Same problemy

rano

Lee:budzi sie*:n-night...?

leży obok łóżka skulony jak kot

Lee*głaszcze go po głowie...i ubiera się siadając na parapecie*

Night ziewa. Z jego pyska wydobywa się zapach krwi

Lee:NIGHT...CO TY WCZORAJ ROBIŁEŚ!?Czuć to!!*idzie do niego*BUDŹ SIĘ!!

N: Mmrrrrrrraaaaaa.....

Lee:co ty robiłeś...czy ty...zabijałeś...?

N: Tylko jednego z tamtych idiotów...*przewraca się na drugi bok*                                                                                  Lee:ale mówiłeś ze wyczyciles im pamięć...wiec po co to zrobiles....?

N:Bo to kretyni i patologia...

Lee:ale dzięki temu mogłeś ich zmienić!

N:cicho...*chowa się pod łóżko*

Lee:co co cicho...to mój dom i musisz słuchać co ja do ciebie gadam! 

N:wcale nie...

Lee:musisz bo ja nie chce kłopotów...od ciebie...

N:po prostu to olej...

Lee:jesteś nie możliwy night....co z toba sie dzieje?byłeś miły kiedyś a teraz jesteś okropny....

N:grrr

Lee:powiedz mi...to przeze mnie sie zmieniasz?

Lee*ubiera sie bez słowa i wychodzi z pokoju*

Mama Lee:synku śniadanie na stole...!

Lee:juz idę...*idzie do kuchni i siada na stole*

widać tam kanapki różnego rodzaju...ogórki z pomidorkiem z serem itp.

Lee*dzwoni mu telefon*:tak?...o hej co tam u ciebie.....?......porządku jem teraz śniadanie...chcesz gdzieś pójść?jasne mam czas...o której?....14:20 dobrze przyjdę paa...*rozlacza sie*

Mama:kto dzwonił Lee?

Lee:emm kolezanka ze szkoły...chciała żebym jej pomógł w projekcie w szkole i tyle...

Mama:cieszę sie...ale jedz śniadanie skarbie...

Lee:dobrze mamo*je*

night dalej nie wychodzi spod łóżka

*14:10*

Lee*idzie do pokoju i się szybko przebiera*

N: Gdzie idziesz? *siedzi na łóżku*

Lee:do Ani...pytala sie czy chce sie przejść ze mną po parku to sie zgodzilem i idę teraz...*Ubiera swoja ulubiona bluzę czerwona*

N:mam iść...?

Lee:hmm nie wiem...moze nie...chociaż potrzebuje trochę pomocy wiec...idziemy

N*chowa się w jego myslach*

Lee:no to idziemy*kiedy Lee miał wyjść z domu to mama zatrzymała go*

Mama:synku mnie nie bedzie w 2 godziny i zabierz ze sobą klucze dobrze?

Lee:dobrze mamo*zabiera klucze i idzie do parku*

Jest Ania

A:jesteś Lee...!

Lee:tak...nie mogłem tego odpuścić...

A:heehehehe jesteś miły Lee i to bardzo...

Lee*rumieni sie i szybko sie odwraca...mowi cicho*;kurde

N: Daj spokój i bądź normalny...

Lee:denerwuje sie night....nie potrafie

N: TO CIĘ NAUCZĘ!

Lee:dzięki night...*uspokaja sie i odwraca sie*

A:Lee czy wszystko porządku?

Lee:tak....najlepszym tylko bylo Mi duszno....

A:to może zdejmij bluzę swoja*idzie do niego i rozpina mu zamek*

Lee*jest cały czerwony...trzęsie sie*

N: Nie. Lee. Ogarnij się. To opowiadanie ma być family frandyl!

Lee*myśli*:przepraszam ale ona tak pięknie wygląda...

A*zabiera mu bluzę i daje mu*:i juz...ale ty jesteś czerwony...

Lee*trzyma swoja bluzę*:no...ten upał hehehehe idziemy?

A:idziemy*uśmiecha sie i idzie przodem*

Lee*idzie obok niej*

A:wiec...czy twoj przyjaciel...jest tutaj z nami?

N: Ehhh jest i pilnuje tego dzieciaka...

Lee:nooo....jest ale nie interesuje go nasze sprawy...

A*uśmiecha sie i chichocze*:śmieszny jesteś Lee jesteś bardziej miły niż moi koledzy z klasy...oni to sa dupki,chcesz normalnie chodzic do szkoły a oni chcą być z toba po to ze masz duży biust i zgrabną dupę....

Lee:ooo nie wiedziałem...

A:taa...nie chciałam być z kimś ale kiedy ciebie spotkałam to...jesteś inny niż moi koledzy...jesteś, normalny...

Lee:ooo dziękuję....to mile

N: Bla bla bla... zjedz ją...

Lee*myśli*:NIGHT!NIE MOW TAK!
*normalnie*:moze chcesz coś zjeść jeśli masz ochote...

A:chętnie...*uśmiecha sie*

Lee:to...chodźmy tutaj...jest blisko...

idą razem do restauracji i razem spędzają miłi dzień razem jedząc i rozmawiając

3 godziny później

A:to było mile Lee...najlepszy dzień w moim życiu...

Lee:mój tez...*sprawdza godzinę*:o kurde..musze już iść...

A:ooo ja tez pójdę...dziękuję ze spędziłes ze mną Lee...to było mile...

Lee:dla ciebie zrobilbym wszystko...

A*wacha sie i go całuję*

Lee*robi sie cały czerwony...pierwszy raz dostał pocałunek....zaniemowil*

A:do jutra Lee*odchodzi*

N:Chodź już

Lee:emm emm juz juz night*odchodzi*

przez 10 minut wracał do domu uśmiechnięty jak nigdy dotąd...docierają do domu

Lee:mamo...juz jestem...mamo?

*cicho jest*

Lee:hmm...

N: Hmmmm

Lee:mamo?*idzie ja szukać*mówiła ze za 2 godziny wroci...mama nigdy nie łamie obietnicy...

N: Poszukam jej... *wylatuje jako dym przez okno*

Lee:dobrze*tym czasie dzwoni do niej siadajac w salonie*:odzwon mamo..ehhh

N:Lee!

Lee:co się stało night....znalazłeś ja?

N: Szybko! Za mną!

Lee:dobrze*biegnie za nim szybko*

Dobiegają do jakiegoś zaułki w mieście. Na ziemi leży jego matka całą w krwi

Lee:MAMO!!!*biegnie do niej*:NIE NIE NIE CO SIE STALO!?*zabiera szybko telefon i dzwoni po pogotowie*HALO POTRZEBUJE KARETKI NA ulicy.Wisniowskiej 24 MOJA MAMA JEST RANNA NIE WIEM ODCZEGO ALE KRWAWI!...LEE ###### przyjedzcie szybko.....błagam...

*karetka dojeżdża po 10 minutach*

Lee:TUTAJ!*macha do nich*

lekarze zabieraja ja do szpitala i zabierają ze sobą Lee...docierają do szpitala i próbują ratować jej życie

Lee*siada oparty o ścianę kleczac*:boze....boze....mama nie nie moze umrzeć...nie może

N: Spokojnie. Przeżyje.

Lee:a jesli nie!?nie wybacza tego...zabije tego który to zrobił...

N:spokojnie...narazie czekamy

D*przychodzi doktor do niego*

Lee:prosze pana...co z moja mama?

D:pacjentka ma postrzelone pluco,straciła prawie całej krwii...ma uszkodzone nerwy które zaklocily prace serca...bije wolniej i za chwilkę....będzie to jej koniec...

Lee*jest w szoku...nie moze to uwierzyć...kleczy przy ziemi i placze*:n-nie...nie to nie może być...nie prawda*zasłania swoją twarz*

N: Nie... medycyna tu jest zalosna. *znika z jego umysłu*

mama Lee lezy przypieta kroplowkami,jej stan pogarsza sie juz szybciej umiera powoli..nikogo nie ma

N: *dostaje się do jej ciała i prubuje podtrzymać jej funkcje życiowe*

Mama*w jej umyśle siada spokojnie przy stole pijąc kawę...patrzy przez okno...jest słonecznie i spokojnie*

N: Witam. *podchodzi do niej jako młody mężczyzna wczarno żółtym płaszczu*

Mama*patrzy sie na niego uśmiechnięta i spokojna*:dzień dobry...nie widziałam pana kiedyś...chce pan herbaty?mogę ja zrobić

N: Nie dziękuję. *siadła na przeciw* Chce porozmawiać

Mama:proszę mówić*pije kawę powoli*

N: Pięknie tu prawda? Lecz jednej rzeczy nie ma...

Mama:a czego moze zabraknąć nieznajomy?

N: Gdzie pani syn? Jego tu nie ma. To nie jest prawdziwe miejsce. *wszystko się rozpływa w puste. Zostaje tylko stół i krzesła*

Mama;faktycznie...pusto*dopija kawę*a syna...to nie wiem nie pamiętam żebym go miała...

N: *przenosi ich do wspomnień*

Mama:nie poznaje go...kto to jest?

N:  pani syn. Lee

Mama:Lee....kojarzę te imie ale nie pamiętam skąd...

Mama:prosze przenieść nas trochę dalej...

wspomnienia się zmieniaja

to są urodziny Lee...kończy 6 lat...jest ona i ojciec Lee...wyglądają na szczęśliwych...

Mama:p-pamiętam to...jego urodziny dałam mu na prezencie pieniądze i zabawki z jego ulubionych figurek...on je kochał i zbieral...

N: *dalej przesuwa wspomnienia*

Rok później

Mama:o nie...ten dzień...

pokazuje ja sie kłótnie rodziców ze tata ukradł pieniądze Lee i wydał na hazard...mama powiedziała zeby sie wyniósł i nigdy nie wracał,tym czasie mężczyzna bez słów zabiera bagaż i wynosi sie z domu...mama jest załamana i placze przy fotelu...młody Lee obudził sie i poszedł do niej,i ja przytulil...obiecała sobie ze będzie go bronic nawet do śmierci

Mama*puszcza łże*:pamiętam juz....mój synek...nie chce go też stracic

N: Jeśli mi pani poda rękę.... zobaczy go na ni na nowo...

Mama*wyciera łzy*:a kim ty jesteś....?

N: Zwom mnie nightmare. Ale dla przyjaciół poprostu night.

Mama;czyli koszmar...jesteś koszmarem który tworzy sny straszne?

N: Zależy... potrafie i dobre. Chce by ten taki był...

Mama:dlaczego mi pomagasz...co się stało ze mną?

N: Została pani postrzelona. Pomagam pani bo jestem opiekunem pani syna. Wiec i pani...

Mama:opiekunem?Lee nie mówił nic o tobie...

N:bal sie...

Mama:od kiedy sie znacie?

N: Około roku

Mama:a dalej nic nie mówił o tobie...

N: Uwierzyła byś?

Mama:nie wiem...moze...ehh ale dobrze że Lee ma wrescie kogoś kogo by nazwal... przyjaciel

N: Lee potrzebuje tez matki...

Mama:wiec...*podaje mu rękę*chce wrócić do mojego synka...

Jej tetno wraca do prawidlowego tepa tak samo jak oddech

Przychodzi lekarz i nie moze tego uwierzyć...wola doktora który rozmawia z Lee i sprawdzają jej stan

Lee:co sie dzieje?

D:t-to jakiś cud...nie mogę to uwierzyć...

N: *wraca do glowy Lee* Nie cud... tylko tylko ja....

Lee:night...t-ty ocaliles moja mamę?*puszcza łże i opiera się o ścianę z ulga*

N: nie mialem wyjscia...

Lee*puszcza łże*:d-dziękuję night dziękuję...

N: nie placz. To jest czas by bardziej myslec co sie stalo...

Lee*wyciera łzy*:masz racje....zabije gnoja który to zrobił...nie bede miał dla niego litości,tak jak u Adama...

N:mądrze...

Lee:musimy sprawdzić miejsce gdzie moja mama została napadnieta...

N:mhn

Lee:dobrze...no to idziemy*wychodzi ze szpitala*

21 minut pozniej

docierają na miejsce gdzie mama Lee została zaatakowana

Lee:night,czyn swoja powinność...

wychodzi z jego glowy i zaczyna weszec

Lee:masz cos?

N:tak

Lee:wiec prowadź....i znajdżmy go...

zamienia sie w zwyklego czarnego psa i biegnie gdzies

Lee*biegnie za nim szybko*

dobiegaja do jakiegos domu

Lee:dobrze...czas zeby zapłacił za to co zrobił
*idzie do głównych drzwi i sa otwarte...wchodzi powolutku i cicho idzie głąb korytarza...widać tam światło obok wejścia do pokoju....wchodzi a tam jest śpiący przy fotelu facet*

Lee:o Boże...

N:zabić?

Lee:to...ojciec...Adama

N:czyli zabić...

Lee:n-nie wiem...nie potrafię zabić człowieka którego znam....myślałem ze to jakiś inny pijok lub narkomam ale nie rodziny Adama...

N: To ja zabije za ciebie...

Lee:dobrze...zrób to

wysuwa pazury i stad nad mezczyzna

Ojciec adama*powoli sie budzi bo cień go zasłania*:c-co?!kim ty jesteś!?

N: Ostatnia osaca ktora widzisz... *przebija mu pazurami brzuch*

Ojciec adama*pluje krwią i trzyma mocno jego rękę*:co ja zrobiłem?

Lee:bo chciałeś zabić moja mamę...

Ojciec adama:aaaa Lee...wiedziałem ze to ty zabiles mojego syna...

Lee:skąd wiesz ze to ja niby?

Ojciec adama:kiedy poszedłem odac dokumenty w pracy to zauważyłem Adama z kolegami i ciebie tez...i poszedłem za wami popatrzeć jak gnębi takiego slabiaka...ale widziałem ze byłeś nienormalny i wykreciles mu kark jak zabawkę...schowalem sie za jednym drzewem i uciekalem zostawiając go...bylem rozpaczy i postanowiłem żebyś ty tak samo poczuł co ja i postanowiłem zabić twoja pie####na matkę ehehehehe....i jak cierpiała bardzo?

Lee:night......przytrzymaj go przy zyciu

N: Do puki nie wyciagne reki bedzie zyl

Lee:dobrze*idzie do kuchni i zabiera  nóż kuchenny*teraz zobaczymy jak przeżyjesz teraz...

Ojciec adama*:hehehehe idź do piekła smarkaczu...!

Lee:moze i jestem...ale ty będziesz bardziej*przykłada nóż do brzucha ojca Adama i ciska mocno ze przebija i leci mi krew mocno*

Ojciec Adama*krzyczy bardzo mocno*:PUSCIE MNIE!!!

N:wykoncz go

Lee*wyciąga nóż i wbija prosto w serce ojca Adama*

Ojciec Adam*oddycha juz wolno i ciężko...patrzy na nich wściekły...powoli upada głowę*

Lee*łapie jego głowę i patrzy sie prosto w jego oczy*:to ty jesteś przekleństwem nie ja*puszcza go*

ojciec Adam zginął...a z jego klacie leci mocno krew

N: umyj sie i spadamy. Noz spal. Nikt nie moze wjedziec ze to ty.

Lee:dobrze*zabiera nóż i rzuca nóż do kominka obok nich...wychodzi z domu i jest przy ogródku jego...włącza zrasacz i sie myje zatazajac po siebie slad krwii*

23 minuty później...wracają do szpitala

Lee*myśli*:night...

N:co?

Lee:nie wiem dlaczego...ale czuje pustkę,nic nie czuje żadnej emocji,strachu,złości nic...

N:nie martw sie,to minie

Lee:mam nadzieje bo to mi dobija do tego momentu...

N: Wtedy sie musiales odciac od emocji. Ale wkrotce wruca...

Lee:dobrze...

D*idzie do.Lee*

Lee:i jak panie doktorze...co z mama?

D;no...powiem ze twoja matka bedzie żyć,to cud ze będzie żyła...ona ma wielkie szczęście ze ktoś ją pilnuję...

Lee*myśli*:nawe nie wie pan jak...

Lee*normalnie*:a kiedy mama wyjdzie ze szpitala?

D:no....musimy przebadać ja czy stan jest stabilny i musi odpocząć....myślę ze to zajmie 3 dni...zadzwonimy do pana kiedy mozesz odbierać mamę...a poda pan numer telefonu?

Lee:oczywiście*podaje mu*to dziękuję bardzo....a mogę ja zobaczyć?

D:prosze....

Lee*idzie powoli do mamy swojej...siada obok niej*:Boże...jak ona spokojnie śpi...jakby nic nie stalo...

N: Musi narazic odpoczywac. Mam nadzieje ze na dobre sny.

Lee:ja tez night ja tez...*całuję jej czoło*nie pozwolę nikomu skrzywdzić mojej rodziny...

N: Ja ja ciebie... hehe... wracamy do domu..

Lee:dobrze...paa mamo widzimy się za 3 dni*wychodzi ze szpitala*

pare minut później docierają do domu

Lee:ehh jestem wykończony night...ten dzień jest okropny

N: *Opuszcza jego glowe i sie przeciagu* ja tam nie narzekam...

Lee:bo ty już jesteś przyzwyczajony do tego...

N:ty tez przywykniesz...

Lee*idzie do dużego pokoju*:może...a może i nie...*pada prosto na kanapę*teraz nie mam siły myśleć o tym...

N:idź spać...

Lee:dobrze...dobranoc night*rozkłada sie spokojnie w kanapie*

N:dobranoc Lee...

Lee*zasnął*

nightmare patrzy na niego chwile a nastepnie ucieka przez otwarte okno

Koniec części 5

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top