Coś nie tak
3 dni później
Lee dostał telefon od szpitala ze moze odebrać mamę swoją...jej mama czuje sie dobrze jakby nie pamiętała tego wydarzenia
Lee:jestesmy juz mamo...
Mama:juz sie stesknilam za domem...i za kuchnia...
Lee:hehehe ja tym czasie zrobiłem za ciebie obiad*prowadza ją do kuchni i widać tam talerze z spaghetti*
Mama;dziękuję ci Lee*całuję go w czoło*
Lee:dla ciebie wszystko mamo...
Siadaja na stole i jedzą razem obiad
Mama:Lee...mam pytanie do ciebie
Lee:tak mamo?
Mama:czy mozesz mi przedstawić swojego przyjaciela nighta?
Lee*zatkało go*:n-nighta?
Mama:tak...uratował moje życie i odwiedził mnie w glowie,dziwne uczucie ale dzięki temu zyje...wiec kiedy mogę go poznać?
N: no dalej lee. odpowiadaj swojej matce.
Lee:ehh tak to prawda,jestem z nightem i jest z nami....
Mama:wiec...czy moze sie pokazać z nami i zjeść razem obiad?
ogromny cien niedzwiedza pojawia sie za plecami lee. Przerasta go dwukrotnie
Mama*patrzy sie na niego trochę przesztraszona*:w mojej umyśle wyglądałes inaczej...
Lee*patrzy sie za siebie na niego*:jesteś już coraz wyższy...
N: *nabiera ksztaltu i koloru* no widzisz... rosne. Tak samo jak ty tylko szybciej.Prosze wybaczyc mi moj wyglad wtedy. Ale nie chcialem wzbudzic w pani leku.
Mama:nic sie nie stało panie night...moze usiadziesz i pogadamy trochę....?
N:po stoje
Mama:no dobrze...no to jak poznales mojego synka night?
N: Przywolal mnie... nie umiem tego latwo wytlumaczyc.
Lee:pamiętam night ze kiedy chciałem spać to snilem i chciałem wyobrazić przyjaciela...ale przypomniałem o nich i powiedziałem w myśli,,nie chce kolegi chce potwora"i pokazałeś sie przy mnie...
N: I prosze jestem. I jak widac dobrze mi sie powodzi z toba...
Lee:tak...każdym dniem jesteś juz starszy i mniej milutki
N:nie podobam ci sie?
Lee:no podoba mi sie,ale lubiłem cie też także jako slodziaka który leciał po zelki
Przewraca oczami
Lee:hehehrhe to zabawne...
Mama:no dobrze...widziałam ze umiesz sie przenieść do każdego umysłu...co jeszcze potrafisz?
N: Zmienie tego domu z powieszenia zeni chyba interesujace nie jest
Mama:cos jeszcze?
N:zmiana postaci
Lee:on zmienia sie prawie każdego kogo chce...
Mama:mhm...i mam ostatnie pytanie...
Lee:jakie?
Mama:czy...cos wiecie na temat śmierci Adama?
Lee:emm emm co?
N:zkad takie pytanie?
Mama:bo jak skoro widziałam co potafi night i co powiedział to pomyślałam o Adamie...
Lee:m-mamo night by nikogo nie skrzywdził...on nie zabija ludzi...
Mama:wiec czym sie żywi night?
Lee:.......
N: zelki i to co lee przyniesie z obiadu.
Mama:mhm dobrze...juz nie musze zarzucać pytaniami....
Lee:dobrze mamo...zjedzmy juz może?
Mama:dobrze,night zjesz z nami?
N:czemu nie...
mama,Lee i night jedzą razem obiad
10 minut później
Lee:ale juz sie najadlem...to ja juz pójdę do pokoju...
Mama:dobrze Lee,cieszę sie ze mogę widzieć cie znów...
Lee:ja tak samo*wraca do pokoju*
N:Ja tez podziekuje. *bierze talerze i odklada do zmywarki*
Mama:night...kiedy mnie nie bylo to czy cos się stało?
N:Nie. No tylko raz przypalilismy jedzenie...
Mama:mhmhmhhm dobrze to ja juz ci nie przeszkadzam...pójdę do pokoju odpocząć*idzie do pokoju własnego*
N: kupila to... *leci do lee*
Lee:jesteś...prawie by sie dowiedziała...
N:mam to pod kontrola...
Lee:dobrze...nie chce zeby moja mama cierpiała przeze mnie ze zabiłem kogoś...
N: *kladzie sie na lozku*
Lee*kładzie sie tez na łóżko*:jestem juz zmęczony moze pójdziemy spać wcześnie?
N:tak,dobry pomysł
zakrywa sie kocem i próbuje zasnąć
20 godzina
Dzwonni telefon Lee
N:odbierz
Lee:mmmmm co?*odbiera telefon*tak?o hej Ania co tam u ciebie?nooo leżę w łóżko a co?....no no mogę pójść...to przyjdę za chwilkę ok to część pa*rozlacza sie...i idzie się ubierać*
N:a ty dokad?
Lee:do Ani...pytała sie czy pójdę do niej na krótki spacer bo nie mogła zasnac
N:ehhh
Lee:no co night?
N:nic
Lee:ehh dobrze*ubiera bluzę czarna i wychodzi z domu*
pare minut później przy moście stoi Ania
A:Lee!
Lee:jestem Ania*jest obok niej*
A:przepraszam Lee jesli cos ci przeszkodzilam...
Lee:a nic sie nie stało..zasnolem popołudniu i nie miałem nic innego do roboty...
A:dziękuję Lee*idzie powoli na druga stronę mostu*
Lee*idzie za nia*:wiec to co chciałaś Ania porozmawiać?
A:no bo...Lee...boje sie..
Lee:czego Ania?
A:morderstwa..na Adamie i jego ojcu
Lee:aż tak ciebie przeraża?
A:tak...nie odnaleźli mordercę i nie mogłi znalez dowodu a nóż który użył jest spalony do szczetnie...
Lee*myśli*dzieki bogu
Lee*normalnie*:na pewno znajda tego mordercę...
A:mam taka nadzieje*łapie za jego ramie*:czuje sie bezpieczna kiedy jestem z toba...
Lee*rumieni sie ale uspokaja swój oddech*:ja tez czuje sie bezpiecznie z toba...
Ania i Lee stoją przy barierkach oglądając rzekę
A:jak ją kocham to miejsce...tutaj czuje spokój i mogę żyć dalej....*wacha świeże powietrze*
Lee:moze ja tez to polubie...
A:Lee mam pytanie do ciebie...
Lee:jakie?
A:czy nawet najgorsza osoba może sie zmienić jeśli popełnił duży błąd?
Lee:emm tak moze sie zmienić..A czemu się pytasz?
A:no bo myślałam o Adamie i pomyślałam ze jesli zmienił by sie to nie musiałby zginąć...
Lee:no niestety...taki był od zawsze nie możemy zmienić przeszłości...
A:tak to prawda...
Nightmare chodzi po domu niecierpliwie. Zastanawia sie gdzie jest lee. Jeszcze bardziej go denerwuje godzina ktora widnieje na zegarze. Jest juz kokolo polnocy a jego nie ma
nagle słychać telefon do pokoju mamy Lee
Mama:halo kto mowi?co się stało!?*szybko wychodzi z domu i jedzie gdzieś*
zamienia sie w chmure czarnego dymu i leci za autem
jedzie prosto do szpitala....szybko biegnie do środka i szuka lekarza
nagle zauważa płacząca Anie opierając sie o ścianę
Mama*zauważa ja i biegnie do niej*:co się stalo,kim ty jesteś?
A*zauważa ja i ja mocno przytula*:przepraszam to moja wina moja wina...!
Mama:co się stało?z skąd masz numer do Lee?
A:ja i Lee jestesmy przyjaciółmi...zadzwoniłam do niego żeby przejść sie ze mną trochę w moście i patrzylismy na widoki...i i....i
Mama:CO SIE STALO!?
A:nagle samochód pojawił sie i prawie chciał nas wyrzucić do rzeki ale Lee mnie popchnal obok i.....i....sam poleciał do wody...dzwoniłam szybko po pogotowie,policje i straż i go wyciągnęli...ten facet stracił panowanie nad samochodem nir był pijany....i teraz nie wiem co z Lee...TO WSZYSTKO MOJA WINA*zasłania swoja twarz płacząc*
Mama*przytula ja*:to nie twoja wina...nie wiedziałaś o tym....teraz jest ważniejsze zeby Lee przeżył...
N: *przybiera postac doroslego mezczyzny o kruczoczarnych wlosach i czerwonych oczach* Gdzie lee?
Mama:n-night...?
A:p-przepraszam ale kim pan jest?
N: Tak to ja... wujek lee.
A:Lee jest tam*pokazuje mu prosto 2 drzwi po lewej*
N*idzie tam*
sa tam lekarze i Lee...ma duza kroplowke i stan obniża sie i powiększa i tak na okrągło
L:musimy jej powiedzieć...
L2:rozumiem...*wychodzi i idzie do Mamy Lee i Ani*
Mama:no i...?co z nim?
L2:pani syn jest w gorszym stanie...jego kręgosłup i głową maja pęknięcia i Lee najprawdopodobniej niedługo...umrze
Mama*jest załamana i nie może uwierzyć...opiera się o ścianę*:nie...Lee nie
N: Ehhhh... nie... jeszcze w tym tygodniu stanie na nogi.... mhmhmhmhmmm....
lekarze opuszczają pokój lee i idą do innych zeby im pomoc
N: *Staje obok lee. Patrzy na jego matke*
wyciera łzy zaplakana a Ania pociesza ja jakoś
wyciaga pazur i naciskq mu skore na rece. Wyrywa sobie wlos i wklada do naciecia. Nacina sobie reke i skape na rane wlasna czarna jak sola krwia. Troche jeszcze wlewa mu do ust
po chwili stan Lee powoli sie poprawia i wraca na swój stan...czuć ze jeczy cicho ale słychać
N:heheheh spokojnie
Lee*otwiera trochę oczy*:n-nig-*zamyka spowrotem*
N:jestem tu...pilnuje cie
L*wchodzi lekarz i go zauważa*:prosze stąd wyjść...prosze pana...jest pan z rodziny?
N:tak
L:wiec prosze wyjść...musimy badać pacjenta
N:dobrze*wychodzi*
patrzy na niego jak wychodzi i bada stan lee...nagle Lee trochę jeczy i rusza głową a dodatku widzi ze stan Lee jest dobry i lekarz zaszokowany biegnie do drugiego lekarza który rozmawia z mama Lee i z ania
L:prosze szybko iść do pokoju 2....
L2:co się stało?
L:ten chłopak...obudził sie i jego stan jest pozytywny
L2:jak to!?
biegna tam
Mama:night...co tam robiłeś?
N:nie spodoba ci sie...
Mama:powiedz
A:ale o co chodzi?
N: Ehhh... dalem mu troche mojego DNA by jego cialo moglo sie wzmocnic
Mama*oddycha trochę z ulga ale tez zaskoczeniem*:dzieki bogu night...uratowales go...
N:jest małe ryzyko
Mama:to znaczy jakie?
N: No... moze stac sie na wpol koszmarem
Mama:j-jak to koszmarem!?
A:ze co...o czym wygadacie jakim koszmarem moze byc lee....?
N: Sorki Anka... ale chyba pamietasz wymyslone przyjaciela twojego chlopaka.
A:tak...Ben to ty nim jesteś...?
N:Za to imie chcialem go udusic ale tak. To ja. Nazywam sie nightmare.
A:c-co?
Mama:to prawda Ania...to jego przyjaciel night...
A:a ja myślałam ze tak żartował zeby mnie pocieszyć a tu prosze...powiedział prawdę...Ale dlaczego myślisz ze moze być koszmarem?
N: Pomysl. Ja jestem koszmarem. Dalem mu moje geny.co sie moze stac?
A:pol człowiek pol koszmar
N: Brawo. Dostaniesz 5 z genetyki
A:przestań to nie jest śmieszne...
Mama:wiemy...ale teraz musimy czekać gdy lekarz powie o jego stanie...
L*przychodzi wlasnie lekarz do nich*:mam dobra wiadomość...Lee jest w doskonałej formie i jego życie nie jest zagrożone...może wyjść wcześnie
Mama:dziękuję panie doktorze...
L:wiemy ale to nie nasza zasługa...ktoś w gorze pilnuje tego chłopaka...napiszę pani uzgodnienie na zwolnienie Lee i moze wrócić do domu..
Mama:dobrze*idzie za nim*
N: Ten na gorze by palcem nie ruszyl...
A:Taa...ale jesli ma twoje geny to nic sie nie stanie z nim prawda?
N: Nie wiem. Nie wiem na ile to zadziala na jego muzg
A:mam nadzieje ze nic mu sie nie stanie nic zlego
N: To jest jedyne co mozemy robic
przychodzi mama z Lee
A:Lee!!*przytula go mocno*:tak sie martwilam o ciebie...
Lee:czy możesz mnie puścić,bo naprawdę umrę...
A:o wybacz*puszcza go*:jak sie czujesz?
Lee:n-no nie wiem...czuje sie znakomicie...nigdy nie czułem takiego zachwytu...
N:musisz ochłonąć
Lee:no no dobrze...ale czuje sie taki silny jak nigdy dotąd...
Mama:synu może wrócimy do domu juz...?
Lee:no dobrze...A co z toba Ania?
A:spokojnie tata przyjeżdża po mnie...
Lee:dobrze...cieszę sie ze was widzę....
Mama:i my też
pare minut później wszyscy rozeszli sie na swoje miejsca...ania wróciła do domu a Lee,mama i night wrócili na swoje
Lee:jestem wykończony idę do pokoju juz...*idzie do pokoju swojego*
Mama:dobrze...śpij dobrze
N:przypilnuje go*idzie za nin*
Lee*wchodzi do pokoju i walczy jak bokser na treningu*:ja czuje tak duzo energi ze ja nie wiem co z nia zrobic...*szybko sie rusza*
N: Lee... czy czujesz cos jeszcze poza ta sila?
Lee:nie a co?*tak szybko bije do nikogo ze nagle uderza w ścianę i robi niej dziurę*:o w mordę...
N:ehhh uspokoi sie
Lee*wyrywa rękę ze ściany*:zkad mam taka sile....?to nienormalne
N: Ehhh... ode mnie.... musialem cie jakos przywrocic do zycia.
Lee:c-czekaj czekaj czekaj to....od...ciebie?mam taka sile?co miałeś na myśli ze czuje co innego?
N:nie ważne...
Lee:powiedz co sie ze mną stanie!?
N: Moje geny moga wplynac na twoj muzg. Moga. Ale nie musza
Lee:super...*kładzie sie na łóżko i chowa sie podkocem*
N:wybacz
Lee:dajze spokój...zostaw mnie
zamienia sie w dym i wylatuje przez okno
po chwili Lee zasnął w swoim łóżku...ale nagle pojawia sie w swojej umyśle i stoi w pustej ciemnej przestrzeni
Lee:halo?
echo słychać w całego jego umyśle
Lee:co jest?
Nagle slychac sztraszny smiech
Lee;kto tam jest?
nagle pojawiają sie oczy czerwone jak krew przednim w ciemnej przestrzeni
Lee:kim ty jesteś?!
?:hehehehehe czy to ważne,wiesz kim jestem ale tego nie wiesz...
Lee:co masz na myśli?
?:nic po prostu jestem szczęśliwy ze mogę cie poznać osobiście Lee...
Lee:skąd wiesz jak sie nazywam?
?:mowie,wiesz kim jestem ale tego nie wiesz...
Lee:emm nie wiem...
?*nagle pojawia sie przed nimi w postaci dymu w oko za oko*:jestem toba Lee...jestem-
Koniec części 6
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top