Rozdział szósty: Zmiana w taktyce


Eliptyczny owoc o pomarańczowej, chropowatej skórce powędrował do góry w powietrzu wpadając w rotację. Gdy opadał, wyciągnęła smukłą rękę i złapała go. Zacisnęła na nim dłoń w pięść i ponownie wyrzuciła go w powietrze.

- Przestań – zareagował w końcu Remi.

- Nudzę się! – jęknęła Sasha, podrywając się do pozycji siedzącej – Daphne gdzieś wywiało, ta mała Afrykanka wcisnęła mnie w tą głupią kieckę, a ciebie w smoking! Do tego Roger nie pokazał nam się, od kiedy tu przylecieliśmy! – W porę wyciągnęła dłoń nad głowę, by złapać spadającą mandarynkę.

- Martwisz się o Weslera? – zapytał z uśmiechem, poprawiając się na fotelu.

Najpierw się wycofała, czerwieniąc, a potem zmroziła go spojrzeniem. Wywrócił oczami, nie robiła na nim żadnego wrażenia.

- No, ten dupek mógłby nam to chociaż wytłumaczyć! I co z tym Żółtkiem? – westchnęła i poprawiła materiał szerokiego ramiona z marszczonego materiału w kolorze ecru.

- Sasha, przyznaj się, od lat nie nosiłaś sukienki, co? – zapytał, niby niezauważalnie spoglądając na odsłoniętą przez wcięcie w materiale nogę, którą prezentowała teraz w całej okazałości.

Westchnęła ostentacyjnie, odrzucając blond włosy zaczesane na jedną stronę i poprawiła się na kanapie, siadając jak na damę przystało.

- Ostatni raz wcisnęli mnie w sukienkę podczas obchodów 200-lecia śmierci Stalina w Zadupiu Dolnym, gdzie mieszkałam do 14. roku życia. Wtedy też ostatni raz nosiłam obcasy. – Wyprostowała nogę, obracając stopą obutą w sandałku na niebotycznie wysokim i cienki obcasie – Nienawidzę tego dziadostwa – burknęła, chowając swoją gibką kończynę i spojrzała na niego – Ile masz lat, Remi?

- 21 – odpowiedział.

- Wyglądasz na starszego.

Podrapał się po świeżo ogolonych policzkach. Miał przyjemną dla oka karnacje i łagodne w wyraźnie brązowe oczy. Wszystko to ładnie komponowało się z jego brązową, wypłowiałą czupryną ściętą po wojskowemu.

- Ganianie Weslerówny po Andach postarza człowieka – odpowiedział i oboje się roześmieli – Trochę mi teraz głupio. Miałem zadanie was zabić... - Pogłaskał się po karku – A teraz śmiejemy się i żartujemy jak dobrzy znajomi.

- Ja miałam zadanie zhakować ci system w helikopterze. Taka praca, nie? Wykonywaliśmy tylko swoją robotę. Teraz mamy ze sobą współpracować, więc nie widzę w tym problemu, że kiedyś chciałeś mnie zabić. Ja też kiedyś chciałam cię zabić, jak mi prawie strąciłeś przyjaciółkę w przepaść. Teraz jest w porządku. – Uśmiechnęła się.

Zapadła cisza, najwyraźniej kapral de Blaire myślał nad jej słowami, a Rosjanka wróciła do podrzucania mandarynki. Przez chwilę nie odzywali się, aż wreszcie Sasha przełamała ciszę:

- 19.

- Co? – Podniósł zaskoczony głowę.

- Mam 19 lat, chciałeś o to zapytać, prawda?

Uśmiechnął się i podniósł wzrok na otwierające się za nią drzwi.

Do środka weszła Daphne. Najwyraźniej elegancki ubiór obowiązywał i ją. Granatowa suknia oplatała jej ciało niczym mgła krzyżująca się na piersiach poniżej sznura pereł zawieszonego na bladej szyi. Czarne włosy zaczesano w luźnego koka z tyłu głowy, a kilka kosmyków swobodnie spadało na szyje i ramiona.

- Kto by pomyślał, że kryminalistki też mogą być ładne – rzucił Remi.

- Co powiedzieliście o mojej siostrze, kapralu? – Zaraz za nią wszedł pułkownik Wesler w granatowym garniturze, który podkreślał jego niebieskie oczy.

- Kto by pomyślał, że Zjednoczeniowiec może być przystojny – odpowiedziała na to Sasha i uśmiechnęła się do Remiego.

Pułkownik spojrzał na nią morderczo, wywołując ich śmiech.

- Jesteśmy w dupie – szepnął do niej Remi konspiracyjnie.

Daphne kaszlem zasłoniła śmiech i wychyliła się za brata, spoglądając w stronę otwartych drzwi. Za jej spojrzeniem Sasha i de Blaire powędrowali wzrokiem, widząc niepewnego Japończyka.

Wyglądał o niebo lepiej, niż gdy poprzednio mieli okazję go zobaczyć. Jego skóra odzyskała zdrowy kolor, zniknęły wory pod oczami, a ktoś mu podciął trochę włosy – niewiele, ale wystarczająco, by nie wyglądały jak strzecha siana. Dopasowany czarny garnitur ukrywał chude ciało, choć ich nowy towarzysz najwyraźniej nie poddał się całkowicie narzuconemu eleganckiemu ubiorowi – poluzowany, czerwony krawat zwisał poniżej rozpiętego kołnierza.

- O, jednak żyjesz.

Azjata otworzył usta, by się odciąć, ale uprzedził go pułkownik:

- Isamu, zamknij drzwi, proszę.

Najwyraźniej posłuch u chłopaka miał większy, niż mogli się spodziewać, bo Isamu wykonał jego polecenie i podszedł razem z nimi do kanapy, na której siedziała Sasha.

- To Sasha Lijowicz, przyjaciółka Daphne i kapral Remi de Blaire, nasz pilot. – Roger przedstawił dwójkę żartownisiów – Przedstawiam wam Kariyashi Isamu. Podpowiedź, po japońsku najpierw wymienia się nazwisko, potem imię. – Uśmiechnął się do Azjaty, który wywrócił oczami, jednak najwyraźniej go też to bawiło, bo odkaszlnął, ukrywając uśmiech.

- Po prostu Isamu – odpowiedział.

- Jeśli tę część mamy za sobą... - Pułkownik spojrzał na siostrę – Daphne, mogłabyś?

Brunetka, która przycupnęła na oparciu kanapy, machnęła płonącą blaskiem dłonią, a wokół nich zamknęła się błękitna kopuła.

- Po co to? – zapytała Sasha, spoglądając na nią.

- Żeby ta rozmowa została między nami – odpowiedział jej Roger i zlustrował ich twarze – Nie ukrywam, że planowałem tu przybyć później, gdyby nie dramatyczny stan Isamu. Prawdopodobnie przyjechałbym tu sam, gdyż sprawa jest bardzo delikatna. – Z jego twarzy można było wyczytać jak bardzo zmęczony był, ale jednocześnie determinacja i duma nie pozwalały mu się poddać – Lady Komura może i jest utalentowaną uzdrowicielką, ale w swojej posiadłości skrywa większe skarby. W tym nasza dawną kompankę z czasów Księżycowego Lata, Nubirę Ababumę. – Wziął głęboki wdech – To bardzo potężna telepatka. Problem leży w tym, że ostatnim razem, gdy miała ze mną kontakt, mocno nawaliłem... I nie sądzę, żeby była bardzo chętna do współpracy. Dlatego liczę na was, że uda wam się ją jakoś sobie zjednać. Uwielbia Isamu od czasów Kompanii, Daphne też najwyraźniej dużo zyskała w jej oczach. Być może jeśli wy też możecie, proszę, spróbujcie ją przeciągnąć na swoją stronę. W ostateczności, jeśli sama się nie zgodzi dołączyć do naszej... grupy... Postaram się wywrzeć na lady Komurzę decyzję, by wykorzystała posłuszeństwo Nubi i poleciła jej współpracę z nami.

- Warto też wytłumaczyć na czym polegają zdolności Nubi – wtrącił się Isamu – Nie podawajcie jej dłoni, ani nie pozwólcie dotknąć swojej skóry. Inaczej dacie jej dostęp do wszystkich myśli, wspomnień, marzeń, lęków i obrazów, jakie wasz umysł zgromadził do tej pory. Potem będzie mogła nie tylko czytać wasze myśli, ale również zaatakować was telepatycznie. A tego przecież nie chcemy – dodał z ironicznym uśmieszkiem.

- Jednym słowem, nie wiecie nic o jej zdolnościach, ale jesteście dla niej mili – podsumował Roger.

- A co z wami? – zapytał Remi, patrząc na obu mężczyzn.

Wesler i Kariyashi wymienili spojrzenia, uśmiechając się.

- Pudełko nicości jest dobrym wyjściem.

Kapral zareagował śmiechem, a dziewczyny wymieniły ze sobą zdezorientowane spojrzenia.

- Pudełko czego? – zdziwiła się Sasha.

- Niczego. To tam się udaje mężczyzna, który nie myśli o niczym – wyjaśnił Roger.

Daphne odwróciła gwałtownie głowę, a cała kopuła wokół nich zniknęła. W tej samej chwili otworzyły się drzwi i do środka wszedł służący.

- Lady Komura zaprasza na kolację – powiedział niskim głosem i odwrócił się.

Spojrzeli po sobie, aż wreszcie dziewczyny wstały, kierując się korytarz i panowie, chcąc nie chcąc, musieli ruszyć za nimi. Idąc wykładanymi brązowym marmurem korytarzami, kierowani przez służącego, wymieniali ze sobą zaniepokojone spojrzenia. Nawet Roger nie wydawał się być taki pewny siebie.

Sasha zwolniła trochę kroku, by zrównać się z zamykającym dziwny pochód pułkownikiem Weslerem.

- Znasz tę dekielkę, prawda?

Pokiwał głową.

- To wygnana szlachcianka z Odarii. Z tego, co zrozumiałem, jej syn miał romans z królową, ale król się o tym dowiedział. Na Odarii panuje system zapłaty za wszystko. Jej syn zabrał godność królowej i przyprawił rogi królowi, w zamian król skazał na wygnanie jego matkę pod groźbą śmierci, jeśli ośmieli się wrócić do ojczyzny.

- Dobrze wiedzieć – stwierdziła i przez chwilę wpatrywała się w idących przed nimi Daphne i Remiego, którzy śmieli się z czegoś do siebie, a Isamu obserwował ich nieufnie.

Roger spojrzał na nią, przenosząc wzrok na bladą szyję, gdzie nie mógł dojrzeć śladów, jakie zostawiły ostatnio jego palce.

- Co... co się stało z siniakami? – zapytał, a gdy zaskoczona jego pytaniem Sasha podniosła na niego wzrok, dotknął własnej szyi.

- To? – Jej dłoń automatycznie powędrowała do krtani i uśmiechnęła się, machając od niechcenia ręką – My, kobiety, mamy swoje sztuczki, by zakamuflować niechciane siniaki.

Parsknął śmiechem i delikatnie odbił w bok, zahaczając swoim biodrem o jej. Spojrzała mu bezwstydnie w oczy, również się śmiejąc. Mrugnął do niej porozumiewawczo i chciał jeszcze coś powiedzieć, ale dotarli do otwartych dwuskrzydłowych wrót wzorowanych na egipskich antykach, które kierowały do ogromnej sali jadalnej.

Przy zastawionym porcelanową zastawą stole czekała lady Komura w pyszniącej się krwistą czerwienią suknią o bardzo głębokim dekolcie z odsłoniętymi plecami prawie do miejsca, gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę. Jej złote włosy upięte diamentowymi spinkami w kształcie półksiężyców, nabrały miodowego odcienia w ciepłym świetle świateł ogromnej sali.

Uśmiechnęła się wymalowanymi ustami i rozłożyła chude ramiona, wpatrując się w swoich gości. Wszyscy poza Rogerem z konsternacją przyglądali się jej, nie wiedząc, czy powinni się jakoś przywitać, a może pokłonić. W końcu nosiła tytuł lady.

- Ponieważ nie zna pani części z nas, pozwolę was sobie przedstawić – odchrząknął pułkownik Wesler, ratując sytuację zanim nie zrobiła się jeszcze dziwniejsza.

- Sasha Lijowicz i kapral Remi de Blaire. – Wskazał na Rosjankę i żołnierza, stojących niepewnie za Daphne.

- Miło mi was, jesteście zawsze mile widziani w moich progach – odpowiedziała, unosząc brodę i patrząc im w oczy, a kryształowe kolczyki rzuciły refleksy na jej idealną skórę.

- Nam również miło, że postanowiła nas pani nieoczekiwanie ugościć – odparła Sasha, choć za łagodnym wydźwiękiem jej głosu, Roger usłyszał coś jeszcze poza rosyjskim akcentem. Coś jak złośliwość, może bardziej uszczypliwość idącą w stronę sarkazmu.

Isamu niespodziewanie wystąpił przed grupę i oddał jej głęboki ukłon.

- Arigato, Komura-sama – powiedział w swoim rodzimym języku i wyprostował się, patrząc beznamiętnie niedawnej wybawczyni w oczy – Uratowała mnie pani ze szponów śmierci.

- Przyjemność po mojej stronie – zaświergotała ze swoimi dekielskim, ostrym akcentem i wskazała im stół – Proszę, siadajmy. – Jej oczy wypełnione blaskiem zadowolenia z oddanej czci spoczęły na twarzy pułkownika, jakby właśnie rzucała mu wyzwanie, ale nic sobie z tego nie zrobił, zajmując jedno z miejsc.

Ich gospodyni zajęła należne sobie miejsce u szczytu stoły, dbając uprzednio, by mieć oboje Weslerów po swojej prawej i lewej stronie, dalej usadzając pozostałych członków tej dziwacznej grupy. W ten sposób Roger wylądował między dekielską damą a Sashą, którą usadzono naprzeciwko Isamu. Chłopak nie wyglądał na zadowolonego faktem, że wciśnięto go między Daphne a de Blaire'a.

- Bardzo się cieszę, że mnie odwiedziliście. Co prawda, było na początku nieco emocjonująco, ale przynajmniej przeminęła panosząca się tu nuda – powiedziała, kiedy służba zaczęła krążyć wokół stołu, rozlewając wino do kieliszków i podając zupę krem.

- Była to... nieplanowana z początku wizyta – przyznał Roger – Choć miałem nadzieję panią odwiedzić w najbliższym czasie.

- Nie czaruj, wy wszyscy tak mówicie, a potem siedzę tu sama. – Uśmiech dekielki ani na moment nie zniknął z jej twarzy – Jeśli mogę zapytać, co takiego jest powodem, że gromadzą się tak niezwykłe jednostki? – zapytała, biorąc do ręki srebrną łyżkę i zanurzyła ją w zupie.

Wszyscy spojrzeli na Rogera, który odchrząknął i idąc przykładem lady Komury, chwycił za sztućce. Zrozumieli, że powinni zająć się jedzeniem, a on przejmie stery.

- Senator Campbell wyszedł z inicjatywą, która wypłynęła z Parlamentu Galaktycznego – powiedział, bardzo ostrożnie ważąc każde słowo.

- Doprawdy? Stary Campbell może jeszcze wyjść z jakąś inicjatywą? Sądziłam, że tłuszcz dawno wygrał z szarymi komórkami, jeśli jakieśkolwiek kiedyś zamieszkiwały jego ciało. – Spojrzała na niego wyraźnie rozbawiona.

- Senator Campbell ma jeszcze wiele do powiedzenia, droga lady – odpowiedział z uśmiechem. Najwyraźniej zrozumiała, że póki co więcej z niego nie wyciągnie, więc jasne oczy przeniosły się na siedzącego najdalej Remiego.

- Monsieur de Blaire – rzuciła, a chłopak podniósł na nią wzrok zaskoczony dziwnie brzmiącym akcentem, który prawdopodobnie miał udawać francuski – Jest pan Francuzem?

- Belgiem – odpowiedział – Urodziłem się w pobliżu Gandawy.

Pokiwała głową.

- Nie masz w ogóle akcentu. To bardzo ciekawe, że w ogóle mówisz po angielsku.

Sasha wymieniła z Daphne rozbawione spojrzenie.

- Angielski to oficjalny język Zjednoczonych Narodów Ziemi. Nawet w Rosji naciska się na jego znajomość bardziej, niż na znajomość języka rosyjskiego – odezwała się Rosjanka, a dekielka spojrzała na nią z zainteresowaniem.

- Dlaczego?

- Bo to najpopularniejszy język na naszej planecie. Oddziały Armii Zjednoczonych Narodów są wszędzie na świecie, a to mieszanka różnych ludzi z każdego krańca świata. To po prostu praktyczniejsze – odpowiedziała i ponownie spojrzała na swoją przyjaciółkę.

- Tworzycie prawdziwą mieszankę kulturową – stwierdziła lady Komura – To mnie bardzo zdziwiło na Ziemi, że jesteście tak bardzo podzieleni. Tyle narodów, języków, kultur. – Pokręciła głową – To bardzo rzadkie zjawisko w moim rodzimym układzie gwiezdnym.

- Czym charakteryzują się mieszkańcy pani planety? – zapytała Daphne, nagle interesując się rozmową.

- Zamiłowaniem do zabawy i ryzyka – odpowiedziała ze słodkim uśmiechem i odłożyła łyżkę do pustego talerza, a czający się w pobliżu służący od razu doskoczył, by go od niej zabrać – A także, jak byłaś świadkiem, mamy naturalną zdolność leczenia światłem, którą wspomagamy zaklęciami. – Patrząc na brunetkę, nie zauważyła jak Lijowicz wywraca oczami na słowo „zaklęcia" – No i naszą główną zasadą jest „Gdy coś dostajesz, musisz się jakoś odpłacić". – Wciąż się uśmiechała, co powoli zaczynało przerażać wszystkich poza Rogerem i Isamu.

Japończyk wyglądał, jakby zupa przed nim właśnie wyzwała jego matkę od najgorszych. Nie słuchał toczącej się dookoła rozmowy, a jeśli już coś zdołał zarejestrować, wydawał z siebie ciche prychnięcie albo robił minę obrazującą jego stosunek do omawianego, teoretycznie neutralnego tematu. W przeciwieństwie do Weslerówny, Rosjanki i Belga znał dobrze lady Komurę i dawno temu nauczył się czytać między wierszami jej słodkich słówek.

Każda opinia miała swoją cenę. Tego nauczyli ją na Odarii i dlatego z taką lubością korzystała z ich towarzystwa, by pewnego dnia wiedzieć, czego żądać w zamian zapłaty.

Pułkownik Wesler zgromił wzrokiem byłego przyjaciela, gdy ten oddał pełny talerz, ale zaraz o tym zapomniał, bo dostrzegł w drzwiach dla służby niską postać pchającą wózek z daniem głównym.

Nubira nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem ciemnych oczu otoczonych czarnymi jak heban rzęs. Musiał przyznać to w duchu – choć na głos nigdy by tego nie zrobił – że do twarzy jej było w białej prostej koszuli i czarnej spódnicy. Strój był idealnie dopasowany do jej drobnego, ale umięśnionego ciała. Niemal z żalem stwierdził, że wcześniej nie zauważył braku ukochanych przez niego kruczych loczków. Zniknęła tak charakterystyczna burza na głowie, miała teraz po męsku ścięte włosy, przystrzyżone prawie do samej skóry po bokach.

Razem z drugą służącą – przewyższającą ją o głowę rudą dziewczynę z bruzdą na środku czoła, przeniosły z wózka na stół główne danie – ogromnego pieczonego ptaka otoczonego ziemniakami w sosie.

- Czy to jest flaming? – rzuciła zduszonym tonem Daphne.

- Bocian, kochana – odpowiedziała jej lady Komura i wskazała usługującym dziewczynom na danie, by zaczęły je kroić.

Podczas kiedy ognistowłosa służka z zaskakującą łatwością kroiła mięso, Nubira krążyła wokół ich proponując różne przystawki i sałatki, a jej ciepły, zachrypnięty głos niemal szeptem wymieniającym proponowane dodatki, sprawił, że Roger dostał gęsiej skórki.

Za dużo wspomnień. Stanowczo za dużo wspomnień.

- Senator Campbell nie jest zazwyczaj chętny do jakichkolwiek innowacji. Co takiego go zmusiło do zmiany postawy?

- Parlament – odparł Roger, czując, że ciekawość lady Komury jest już na granicy wytrzymałości.

Wywróciła oczami i spojrzała na talerz. Jak przystało na gospodynię, ona ostatnia dostała kawałek ogromnego ptasiego uda, który zniknął ze stołu. Tymczasem zastąpiły go różne dodatki do mięsiwa w towarzystwie po kolei napełnianych na nowo kieliszków.

- Od kiedy Parlament interesuje się taką małą planetą jak Ziemia? – prychnęła.

- Istnieje wysokie zagrożenie zniszczenia Ziemi, a wszyscy dobrze wiemy, jak kończy się wybuch jądra tak blisko gwiazdy – odpowiedział pułkownik Wesler, a wokół stołu zapadła cisza.

Nawet dwie obsługujące ich dziewczyny zatrzymały się, wpatrując się ze zdumieniem zmieszanym z przerażeniem i niedowierzaniem na twarz bruneta.

- Jakim cudem? Na jądro Ziemi założono zabezpieczenia, by powstrzymać katastrofy naturalne. To było pierwsze działanie Parlamentu po Końcu – odezwał się niepewnie Isamu, wreszcie wykazując zainteresowanie.

- To właśnie o zabezpieczenia chodzi – westchnął Roger, odkładając sztućce i schował dłonie pod stół, by nie zobaczyli, jak sam bardzo się trzęsie ze strachu przed tak ogromną odpowiedzialnością – Dlatego, jako weteranowi Księżycowego Lata nakazano mi stworzyć specjalną jednostkę, która ma uchronić Ziemię przed zniknięciem z galaktyki.

- Zabezpieczenia są nie do sforsowania. Wiem, co mówię. – Sasha odezwała się jako pierwsza, bo reszta wpatrywała się w niego nie mogąc wydobyć z siebie słowa – Kiedyś dla jaj, próbowałam się tam włamać i nie dałam radę. Jakby były stworzone przez Boga, naprawdę, ludzki umysł nie jest w stanie tego złamać.

- Bo to nie o ludzi tu chodzi.

Wszyscy podskoczyli na krzesłach, gdy kieliszek pękł w dłoni lady Komury. Wpatrywała się w Rogera, nawet nie mrugając, a tym bardziej nie przejmując się panikującymi służącymi.

- Jeśli ktoś grozi Ziemi, która stała się moim drugim domem... - Wzięła głęboki wdech – Jeśli jest cokolwiek, co mogę zrobić, by was wspomóc... Wasza obrona tej planety będzie wystarczającą zapłatą... Mogę was leczyć... Mogę finansować wam działania... Mogę wpłynąć na Zjednoczeniówkę, by traktowali was jak należy... - Zamrugała szybko, odchylając głowę, by przyjrzeć się lepiej pułkownikowi.

Roger przez chwilę walczył ze sobą. Przyjrzał się twarzom swoich nowych kompanów, którzy byli w głębokim szoku. Przyjrzał się dwom służebnym, które próbowały ratować sytuację pobitego kieliszka. Przyjrzał się także wnętrzu siebie, gdzie strach go paraliżował.

- Może nam pani pomóc – odpowiedział.

- Cokolwiek to jest... - Rozgorączkowana złapała go za dłoń, którą mimowolnie musiał położyć na stole.

- Ktokolwiek – poprawił ją delikatnie i spojrzał na Nubirę stojącą przy kancie stołu, tuż obok niego, jak starała się wytrzeć dłoń dekielskiej szlachcianki.

Dziewczyna wyczuła jego spojrzenie, ale prawdopodobnie też jej umysł mimowolnie odnalazł jego myśli i uczucia. Nauczony wcześniejszymi doświadczeniami, kierował wszystkie emocje na nią, a ona musiała na nie odpowiedzieć, chociażby tego nie chciała.

Nie.

Wstał, gdy się odwróciła. Górował nad nią wzrostem. Gdy na nią patrzył, wydawała się mała. Mała, rozdarta, ale przede wszystkim przestraszona.

- Potrzebujemy cię w korpusie, Nubi-Ra – powiedział, zaglądając w ciemne oczy.

Tyle razy widział w nich czułość. Mógł przyglądać się im, jak błyszczą z radości. Oglądał je pociemniałymi od smutku. Znał każdą głębię orzechowych tęczówek. Na pamięć nauczył się siatek jaśniejszych zygzaków. W sercu wciąż nosił obraz niezwykłej głębi tego najczarniejszego ze spojrzeń.

- Pierdol się, Wesler. 


Nubi pokazuje pazurki :D Co sądzicie o tym, co powiedział pułkownik Wesler? No i troszeczkę Sasha nam określiła ramy czasowe, mam nadzieję, że jest to choć trochę pomocne.

Dziękuję za wasze komentarze i #25 miejsce Since-Fiction. Jesteście niesamowici, wow, naprawdę <3 Dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz, wiecie to działa na mnie motywacyjnie, bo wy doceniacie, a ja czuje potrzebę tworzenia jeszcze lepszej treści. Więc wiecie ;) Keep going.

Widzimy się za tydzień <3

All the Zo <3

PS. Jak ktoś tu jest od Ulecz Mnie i jeszcze się nie zorientował, pierwszy rozdział Księgi Michała pojawił się wczoraj. A tych, co nie wiedzą o co chodzi, zapraszam do przeczytania pierwszej części :D #ChamskaReklama

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top