi pani poświęcić kilka minut?

Kate spojrzała na nią.

- Przykro mi, ale musi pani poczekać, mam spotkanie z komisarzem.

- Obawiam się, że zaszło nieporozumienie. To ja jestem komisarzem - sprostowała Taylor. - Nazywam się Taylor Barnes i prowadzę tę sprawę - dodała z dumą.

- Och. Cóż, w takim razie proszę usiąść - zreflektowała się szybko Kate. - Herbaty?

Taylor odmówiła i zajęła miejsce naprzeciwko Kate, która zasiadła za biurkiem.

- Obawiam się, że niewiele mogę pani pomóc - stwierdziła Kate.

Taylor zignorowała ten komentarz, wyjęła dyktafon i po uzyskaniu zgody na nagrywanie, włączyła go.

- Proszę mi dokładnie opowiedzieć, jak zeszyty trafiły w pani ręce.

- Cóż... sprzątałam pokój po tej dziennikarce, Olivii... tej, która zaginęła.

Olivia Fox. 23 lata. Zaginiona od pięciu dni.

- Tak, właśnie to staram się wyjaśnić.

- A więc... - Kate się zamyśliła. - Najpierw pościerałam kurze, a później pootwierałam po kolei wszystkie szuflady...

- W jakim celu? - spytała Taylor.

- Zawsze tak robię. Upewniam się, że nic po gościach nie zostało.

No i tym razem zostało. Dwa zielone zeszyty upaćkane krwią, pomyślała Taylor.

- Gdzie dokładnie leżały zeszyty?

- W drugiej szufladzie biurka od góry - uściśliła Kate.

- Dotykała ich pani?

- Wyjęłam je z szuflady, o tak, obiema rękami - udała, że wyciąga coś z wyimaginowanej szuflady.

- Najprawdopodobniej uszkodziła pani odciski palców - stwierdziła kąśliwie Taylor.

- Od razu, gdy dostrzegłam krew, puściłam je i zadzwoniłam - dodała starsza pani obronnie.

- Tyle dobrze - mruknęła Taylor, po czym dodała głośniej: - Cóż, myślę, że to wszystko - wyłączyła dyktafon i schowała go do torby. Pochyliła się nieco do przodu. - Czy ma pani jeszcze jakieś wolne pokoje? Obawiam się, że w Tunstead nie ma innych pensjonatów.

Bo to zapyziała stara dziura, dodała w myślach. Zapowiada się całkiem niezły tydzień.

⋆。˚❆˚ 。⋆

Taylor usadowiła się na łóżku w pensjonacie i poprawiła poduszkę pod plecami. Założyła rękawiczki i wyjęła z torebki dowodowej zielony zeszyt. Przewróciła pierwszą stronę i zaczęła czytać.

⋆。˚❆˚ 。⋆

10 sierpnia

Nazywam się Olivia Fox. Mam 28 lat. Dzisiaj przyjechałam do Tunstead.

Dobra, darujmy sobie ten poważny ton.

Jestem Olivia i prowadzę śledztwo w sprawie tajemniczych zaginięć w miasteczku.

Zaginęły dwie osoby - Amber Porter i Jennifer Anderson. Amber prowadziła salon kosmetyczny, Jennifer była nauczycielką polskiego. Amber była farbowaną blondynką, Jennifer naturalną szatynką. Pozornie nic ich nie łączyło. Nie miały żadnych cech wspólnych, nie spotykały się, nie mieszkały na tej samej ulicy. Ale w liceum były najlepszymi przyjaciółkami.

11 sierpnia

Dzisiaj miało miejsce dziwne zdarzenie. Umówiłam się z rodzicami Amber na rozmowę, ale miałam jeszcze godzinkę czasu, więc poszłam na spacer do pobliskiego lasu. Kiedy wracałam i przechodziłam obok rozłożystego dębu przy tabliczce „Nie palić ognisk!", nagle poczułam silny ból głowy, a przed oczami zobaczyłam coś bardzo dziwnego. Nie do końca to teraz pamiętam, było to dość niewyraźne. Wyglądało mi to na wiszące ciało, tyłem do mnie. Nagle wizja się urwała i dostałam krwotoku z nosa. Poczułam się tak źle, że musiałam odwołać spotkanie. Zaznaczyłam to miejsce na mapie, coś z nim jest nie tak.

13 sierpnia

Dziś w końcu poczułam się lepiej i poszłam porozmawiać z rodzicami Amber. Dostałam od nich zdjęcie z zakończenia trzeciej klasy. Amber i Jennifer siedzą na pierwszym planie, z dwiema innymi dziewczynami, jak klasowe gwiazdy. Jedna z nich to Alice Pearce, która zginęła w noc studniówki. Muszę sobie odświeżyć sprawę jej śmierci, to może mieć związek z moim śledztwem..

Oczywiście ja też jestem na tym zdjęciu. W końcu chodziłam z nimi do klasy. Stoję po przeciwnej stronie, z boku. Ależ miałam wtedy głupią fryzurę.

14 sierpnia

Dzisiaj poszłam obejrzeć to miejsce w lesie, gdzie dostałam tego dziwnego ataku. Przy tabliczce z napisem „Nie palić ognisk". Zaczęłam obchodzić dąb dookoła i nagle zamarłam. Na gałęzi, na grubym sznurze wisiało nagie ciało kobiety, częściowo już rozłożone, bo lato jest naprawdę upalne. To jednak wcale nie było najgorsze. Gdy wiatr odwrócił zwłoki w moją stronę, zobaczyłam zakrwawiony napis na brzuchu: „Raz i Dwa... teraz Ja". Nie, jednak nie to było najgorsze. Najgorsze, że znałam tę kobietę...

⋆。˚❆˚ 。⋆

Taylor odłożyła zeszyt, bo poczuła się nieswojo. Nie ze względu na zwłoki, bo czytała o nich ze wszystkimi szczegółami w policyjnych raportach, ale ze względu na wspomnianą w pamiętniku fotografię z zakończenia trzeciej klasy. Znała te cztery dziewczyny i doskonale wiedziała, że to ona siedzi na środku razem z nimi, obejmując Amber. Próbowała zapomnieć o tym etapie swojego życia, ale najwyraźniej nie było jej to pisane.

⋆。˚❆˚ 。⋆

Eric podał Taylor kubek z kawą i siorbnął trochę swojej, po czym wsypał do niej cztery łyżeczki cukru.

- I jak tam w rodzinnym mieście, Barnes? - spytał, podnosząc na nią wzrok, i usiadł na kanapie w swoim mieszkaniu obok posterunku.

- A tam, stare śmieci. Gdyby nie śledztwo, nigdy bym tam nie pojechała i dobrze o tym wiesz, Willis - odparła z przekąsem Taylor i usiadła na kanapie obok niego. Eric Willis był jej najlepszym przyjacielem od czasów szkoły policyjnej. Był również totalnie w niej zauroczony, odkąd ją skończyli.

- I chciało ci się tu wracać taki kawał? Przecież to trzy godziny drogi w jedną stronę.

- Muszę przejrzeć te akta. Przyniosłeś je?

- Tak, jasne - podniósł opasłą beżową teczkę i podał ją Taylor. - Tylko nie oblej ich kawą, Barnes.

- Och, błagam cię, odpuść mi już tamtą sprawę. Mówiłam ci milion razy, że to był przypadek - Taylor nie zamierzała odkładać kawy. Oparła teczkę o kolana. - Alice znaleźli powieszoną, prawda?

Eric wyglądał, jakby chciał jeszcze zaprotestować, ale tylko otworzył i zamknął usta, jak ryba.

- Tak - odpowiedział w końcu. - Wisiała na drzewie w pobliskim lesie. Była prawie całkowicie naga, a na piersi miała...

Taylor przestała go słuchać. Otworzyła teczkę i jej oczom ukazało się wręcz zbyt wyraźne zdjęcie trupa z posiniałą twarzą. Ani trochę nie przypominał jej przyjaciółki z liceum. Na brzuchu miał zakrwawione słowa: „Pierwszy Raz nastał czas".

- To okropne - powiedziała Taylor. - Kto mógł zrobić coś takiego? - spytała, ale zanim Eric zdążył cokolwiek odpowiedzieć, obróciła stronę i krzyknęła oburzona: - Dlaczego tu jest wpisane samobójstwo? Czemu nie morderstwo? Przecież to musiało być morderstwo.

- Nie, Taylor. To, co tu widzisz, Alice zrobiła sobie sama.

Taylor się zamyśliła. Wpatrywała się w słowo „samobójstwo" tak intensywnie, jakby mogło zniknąć pod jej wzrokiem. Nie zarejestrowała, że Eric poprawił okulary i przeszedł w tryb zawodowego patologa.

- Znalezione ślady dowodzą, że bezpośrednią przyczyną śmierci było powieszenie. Ale nie znaleziono wokół żadnych śladów innych osób. A wierz mi, policjanci przeczesali cały teren wokół tego dębu kilkukrotnie. Alice nie miała żadnej obcej tkanki pod paznokciami, żadnych śladów przemocy.

- To skąd w takim razie wziął się ten napis na jej brzuchu?

- Tego nie udało się ustalić.

- To co... sugerujesz, że zrobiła ten napis... własnymi palcami? - wypaliła z kpiną w głosie.

- Nie mam pojęcia - odparł beznamiętnie.

- Zauważyłeś powiązanie między Alice i tymi zaginięciami?

- Szczerze? Oprócz napisu na ciele Amber, nic. Nie sądzę, żeby został wykonany palcami. I nadal nie odnaleźliśmy Jennifer.

- Wszystkie te dziewczyny chodziły do jednego liceum. Trzy z nich się nawet przyjaźniły - powiedziała Taylor. Ja też byłam w ich paczce, dodała w myślach. - Jennifer, Amber i Alice.

- Nie chodziłaś czasem do tego liceum, Taylor? - spytał Eric.

- Chodziłam - potwierdziła, ale szybko zmieniła temat. Nie chciała drążyć w swojej przeszłości, jeżeli nie było to absolutnie konieczne.

Pogawędzili jeszcze przez chwilę, dopili kawę i Taylor zebrała się do wyjścia. Kiedy wsiadła do swojego Audi i Eric nie mógł jej już zobaczyć przez okno mieszkania, oparła głowę na zagłówku fotela i westchnęła głęboko. Miała tego śledztwa coraz bardziej dosyć, a czuła, że dopiero się rozkręcało.

Odpaliła samochód i ruszyła z powrotem do Tunstead. Gdy w końcu dotarła do pensjonatu, weszła do pokoju, wzięła zielony zeszyt i wróciła do czytania. Nagle poczuła, że ktoś na nią patrzy. Spojrzała w stronę okna, lecz nic nie zobaczyła. Machnęła na to ręką i otworzyła zeszyt, ale to wrażenie nie chciało zniknąć, mimo że za oknem nikogo nie było.

⋆。˚❆˚ 。⋆

16 sierpnia

Porozmawiałam wczoraj z rodzicami Jennifer, ale nie powiedzieli mi praktycznie nic oprócz tego, co już wiedziałam.

Ale dostałam od nich jedną ważną rzecz. Notatnik, który pozostawiła po sobie Alice, a który po jej śmierci posiadła Jennifer. Jest naprawdę dziwny. Nie wiem, o co mogło jej chodzić. Pozwoliłam sobie przepisać parę fragmentów.

„To coś cały czas na mnie patrzy, zsyła sny i wizje. Już nie mogę, nie mogę. Zabierzcie mnie stąd. Muszę stąd uciec. Daleko, daleko stąd."

„Cały czas się odwracam i nic za mną nie ma, ale to jest. Ja wiem. Nie widzę, ale wiem. Czuję to w sercu, przecież nie mam już serca."

„Gdybym tylko mogła cofnąć czas. Nie dopuściłabym, żebyśmy to zrobiły. Chcę wierzyć, że coś bym zmieniła, ale byłam młoda głupia i wszystko potoczyłoby się pewnie tak samo."

Niestety ponad połowa notatnika została zalana i nie da się z niej nic rozczytać.

⋆。˚❆˚ 。⋆

Taylor drgnęła, gdy przychodząca wiadomość przerwała ciszę panującą w pensjonacie. Chwyciła telefon w ręce i przeczytała esemesa.

Willis: Nie zgadniesz, co.
Willis: Po prostu padniesz.
Taylor: Zaskocz mnie.
Willis: Przyszły wyniki badań krwi znalezionej na zeszytach.
Taylor: OMG, dawaj.
Willis: Naukowo czy po ludzku?
Taylor: PO LUDZKU, WILLIS.
Willis: Dobra, już dobra. Krew należy do Olivii.
Taylor: Czyli co, Olivia poplamiła zeszyt swoją krwią i zniknęła? Po co?
Willis: To nie musiała być Olivia.
Taylor: Czyli sugerujesz, że ktoś inny poplamił jej zeszyty jej własną krwią i ją porwał?
Taylor: Ta sprawa to jeden wielki miszmasz.
Willis: Co ty nie powiesz.
Taylor: Tak czy siak, dzięki. Wracam do tych zeszytów.
Willis: Jesteś o wiele milsza przez esemesy, wiesz o tym, Barnes?
Taylor: SPADAJ NA DRZEWO, WILLIS.
*Taylor jest offline*

Taylor odłożyła komórkę i zapatrzyła się w sufit. Po chwili otrząsnęła się z rozmyślań i powróciła do zeszytu, chociaż początkowo nie potrafiła się skupić.

⋆。˚❆˚ 。⋆

16 sierpnia

O Boże, to mnie widzi. Starałam się trzymać ten notatnik porządnie, ale... nie mogę. O Jezu, nie mogę nic zrobić bez tego spojrzenia na plecach.

Miałam drugą wizję, tym razem we śnie. Znowu widziałam to ciało, w tym samym miejscu, co wcześniej, ale teraz wiatr je odwrócił, tak jak wtedy Amber i cholera cholera CHOLERA! To było ciało Jennifer! Z jakimś napisem na piersi... Boję się tego czegoś.

⋆。˚❆˚ 。⋆

Przychodząca wiadomość znowu przerwała Taylor czytanie. Nie mogła powiedzieć, że była z tego niezadowolona, w końcu fragment, który czytała, nie był najprzyjemniejszy, ale i tak nie chciało jej się odbierać wiadomości. Jednak każdy następny esemes wrzynał się w jej mózg irytującą melodyjką i w końcu poderwała telefon do góry i włączyła ekran.

Willis: Taylor.
Willis: Taylor, podnieś telefon.
Willis: Taylor, proszę.
Willis: BARNES
Taylor: Już, już, jestem. Co tym razem?
Willis: Zwłoki. Znaleźli zwłoki Jennifer. Wiozą je do nas.
Taylor: O Boże. Gdzie ją znaleziono?
Willis: Wisiała w lesie, w tym miejscu, które Olivia zaznaczyła na mapie w notatniku.
Taylor: Jak wygląda?
Willis: Mniej więcej tak, jak pozostałe, ale miała inny napis na piersi.
Taylor: Co tym razem?
Willis: „Raz, dwa, trzy, teraz T"
Taylor: Chyba „TY"?
Willis: Nie, samo „T". Więcej nic nie wiem, muszę ją najpierw obejrzeć.
Willis: Przyjadę z raportem po sekcji, to pogadamy.
*Willis jest offline*

Wstrząśnięta Taylor ciężko położyła telefon na łóżku, tak jakby ktoś nagle odciął wszystkie sznurki trzymające jej rękę i mięśnie po prostu przestały działać. Jak to możliwe, żeby Olivia dwukrotnie przewidziała czyjąś śmierć? I to z taką dokładnością co do szczegółów?

⋆。˚❆˚ 。⋆

17 sierpnia

Tego jest po prostu za dużo.

To nie ma sensu. Jednocześnie czuję, że nie ma sensu i że to po prostu okrutne, banalnie okrutne..

Nie wiem, co myśleć.

Jak one mogły coś takiego zrobić?

To jest po prostu głupie, nie ma żadnego usprawiedliwienia.

Nie wiem, co myślę.

Trochę się boję. Co jeśli ona dowie się, że ja wiem? Spróbuje mnie uciszyć?

Mam dosyć.

Muszę się przejść.

⋆。˚❆˚ 。⋆

Taylor przewróciła ostatnią stronę drugiego dziennika Olivii. To był koniec. Więcej zeszytów nie znaleziono. Taylor poczuła się zmęczona, tak bardzo zmęczona. Przejechała rękami po twarzy i nagle poczuła ból.

Miała wrażenie, jakby ktoś rozrywał każdą komórkę jej ciała na pół i jeszcze na pół, darł ją na strzępy jak kartkę.

Zobaczyła przed oczami ciało, martwe ciało z płową grzywą włosów.

Nie musiała nawet widzieć twarzy, od razu rozpoznała siebie.

Krzyknęła.

- Halo? Wszystko w porządku? - jak przez mgłę usłyszała głos właścicielki pensjonatu.

Boże, jak to boli. Niech ona przestanie mówić, błagam, pomyślała.

Z wysiłkiem otworzyła oczy. Pościel była we krwi, która leciała z jej nosa. Taylor wstała i zachwiała się. Chodzenie bolało. Otworzyła drzwi, a stojąca w progu Kate cofnęła się o krok.

- Och... potrzebuje pani pomocy?

- Co? Nie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku - odparła Taylor i zamknęła drzwi. Osunęła się po nich plecami i usiadła na podłodze. Ból zniknął jak ręką odjął, ale mimo to czuła się słaba, słaba i bezradna. W dodatku znowu miała to nieodparte wrażenie, że ktoś na nią patrzy...

⋆。˚❆˚ 。⋆

Eric wszedł do pensjonatu.

- Przepraszam, czy pani Taylor Barnes jest u siebie?

Recepcjonista podniósł na niego wzrok.

- Nie wiem.

- A da się to jakoś sprawdzić? - przyjechał z raportem z sekcji, ale Taylor spóźniała się już dziesięć minut na umówione spotkanie.

- Wychodziła - Kate wkroczyła do recepcji z mopem w dłoni. - Chyba szła do lasu, na spacer, czy coś. Ale wyglądała jakoś tak... blado? Niemrawo.

- Wychodziła? - zdziwił się Eric. - Przecież... nieważne, dziękuję.

Wyszedł z budynku i skierował się w stronę lasu, obejmującego Tunstead z prawej strony.

Ruszył powoli główną ścieżką, mając pewność, że prędzej czy później trafi na Taylor, która i tak pewnie zignorowałaby jego telefon, gdyby zadzwonił.

Minął tabliczkę z napisem „Nie palić ognisk!" i chciał iść dalej, gdy nagle usłyszał dziwny szept z boku.

- Nie... proszę... przestań...

Wydawało mu się, że słyszy Taylor, ale uznał to za niemożliwe. Ona nigdy o nic nie prosiła. Mimo wszystko ruszył w tamtą stronę, by sprawdzić źródło tajemniczych odgłosów.

Obszedł spory dąb i jego oczom ukazała się jego przyjaciółka, usiłująca wdrapać się na drzewo. Nadal mamrotała.

- Przestań... proszę... nie...

- Taylor? Co ty robisz? - Eric już chciał się zaśmiać, ale uśmiech zamarł mu na ustach, gdy dostrzegł pętlę zawieszoną na gałęzi, do której sięgała dłoń Taylor.

- Taylor? Przestań! - ruszył w jej stronę szybkim krokiem. Puścił akta i złapał ją w talii. Chciał ściągnąć ją z drzewa, ale ona zdążyła przełożyć pętlę przez głowę i nadal jęczała.

- Przestań! Proszę...

- Taylor! Ściągnij tę pętlę! - Taylor opierała się teraz tylko na nim i wiedział, że jeśli ją puści, będzie to oznaczało jej koniec.

- Przepraszam! Proszę, przestań! Przepraszam! - Taylor wydawała się krzyczeć do kogoś, kogo Eric nie widział. Co gorsza, zaczęła się szarpać.

- Taylor! Przestań! - Eric czuł już ból w rękach, a gwałtowne ruchy Taylor sprawiały, że nie potrafił jej utrzymać. - Taylor, zabijesz się!

- Przepraszam! - Po jej twarzy pociekły łzy i na chwilę przestała wierzgać nogami - Przepraszam! Byłam głupia! Nie chciałam, ja... myślałyśmy, że żartujesz! - machnęła nogą, trafiając Erica w kolano. Noga mu się ugięła.

- Taylor! Przestań! - krzyknął. Jego ręce zaczęły drżeć. Zacisnął zęby i wyprostował nogę. - Taylor, zrobisz sobie krzywdę!

Taylor pozostawała głucha na jego wołania i nadal przepraszała osobę, której Eric nie widział. Znowu machnęła nogą i trafiła go w to samo kolano. Eric krzyknął.

- Taylor!

Wtedy poczuł, że coś na niego wpada, zobaczył to coś przed oczami i poleciał do tyłu. Usłyszał trzask i nie wiedział, czy to trzasnęło jego kolano, czy kark Taylor.

⋆。˚❆˚ 。⋆

Eric wszedł do kawiarni, lekko kuśtykając. Przy stoliku w zabudowanym boksie czekała już na niego Olivia.

Wymienili uprzejmości, złożyli zamówienia i Eric zadał pytanie, które najbardziej go dręczyło.

- Jak udało ci się to rozgryźć? - miał dużo czasu na myślenie, gdy leżał na szpitalnym łóżku ze złamanym kolanem.

- Notatnik Alice - Olivia wyjęła z torby zielony zeszyt, łudząco podobny do tych należących do niej. - Zapisywała w nim wszystko - Olivia na chwilę się zawahała, ale stwierdziła, że Eric przypuszczalnie i tak o tym już wie. - Taylor mówiła ci o tym chłopaku, który powiesił się w ich liceum?

- Tak - przyznał Eric. - Słyszałem o tej sprawie.

- Całe miasteczko tym żyło. Powiesił się w lesie, pod tabliczką „Nie palić ognisk!" - odparła i Eric się wzdrygnął. Znał to miejsce aż za dobrze. - Taka przynajmniej była oficjalna wersja. Ale słuchaj tego: Amber, Jennifer, Taylor i Alice tworzyły paczkę. Wiesz, najfajniejsze dziewczyny w szkole. Wszyscy im zazdrościli, wszyscy chcieli się z nimi przyjaźnić. No i zdarzało im się zabawić kosztem tych, którzy w ich mniemaniu byli od nich gorsi.

Eric przełknął ślinę. Wydarzenia niedawnej nocy wracały do niego, a wszystko powoli nabierało zupełnie innego sensu.

- Nazywał się Samuel - ciągnęła Olivia. - Dziewczyny podpuściły go, by udał, że się wiesza. Chyba chciały kogoś wystraszyć, nie wiem. W każdym razie, wiesz, jacy są chłopcy. Dla ładnych dziewczyn zgodzą się na wszystko. Powiedziały mu, że ma zacisnąć pętlę na swoim gardle. Oczywiście z całą teatralną otoczką, charczeniem, krztuszeniem się i gadką o tym, że chce się zabić - przerwała na chwilę i wzięła głęboki wdech. - Samuel zaczął charczeć i się krztusić, ale one były przekonane, że się wygłupia. Odsunęły się od niego i się z niego śmiały. A potem stamtąd uciekły. Ale on zacisnął pętlę zbyt mocno. Nie umiał się uwolnić i się udusił.

Eric zacisnął wargi.

- Przepraszam! - po jej twarzy pociekły łzy i na chwilę przestała wierzgać nogami. - Przepraszam! Byłam głupia! Nie chciałam, ja... myślałyśmy, że żartujesz!

- Ale to przecież niemożliwe, żeby cztery dziewczyny kolejno wpadały w samobójczą manię i chciały się zabić w taki sam sposób, jak ten chłopak, przez powieszenie - stwierdził powoli w zamyśleniu. - Może... może ten chłopak wrócił jako duch, czy coś?

- Możliwe. Mam wrażenie, że pokazywał mi, kto zginie... Zobaczyłam Jennifer, a potem okazało się, że znaleziono jej ciało... dopuszczałabym możliwość jakiegoś przywidzenia czy halucynacji... ale szczegółów było za dużo, bym mogła to wszystko przewidzieć.

Kelnerka przyniosła im kawy, więc rozmowa na chwilę się urwała. Kiedy odeszła, Eric powiedział do Olivii konspiracyjnym szeptem:

- Ta szpitalna kawa jest naprawdę okropna. Trzeba dosypać do niej przynajmniej cztery łyżeczki cukru, żeby dało się ją wypić.

- Dzięki, ale chyba wolę bez - odparła z uśmiechem Olivia.

Przez chwilę wpatrywali się w swoje parujące kubki.

- Gdzie byłaś przez cały ten czas? - to była druga kwestia, która go nurtowała.

- Zatrzymałam się w domku mojego dziadka, w górach - odpowiedziała Olivia. - Zawsze tam się zaszywam, gdy chcę się odciąć od świata. Do działki jest podłączona tylko woda, resztę trzeba sobie zorganizować lub upolować - zaśmiała się. - Po prostu potrzebowałam zniknąć na jakiś czas.

- Nie wiedziałaś, że policja cię szuka?
Pokręciła głową.

- Na działce nie ma internetu. Ani zasięgu. Kompletne odcięcie od wszystkiego - wyjaśniła.

Znowu zapadła cisza.

- Gdyby któraś z nich teraz tu była, ukarałbyś ją? - spytała Olivia.

Oboje wiedzieli, o kim mowa.

- Chyba... nie - odparł po chwili wahania Eric. Jak na zawołanie ból w kolanie się wzmógł, a mężczyzna z krzywą miną zaczął szukać leków w torbie. - To, co zrobiły, było głupie i nieodpowiedzialne i nie ma absolutnie żadnego wytłumaczenia. Ale czuję... że one już zostały w pewnym sensie ukarane. Tam, przy tym drzewie. Widziałem, jak przeżywała to Taylor. Widziałem jej łzy, słyszałem jak desperacko przeprasza - na wspomnienie tamtych wydarzeń jego oczy zrobiły się wilgotne. - Ona nigdy nie przeprasza. Nikogo.

Wtedy drzwi szpitalnej kawiarni się otworzyły. Taylor zbliżyła się do ich stolika.

- Mogę się dosiąść? - spytała.
Wyglądała naprawdę źle.

- Taylor? - Olivia otrząsnęła się ze zdziwienia. - Powinnaś tu być?

- Nie - dziewczyna uśmiechnęła się słabo. Jej głos był trochę chrapliwy. - Miałam odpoczywać, ale chciałam wam coś powiedzieć.

To przykuło uwagę dwójki siedzącej przy stole.

- Ja... wtedy... - Taylor nie wiedziała, jakich użyć słów. Chrząknęła, by zebrać myśli. - To, co zrobiłyśmy wtedy... to było nieodpowiedzialne. Nie powinnyśmy tak go podpuszczać. Ja... wtedy chyba nie do końca rozumiałam, jak bardzo wszyscy są gotowi nas słuchać i robić wszystko, co im każemy - wyjęła wodę ze swojej torby i napiła się. - On naprawdę... on naprawdę to zrobił. Wydaje mi się, że powinnam... przeprosić za to, co się stało. Tylko nie wiem, kogo mam przeprosić, bo on przecież już nie żyje.

Olivia chwyciła pokrzepiająco jej dłoń.

- Może jego duch ci odpuścił, bo zobaczył, że zrozumiałaś naukę, dostałaś karę i teraz będziesz lepsza? Bo jak inaczej wyjaśnić to, że jeszcze żyjesz? Wisiałaś na drzewie z pętlą na szyi, która jakimś cudem ci się zsunęła i spadłaś na ziemię. To jest fizycznie niemożliwe, bo przecież szyja jest węższa od głowy i nic nie ma prawa się zsunąć.

Eric wiele by dał, by wymyślić coś równie mądrego, ale kiedy Taylor spojrzała na niego jednocześnie smutno i wyczekująco, zdobył się tylko na to, by ująć jej dłoń i kiwnąć głową.

- Dziękuję. To... to wiele dla mnie znaczy - wykrztusiła Taylor. Albo Eric miał już przewidzenia od tego nieznośnego bólu w kolanie, albo dziewczyna płakała. - Zrobię, co mogę... by być lepszą.

⊱ ────── {.⋅ ❆ ⋅.} ───── ⊰

Praca autorstwa trickyl0ve.
Do jutra!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top