Part 1

Brązowowłosa dziewczyna otworzyła drzwi do swojego domu. Odłożyła swoją torbę z książkami na podłogę i lekko zaniepokojona ciszą panującą w domu skierowała się do salonu.

-Wróciłam!-Krzyknęła, lecz nie usłyszała żadnej odpowiedzi. Zdenerwowana nastolatka pokierowała się na piętro, otworzyła drzwi do sypialni rodziców. Nic. Pobiegła do kuchni, a następnie do łazienki. Również nic.

Nie zostawili nawet wiadomości.

Nie ma ich.

Zniknęli?

A może gdzieś wyszli?

Nie, przecież, by jej powiedzieli, prawda?

***

Tydzień minął, a ich nadal nie ma! Nastolatka teraz łka sama w kącie pokoju i zadaje sobie pytanie: „Czemu mnie zostawili? Nie kochali mnie? Czy to była tylko głupia gra? Czy to wszystko co budowali w rodzinie tyle lat było nic nieznaczącą iluzją?" Widocznie tak...

Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Zlekceważyła je, ale pukanie stawało się coraz bardziej natarczywe. Nadal zrozpaczona dziewczyna podeszła do drzwi i otworzyła je, zobaczyła w nich dwójkę policjantów.

-To ty jesteś Fumiko Katsuki? Zapytał, na co brązowooka kiwnęła twierdząco głową.-Jestem sierżant Kirumi Hideki i zostałem wezwany, ponieważ jak już pewnie wiesz dziecko do ukończenia pełnoletności powinno mieszkać ze swoimi rodzicami, czy też opiekunami, a jak słyszałem to twoi rodzice z niewyjaśnionych przyczyn zniknęli, prawda?-Ponownie kiwnęła i tym razem zdołała wydusić z siebie ciche „mhm". –W tym wypadku będziesz zmuszona przeprowadzić się do ciotki, która zamieszkuje w Polsce. Proszę abyś teraz spakowała swoje najpotrzebniejsze, i drogie dla ciebie rzeczy. Będziemy czekać przed domem.-Nastolatka bez słowa ruszyła do swojego pokoju. Wyciągnęła czarną, sportową torbę i spakowała do niej parę ciuchów, laptopa i... Zdjęcia... Rodzinne zdjęcia. Popatrzyła na jedno z nich. Dokładnie pamiętała ten dzień. To było przed tym, jak jej rodzice zniknęli. Stali przed teatrem z uśmiechami na ustach. Tak to było zdecydowanie najbardziej rodzinne wyjście od czasów jej nastoletniego życia. Szkoda tylko, że właśnie to miała być jej ostatnia wycieczka z rodziną. Przycisnęła zdjęcie do siebie i żałośnie załkała...

-Dlaczego mnie zostawiliście? Nie chcieliście mnie? Przecież wyglądaliście na tak szczęśliwych!- Krzyknęła łkając i oparła się o ścianę, zsuwając się z niej. Ukryła opuchniętą od płaczu twarz w dłoniach i pogrążyła się we własnych myślach i wspomnieniach.-Dlaczego?- Ciągle zadawała sobie to jedno pytanie, chciała tylko znać odpowiedź. Czy to tak wiele? Czy nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie? Skoro ona nie wie, to dlaczego inni mają wiedzieć? Westchnęła chcąc uspokoić swój niespokojny oddech. Oparła głowę o ścianę i przymknęła zmęczone oczy. Chciała spać... i już nigdy się nie obudzić... w końcu to dla niej za dużo...

-Czekałam. Czekam. Będę czekać. Więc do cholery gdzie jesteście?-Zapytała szeptem wiedząc, że nikt jej nie odpowie. Wstała powoli podpierając się brązowej ściany. Zapięła torbę i zawiesiła ją przez ramię. Pozostało jej tylko przeprowadzić się do nieznanej kobiety i okolic, bo cóż mogła zrobić? Walczyć? Nie ma o co. Uciekać? Nie ma gdzie. Żyć? Nie ma pojęcia jak... w końcu to była jej jedyna, a z resztą najbliższa rodzina. Załamana wyszła przed dom, by następnie wsiąść do radiowozu, a następnie do samolotu.

#Kilka godzin później

Nastolatka stoi przed posiadłością z zaciekawieniem. Wielki biały budynek zabierał dech w piersiach, a widoczny ogród przed rezydencją sprawiał, że człowiek chciał się uśmiechnąć. Tylko ona nadal nie mogła pogodzić się z TYM wydarzeniem. Spojrzała przed siebie słysząc radosne, pełne energii wołanie ciotki. Dziewczyna podeszła do progu, a kobieta uśmiechnęła się miło w jej stronę.

-Cześć, jesteś Fumiko, prawda?-zapytała, a nastolatka lekko przytaknęła.-Nie jesteś zbyt rozmowna, co?-Westchnęła.-Ja jestem Katie, twoja ciotka. Wchodź do środka, robi się zimno.-Brązowowłosa przytaknęła lekko i weszła do środka. Ciepłe powietrze buchnęło jej w twarz na co ta zarumieniła się pod zmianą temperatury. Ściągnęła buty i poszła w głąb korytarza tachając na ramieniu torbę, którą ułożyła pod jedną z beżowych ścian. Salon był bardzo przytulny, ściany były koloru ciemnego beżu, gdzie jedna z nich była ciemnobrązowa. Białą podłogę okrywał duży, puszysty, brązowy dywan, a przed kanapą i dwoma fotelami stał kominek, który oświetlał część pomieszczenia. Spojrzała w dół czując jak coś ociera się o jej nogę. Był to mały pies o brązowo-białej sierści. Schyliłam się i kucnęłam klepiąc go po małej główce. Odwróciłam się w stronę czarnowłosej i spojrzałam na nią pytająco.

-Ach, no tak. To jest Max. Dostałam go od koleżanki, ponieważ wyprowadzała się do ameryki i nie mogła go ze sobą zabrać, nie będzie ci przeszkadzał.-Oznajmiła, a ja lekko się uśmiechnęłam i pokręciła głową i wyszeptała.

-Nie, nie będzie. Z całą pewnością nie będzie...-Przymrużyła oczy głaszcząc puszystą sierść zwierzaka. Kobieta uniosła kąciki ust i powiedziała wchodząc na schody.

-Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju...-Powiedziała patrząc przez ramię na brązowooką. Dziewczyna wstała i poszła za szatynką. Stanęły dopiero przed białymi drzwiami, które znajdowały się na piętrze. Kobieta uśmiechnęła się zachęcająco.

-Wejdź, rozejrzyj się, a przy kolacji powiesz czy ci się podoba, dobrze?-Kiwnęła głową, a ciotka westchnęła.-Nie musisz się wstydzić... rozumiem, straciłaś rodzinę, przeprowadziłaś się do mnie, do praktycznie obcej osoby, wszystko na raz, co?-Dziewczyna nic więcej nie powiedziała tylko weszła do pomieszczenia. Niebieskooka szatynka jedynie westchnęła i pokierowała się do kuchni.

#Kilka dni później

Nastolatka nadal niezbyt często się odzywała. Nie chciała żadnego kontaktu z ludźmi, po co? Wiedziała w końcu, że ludzie prędzej czy później odejdą, czyż nie? Czy to przez śmierć, czy to przez znudzenie... teraz siedziała sama w salonie oglądając najróżniejsze programy od TVN do Sport tv zajadając się naleśnikami, nie była smutna, była neutralna... cieszyła się, że ktoś okazał jej taką miłość, jak jej matka, ale z drugiej strony nadal była przygnębiona po stracie rodziców, a co dziwniejsze ciocia Katie nie wygląda, jakby się tym w jakikolwiek sposób przejmowała. W końcu jej matka była, lub jest jej siostrą, prawda? Westchnęła przeciągle i wstała przeciągając się.

-Zasiedziałam się... Max!-Zawołała psa, który od razu przybiegł od czasu, do czasu się potykając.-Cześć mały, pójdziemy na spacer, dobrze?-Zapytała się na co pies zaszczekał energicznie.-Chodź...-Powiedziała kierując się do drzwi, otworzyła je i wyszła do ogrodu wraz z zwierzęcym przyjacielem. Resztę dnia spędziła na zabawie z pupilem...

#Dzień później.

Nastolatka leniwie podniosła się do siadu, wyłączyła budzik i spojrzała na kalendarz. No tak, jutro pierwszy dzień szkoły... przymrużyła oczy i ziewnęła zakrywając usta dłonią. Zeszła na dół i pokierowała się do kuchni, spojrzała na srebrny blat, na której leżała niewielka, różowa kartka. Wzięła ją do ręki i spojrzała na nią.

„Cześć Fumi pewnie już zauważyłaś, że nie ma mnie w domu, wyjechałam, nie wiem za ile wrócę... może rok, dwa. Nie mam pojęcia. Na lodówce leżą pieniądze, które powinny ci starczyć na kilka tygodni, będę ci również wysyłała pieniądze na twoje konto bankowe. Mam nadzieję, że sobie poradzisz

~Kocham ciocia Katie :* "

Dziewczyna nie wiedziała jeszcze, że od tego wyjazdu w jej życiu pojawi się wiele komplikacji i zagrożeń... Od przeczytania tej wiadomości zaczęła się gra... stawka o życie i śmierć, kto wygra?


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top