Rozdział 1
Poprawiam koszulę na ramionach dziewczyny.
– Jackie, wyglądasz świetnie– uśmiecham się i wygładzam drobne zagniecenia na materiale na ramionach mojej towarzyszki.
– Dziękuję– odpowiada cicho.
W tym jednym słowie słyszę tyle emocji. Przyjaciółka musi uwierzyć mi na słowo. Stoi przed lustrem, lecz szare oczy blondynki są zamglone i wpatrzone w jeden punkt naprzeciwko. Jej źrenice nie poruszają się; pozostają nieruchome, jakby ktoś je zamroził.
Do tej pory pamiętam jej śliczne niebieskie tęczówki, które przez chorobę stawały się coraz bardziej wyprane z emocji i uczuć.
Ściągam z wieszaka brązową, zamszową spódnicę i podaję ją dziewczynie. Jackie chwyta ją pewnie i sunie palcami po materiale.
– Jasna?– pyta od razu, a jej usta wykrzywia grymas.- Miała być elegancka. Ciemna, najlepiej czarna.
Czasami dziewczyna naprawdę mnie zadziwia, mimo iż jest niewidoma nie daje tego po sobie poznać.
Kręcę zrezygnowana głową i wzdycham.
– Nie wzdychaj mi tutaj– przyjaciółka marszczy natychmiast brwi niezadowolona.– Na rozpoczęcie roku mamy być ubrani odświętnie, a nie tak, jakbyśmy wybierali się na imprezę.
–Kiedy ubierzesz tę spódnicę, będziesz wyglądać i pięknie, i odświętnie.
Jackie kręci zrezygnowana głową. Jednak po chwili niepewnie ubiera dolną część garderoby. Kiwam głową z uznaniem widząc jak pięknie wygląda. Zwłaszcza kiedy jej długie złociste włosy są zaplecione w prześliczny warkocz, a na jej nosie i policzkach wyraźniej niż zwykle widać jasne piegi.
Kiedy udaje mi się ją przekonać do zakupu, kierujemy się w stronę kasy. Ekspedientka widząc zamglony wzrok mojej przyjaciółki zaczyna zachowywać się zupełnie inaczej niż w stosunku do klienta, który był obsługiwany przed nami. Dłonie kobiety lekko drżą, a głos jest nadzwyaczaj uprzejmy. Mówi bardzo powoli i spokojnie, jakby miała do czynienia nie z osobą niewidomą, a po prostu głupią. Jakby Jackie nie potrafiła nic zrobić bez niczyjej pomocy, tylko dlatego, że nie widzi.
Zaciskam mocno zęby, aby nie wykrzyczeć kobiecie prosto w twarz, aby traktowała moją przyjaciółkę jak zwykłą osobę. Wiem, jednak, iż muszę się powstrzymać. Ostatni raz, gdy tak zareagowałam, moja przyjaciółka miała do mnie pretensje.
Dziewczyna uważa, że powinnam się uspokoić. W końcu ja mam do czynienia z niewidomą na co dzień i doskonale wiem, że Jackie potrafi robić naprawdę dużo rzeczy samodzielnie.
Po zakończonych zakupach idziemy razem w stronę jej domu. Każda z nas ma okropny nastrój. Już za dwa tygodnie zaczyna się szkoła, a wraz z nią masa obowiązków. Chyba żaden nastolatek nie cieszy się na taką perspektywę spędzenia kilku najbliższych miesięcy.
Po godzinie wolnego spacerku docieramy na miejsce. Idę wraz z Jackie, aż pod jej drzwi, gdzie zatrzymujemy się na chwilę jak zwykle.
– Spotkamy się wieczorem, prawda?– pyta z nadzieją.
Na co dzień udaje pewną siebie, ale kiedy nikt nas nie widzi zamienia się w naprawdę wrażliwą osobę. Mimo moich wielokrotnych zapewnień, że już zawsze będzie moją przyjaciółką bez względu na wszystko, Jackie wciąż nie jest tego pewna. Każdego dnia wyobraża sobie jak opuszczam ją, a ona zostaje sama bez przyjaciół.
Uśmiecham się i przytulam dziewczynę z całej siły.
– Dzisiaj, jutro i już zawsze– szepczę do jej ucha.
Powtarzam jej to codziennie. Stało się to poniekąd naszą małą obietnicą. Chwilę później blondynka odrywa się ode mnie i wchodzi do swojego domu. Natomiast ja idę kilka ulic dalej. Widząc dobrze mi znany kremowy budynek, wzdycham głośno i idę w stronę brązowych drzwi wejściowych. Kiedy jestem już w środku czuję zapach cytryny i delikatnej nutki cynamonu; to znaczy, że mieliśmy gości, a mama, chcąc zrobić dobre wrażenie wypsikała cały dom odświeżaczem do powietrza. Zwykle w naszym domu pachnie jedynie zwierzętami i małymi dziećmi; dodatkowo odczuwa się ogromne pokłady zmęczenia.
Nagle tuż przede mną przebiega mała dziewczynka, mająca na sobie tylko rajstopy.
– Zoe, proszę natychmiast do mnie!- słyszę głos zbliżający się w stronę parteru. Jest stanowczy, ale ma miękkie brzmienie.
Zaczynam się śmiać pod nosem i biorę dziewczynkę na ręce. Ta zaskoczona piszczy, próbując wyrwać się z mojego uchwytu. Kopie mnie z całej siły i lekko szczypie w dłonie, choć to nie boli, jest jednak naprawdę nieprzyjemne.
Na dół schodzi już za to mama. Wysoka kobieta z czarnymi włosami związanymi w luźny kok i ogromnymi workami pod oczami.
– Dzięki, Poppy– mówi bez przywitania się, wyciągając od razu ręce po dziewczynkę, która ciągle wierzga w moich ramionach.– Andrew jest na górze, zajmij się nim, proszę.
Słysząc tę wiadomość w tempie błyskawiczny biegnę na górę. Kiedy Andrew, chociaż przez chwilę jest sam robi różne głupstwa, które normalnemu czterolatkowi nawet przez głowę by nie przeszły.
Kiedy przekraczam próg pokoju malca oraz naszego starszego brata, którego na razie nie ma, zastaję tam ogromny bałagan. Wszystko jest poprzewracane, natomiast chłopiec goni po całym pomieszczeniu kota. Szybko łapię wystraszone zwierzę i wypuszczam je z pokoju. Mój młodszy brat natychmiast zaczyna płakać, a jego policzki robią się czerwone. Powoli i spokojnie tłumaczę mu, iż tak nie należy postępować. Jednak wiem, że nie przyniesie to żadnego efektu. Za każdym razem powtarza się ta sama sytuacja.
Nagle z dołu słychać szczekanie i głośne piski mojej młodszej siostry. Zdenerwowana, wzdycham głośno. Tak jest dzień w dzień od prawie dwóch lat. Kiedy Zoe była jeszcze malutka i nie potrafiła chodzić dało się zapanować nad tą bandą dzieciaków. Taraz jest to prawie niemożliwe. Każdy robi wszystko według własnego uznania.
– Co tu się dzieje?– Do pokoju wchodzi moja druga młodsza siostra- Danielle.
Dziewczyna ma dwanaście lat i powoli wchodzi w okres dojrzewania. Wydaje się jej, że jest najmądrzejsza w całym domu i nic nie robi sobie z naszych zakazów oraz nakazów. Po prostu ona uważa inaczej, działając wedle swoich, niekoniecznie mądrych, przekonań.
Spoglądam na nią, jednak niemalże od razu odwracam wzrok, by po chwili wyrwać chłopcu flamaster, którym chce zacząć malować po ciemnej komodzie. Nie mija nawet minuta, a mały blondynek traci nim zainteresowanie i kieruje się w inną stronę. Natychmiast szukam jakiegoś autka, a w między czasie swoją uwagę z powrotem zwracam ku Danielle.
–Idź po Ricky'ego. Jest na dole– odpowiadam próbując odwrócić uwagę Andrew'a od kota, który ponownie wszedł do pokoju, więc macham chłopcu przed nosem znalezionym samochodzikiem.
–Po co?– pyta obrzydzona.
Ricky to masz najstarszy brat. Ma dziewiętnaście lat i nie może się doczekać, aż będzie w końcu pełnoletni. Na każdym kroku zachowuje się jak gbur, dając tym samym znak, iż wszystko ma gdzieś. Jednak w stosunku do mnie próbuje być miły. Czasem, gdy widzi, że coś jest nie tak, stara się jakoś zacząć rozmowę i pomóc mi choć trochę.
Jedynym jego obowiązkiem jest wyprowadzanie naszego psa na spacer. Robi to tylko dlatego, że w pobliskim parku zawsze spotyka Sue- uroczą, rudowłosą dziewczynę, która mu się podoba, ale nie ma w sobie odwagi żeby do niej zagadać. Nie wspominając już o zaproszeniu na randkę.
Słysząc ton, z jakim dziewczynka zaczyna się do mnie odnosić marszczę brwi zdenerwowana.
– Bo ja tak powiedziałam! Masz w tej chwili iść do niego i przyprowadzić go na górę!– podnoszę głos i palcem wskazującym pokazuję drzwi.
Dan przewraca oczami, ale posłusznie idzie na dół. W tym domu dzieciaki czują respekt jedynie w stosunku do rodziców i mnie. To właśnie dlatego Ricky nienawidzi się nimi opiekować. Jedynie Andrew uważa go za kogoś w rodzaju autorytetu. Dlatego mój starszy brat zwykle zajmuje się brzdącem, a na mojej głowie pozostają dziewczyny.
Po kilku minutach, w czasie których Andrew zdążył pociągnąć kota za ogon, w drzwiach pojawia się czarnowłosy chłopak z grzywką opadającą mu gęsto na prawe oko. Ma kolczyki w uszach i wardze. Wygląda naprawdę inaczej niż każdy inny nastolatek w jego wieku.
Brunet rozgląda się leniwie po pokoju, opierając się jednocześnie o framugę drzwi.
– Co jest?– pyta znudzonym głosem, a jego wzrok od razu pada na wyświetlacz telefonu.
Biorę Andrew'a na ręce i wpycham go na siłę w ramiona Ricky'ego, który szybko odkłada komórkę na pobliską szafkę.
– Po co mi on?– zaskoczony trzyma chłopca w wyciągniętych ramionach.
– Zajmij się nim– odpowiadam, przywracając oczami, kiedy słyszę jego zaskoczony ton.– Ja muszę nakarmić zwierzęta.
Mijam Ricky'ego przy drzwiach i kieruję się w stronę kuchni.
W tym domu każdy ma ustalony plan działania. Bez niego panowałby tu totalny chaos. Kiedy przychodzą do nas jacyś goście, po ich minach widać zawsze jedną i tę samą opinię, a mianowicie- ,,Ten dom to istny bałagan. Nic tu nie ma swojego stałego miejsca".
Może to i prawda, że mamy dużą rodzinę, ale radzimy sobie naprawdę nieźle. Panuje u nas porządek. Nie do końca fizyczny (po całym domu porozrzucane są zabawki lub jakieś inne dziecięce przedmioty), lecz każdy zna swoje zadania i ewentualny grafik ich wykonywania. Dzięki temu wszystko działa u nas sprawnie, bez większych kłopotów i strat.
W międzyczasie czasie rzucam okiem na zegarek. Przed wyjściem do Jackie zdążę jeszcze na spokojnie zjeść późny obiad. Przedtem muszę jednak nakarmić zwierzęta. Do miski dla psa wsypuję odpowiednią karmę, a następnie dla kota kroję kawałki szynki, której i tak nikt nie będzie już jadł (posiadanie zwierząt ma dużo plusów).
Po umyciu rąk, nalewam sobie zupę i siadam do stołu. Chwilę później przychodzi Ricky i nakłada sobie dzisiejszy obiad. Najwyraźniej mama położyła już Zoe spać i teraz zajmuje się Andrew.
Brunet siada naprzeciwko mnie. Starannie omija moje spojrzenie. Biedny, doskonale wie, co go teraz czeka.
– Co u Sue?– pytam, uśmiechając się.
– Jakiej Sue?– odpowiada pytaniem na pytanie.
Chłopak nigdy nie lubił rozmawiać o dziewczynach, a zwłaszcza ze mną. Jednak kiedy słyszę jego odpowiedź rozszerzam oczy zaskoczona.
– Nie zaprosiłeś jej jeszcze?– pytam z niedowierzaniem.
Na końcu września, w naszej szkole, co roku odbywa się bal. Starsi uczniowie, swoich partnerów szukają już od połowy sierpnia. Szczególnie trzecioklasiści, dla których to ostatnie tego typu przyjęcie, więc nikt nie chce iść sam.
Mój brat sprytnie unika mojego wzroku, zajmując się wyławianiem kawałków ziemniaka z zupy.
– Kogo?– próbuje uparcie ciągnąć tą durną grę w odpowiadanie pytaniem na pytanie.
– Nie udawaj głupszego niż jesteś– mówię dobitnie, dalej przypatrując mu się z wyczekiwaniem.
Chłopak opiera czoło na dłoni, jeszcze bardziej starając się schować przed moim wzrokiem.
– Nie– mamrocze cicho, odpowiadając tym samym na wcześniej zadane pytanie.
– Czekaj jeszcze dłużej, a jakiś frajer sprzątnie ci ją sprzed nosa– mówię z wyrzutem.
Czasem mam wrażenie, że to ja jestem tą najstarszą i najmądrzejszą z rodzeństwa. Muszę za wszystkich myśleć, każdemu coś tłumaczyć. Zwłaszcza jemu- mojemu starszemu bratu, który powinien mnie udzielać takich porad.
Między nami zapada cisza. Słychać tylko uderzania łyżek o dna misek.
– Jak mam ją zaprosić na ten durny bal?- pyta w końcu przez zaciśnięte zęby.
Chłopak doskonale zdaje sobie sprawę, że zadanie tego pytania jest równoznaczne z przyznaniem się do tego, iż czuje on coś do dziewczyny. Słysząc go, przewracam oczami. Typowy facet... Wszystko trzeba mu tłumaczyć.
– Po prostu. Podejdź do niej i zapytaj- oznajmiam, wzruszając ramionami.
Ricky już otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale przerywa mu głos taty, który właśnie wchodzi do kuchni.
– Co dzisiaj porabiają moje kochane dzieciaki?– uśmiecha się do każdego z nas.
–Zoe i Andrew są na górze, jeśli o to ci chodzi– mruczy pod nosem chłopak.
– Jest w porządku– odpowiadam szybko i uśmiecham się ciepło do ojca.
Codziennie pracuje od rana do późnych godzin. Już na pierwszy rzut oka widać, iż jest wykończony; ciemne worki pod oczami i szara cera są naprawdę niepokojące.
Tata, kiedy tylko słyszy moją radosną odpowiedź odwzajemnia pogodny uśmiech i zabiera się za swoją porcję zupy, którą nalał sobie przed chwilą. W tym samym czasie wstaję od stołu, a następnie chowam naczynia do zmywarki. Zostawiam dwóch panów samych, aby mogli choć raz na jakiś czas przeprowadzić sobie męską rozmowę. Wchodzę po drewnianych schodach na górne piętro i udaję się do mojego pokoju, który dzielę z Danielle.
Siadam na ziemi naprzeciwko mojej połowy szafy, zaczynając pakować ubrania na noc u Jackie. Jednak kiedy spędzam już piętnaście minut na poszukiwaniu mojej ulubionej piżamy tracę cierpliwość.
– Dan!– wydzieram się na całe gardło, ale kiedy nikt się nie odzywa ponawiam próbę.- Dan, chodź tu natychmiast!
Dosłownie kilka sekund później w drzwiach pojawia się dziewczyna z obojętnym wyrazem twarzy. Leniwym gestem nawija blond loki na palec.
– Czego chcesz?– burczy pod nosem, na co ja marszczę groźnie brwi.
– Nie tym tonem– ostrzegam ją.– Jestem od ciebie pięć lat starsza.
Danielle natychmiast przewraca oczami. Nie mam już do niej siły. Przecież inne dwunastolatki się tak nie zachowują, prawda?
Nie chcąc wdawać się z nią w dalsze dyskusje, postanawiam od razu przejść do sedna sprawy.
– Gdzie jest moja piżama? Ta z szarą bluzką i czarnymi spodenkami w białe kropki– opisuję zaginioną rzecz, choć dobrze wiem, iż dziewczyna zdaje sobie sprawę, czego szukam.
Robi minę niewiniątka, zagryzając dolna wargę.
– Nie mam pojęcia– odpowiada unikając mojego spojrzenia.– Przecież to twoja piżama, nie moja.
– No właśnie!- podnoszę głos.– A skoro ona jest moja nie masz prawa jej ruszać!
Wiem, że być może reaguję zbyt nerwowo, ale ta sytuacja powtarza się tak często, iż tracę nad sobą kontrolę.
– Nie życzę sobie– kontynuuję, wrzeszcząc już na cały pokój- abyś grzebała w moich rzeczach, ubraniach, kosmetykach i czymkolwiek innym!
Kiedy kończę swą wypowiedź w pokoju zjawia się mama. Na rękach trzyma zasypiającego powoli Andrew'a. Ona sama jest wykończona. Wskazuje palcem na mnie i na moją siostrę, marszcząc przy tym brwi. Oznacza to, że jest naprawdę zła.
– Ty i ty- mówi, dalej pokazując na nas prawą dłonią– mam dość waszych kłótni! Kompletnie nie potraficie ze sobą rozmawiać. Poppy zostajesz dzisiaj w domu.
Dan wybucha głośnym, szyderczym śmiechem. Trzyma się przy tym za brzuch. Mam teraz taką ochotę wyrzucić ją przez okno, że to jest, aż niemożliwe.
– A ty– wskazyuje palcem na dziewczynę– nie ciesz się tak moja panno– marszczy brwi, przyglądając się Danielle. Zakłada przy tym wolną rękę na biodro.– Dzisiaj cały wieczór, zamiast siedzieć przed telewizorem, zostaniesz w pokoju z siostrą. I będziecie tu siedzieć tak długo, dopóki nie nauczycie się ze sobą normalnie rozmawiać.
–Ale mamo...!–zaczynamy zawodzić z Dan w tym samym czasie.
– Żadnych ale. Koniec dyskusji.
Wychodząc z pokoju, trzaska głośno drzwiami. Zdenerwowana siadam na łóżku i rzucam w stronę Danielle zdenerwowane spojrzenie.
– Widzisz co narobiłaś?– pyta dziewczyna i kładzie się na wznak na łóżku.
– Ja narobiłam?!– wskazuję na siebie palcem i marszczę brwi.
– No chyba nie ja!– dziewczyna wzdycha głośno i zakrywa twarz dłońmi.
Postanawiam nie odpowiadać mojej siostrze w obawie, że mama, słysząc nasze kolejne krzyki, wymyśli coś jeszcze gorszego, niż wspólne siedzenie w pokoju. Siedzimy w ciszy. Każda z nas znajduje się na swoim łóżku i wpatruje się punkt na ścianie na przeciwko. kiedy mija kolejna minuta, mam dość. Wstaję z łóżka z głośnym westchnięciem i kieruję się w stronę szafy.
Dan przygląda mi się z podejrzeniem. Bacznie obserwuje każdy mój ruch jakbym była jakimś podejrzanym typkiem, który właśnie wszedł do sklepu i dokładnie obserwował kasę. Ja jednak pakuję jedynie ubrania i kosmetyki do wcześniej przygotowanego plecaka.
Chwilę później słyszę głośne chrząknięcie mojej siostry. W tym momencie przypomina mi się Dolores Umbrige z książki ,,Harry Potter i Zakon Feniksa". Przewracam oczami na to rażące podobieństwo obu postaci. Każda z nich jest tak samo czepialska i denerwująca.
– O co ci chodzi?– pytam, kiedy chrząknięcie się powtarza.
– Można wiedzieć co robisz?
Z powrotem obracam się do dziewczyny plecami i dopinam zamek plecaka. Z szafy wyciągam czarny delikatny sweterek, a następnie go ubieram. Moją torbę biorę do ręki, by chwilę później próbować jak najciszej otworzyć drzwi.
– Zadałam ci pytanie- odzywa się dziewczyna nieco głośniej.
Natychmiast zamykam drzwi i odwracam się do niej z przymkniętymi ze zdenerwowania oczami. W myślach liczę do dziesięciu, aby się uspokoić, choć dobrze wiem, iż nie przyniesie to żadnego efektu. Na twarz staram się przywołać najmilszych uśmiech na jaki mnie aktualnie stać.
– Wybieram się do Jackie, przecież się z nią umówiłam– tłumaczę spokojnie, wciąż głupkowato się uśmiechając.
– I ty serio myślisz, że nie powiem mamie o twojej ucieczce?– mówi z niedowierzaniem, by chwilę później zacząć się śmiać.
Ah, no tak, zapomniałabym. Zawsze kiedy trzeba na coś naskarżyć, Dan z ,,dorosłej", zamienia się w małą, wredną dziewczynkę.
Zdenerwowana, zaczynam myśleć nad przekupieniem tej małej zołzy. W tym samym momencie czuję wibrację telefonu. Wyciągam urządzenie z kieszeni i sprawdzam powiadomienie.
@dylan054 udostępnił nowy film...
Film... No własnie...
Rozglądam się po pokoju, a chwilę później z szuflady biurka wyciągam mojego laptopa. Zaciskam go mocno w dłoniach, a Dan przygląda mi się z wyczekiwaniem.
– Masz go dzisiaj do swojej dyspozycji. Obejrzyj sobie jakiś film lub porób na nim co tam sobie chcesz- wyciągam urządzenie w stronę dziewczyny, której mina dalej wyraża zwątpienie.
– Mogę z niego korzystać przez miesiąc i umowa stoi– odpowiada, zakładając ręce na klatce piersiowej.
– Tydzień– targuję się z nią, marszcząc przy tym brwi.
– Niech będzie moja strata- wzdycha i ściska moją rękę.
– Zobaczę na nim jedną rysę, a już nie żyjesz– syczę przez zaciśnięte zęby nim puszczam laptopa.
Dziewczyna tuli do siebie urządzenie niczym pluszowego misia i kiwa potakująco głową. Ponownie odwracam się do niej plecami, otwieram drzwi, by chwilę później kierować się jak najciszej w stronę drzwi wyjściowych. Z każdym głośniejszym dźwiękiem niemal podskakuję ze strachu.
Kiedy znajduję się w przedpokoju chwytam moje trampki i szybko wybiegam z domu. Biegnę w samych skarpetkach jeszcze przez chwilę. Gdy znajduję się kilkanaście metrów od domu siadam na chodniku i ubieram buty, by kilka minut później iść w stronę domu przyjaciółki, znajdującego się kilka ulic dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top