letzte Nacht am Schwimmbad
Wyszła jeszcze na ostatni obchód sali basenowej. Została tylko jakaś dziewczyna, która przykuła jej uwagę, siedząc tu już od czterech godzin. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jest to zwykły basen - trzy tory, brodzik dla dzieci i jacuzzi. Nie rozumiała więc dlaczego dziewczyna siedziała tam tak długo, jednak szybko zatarła tę myśl. Za duża ilość zielonych płytek wprawiała ją w dziwny nastrój. Dwanaście godzin w pracy to zdecydowanie za dużo na jeden dzień, na szczęście to jednorazowa akcja.
—Zaraz zamykamy. — rzuciła, przekładając dziecięce zabawki. —Powinna pani wychodzić.
—A tak, tak. Przepraszam, zasiedziałam się — odpowiedziała rudowłosa; była bardzo ładna nawet bez makijażu. To również przykuło uwagę Kathariny.
—Nic nie szkodzi. — uśmiechnęła się. Poszła jeszcze poukładać zabawki, które walały się po całej hali. Były tylko one dwie. Monitoring już nie działał, było dawno po czasie, wszyscy kwadrans temu mieli być w szatni. Można było się zastanawiać dlaczego nikt jej stamtąd nie wypędził, jednak czy było warto? Wielokrotnie już bywało tak, że ktoś zwyczajnie się zasiedział i nie zauważył, że inni poszli. Na tym basenie trenowali najlepsi niemieccy sportowcy, więc kilkugodzinny trening był czymś zupełnie normalnym, jednak w tej dziewczynie było coś, co nie pozwalało jej do końca zaufać. Tajemnicza nuta drwiny i podekscytowania w jej głosie sprawiała, że chciało się z nią rozmawiać, a jednocześnie włos jeżył się na głowie. Wydawała się bardzo pewna siebie i wyróżniała się z tłumu.
Odkładała już ostatnią deskę do pływania, gdy nagle coś, jakby sznurek, owinęło jej szyje i mocno ścisnęło. Chciała odwrócić się, zobaczyć kto to i dlaczego to robi, jednak ucisk był zbyt mocny. Głośno oddychała i bezskutecznie próbowała zaczerpnąć powietrza. Szarpała się, usiłowała wyrwać z uścisku, jednak na marne. Starała się nabrać powietrza ile się dało, ale nagle napastnik zawiązał sznur i wepchnął ją do wody. Nie było już ratunku. Katharina nim zdążyła zareagować, wpadła z głośnym hukiem do wody, przez chwile jeszcze stawiając opór, jednak później jej delikatne ciało zaczęło dryfować na tafli spokojnej wody. Nie mogła krzyczeć, z resztą i tak nikt by jej nie usłyszał. Nie mogła zrobić nic. Mogła jedynie czuć jak umiera. Patrzyła na swoją własną śmierć, pomimo że widziała ją tylko w swoim umyśle. Jej ciemnobrązowe włosy utworzyły wachlarz wokół jej głowy, a ręce, które wcześniej ściskały sznur, odpuściły i dryfowały pod powierzchnią chlorowanej cieczy. Umarła natychmiast. Szkoda, że nie zdążyła zobaczyć w oknie kto ją zamordował.
****
-Jak nazywa się ofiara? - spytała Lucy, przyglądając się sinym śladom na szyi brunetki. Kucała nad wyciągniętym z wody ciałem z kubkiem kawy w ręku. Oczy same jej się zamykały, jednak taki był urok tej pracy. Był poranek, dla przeciętnej osoby zwykły, niczym nie wyróżniający się dzień roboczy. Promienie słoneczne nie przygrzewały jeszcze tak mocno, ze względu na wczesną porę. Blondwłosa policjantka już czuła, że ta sprawa będzie męczyć ją przez długi czas.
-To Katharina Schmidt. Studiuje AWF tutaj w Monachium. Rodzice zginęli w wypadku, dziadkowie dawno zmarli. Nie ma rodzeństwa, tylko kuzyna Andreasa Werter. Singielka, instruktorka pływania na tym basenie. Pracowała tu odkąd skończyła liceum sportowe. - wyjaśnił niewzruszony komisarz Lukas Zimmermann. Odkąd zaczął pracować w kryminalistyce oglądanie zwłok od rana do wieczora nie robiło na nim wrażenia. Jest dość młody jak na to ile doświadczenia nabrał, jedynie świeżo po trzydziestce. Tego dnia on również czuł, że śliczna brunetka zostanie im na długo w pamięci. Dotknął delikatnie przez rękawiczkę miejsca duszenia. Sznur zawiązany był tak mocno, że gdy go zdjęli skóra nadal była zapadnięta w tym miejscu.
Lucy starała się skupić na tym co mówił, jednak jego zielone oczy za bardzo ją rozpraszały. Mimo wszystko zakodowała w głowie informacje o denatce. - Jak zginęła? - zwróciła się do patologa; Alex był świetny w swoim fachu i niejednokrotnie udowodnił, że za zabójstwem może się kryć wiele różnych wątków. Poza pracą był dobrym przyjacielem pani komisarz.
-Najpierw ktoś ją udusił, później wrzucił do wody. Pływała w wodzie przez całą noc. Ochroniarz twierdzi, że znalazł ją na porannym obchodzie. Zgon nastąpił koło 22:30. Więcej po sekcji. - powiedział machinalnie, obdarzając przyjaciółkę czymś w rodzaju uśmiechu; tego dnia nikt nie miał na nic nastroju. W powietrzu czuć było śmierć.
-Jasne. A monitoring? - zapytała rozglądając się po hali. To tutaj trenowali niemieccy olimpijczycy, a teraz pewnie pół miasta przestanie tu przychodzić. Nawet jeśli sto razy zmienią wodę.
-Punkt dwudziesta druga wyłączają. Możemy tylko sprawdzić kto był tutaj w momencie wyłączenia kamer - Lukas spojrzał na sufit w poszukiwaniu kamery, która mogłaby obejmować potencjalne miejsce zbrodni. Jak na obiekt o bardzo dobrej opinii, sprawy organizacyjne nie były ich mocną stroną.
- W takim razie jasne jest, że zabójstwo było planowane, ale skoro zgon był pół godziny po wyłączeniu kamer, to może mamy szanse zobaczyć czy z kimś się pokłóciła albo chociaż kawałek jej śmierci. - zasugerowała.
-To miałoby sens... A może to ktoś z pracowników? No pomyśl tylko, wiedział kiedy kamery przestają działać. Znał dziewczyne, mógł to zrobić dyskretnie, tak żeby nikt nie widział i zatrzeć po sobie ślady. Poza tym, ofiara została uduszona, zero krwi, pewnie nawet nie mogła krzyczeć. Z tego, co widziałem, supeł porządny. Napastnik musiał mieć dużo siły. - wyjaśnił, zadowolony z tego, co udało mu się wymyślić. Lucy nie podzielała jego zdania. Z niewyjaśnionych powodów czuła, niemalże fizycznie, że to będzie sprawa jakiej świat nie widział. Bała się tego, ale jeszcze bardziej bała się, że na jednej ofierze się nie skończy; chyba miała dobre przeczucie.
-Motyw? - prychnęła zdenerwowana. - Przecież to mógł być każdy. To jest publiczny basen kurwa! - dodała i zamknęła oczy, łapiąc się w kącikach. Miała dość. Nie radziła sobie ostatnio, a ten incydent był ostatnim czego teraz potrzebowała. Zimmermann mocno ją przytulił. Martwił się, słusznie. Widać było jak z dnia na dzień bardziej się wykańcza. A miała dopiero dwadzieścia dziewięć lat. Chciało mu się krzyczeć z bezsilności.
-Motywem mogły być złe stosunki w pracy lub w życiu prywatnym. Może kłótnie z szefem, za mała pensja? - zaproponował Lukas, jednak sam nie do końca w to wierzył. Upił łyka herbaty, którą przed chwilą zrobił sobie w automacie. Była okropna. Gorzka, bez cukru, bez cytryny, bez niczego. Postanowił nie zaprzestawać piciu jej, bo od rana nie miał nic u ustach. Była szósta rano. Nie zjadł nawet śniadania, natychmiast wezwano go do pracy. Skrzywił się, ale Schmitt jego nie zauważyła. Masowała kąciki oczu, które zamknęła. Oni obydwoje odczuwali skutki pracy w wakacje. Jak nie wstają o nieludzko wczesnych porach to wracają w środku nocy. Lucy marzyła o jesieni. O spokoju; najlepiej na urlopie w tropikach, gdzie nikt jej nie zna, a ona będzie mogła w spokoju odetchnąć.
-Nie, ewidentnie coś mi tu nie gra.... To musiał być ktoś z zewnątrz. Tak czuje, Lukas - przyznała; miała przeczucie, że zielonooki myśli tak sam.
-Komisarz Schmitt? - zajrzał do środka jeden z policjantów. - Przyszedł kuzyn ofiary, Andreas Werter.
-Już idziemy. - powiedziała zgarniając partnera, który cukierkiem zajadał okropną herbatę. Jedynym plusem kupienia jej było to, że minimalnie się rozbudził. Zapowiadał się naprawdę długi męczący dzień. Początek kłopotów.
Krzyk, szarpanina, ból, śmiech.
Plan, dobry plan.
Ucieczka.
To jedyne, co pamiętała. Wiedziała, że się udało. Katharina nie żyje, to było pewne.
Działała sama, ale była o wiele lepsza niż niejedna zorganizowana grupa. Była zdolniejsza od terrorystów, mądrzejsza od policjantów, sprytniejsza od detektywów. Ona wiedziała, przeczuwała. Ona miała racje. I udało jej się. To niesamowite jak bardzo musiała się napracować, jak ostrożna musiała być. W głowie szumiał jej odgłos wody, na przemian z głuchym krzykiem. Zemdlała parę razy po powrocie do mieszkania. Pluła krwią. Wymiotowała, jednak trzymała się swojego planu, który powoli jej się udawał. Jedna osoba mniej to już coś.
Jej rude włosy były spięte w niechlujnego kucyka, a na sobie miała tylko bluzę i damskie bokserki. W tle cicho grała muzyka, a ona śpiewała gotując obiad. Bujała się w rytm Pursuit of happiness. Zwyczajny dzień zwyczajnej dziewczyny. Bo przecież kto mógłby osądzić ją o zabójstwo?
To ona nosiła zakupy starszej sąsiadce spod 11. To ona promiennie uśmiechała się do sprzedawczyni w Aldi. To ona zawsze mówiła dzień dobry, była gościnna i pomocna, dziewczyna ideał. A przy tym miała tak piękna figurę i tak wysportowane ciało, jednak zarys mięśni był tylko delikatny, a kobiecość podkreślał jak u żadnej innej kobiety. Piękna, smukła twarz była cała pokryta piegami, a głębokie zielono- żółte oczy wspaniale mieniły się w słońcu. Piękno zewnętrzne nie równa się pięknu wewnętrznemu. I to zgubiło każdego kto stanął na jej drodze.
I nagle zmarła starsza pani z mieszkania numer 11. Ni stąd ni z owąd, kasjerka Aldi odeszła z pracy. Nieliczni mówili dzień dobry, a uśmiech już nie był tak promienny i gościnny. Została sama, oszukana. I zamierzała się zemścić, bo wiedziała, co będzie dla niej najlepsze. Ale jak już odchodzić, to w wielkim stylu, prawda?
-Cały świat mnie zapamięta i wtedy ty w blasku nocy ten ostatni raz ujrzysz moich oczu blask i smak poczujesz ust... -nuciła. Bardzo pięknie śpiewała. To było jej kolejną zaletą. Pisała także własne teksty, takie jak ten. Muzyka była jej największą pasją. Lubiła też gotować. Nie jadła mięsa, czasem okazjonalnie tylko kurczaka. Wydawała się taka niewinna i czysta, jednak to tylko pozory.
*ostatnia noc na basenie
Hej, nie przewijaj! Notka od autorki ;))) Mam nadzieje, że książka się podoba i was zaciekawiła. Nieskromnie myśle, że to będzie najlepsze co kiedykolwiek napisałam. Kocham czytać i pisać, więc i hope that you'll like my shit.
Zapraszam na (mam nadzieję) wspaniałą przygodę z książką, która wciąga od początku do końca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top