Rozdział 2

     Siedzę, a właściwie w połowie leżę na łóżku w pokoju Jackie. Co chwilę wybucham głośnym śmiechem. Mój głos pewnie roznosi się na cały dom.
– Oh, błagam– sapię pomiędzy wybuchami śmiechu– przestań już.

     Jednak Jackie kompletnie mnie nie słucha i dalej puszcza jakąś dziwną muzykę na swoim telefonie, dopowiadając co chwilę swoje komentarze pogłębiające jeszcze bardziej moje rozbawienie.

     Słońce na zewnątrz dopiero zmierza w stronę zachodu, więc w pokoju jest jeszcze dosyć jasno. Na zewnątrz panuje wysoka temperatura, ale na szczęście w budynku utrzymuje się delikatny i przyjemny chłód. Zapewne jest to skutek zamontowanej tutaj niedawno klimatyzacji.

     Rodzice dziewczyny pojechali do znajomych i wrócą najdalej za dwie godziny, dzięki czemu możemy robić co chcemy. Jak na razie śmiejemy się tak głośno i często, że mój brzuch powoli zaczyna nie dawać sobie z tym rady.

     Kiedy spoglądam na zegarek okazuje się, iż jest już pół do ósmej, wieczorem. Obie decydujemy się na przyniesienie materaca, na którym mogłabym spać.

     Jackie, mimo tego, iż jest jedynaczką ma dość mały pokój z równie niewielkim łóżkiem. Dziewczyna zostawia swoją białą laskę w pokoju (gdy jest w domu nie potrzebuje jej, ponieważ doskonale zna każdy kąt budynku) i prowadzi mnie do pokoju gospodarczego.

     Zapalam światło w pomieszczeniu i rozglądam się zaciekawiona. Choć odwiedzałam przyjaciółkę już tyle razy jeszcze nigdy nie byłam w tym miejscu. Każdy kąt pokoju jest zawalony jakimiś zakurzonymi, kartonowymi pudłami pełnymi staroci.

     Po lewej stronie, w najdalszym rogu stoi olbrzymi regał. Nawet z tej odległości widzę, że półki są zakurzone. Na nich znajdują się słoiki z przeróżnymi konfiturami lub sokami domowej roboty.

     Mimo takiej ilości pyłków oraz dosyć starych rzeczy, wszystko wydaje się być uporządkowane. Od razu da się zauważyć, że każdy przedmiot ma tu swoje własne miejsce, którego nie da się zmienić.

     Zapatrzona w leżące tu rzeczy, kompletnie zapominam, po co tu przyszłyśmy.
– Widzisz ten materac?– pyta blondynka niepewnie po dłuższej chwili.– Weź go i chodźmy stąd, proszę.

     Kiwam głową, lecz dopiero po chwili orientuję się, że dziewczyna mnie nie widzi. Odpowiadam szybko i rozglądam się za materacem. Mój wzrok jednak za każdym razem zatrzymuje się odrobinę dłużej na tych wszystkich zabawnie wyglądających starociach. W końcu odnajduję to, po co tu przyszłam.

     Materac stoi oparty pionowo o ścianę pomiędzy starym, wysokim, wiklinowym koszem, a pudełkiem, z którego wystają zimowe kurtki.

     Biorę go do rąk i staram się w jakiś sposób podnieść i przenieść do pokoju Jackie. Odsuwam delikatnie biały materac, owinięty w przezroczystą folię (zapewne, aby materiał się nie zakurzył), a za nim zauważam pudło z napisem Jacqueline 2010.

     Data jest pogrubiona i podkreślona podwójną kreską. Zaciekawiona zaglądam do środka. Widzę tam różne zabawki i zdjęcia.
–Jackie– szepczę, chociaż nie wiem po co- tu są twoje rzeczy z roku kiedy miałaś osiem lat.

     Dziewczyna marszczy brwi, a jej piegi na nosie robią się jeszcze wyraźniejsze niż zwykle. Słyszę, także jak oddech blondynki nieco przyspiesza.
– Dziwne–podsumowuje nieco zaskoczona.– Mama mówiła, że wszystkie moje rzeczy, z czasów, gdy byłam dzieckiem, wyrzuciła albo oddała. Oczywiście oprócz zdjęć.

     Doskonale rozumiem ją i jej rodziców. Jackie, kiedy miała dwanaście lat, straciła wzrok. Zupełnie się wtedy załamała. Kazała mamie wyrzucić wszystkie zabawki i pamiątki, które mogłyby kojarzyć się z czasami, kiedy jeszcze widziała.

     Zamknęła się w pokoju i nikogo z zewnątrz do siebie nie wpuszczała, choć przyjaźniłyśmy się naprawdę długo. Mimo tego, przychodziłam do niej codziennie. Próbowałam z nią rozmawiać, nawet jeśli to oznaczało tylko mój monolog, bardziej kierowany do drzwi. Jedyna odpowiedź jaką dostawałam to cichy płacz po drugiej stronie. To były naprawdę okropne czasy.

     Teraz, gdy tylko proponuję jej wzięcie pudła ze sobą, blondynka niemal natychmiast potakuje. Chwilę później idę za dziewczyną, w rękach trzymając wcześniej wspomniany karton.

     Będąc w pokoju, siadamy wygodnie na łóżku, a ja wyjmuję ze środka rzecz leżącą na samym wierzchu- małego brązowego misia z kokardką zawiązaną na jego szyi. Opisuję dziewczynie pierwsze odkrycie i wkładam pluszaka do jej ręki. Ta mówi jedynie ,,Pamiętam tego misia", a następnie uśmiecha się z rozmarzeniem. Podobnie jest z kilkoma innymi rzeczami. Do niektórych z nich dopowiada jakąś śmieszną historię, dotyczącą przedmiotu.

     Opowiada wszystko z tak drobnymi szczegółami, jak gdyby widząc wtedy tę sytuację, zrobiła sobie zdjęcie tej sceny i schowała je głęboko w swojej pamięci, a teraz wyjmowała jedynie z długo zamkniętego schowka i opisywała je z radością. To takie dziwne, słyszeć z jej ust takie czasowniki jak ,,widziałam", ,,zauważyłam". Z podekscytowana ciągle mruży swoje szare oczy.

     Na jej policzkach pojawiają się czerwone plamy rumieńców. Uśmiecham się pod nosem widząc ją taką radosną i tryskającą energią. Jak dobrze byłoby teraz zobaczyć jej roześmiane błękitne oczy.

     Słuchając jej krótkich historyjek, zadaję jak najwięcej pytań. Próbuję wyobrazić sobie każdą sytuację. Niektóre z nich są naprawdę zabawne.

     Kiedy kończymy się śmiać z ostatniej historii dziewczyny, wyciągam kolejny przedmiot. Jest to niewielki czarno- szary dysk w kształcie kwiatu. Jego płatki wydają się być ze szkła. Pośrodku znajduję się mała biała róża, spod której wystaje równie niewielki, czarny listek. Na jednym ze szklanych płatków zauważam literkę J i Q.

     Jacqueline Quend...

     Podkładam pod tajemnicze literki imię i nazwisko dziewczyny. Następnie dotykam kwiatuszka pośrodku. Obraca się. Z każdym przesunięciem słyszę ciche dźwięki informujące, iż mechanizm faktycznie się porusza.

     Klik, klik, klik...

     Zatrzymuję kwiatek dopiero wtedy, gdy wskazuje płatek z inicjałami. Jackie porusza się niespokojnie.
– Co to jest?– pyta się wyciągając rękę w moją stronę.

     Dziewczyna najwidoczniej usłyszała pracę niewielkiej machiny. Podaję przedmiot dziewczynie. Każda z nas trzyma szklany płatek. Znajdują się one naprzeciwko siebie. Właśnie w tym momencie dzieje się coś dziwnego.

     Świat wokół zaczyna wirować. Zmieniać się. Robi mi się niedobrze i czuję mdłości. Jest niemalże jak na karuzeli, która obraca się, powodując zawroty głowy.

     Nagle wszystko ustaje; moje złe samopoczucie oraz wirowanie obrazów dookoła mnie. Trwało to zaledwie kilka sekund.
– Też to czułaś?– pytam przyjaciółkę, która siedzi obok i trzyma się za głowę.

     W odpowiedzi kiwa jedynie głową. Nie dziwię się. Mnie także jest ciężko cokolwiek powiedzieć. Siedzę przez kilka minut. Staram się uspokoić moje myśli, lecz nie wydaje się to być łatwym zadaniem.

     Spoglądam na zegarek. Jest już prawie pół do dziewiątej, a więc wypadałoby przygotować się do spania. Uważam, że sen dobrze nam zrobi. Dzięki niemu uspokoimy się i wypoczniemy. Być może, to po prostu efekt zmęczenia. Przynoszę z pokoju gospodarczego materac. Tym razem nie przyglądam się tak wszystkiemu, a jedynie w pośpiechu zabieram rzecz.

     Kiedy wracam, widzę, że Jackie nie poruszyła się ani o centymetr. Siedzi nieruchomo. Nie wiedząc, co powiedzieć, postanawiam po prostu pójść do łazienki. Każda z nas będzie mogła poukładać sobie na spokojnie wszystkie myśli.

     Otwieram drzwi, aby wyjść, lecz kiedy tylko przekraczam próg, słyszę jej głos.
– Wiesz co to było?– pyta roztrzęsiona dziewczyna.– Widziałaś coś? Jakieś obrazy?
– Nie...– odpowiadam niepewnie, starając przypomnieć sobie jakiekolwiek szczegóły.– A ty?

     Jackie słysząc moją odpowiedź, natychmiast kręci przecząco głową. Wygląda na lekko wystraszoną. Postanawiam na razie nie drążyć tematu. Doskonale wiem z własnego doświadczenia, iż siłą nic z niej nie wyciągnę.

     Zostawiam ją samą, a ja zamykam się w łazience. Staję na przeciwko lustra. Obserwując moje odbicie. Mam wielkie, przerażone oczy; zaróżowione z nerwów policzki. Natychmiast odkręcam zimną wodę, następnie przemywam sobie nią twarz. Staram się unormować oddech, który przyspieszył przez całe to zdenerwowanie.

     Odwracam się tyłem do lustra, chcąc się przebrać. Nagle czuję swędzenie na lewej części klatki piersiowej. Podczas ubierania piżamy to uczucie wcale nie zelżało. Wzdycham głośno. Odwracam się, więc przodem do szklanej powierzchni, pewna zobaczyć zaczerwienienie. Na polu jest w końcu jeszcze dosyć ciepło, więc ugryzienie komara nie byłoby taką wielką niespodzianką. Jednak, kiedy przyglądam się swędzącemu miejscu, wydaję z siebie zduszony okrzyk. W tym miejscu znajduje się niewielki tatuaż złożony z dwóch liter- PA. Pismo ma ozdobny charakter i jest pochyłe.

     ,,Moje inicjały"- powtarzam w kółko w głowie. Nie mam pojęcia co to może oznaczać, zwłaszcza, że mam dopiero szesnaście lat i nigdy nie posiadałam tatuażu, ani nie mogłam go wykonać. W końcu jestem niepełnoletnia.

     Penelope Abberty...

     Te litery nie pojawiły się przecież znikąd, ot tak. Szybko zabieram swoje ubrania z łazienki i pędzę do przyjaciółki.

     Opowiadam jej o moim odkryciu, a po chwili przyglądam się jej z przestrachem.
– Jackie?– zaczynam niepewnie, jednakże muszę o to zapytać.–Mogę sprawdzić?

     Od razu rozumie o co mi chodzi. Uchyla bluzkę, ukazując to samo miejsce na ciele, gdzie znajduje się mój napis. Kiedy widzę dwie litery wypisane atramentem piszczę przerażona. Jackie ma taki sam tatuaż, lecz składa się on z jej inicjałów. To niemożliwe! Kiedy to mogło się stać?

     Kręcę zrozpaczona głową. Nie mogąc usiedzieć w miejscu, zaczynam krążyć po pokoju. Chodzę z jednego kąta w drugi. Oddech znów przyspiesza, a ja czuję jak się rumienię z nerwów. Przykładam nawet rękę do czoła, ale czując, iż jestem rozpalona, natychmiast chowam ją do kieszeni. Chwilę później ręce zakładam na klatce piersiowej, a po następnych kilku minutach trzymam je złożone jak do modlitwy. Kompletnie nie wiem, co z nimi zrobić.

     Reakcja mojej przyjaciółki jest za to zupełnie inna od mojej.

     Dziewczyna siedzi z nogami przyciągniętymi do klatki piersiowej. Jej dłonie znajdują się we włosach. Wygląda jakby chciała je sobie powyrywać. Widzę jednak, że blondynka usilnie stara się powstrzymać przed zrobieniem tego.

     Nie mogąc już dłużej wytrzymać podchodzę do niej i mocno ją przytulam. Co się ze mną dzieje?

Przecież to tylko głupi tatuaż.

Ale tatuaże nie pojawiają się same z siebie!

     Ze mną naprawdę jest coraz gorzej, właśnie rozmawiam sama ze sobą. Zaciskam mocno powieki. Może to tylko zwykły koszmar. W końcu każdemu zdarza się czasem taki sen, który wydaje się być bardzo realny.

     Moja przyjaciółka myśli najwyraźniej o tym samym co ja. Odsuwa się ode mnie na pewną odległość i rozkazuje położyć się na materac, abyśmy mogły się trochę uspokoić.

     Niemrawo wykonuje jej polecenie, kładąc się tyłem do dziewczyny. Jestem pewna, że i tak nie zasnę, lecz chcę okazać Jackie, iż ja również potrafię się opanować i myśleć racjonalnie. Mam nadzieję, że dzięki temu choć trochę się uspokoi.

     Leżę tak przez pięć minut, potem dziesięć, piętnaście, aż w końcu mija pół godziny. Jednak mimo to nic; nie zmrużyłam oka nawet na minutę. Przewracam się co chwilę z lewej strony na prawą i odwrotnie. Mija tak już godzina. Wpatruję się w szafę po drugiej stronie pokoju i zastanawiam się nad tym, co mam o tym wszystkim myśleć.

     Nagle kołdra blondynki zaczyna szumieć, słyszę głośne westchnięcie dziewczyny.
– Poppy– w ciemnościach rozlega się szept.

     Nie odpowiadam, zamiast tego zaciskam oczy udając, że śpię. Dopiero po chwili, uświadamiam sobie, iż nie jest to konieczne.
– Daj spokój, Poppy– mówi po upłynięciu minuty.– Wiem, przecież, że nie śpisz. Słyszę twój nierówny oddech.

     Mówi zdenerwowana już nieco głośniej niż poprzednio.
– Poza tym– dopowiada po chwili– kręcisz się tak głośno, że obudziłabyś kogoś nawet ze śpiączki farmakologicznej.

     Doskonale słyszę kpinę w jej głosie. Przewracam oczami, a następnie podnoszę się nieco, opierając się na łokciu. Przyglądam się dziewczynie, która z uporem czeka, aż coś odpowiem.
– Co się stało?– zadaję pytanie, próbując od razu przejść do rzeczy.

     Jackie wzdycha głośno i kładzie się na plecach. Głowę ma skierowaną w stronę sufitu.
– Nie mogę zasnąć– wyznaje w końcu, nie zmieniając swojej pozycji.– Cały czas o tym myślę.
– O czym?– Mimo, iż wiem co blondynka na myśli, postanawiam udawać kompletnie niezorientowaną.

     Cały czas, łudzę się, że jeśli będę zachowywać się, jakby to nigdy się nie wydarzyło to to faktycznie okaże się jedynie głupim snem lub udowodni moją bujną wyobraźnię.

     Niemal natychmiast w pokoju rozlega się zniecierpliwione westchnięcie mojej przyjaciółki.
– Proszę cię– mówi dosyć groźnie- nie udawaj głupiej.

     Zaciskam mocno powieki. Teraz już mam pewność, że to nie było żadne złudzenie. Czuję jak dłonie zaczynają mi drżeć z nerwów. Serce bije coraz szybciej, takie same robią się oddechy, które stają się dodatkowo płytsze.

     Wiem, że nie mam zamiaru, ani ochoty w to uwierzyć, lecz nie widzę innego wyjścia.

     Obie z dziewczyną mamy dowody na to, iż to co się wydarzyło rzeczywiście nie było fikcją. Znajdują się one po lewej stronie klatki piersiowej każdej z nas.

      To miejsce zaczyna mnie coraz bardziej swędzieć. Dziewczyna, także co chwilę drapie to miejsce, a więc musi czuć to samo.
– Nie wiem co to było– wyznaję jej.– Chcę po prostu udawać, że to się nie wydarzyło. Że to nie miało miejsca.

     Jackie natychmiast zrywa się do pozycji siedzącej. Obraca się w moją stronę z groźną miną.
– Serio chcesz udawać, że to się nie wydarzyło?– pyta wstrząśnięta.
– A ty nie?– odpowiadam zaskoczona pytaniem na pytanie.

     Dziewczyna obejmuje się ciasno ramionami. Milczy naprawdę długą chwilę, co znaczy, iż musi poważnie zastanowić się nad swoją odpowiedzią. Doskonale wie, że jeśli odpowie, iż nie ma zamiaru zapomnieć o wydarzeniu, to będzie musiała zgłębiać ten temat.

     Chyba domyślam się, jaka będzie odpowiedź dziewczyny. Jackie jest naprawdę ciekawską osobą i nie odpuściłaby rozwiązania takiej zagadki.

     Po upłynięciu kilku długich minut słyszę, że blondynka wciąga głośno powietrze nosem. Oczekując na jej odpowiedź, przytulam do siebie kołdrę, jakby to była moja ostatnia deska ratunku.
– Nie- mówi w końcu stanowczym głosem.– Uważam, że powinnyśmy się dowiedzieć co to było.
– Czy to takie ważne?– pytam że złością niemal natychmiast.

     Jackie otwiera usta, by następnie zmarszczyć groźnie brwi.
– Poppy, do cholery!– naskakuje na mnie z pretensją w głosie.– Mamy na sobie jakiś pieprzony tatuaż, który w dodatku pojawił się znikąd. To nie jest normalne– mówi na wydechu.– Chyba, że znasz jakąś dziewczynę, której tatuaż pojawił się tak sam z siebie?

     Blondynka ma całkowitą rację, ale co ja mogę zrobić? Mam zamiar zapytać się dziewczyny, co, w takim razie, zamierza. Jednak, gdy tylko otwieram usta, do pokoju wchodzi mama Jackie.

     Wygląda na wesołą i zadowoloną, mimo niewielkich worków pod oczami. Z jej blond koka wyswobodziło się kilka kosmyków. Kobieta jest już ubrana w piżamę; granatowe spodenki oraz szarą koszulkę. Na twarzy nie ma makijażu, a więc zapewne wróciła do domu z mężem około godzinę temu.

     Przygląda nam się podejrzanie, zapewne, przyciągnął ją tu głośny krzyk Jackie.
– Dziewczynki– mówi łagodnie, acz stanowczo–idźcie już spać lub rozmawiajcie trochę ciszej– spogląda zmartwiona na córkę.– Tata idzie jutro wcześnie do pracy.

     Każda z nas potakuje. Kiedy drzwi za kobietą się zamykają od razu kładę się spać tyłem do dziewczyny.
– Co robisz?– pyta Jackie, najwyraźniej zaalarmowana moim nagłym ruchem.
– Idę spać– odpowiadam prosto z mostu.

     Jakby na potwierdzenie tych słów natychmiast głośno ziewnęłam.
– Ale...– blondynka próbuje zaprotestować, lecz nie pozwalam jej na to.
– Porozmawiamy o tym jutro– przerywam jej.– Miłych snów, Jackie...
– Taa...– odpowiada niemrawo dziewczyna.– Miłych snów, Poppy.

~☆~

     Mama przygląda mi się zdenerwowana. Na rękach trzyma Andrew'a, który wydaje się być już nieco znudzony tą sytuacją.
– Czy ty siebie słyszysz?– krzyczy na mnie już od chyba godziny.

     To wszystko przez Dan- konspiratorka jedna. Od razu po moim wyjściu pobiegła do mamy, a potem w nagrodę siedziała i oglądała filmy na moim laptopie.
– Pomimo mojego zakazu, poszłaś do Jacqueline i, jak gdyby nigdy nic, zostałaś u niej na noc!– Wydaje się być coraz bardziej zdenerwowana, choć nie sądziłam, iż to jest możliwe.– Mimo tego, uważasz, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

     Przyglądam się teraz swoim kolanom. Zaciskam mocno zęby ze zdenerwowania. ,,Niech ja ją tylko tylko dorwę"- obiecuję sobie ze złością.

     Po kolejnych piętnastu minutach kazań mamy kieruję się do mojego pokoju. Tam, na swoim łóżku leży Danielle, najspokojniej w świecie oglądając filmy na moim laptopie.

     Widząc to, mam ochotę rozszarpać ją na strzępy. Podchodzę do niej i natychmiast zatrzaskuję laptopa przed jej twarzą. Chwilę później jest on już schowany w mojej szufladzie.
– Co ty robisz?- krzyczy na mnie, jak gdybym to ja była winna.– Odbiło ci? Miałyśmy umowę.

     Zakładam ręce na klatce piersiowej. Mam nadzieję, iż to choć trochę powstrzyma mnie przed rękoczynami.

     Przyglądam się jej z niedowierzaniem. Nie dość, że naskarżyła na mnie mamie, to jeszcze udaje głupią.
– Właśnie– mówię stanowczo.– Miałyśmy, ale już nie mamy.

     Siadam na swoim łóżku i otwieram książkę, zasłaniają nią Dan. Dopiero po chwili orientuję się, że trzymam ją do góry nogami. Wzdycham głośno, obracając książkę. Przesuwam wzrok po linijkach tekstu, lecz docierają do mnie tylko pojedyncze słowa.

     Mija minuta za minutą, a żadna z nas się nie odzywa. Pogrążone jesteśmy w swoich myślach, chociaż Danielle zapewne, zamiast tego wpatruję się niewzruszona w ekran komórki.

     Mam dość tej dziewczyny. Cały czas próbuje mi w jakiś sposób zaszkodzić lub dokuczyć.

     Przewracam następną stronę w książce. Mój wzrok ponownie wchłania jedynie pojedyncze wyrazy. Nagle widzę słowo, które przpomina mi o czymś bardzo istotnym. Zapomniałam o tym, przez całe to poranne zamieszanie. Zrywam się z łóżka i pędzę w stronę łazienki.

     Będąc już w pomieszczeniu, zamykam drzwi na klucz. Jeszcze tego mi brakuje, aby weszła tu mama i zobaczyła to, czego nie powinna zobaczyć.

     Podchodzę niepewnie do lustra i odsłaniam kawałek skóry po lewej stronie klatki piersiowej. Kiedy widzę, że ten tatuaż to jednak prawda, czuję nieprzyjemny ucisk w żołądku.

     Przecież to niemożliwe, żeby to coś pojawiło się tak po prostu znikąd. W dodatku nam obu. Dotykam delikatnie atramentowego kawałka skóry. Literki P i A są niewyczuwalne przez dotyk, ale za to wystarczająco widoczne, aby jakaś niepożądana osoba mogła je zobaczyć.

     Siadam na brzegu wanny i opieram łokcie na kolanach, a moje dłonie lądują we włosach, powodując w nich straszne kołtuny. Nie mam pojęcia, co teraz zrobić. Może mam zachowywać się, jak gdyby nigdy nic. To na pewno ułatwiłoby całą sprawę, ale czy to rozsądne? Z drugiej strony to tylko głupi tatuaż, przecież on nie zniszczy mi życia. Taką mam przynajmniej nadzieję.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top