Rozdział 8
Zaznaczam kółeczkiem opcję „D”. Wydaje się najbardziej prawdopodobna ze wszystkich podanych odpowiedzi.
Sprawdzian, który znajduje się przede mną jest naprawdę trudny. Jakby tego było mało, przez wczorajsze wydarzenia zapomniałam o nim, kompletnie się na niego nie ucząc. Próbowałam coś ściągnąć, albo użyć ukradkiem kalkulatora, ale matematyczka- pani Bronten- przygląda się uważnie wszystkim uczniom. Kobieta to bardzo miła i sympatyczna osoba, a lekcje z nią są naprawdę przyjemne. Jednak, jeśli chodzi o sprawdziany nauczycielka zawsze czujnie wszystko obserwuje, mrużąc przebiegle oczy.
,,To jest ostatnie"- myślę z radością i zaczynam czytać treść ostatniego zadania. W momencie kiedy przykładam długopis do kartki w kratkę dzwoni dzwonek. Zaciskam zęby zdenerwowana.
– No, już– mówi kobieta próbując przekrzyczeć gwar dobiegający z korytarza.– Znacie, przecież zasady. Odkładacie długopisy i przynosicie mi kartki.
Każdy najwolniej jak może wstaje od swojego biurka. Gdyby to była zwykła lekcja, pewnie wybieglibyśmy z niej tak radośnie i szybko jak inni, ale ten sprawdzian jest naprawdę ważny. Od niego zależy do jakiej grupy się dostaniemy. Wszyscy uczniowie, których uczy Pani Bronten we wrześniu dzielą się między sobą po tym egzaminie. Im lepsza ocena tym lepsze osoby, z którymi pracujesz, a co za tym idzie- lepsze wyniki w nauce.
– Oh, pospieszcie się– wzdycha zniecierpliwiona kobieta, poprawiając okulary, które zjechały jej na czubek nosa.– Nie mamy całego dnia.
Wszyscy oddają kartki nauczycielce, odchodząc od niej ze spuszczoną głową, tak jakby już byli pewni, że dostaną słabe oceny.
Wychodząc z klasy, wzdycham głośno i przecieram oczy ze zmęczenia. Niemal od razu obok mnie pojawia się John wraz z Jackie, która trzyma kurczowo jego ramię. Brunet przygląda mi się, marszcząc przy tym brwi.
– Wszystko w porządku?– pyta podejrzanie.– Wyglądasz jakoś dziwnie.
– Gdybyś pisał sprawdzian z matematyki, na który się nie uczyłeś to też byś tak wyglądał– mruczę pod nosem zmęczonym głosem.
Wczoraj umówiliśmy się z chłopakiem, że będzie nam towarzył na przerwach w dzisiejszym dniu. Nigdy nie wiadomo, czy dziwna postać nie powróci. John bardzo polubił moją przyjaciółkę. Pomaga jej od samego rana, odprowadzając pod wszystkie klasy, a także na każdej przerwie z nią rozmawia. Jest przy tym taki pogodny. W ogóle nie zachowuje się jak inni ludzie, którzy po zauważeniu oczu Jackie zaczynają się stresować. Każdemu z nich trzęsie się głos, a czasem nawet dłonie. Starannie unikają słowa ,,widzieć", ,,zauważyć" czy ,,spojrzeć". Jednak kiedy już przez przypadek ich użyją natychmiast zmieniają temat, nie kończąc swojej historii.
Chłopak natomiast zachowuje się przy dziewczynie bardzo naturalnie. Moja przyjaciółka także czuje się dobrze w jego towarzystwie; słucha w skupieniu wszystkiego co ma do powiedzenia, często się uśmiecha oraz bardzo wciąga się w rozmowę.
John w odpowiedzi na mój komentarz zaczyna się śmiać. W końcu wszyscy udajemy się w stronę stołówki, aby zjeść lunch.
Gdy siedzimy już z jedzeniem przy stoliku zapada nagła cisza. Każdy z nas skupia się na swoim posiłku. Co jakiś czas słychać uderzenia sztućców o talerze.
Jedzenie w Saint Martin High School jest naprawdę smaczne i różnorodne. Codziennie możemy liczyć na jakieś eksperymenty kulinarne, które najczęściej są naprawdę udane. Za to uczniowie ceniący sobie tradycyjne posiłki zawsze mogą liczyć na świeże bułki z różnymi dodatkami; w poniedziałki, środy i czwartki możliwe jest zjedzenie sałatki owocowej, a w pozostałe dni zwykłej mieszanki warzyw. Nic więc dziwnego, że każdy skupia się na swoim posiłku i szybko zjada co ma na talerzu.
Po kilku chwilach, słyszę jak ktoś odkłada widelec z głośniejszym, niż wcześniej uderzeniem. Automatycznie podnoszę głową zaciekawiona. John siedzi z zaciśniętymi pięściami opartymi o stół i przygląda mi się ze złością.
– O co ci chodzi?– pytam z pretensją w głosie, marszcząc brwi, jednak chłopak mi nie odpowiada.
Zamiast tego siedzi nieruchomo dalej na mnie patrząc. Mrużę powieki nieco zdezorientowana zachowaniem bruneta. W końcu nic takiego mu nie zrobiłam.
– Zachowują się, jak gdyby nigdy nic– mówi przez zaciśnięte zęby.
Zaciekawiona odwracam się i poszukuję wzrokiem, kogoś o kim mógłby mówić John. Właśnie w tym momencie zauważam Grace i Anthony'ego. Śmieją się z jakiegoś żartu kolegi siedzącego obok nich. Ich spojrzenie pełne jest autentycznej radości.
Marszczę brwi, nie wiedząc co zrobić. Jak to jest możliwe, żeby pozbierać się tak szybko po próbie morderstwa? Czuję jak na moje policzki wkrada się delikatny rumieniec zdenerwowania.
– To chore– podsumowuję ze spokojnym głosem, odwracając się ponownie w stronę naszego stolika.
– O kim mówicie?– pyta Jackie, przechylając lekko głowę.
– Grace i Thonym– odpowiada John, niemal wypluwając te słowa z nienawiścią.
Blondynka kiwa powoli głową, jak gdyby nad czym się zastanawiała. Po kilku sekundach potrząsa nią nieznacznie i kończy jeść swój lunch. Przyglądam się jej zachowaniu spod zmrużonych powiek.
– Jackie?– Dziewczyna unosi głowę, jednak spojrzenie blondynki nadal pozostaje szare i nieruchome.– Czy coś się stało?
Zaskoczona tym pytaniem rozchyla lekko usta, jakby w zamyśleniu.
– Nie...– mówi niepewnie.– Choć może jednak tak. Muszę wam o czymś powiedzieć.
John natychmiast przenosi wzrok z roześmianej dwójki na Jackie. Jego spojrzenie łagodnieje, a dłonie i napięte mięśnie szczęki się rozluźniają. Poprawia swoje ciemne loki, które wpadły mu do oczu.
– Widzicie– zaczyna niepewnie– miałam wczoraj sen. Był bardzo dziwny i nie mam pojęcia czemu, ale...
W tym momencie przerywa jej głośny trzask drzwi, które odgradzają stołówkę od korytarza. Spojrzenie każdego ucznia i kilku nauczycieli, siedzących przy jednym ze stolików spoczywa na nowoprzybyłej dziewczynie. Ma długie prawie białe włosy, zaplecione w nieco niedbały warkocz. Jej rozbiegany wzrok nie zatrzymuje się na niczym na dłużej niż sekundę. Policzki uczennicy są lekko zaróżowione, a ciemne, niespokojne oczy niemal szkliste.
– Pomocy!– krzyczy prawie na ostatnim oddechu.– On zwariował... Mój Thomas zwariował...
W tym momencie wybucha głośnym niekontrolowanym płaczem. Jakaś brunetka podbiega do niej, obejmuje ramieniem i próbuje uspokoić, szepcząc coś do niej. Każdy spogląda na dziewczynę z lekkim strachem, jak również zdziwieniem. Kilku chłopców z młodszych klas zaczyna się śmiać z jasnowłosej. Na sali rozbrzmiewa cichy szum rozmów. Słychać tylko ciągłe pytania i domysły. Oczywiście, największe plotkary szkoły już wymyślają jakieś niestworzone historie na temat tego, co też mogło się wydarzyć. Natomiast nauczyciele spoglądają na białowłosą z lekkim znudzeniem. Wynika z tego, że nie jest to pierwsze wystąpienie dziewczyny, które prawdopodobnie nie jest prawdziwe.
Mimo to, widząc to wszystko, zakrywam usta dłonią ze zdenerwowania. Jednak w tej samej sekundzie zaczynam odczuwać ból- taki sam jak poprzedniego dnia. Moje palce natychmiast naciskają na skronie. Nagły ucisk staje się tak mocny, że z moich ust wydobywa się krótki jęk, a chwilę potem wszystkie inne dźwięki jakby przestają istnieć. Kompletna cisza zaczyna panować w moim umyśle. Ciemność powoli spowija cały widok.
Mija tak kilka sekund, a wtedy zaczynam widzieć jakąś twarz. To chłopak o niebieskich, roztrzepanych włosach i tego samego koloru oczach. Jego rysy twarzy są bardzo podobne do dziewczyny, która przed chwilą wzywała pomocy.
Thomas Wiley
Natychmiast otwieram oczy przerażona. W tym samym momencie zauważam jak Jackie zaciska palce na krawędzi stołu. Jej policzki stają się czerwone, a niewielki nosek porusza się coraz szybciej przy każdym kolejnym oddechu. Powoli kładę moją rękę na zimnej dłoni dziewczyny. Blondynka nieco się rozluźnia, po chwili oblizuje ze zdenerwowania spierzchnięte wargi. Kieruje rękę w stronę swojego kubka z wodą, ale źle wymierza odległość i przewraca go. Na stole tworzy się mokra plama. Jej dłonie i usta zaczynają drżeć.
– Wszystko w porządku?– pyta John spoglądając niepewnie na Jackie,a po chwili również na mnie.
Obie kiwamy głową, lecz nie mija nawet sekunda, a każda z nas, jak na zawołanie, wydaje z siebie ciche stęknięcie. Przez moją głowę przebijają się miliony malutkich kawałków szkła. Nagle, nie wiedząc czemu, kieruję rękę w stronę tatuażu przyjaciółki, a jej dłoń ląduje na moim malunku. Wtedy zaczyna się dziać coś dziwnego. Coś, co miało już miejsce.
Dwaj chłopcy o takim samym wyglądzie. Na twarzy jednego z nich widnieje nieśmiały, aczkolwiek szczery uśmiech. Drugi z widzianych mruży oczy i oblizuje górną wargę jak dziecko, które widzi coś bardzo smacznego. Patrzą się na siebie; ten pierwszy z nieskrywanym zdumieniem oraz strachem. W końcu uśmiecha się do dziwnego sobowtóra.
Po chwili podają sobie dłoń i wchodzą do jednej z pobliskich sal, żywo przy tym rozmawiając. W tym momencie obraz znika i pojawia się następny. Białowłosa patrzy z przerażeniem na swojego brata, który marszczy groźnie brwi. Trzyma on niewielkie podręczne lusterko wysoko ponad głową, jak gdyby chciał je rozbić. Przedmiot jest złoty, nad odbijającą częścią znajduje się napis ,,Stella chao”, wykonany z ozdobnych liter.
Dziewczyna jedną dłonią zasłania usta, a po jej policzkach spływają łzy. Intensywnie przygląda się odbiciu, które znajduje się w lusterku, lecz z tej perspektywy widać jedynie cień postaci. Nagle chłopak uderza lusterkiem o krawędź biurka, a z jego odłamków zaczyna kapać idealnie bordowa krew.
Obraz znika jak poprzednim razem. Moje dłonie zaczynają się trząść, a na czoło występuje pot. Nie chcę znowu tego przeżywać. Nie mam ochoty po raz kolejny narażać swojego życia dla obcej mi osoby. Wyciągam z kieszeni dżinsowych spodenek telefon i sprawdzam godzinę. Za dziesięć minut zaczyna się lekcja.
Gwałtownym ruchem odsuwam krzesło i wstaję. Wypijam resztę wody, która pozostała w plastikowym kubeczku, chcąc się trochę uspokoić oraz opanować wszystkie kotłujące się we mnie emocje. Niestety, nie pomaga to zbyt wiele.
– Gdzie ty idziesz, Poppy?– pyta zdekocentrowana Jackie, marszcząc jednocześnie brwi.
– Na lekcje– odpowiadam najspokojniej jak potrafię.– Za chwilę mam historię, a muszę jeszcze powtórzyć materiał.
Chwytam moją torbę z książkami i wieszam ją na ramieniu. Odwracam się, by po chwili szybkim krokiem kierować się w stronę wyjścia. Za sobą słyszę podniesiony głos blondynki, a po sekundzie także nieprzyjemny dla ucha zgrzyt odsuwanego krzesła. Natychmiast przyspieszam kroku. Zaciskam spocone palce na zdartym już lekko pasku torebki.
Czuję na ramieniu mocny uścisk czyjejś dłoni, by po chwili zostać stanowczo odwrócona w stronę bruneta.
– O co ci chodzi?– zadaje mi pytanie, patrząc na mnie z nieskrywaną niechęcią.
– Nie, o co tobie chodzi?– odpowiadam, akcentując przedostatnie słowo.
Oboje mierzymy się wzrokiem. Żadne z nas nie chce tak łatwo odpuścić. Wokół nas panuje gwar, słychać masę rozmów. Wiele osób kompletnie zapomniało o dziewczynie, która wbiegła niedawno na stołówkę. Jednak w tym momencie obiektem zainteresowań staliśmy się my. Kilka zaciekawionych spojrzeń odwraca się w naszą stronę.
Po chwili nie wytrzymuję już tego; odwracam wzrok i głośno wzdycham.
– Znowu miałyście tę dziwną wizję?– pyta lekko zmartwionym głosem.
Wczoraj, w drodze z kawiarni do domu, opowiedziałyśmy mu o naszych nienormalnych umiejętnościach. Z początku nie chciał nam wierzyć, czemu wcale się nie dziwię, ale po kilkunastu zapewnieniach i przedstawieniu przykładów w postaci naszej wiedzy o tym gdzie i kiedy pojawi się mroczna postać, uwierzył nam.
Właśnie dlatego chłopak w tym momencie nie wydaje się zbyt zdziwiony, a raczej zaintrygowany. Spoglądam na moje trampki nieco zawstydzona, mimo iż nie mam do tego powodu. Powoli kiwam głową i przygryzam dolną wargę.
– Dlaczego...?
– Bo nie chcę narażać własnego życia– przerywam mu natychmiast zdenerwowana.– Ty może lubisz ryzykować, ale ja- nie. Nie muszę ci się też tłumaczyć z tego powodu. Rozumiesz?
Wkurzona do granic możliwości odwracam się na pięcie i odchodzę. Głośno tupię nogami. W sumie, nawet nad tym nie panuję.
Cała ta sytuacja jest kompletnie pochrzaniona. Czy tak trudno zrozumieć, że mam dopiero siedemnaście lat? To chyba normalne, iż nie mam zamiaru tak szybko umierać tylko i wyłącznie, dlatego że ktoś inny znajduje się w niebezpieczeństwie. Uratowaliśmy wczoraj już jedną osobę z narażeniem własnego życia; uważam to za wystarczające poświęcenie, które powinno wystarczyć na najbliższe kilka tygodni, a może i miesięcy.
Kiedy znajduję się już na dość pustym korytarzu zwalniam nieco tempo. Moje mięśnie twarzy rozluźniają, a co za tym idzie- znika z niej grymas. Zakładam kosmyk czarnych włosów za ucho. Rozglądam się dokładnie po korytarzu. Pojedyncze osoby, które nie poszły do stołówki, siedzą przy ścianie i przeglądają telefony. Mijam roześmianą grupę dziewczyn. Tak bardzo im zazdroszczę; są takie beztroskie. Wypuszczam powietrze ustami, formując je w śmieszny dziubek.
Nagle obok mnie przebiega płacząca postać. Dopiero po chwili orientuję się, iż była to ta dziewczyna, która zaczęła krzyczeć w stołówce. Przez krótką chwilę wpatruję się tępo w oddalającą się białowłosą. Szerokie, czarne rękawy jej obszernej bluzki łopoczą niczym skrzydła nietoperza. Zaczynam iść w stronę, w którą pobiegła. Jest mi jej żal. Sądzę, że należy się jej chociaż jakieś pocieszenie w tej sytuacji. Widzę jak dziewczyna siedzi na niewielkiej ławeczce, a twarz ma ukrytą w dłoniach.
Podchodzę do niej niepewnie i siadam obok. Opieram się o ścianę i wpatruje się w tę na przeciwko.
– Cześć– mówię, ale dziewczyna nie odpowiada. Zaczyna jedynie płakać jeszcze głośniej.– Jestem Poppy. A ty?
Białowłosa unosi lekko głowę. Jej oczy są mocno opuchnięte, a policzki mokre i zaczerwienione. Kątem oka dostrzegam, że spogląda na mnie z nieskrywaną ciekawością, ciężko oddychając.
– S-Simone– wysapuje z trudem.
Odwracam głowę w jej stronę i uśmiecham się przyjaźnie.
– Bardzo ładne imię, S-Simone– żartuję, aby polepszyć humor dziewczynie.
Ta unosi jedynie delikatnie kąciki ust do góry. Jest to jednak tak nieznaczny gest; w dodatku trwa on najwyżej sekundę, dlatego też mam teraz wątpliwości, czy to w ogóle zdarzyło się naprawdę. Dziewczyna niemal natychmiast opuszcza głowę i ponownie zaczyna szlochać.
Przygryzam dolną wargę. Nie wiem co mogłabym powiedzieć. Zwykle, gdy widzę nieznajomą smutną osobę po prostu udaję, iż jej nie zauważam. Tak jest najłatwiej. Poza tym co miałabym jej powiedzieć? Wszystko będzie dobrze? Moim zdaniem to sformułowanie bardziej dołuje drugą osobę. W końcu zwraca uwagę na to, że w tym momencie faktycznie jest źle.
Zastanawiam się o czym najczęściej rozmawiamy z Jackie. Może w tym kryje się sposób na uspokojenie dziewczyny. Najzwyklejsze odwrócenie uwagi powinno wystarczyć.
– Widziałaś kiedyś różową krowę?– pytam, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z wypowiedzianych przeze mnie słów.
Simone natychmiast unosi głowę zdziwiona. Jej brwi układają się w łuk, a podpuchnięte oczy rozszerzają się ze zdumienia. Odwracam wzrok nieco speszona, jednak wiem, iż pytania nie da się już cofnąć.
– Co proszę?– mówi wyraźnie zdezorientowana Simone.
– No krowę– odpowiadam.– Takie zwierzę, które daje mleko– tłumaczę białowłosej, orientując się, że pogrążam się coraz bardziej.
– Wiem co to jest krowa– uśmiecha się dziewczyna, ocierając łzy z policzków.
– Oh, naprawdę?
Białowłosa pokazuje zęby w uśmiechu i radośnie kiwa głową. Chwilę potem zaczynamy swobodnie rozmawiać, a moja towarzyszka z każdą minutą staje się bardziej spokojniejsza i pogodniejsza. Zapomina o swoich smutkach i problemach.
Ja, natomiast, czuję się bardziej wyluzowana niż w czasie pobytu na stołówce. Zapominam powoli o małym spięciu między mną a Johnem.
Mijają minuty, a nasza konwersacja staje się coraz bardziej zabawna, jak również zajmująca. Zapominamy o naszych smutnych sprawach, czy powodach do płaczu. Dziewczyna przy każdym wypowiedzianym zdaniu żwawo gestykuluje, natomiast ja ochoczo jej przytakuje. To takie wspaniałe uczucie- stać się, choć na chwilę, beztroską osobą. Tak dawno nie miałam możliwości, aby o nic się nie martwić i porozmawiać trochę o najgłupszych rzeczach z jakimś wesołym człowiekiem. W tym momencie, moim jedynym życzeniem jest, aby ta chwila trwała jeszcze przynajmniej kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt minut.
Poppy, potrzebuję cię...
Rozszerzam oczy, wystraszona głosem, znajdującym się w mojej głowie. Jestem pewna, że to moja przyjaciółka, jednak strach nie pozwala mi racjonalnie myśleć. Sposób w jaki Jackie się wypowiedziała daje do zrozumienia, iż musi być ona bardzo zdesperowana, ale i nieco zmęczona.
Zaciskam powieki, starając się przekazać blondynce jakąś wiadomość, aby dowiedzieć się co się dzieje. Nie mam pojęcia jak to zrobić. Nie wiem też, w jaki sposób udaje się to blondynce. W mojej głowie kotłują się dziesiątki pytań. Każde wydaje się być ważniejsze od poprzedniego. W końcu nie mogę pomóc przyjaciółce, nie wiedząc co się dzieje.
Jestem w sali fizycznej. Przyjdź z dziewczyną, szybko.
Zaczynam oddychać coraz szybciej, a na policzki wstępuje mi rumieniec, spowodowany nerwami. ,,Skąd ona wie, że jestem z Simone?"- myślę gorączkowo. Rozbiegane spojrzenie zatrzymuję na każdym przedmiocie, znajdującym się na korytarzu. Czuję się zagubiona i nieco przerażona wydarzeniami ostatniego dnia; do tego wszystkiego dochodzi ta stresująca sytuacja, która aktualnie się rozgrywa.
Simone widząc moje zdenerwowanie, przerywa swoją historię i spogląda na mnie z niepokojem. Jej wciąż opuchnięte oczy wyrażają lekkie zmęczenie, ale zdaję sobie sprawę z tego, że to nie koniec wydarzeń dzisiejszego dnia, a dopiero początek. Wręcz wierzchołek olbrzymiej góry lodowej naszych zmartwień, kłopotów oraz stresów.
Łapię dłoń dziewczyny. Staram się tym gestem przekazać jej choć trochę spokoju, ale to się nie udaje. W końcu sama nie potrafię opanować nerwów, powodujących szybsze bicie serca oraz nieprzyjemną burzę czarnych myśli w mózgu.
– Chodź ze mną– mówię, będąc nieco w transie i ciągnę dziewczynę za dłoń.
Simone lekko skołowana wstaje i ufnie przechodzi kilka kroków, jednak nagle się zatrzymuje. Ta gwałtowność odrzuca mnie do tyłu, przez co o mało nie wpadam na moją towarzyszkę. Dziewczyna przygląda mi się spod zmraszczonych ciemnych brwi z niezrozumieniem.
Wzdycham, nie wiedząc co mogłabym jej powiedzieć. „Cześć, słuchaj z twoim bratem dzieje się chyba coś niedobrego. Moja przyjaciółka powiedziała mi to w myślach, kiedy rozmawiałyśmy, ale nie martw się już tak kiedyś miałam, więc chyba wiem co zrobić” . To na pewno nie uspokoi Simone, a jedynie bardziej wystraszy. Dodatkowo nie mogę jej powiedzieć, iż wiem jak się zachować, bo byłoby to olbrzymie kłamstwo.
Spuszczam wzrok, wpatrując się w moje trampki.
– O cholera!– Do moich uszu dociera głośny krzyk dziewczyny.
Natychmiast unoszę głowę, przerażona faktem, że coś jeszcze się stało. Dostrzegam jednak, na szczęście, całą i zdrową białowłosą. Ma rozszerzone oczy i wskazuje na mnie palcem.
– Ty masz tatuaż!– krzyczy zaskoczona.– Jak...?
Spoglądam niepewnie w dół i zauważam, że dekolt mojej bluzki osunął się delikatnie, ukazując moje wytatuowane imię. Zdenerwowana zasłaniam się lewą ręką, a prawą poprawiam ubranie. Czarne włosy wpadają mi na twarz przez pochylenie głowy.
Nie wiem co odpowiedzieć. Nikt nie powinien wiedzieć, iż go mam. Właśnie otwieram usta, żeby móc jakoś się wytłumaczyć, ale w tym samym momencie rozlega się dzwonek na lekcje. Sprawia on, że przypominam sobie o Jackie i jej błagalnym głosie w mojej głowie. Czuję się jak zahipnotyzowana. Dodatkowo ciężko mi się skoncentrować, momentami nie wiem nawet, co się dzieje wokół mnie.
Simone wpatruje się we mnie z wyczekiwaniem. Kompletnie ignoruje ludzi, którzy przeciskają się obok niej, by zdążyć na swoje lekcje. Kątem oka zauważam, iż pan Smith- mój nauczyciel historii- zamyka już drzwi klasy. Przebiegam wzrokiem od wejścia do sali na dziewczynę i z powrotem, nie wiedząc co zrobić. Iść na lekcję i zignorować prośbę o pomoc mojej najlepszej przyjaciółki i zapewne ponownie narazić swoje życie, czy też zaprowadzić dziewczynę do sali fizycznej, gdzie znajduje się Jackie, tracąc tym samym szansę na, choć chwilowy, powrót do normalności.
Czuję jak moje dłonie zaczynają się pocić; serce bije coraz szybciej. Pocieram ręce o szorty, by choć trochę wyładować stres, który we mnie siedzi i z każdą chwilą jeszcze bardziej narasta.
Poppy, proszę cię, pośpiesz się...
Słysząc głos przyjaciółki, jeszcze bardziej błagalny i zmęczony niż kilka chwil wcześniej, chwytam dłoń Simone i zaczynam ciągnąć ją za sobą.
– Czekaj, gdzie ty mnie ciągniesz?– pyta się dziewczyna, lekko przestraszonym głosem.
– Zaufaj mi, proszę– odpowiadam, błagając w myślach, by nie zadawała więcej pytań, bo naprawdę nie mam ochoty na kłamstwa.
– Jak mam ci zaufać? Nawet cię nie znam– mówi, a po oddechu słyszę, iż jest już lekko zdyszana biegiem.
Nie odzywam się już więcej. Naprawdę nie chcę nikogo oszukiwać. Jednak nie puszczam dłoni jasnowłosej, ona, także się nie wyrywa.
W końcu docieramy przed drzwi klasy, gdzie prawdopodobnie znajduje się moja przyjaciółka. Spuszczam obie ręce wzdłuż ciała; Simone pozostaje za mną, a jej ciężki oddech zakłóca ciszę, która panuje na korytarzu.
Unoszą prawą dłoń w stronę klamki, a gdy moje palce jej dotykają mogę poczuć jak zimna ona jest. Biorę głęboki wdech i delikatnie otwieram drzwi. W środku panuje zaskakująca jasność, mimo to można odczuć wyjątkowy chłód. Jednak nie to wzbudza mój strach, a scena jaką zastaje; Jackie, będąc na czworaka szuka czegoś na podłodze, jej dłonie poruszają się wyjątkowo szybko; John natomiast walczy z jakimś chłopakiem, który wydaje się być bratem bliźniakiem Simone. Jego niebieskie włosy przyciągają uwagę, lecz w tym momencie moje oczy zatrzymują się na małym scyzoryku, znajdującym się w jego dłoni.
Za mną rozlega się zduszony krzyk białowłosej. Dziewczyna przygląda się ze strachem swojemu bratu, który trzyma nożyk.
– Thomas, co ty robisz, do cholery?– pyta Simone, a jej głos drży przy każdym wypowiedzianym słowie.– Natychmiast odłóż ten nóż!
Chłopak w jednej chwili z całej siły odpycha Johna, jak gdyby tylko czekał na pojawienie się siostry. Natomiast brunet, nie spodziewając się tego uderzenia, zatacza się. Próbuje utrzymać równowagę i być może udałoby mu się to, gdyby nie noga krzesła, o którą się potyka. John wywracając się próbuje się jeszcze chwycić blatu pobliskiego stołu, ale jego palce ześlizgują się z niego, a chłopak upadając uderza głową o róg pobliskiego mebla.
Simone i ja patrzymy na to z przestrachem. Dodatkowo, gdy zauważam jak obok głowy chłopaka pojawia się niewielka ciemnobordowa kałuża, po moich policzkach zaczynają lecieć łzy. Podbiegam do niego, aby po chwili ukleknąć.
– Poppy, co się dzieje?– pyta nieco przestraszona Jackie, która w dalszym ciągu znajduje się na ziemi gorączkowo czegoś szukając.
Nie wiem co odpowiedzieć. Brakuje mi słów, a ogromna gula w gardle dodatkowo wszystko utrudnia. Drżącymi dłońmi chwytam za ramiona bruneta i delikatnie nimi potrząsam, powtarzając jego imię kilka razy. Jednak oczy chłopaka pozostają zamknięte.
Dodatkowo, jakby tego było mało za mną rozlegają się płaczliwe krzyki Simone i szczęśliwy śmiech Thomasa.
Dziewczyna wygląda jakby przed chwilą przepychała się ze swoim bratem. Jej już wcześniej niedbały warkocz teraz przypomina jedynie kłębowisko białych splątanych włosów. Na policzki wystąpił mocno różowy ruminiec, który na jednej stronie jest nieco niewidoczny przez pojawiającego się na skórze wielkiego siniaka. Simone stoi przyparta do ściany, a jeden z szerokich rękawów bluzki został rozerwany niemal do samego ramienia. Gdyby nie jej ciche pochlipywanie i pociąganie nosem co jakiś czas, w sali panowałaby cisza.
Niebieskowłosy przygląda się siostrze z nieskrywanym szaleństwem, co chwilę oblizując zbyt czerwone wargi. Płatki nosa drgają w szybkim tempie, ukazując przyspieszony oddech chłopaka. Uśmiecha się delikatnie, jak gdyby chciał uspokoić Simone i dodać jej otuchy.
Nagle słyszę cichy szept przyjaciółki i niewyraźnie szuranie jakiegoś przedmiotu o podłogę. Thomas nie zwracając najmniejszej uwagi na te hałasy z szaleństwem wpatruje się w siostrę.
– Simone, ja rozumiem. Ja już wszystko rozumiem– powtarza w kółko podnieconym głosem.
– Co takiego rozumiesz, Thomasie?– Dziewczyna wpatruje się w niego z nieskrywanym zdziwieniem. Najwyraźniej takiej wypowiedzi się spodziewała.
Chłopak przeczesuje drżącą ręką włosy; rozbiegane spojrzenie nie jest w stanie zatrzymać się na dłużej w żadnym miejscu. Na jego policzkach pojawia się czerwony rumieniec. Po raz kolejny w ciągu kilku minut oblizuje wargi.
– Muszę...– zaczyna mówić z wahaniem.– Nie... Nie zrozumiesz.– Wygląda to, jakby chłopak rozmawiał sam ze sobą.– Ale gdybyś mogła... Nie, nie teraz. Zdecydowanie nie teraz.
Niespodziewanie chwyta łokieć siostry. Jest to gest brutalny i pełen zdecydowania. Z ust dziewczyny wydobywa się zduszony krzyk; sekundę później na jej twarzy widać grymas.
– Powiedz mi, czy mi ufasz? Ale tak bezgranicznie- całą sobą?– pyta, a jego prawa dłoń chwyta drugi łokieć Simone.
– Ja... Chyba...– jąka się białowłosa.
Thomas nie czekając na jednoznaczną odpowiedź, popycha siostrę na ścianę.
– No cóż.– Wzrusza ramionami, a wygląda przy tym jeszcze groźniej i bardziej szalenie niż przed chwilą.– Jeśli nie teraz, to za chwilę. Wtedy wszystko zrozumiesz. On mi tak powiedział.
Niebieskowłosy sięga powoli ręką do prawej kieszeni, wyciągając z niej nożyk, który trzymał w ręce zaledwie kilka minut temu.
Tak bardzo chcę do niego podbiec i zabrać ostrze z jego ręki, by móc wyrzucić je gdzieś daleko, lecz moje nogi wydają się być tak ciężkie. Niemal przyklejone do podłogi, a ja nic nie mogę z tym zrobić. Jak gdyby jakaś niewidzialna siła, chciałaby mnie zatrzymać w tym miejscu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top