Part 3

Fumiko zatrzymała się dopiero koło lasu oddychając ciężko, nie zważając na to, czy będzie miała brudne lub podniszczone ciuchy usiadła pod drzewem opierając plecy o korę starego dęba. Przymknęła oczy lecz wtedy usłyszała przeraźliwy śmiech, gwałtownie podniosła się i rozejrzała wokół siebie. Nikogo nie widziała. Po kilku minutach uspokoiła oddech i teraz na spokojnie rozejrzała się. Czuła się obserwowała co doprowadzało ją powoli do istnego szału. Podniosła torbę i szybkim krokiem poszła w stronę domu, rozglądała się co jakiś czas, by sprawdzić, czy nikt jej nie śledzi. Jakie było jej szczęście, kiedy dotarła do posiadłości ciotki! Szybko przeszła przez ogromną, stalową bramę i podeszła do drzwi, wyciągnęła klucze i otworzyła drzwi. W tym samym momencie coś wypadło z jej kieszeni. Była to pożółkła, mała kartka, która lekko się już rozsypywała.

„Boisz się?"- było napisane na papierze nie starannym pismem, wręcz krzywym. Nastolatka przełknęła ślinę i zajrzała w głąb torby. Znajdowała się tam kolejna pożółkła kartka, lecz tym razem nie było na niej nic napisane, jednak był na niej jakiś znak. Przekreślone koło. Fumi czym prędzej weszła do środka zatrzaskując drzwi, zamknęła je na cztery spusty i oparła się o ścianę niedaleko siebie.

-Co to było? O co chodzi? Czy to są jakieś głupie żarty nowych kolegów z klasy?-Zadawała sobie pytania, na które nie potrafiła odpowiedzieć. Westchnęła ciężko i weszła po schodach, by potem przekroczyć próg swojego pokoju. Opadła zmęczona na łóżko i zakryła oczy rękoma. „Czy ktoś robi sobie z niej żarty?"- Pytała. A może to sprawka nieznajomego z łazienki? Nie, na pewno nie. W końcu nikt taki nie istnieje, a po za tym, jak mógłby włamać się do domu? Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Nie spostrzegła nawet, kiedy zdążyła usnąć...

Znajdowała się w ciemnym i obskurnym pokoju, na środku pomieszczenia stały dwa stare krzesła, które wyglądały, jakby lada chwila miały się załamać. Spojrzała wokoło siebie. Nagle usłyszała głuchy huk koło krzeseł. Spojrzała w tamtym kierunku i zamarła. Na krzesłach siedzieli jej rodzice, przywiązani i nieprzytomni. Chciała do nich podbiec, ale zatrzymał ją silny uścisk na ramieniu. Spojrzała za siebie, oniemiała... to był ten sam chłopak, co wtedy w łazience! Uśmiechał się kpiąco w jej stronę pokazując zęby. Przestraszona nastolatka nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa! Blondwłosy zaśmiał się sadystycznie i westchną.

-Boisz się?-Zapytał. A dziewczyna połączyła ze sobą fakty... przecież to było jasne, że karta, która została jej podłożona to sprawka, któregoś z nich! A teraz, nawet wie którego! Przymknęła oczy i zacisnęła pięści.-Jasne, że się boisz, kto by się nie bał!-Wykrzykną, a nastolatkę przeszły nieprzyjemne ciarki. Chłopak zarechotał i odwrócił do siebie dziewczynę.-Zginiesz, dziwko...-Powiedział tak, jakby przez jego struny głosowe przechodził głos samego diabła. W tym samym momencie obudziła się z krzykiem zlana zimnym potem, przejechała wzrokiem po pokoju i ukryła twarz w dłoniach.

-Mamo... Tato... To jego wina! To on was porwał! Bawi się mną, jak jakąś gównianą laleczką!- Wykrzyknęła szlochając i z tego wszystkiego rzuciła lampką nocną o ścianę. Przez chwilę stała nieruchomo wpatrując się w martwy punkt na podłodze. Wiedziała, że chce ją zniszczyć, doprowadzić do obłąkania, a następnie do samobójstwa... jednak pomimo tego, że wiedziała co chce z nią zrobić nie wiedziała nic, dlaczego to robi, po co mu jej cierpienie, czy jej rodzice coś zrobili?

-Nie wiem...-Przerwała.-Nie wiem, Nie wiem, Nie wiem, Nie wiem, Nie wiem...-Ciągle powtarzała to samo słowo bez przerwy. Chwyciła się za głowę i przykucnęła, z jej oczu zaczęło wylatywać jeszcze więcej łez. Po kilkunastu minutach uspokoiła się, a przez otwarte drzwi do jej sypialni wszedł Max. Przysiadł się koło niej i zaczął lizać jej ręce. Ta pogłaskała go, a pies zaskomlał, jakby chcąc spytać się „co się stało?". Brązowowłosa uśmiechnęła się smutno w jego stronę, a zwierzak szczekną. Nagle zaczął warczeć wpatrując się w zaciemniony kąt w pokoju. Brązowooka spojrzała tam i nie mogła uwierzyć. Teraz znajdowała się w lesie, a przed nią stał dwumetrowy mężczyzna nie posiadający twarzy. Zanim zdążyła coś powiedzieć przebił ją na wylot jedną z macek. Zakasłała krwią, aż nagle... obudziła się...

-C-co się dzieje...-Zapytała samej siebie, wstała i podeszła do lustra. Uszczypnęła się chcąc mieć pewność, że nadal nie śni. Na szczęście... obudziła się. Westchnęła i spojrzała na lampkę nocną koło łóżka, stała tam cała, a pies? Spał na jej dywanie. Odetchnęła z ulgą, że to był tylko głupi sen...

Ale czy ktoś powiedział, że sen może się nie sprawdzić? Przecież ten mężczyzna pragnie jej śmierci, z resztą, tak, jak inni, czy ujdzie z tej chorej parodii horroru życiem? Czy zapłaci najwyższą cenę? Tego nikt nie wie...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top