Rozdział szesnasty: Uszkodzony transport

https://youtu.be/g-XB6v2tu74

  👽 THE GREATEST - SIA (SARAHCLOSE1 COVER)👽 

– Wyżej noga. – Nubira w ostatniej chwili wykonała polecenie wydane przez cyborga, odpychając atak Remiego. Usłyszeli dość nieprzyjemny chrzęst, kiedy jej kolano przytrzasnęło jego dłoń do podłogi. Kapral jęknął, odskakując natychmiast, gdy uwolniła dziwnie wygięte palce spod swojego ciężaru.

– Przepraszam! – wydusiła, patrząc ze zdumieniem, jak pilot próbuje powstrzymać cisnące się łzy. Jej umysł w szaleńczym pędzie nastroił się do myśli Belga i z przerażeniem odkryła, że harda mina była jedynie męskim fortelem.

– Nic się nie stało – jęknął. RUB1 podeszła do nich swoim pustym, mechanicznym krokiem, by ocenić stan ręki kaprala.

– Doszło do złamania kości palców – orzekła. – Potrzebna jest interwencja lekarska. Kapralu, proszę za mną.

Widząc zamieszanie, Sasha przestała okładać worek treningowy, a Daphne podniosła się z ławki, na której odpoczywała, przyglądając się Isamu z nieodgadnioną miną. Jedynie Japończyk nie zareagował na wypadek, dalej biegnąc w tempie zwykłego człowieka na bieżni.

– Możecie kontynuować trening – dodała cyborg i zwróciła się do de Blaire'a. – Czy mam pana transportować, kapralu?

– Obędzie się – burknął, wciąż trzymając się za złamaną kończynę i odszedł w kierunku wyjścia z sali treningowej.

Nubi jęknęła, siadając w kucki na podłodze i obejmując głowę rękami. Nie mogła odizolować się od uczuć Remiego, sama niemal odczuwała fizyczny ból, a świadomość, że spowodowała cierpienie kaprala, nakręcało karuzelę poczucia winy i wyrzutów sumienia. Dlatego nienawidziła swojej mocy. Nigdy nie chciałaby czuć tego wszystkiego z własnej woli. Słyszeć myśli, widzieć obrazy, współsmakować emocji. Nienawidziła się.

– Hej, wstawaj. – Poczuła jak ciepła dłoń Sashy oplotła jej nadgarstek i pociągnęła do góry, zmuszając do podniesienia się. – Nie mam szczególnej ochoty łamać rąk, ale możemy sobie postrzelać. – Wskazała na strzelnicę widoczną za szybą.

– Spasuję.

– Kazała nam ćwiczyć – odezwała się Daphne.

Dwa ostatnie dni była bardzo cicha. Rzadko się odzywała, praktycznie nie wykazywała chęci do życia, patrząc na wszystkich wilkiem. Nawet Lijowicz nie mogła od niej wyciągnąć skąd ta nagła wrogość. Jedyne co robiła Weslerówna to prychanie na rozkazy od cyborga i komentarze pozostałej czwórki, kiedy Roger nie pokazywał się im od powrotu z gór.

– Z dwojga złego ja wolę ćwiczyć łamanie palców niż karną musztrę. Albo szorowanie kibli – rzuciła Sasha.

– Wal się – prychnęła brunetka i podniosła się z ławki. – Zaraz zobaczysz, że mam lepszego cela od ciebie. – Dziewczyna wyciągnęła ponad głowę splecione ręce i coś strzyknęło jej w kręgosłupie.

– Z moim okiem? Możesz pomarzyć. – Zaśmiała się. – Chodźmy, moje drogie panie.

Daphne przepuściła je w drzwiach do strzelnicy, a Nubira ze zdumieniem odkryła, że Sasha podbiegła do stanowiska z bronią jak do jarmarcznego stoiska sprzedającego watę cukrową. Ten obraz nasunął się podpułkownik zupełnie przypadkowo i nie było w tym nic dziwnego, gdyby nie parsknięcie śmiechem Weslerówny tuż za jej plecami.

Coś w tym jest.

Ababuma odwróciła się na pięcie, patrząc na dziewczynę z niedowierzaniem. Gdyby tylko mogła, stwierdziłaby, że się przesłyszała. Ale jak można się przesłyszeć w swoich własnych m y ś l a c h.

Słyszysz moje myśli?

Daphne pochyliła się nad nią, zaglądając jej wprost w wystraszone, ciemne oczy i uśmiechnęła się niby to niewinnie. Jednak ten uśmiech miał drugie dno ukryte w rozgwieżdżonym spojrzeniu, które wywiercało właśnie dziurę w głowie przerażonej Nubi.

Nie mam pojęcia jak, ale wygląda na to, że tak. Na szczęście ja dotrzymuję obietnic.

Podniosła wzrok ponad pokrytą kręconymi włosami głowę podpułkownik, przyglądając się jak jej przyjaciółka głośno waha się między dwoma modelami blasterów cząsteczkowych. Zimne spojrzenie, które zawierało w sobie cały chłód kosmicznej pustki ponownie spoczęło na twarzy byłej służącej lady Komury.

Zachowajmy to w tajemnicy na gorsze dni.

Wyminęła ją i podniosła przypadkową broń. Sasha wygłosiła niepochlebny komentarz na temat jej wyboru. Weslerówna roześmiała się i wzruszyła ramionami, przechodząc do strzelnicy. Przyłożyła dłoń do czytnika, czekając aż na ekranie po drugiej stronie pomieszczenia, pojawi się tarcza.

Przyjęła też specjalną cząsteczkową soczewkę na oko w postaci małego ekranu wysuwającego się z opaski nakładanej na głowę. Przymknęła drugie i namierzyła cel.

Nubira wpatrywała się w nią, cały czas zastanawiając się, jak mogła zachowywać się tak spokojnie pomimo rzuconej groźby. Bo to była groźba. Nubira nie musiała być telepatką, wystarczyło znać, chociaż ten typ ludzi, a raczej nie-ludzi, do jakiego należała Daphne.

– I tak przegrasz – rzuciła Sasha, aktywując drugie stanowisko.

– Przekonajmy się.

Zaczęły strzelać.

XXX

– Musicie wybaczyć moją nieobecność. – Roger złapał się drążka nad głową, kiedy pojazd podskoczył na wertepie. – Wezwali mnie do Oslo w związku z wyjściem Londynu z Wielkiej Brytanii.

Członkowie korpusu wymieli ze sobą zdumione spojrzenia. Od kilku miesięcy toczyła się głośna walka o to, żeby dawna stolica Zjednoczonego Królestwa wyzwoliła się spod władzy króla Edmunda III i jego rządu z siedzibą w Glasgow. Najwyraźniej dawna metropolia wygrała, przez co zmieniał się układ sił w Rządzie Zjednoczonych Narodów.

– Co z układem jerozolimskim? – zapytała Daphne.

Uśmiechnął się do niej.

– Dostosowany do sytuacji – odpowiedział. – Z tego, co wiem, autonomia miasta została już zaakceptowana przez Galaktyczny Parlament. – Pogłaskał się po kilkudniowym zaroście, który niespodziewanie pojawił się na jego twarzy. Ciemna broda podkreślała sine kręgi pod błękitnymi oczami. Wyglądał, jakby nie miał okazji zmrużyć oczu przez ostatnie dwa dni.

– I co w związku z tym? – prychnął Isamu, a zmęczony wzrok pułkownika Weslera spoczął na byłym przyjacielu. Na jego twarzy było wypisane, jak bardzo był zmęczony i że nie miał ochoty na potyczki słowne.

– I nic. Chciałem was przeprosić. – Wzruszył ramionami, a kiedy transporter wszedł w zakręt, przechylił się do tyłu, prawie opadając na siedzących za nim żołnierzy z Chateau de Regina.

Zapadła cisza. Sashy przez chwilę zrobiło się go szkoda. Ledwo stał, a mimo to zmusił się, żeby pojechać razem z nimi do miasteczka w dolinie. Ale zaraz sobie przypomniała, jak ją wyśmiał wtedy w lesie. Kiedy powiedziała, że Mleczne Dzieci naprawdę dbają o dobro ludzi.

– Maison de Regina składa się zarówno z kompleksu zamkowego, w którym mieszkamy i ośrodka badawczego w miasteczku. Posiada też transporter międzygwiezdny. Ze względu na obecną sytuację na Radisse, żołnierze dość często asystują przy przesiadkach. My pooglądamy sobie ten proces z bliska. – Roger oburącz przytrzymał się drążka, kiedy pojazd zahamował, a metalowa konstrukcja skrzypnęła. Klapa opadła, wpuszczając do środka ciepłe światło lipcowego popołudnia.

Wyszli na zewnątrz, rozglądając się dookoła. Maison de Regina był ogromną bazą składającą się z długich, niskich budynków, przypominających piętrowe baraki z czerwonej cegły, zarośnięte gdzieniegdzie bluszczem. Ośrodek docierał aż do brzegu jeziora, na którym zaledwie dwieście metrów dalej postawiono na wyspie konstrukcję, która składała się na transporter międzygwiezdny, z Maison de Regina łączył ich stalowy most cząsteczkowy.

Prowadzeni przez Rogera, ruszyli w kierunku wiaduktu, przyglądając się przestrzeni dookoła. Kompleks wydawał się wtapiać w miasteczko i jedynie konstrukcja pomostu wyróżniła go spośród szwajcarskich domostw. No i oczywiście obecność uzbrojonych i umundurowanych żołnierzy Zjednoczeniówki.

Ruszyli po szumiącej cicho powierzchni pola elektromagnetycznego, które przy każdym ich kroku wydawało cichy dźwięk, jakby na taflę wody spadały krople.

Pół kilometra ponad nimi nad punktem transportowym unoszona przez silniki falowe obracała się powoli obręcz transportera. Gdzieś w warstwie chmur była druga taka, równoległa do kolejnej obręczy, która umieszczona na ziemskiej orbicie otwierała możliwość podróżowania po całym Znanym.

Obręcz zaczęła się szybciej obracać, stopniowo zwiększając prędkość rotacji. Niespodziewanie z nieba spadła wprost na nią wiązka energii, następnie skierowanej do punktu transportowego. Most zadrżał niespodziewanie razem z gruntem, a Korpus Zbawiciela chwycił się metalowych barierek.

– Coś jest nie w porządku! – krzyknęła Sasha, podnosząc wzrok na wirujący z zawrotną prędkością pierścień. Za jej plecami Daphne wzniosła się w powietrzu, przyglądając się słupowi energii.

– Co mamy zrobić? – zwróciła się do Rogera, ale pułkownik podniósł dłoń, również przyglądając się wszystkiemu z niepokojem.

– Lijowicz, powiedz, co widzisz?

Zapadła cisza, podczas kiedy Rosjanka swoim mechanicznym okiem analizowała wygląd pierścieni. Wychyliła się prawie za barierkę i zacisnęła ręce na metalu.

– Natężenie energii jest za duże, pole cząsteczkowe nie przyjmuje takiej dawki i obręcz się zaraz rozpadnie – odpowiedziała.

Wesler chciał coś powiedzieć, rzucić jakiś rozkaz, ale ziemia ponownie zadrżała, gdy poniżej pierścienia w słupie energii doszło do wybuchu. Wiązka rozszczepiła się i zniknęła, rozsypując pasażerów transportu międzygwiezdnego na poziomie pierścienie. Przez chwilę wisieli odporni na działanie grawitacji, ale nagle obręcz wydała dziwny zgrzyt, a potem zaczęła spadać razem z nimi.

Daphne nie czekając na polecenie, poderwała się do lotu, a reszta podskoczyła, gdy uruchomił się mechanizm awaryjny mostu i metalowe barierki schowały się pod powierzchnią cząsteczkowej kładki, na wypadek, gdyby odcięto dopływ prądu. Przyszpilona do jednej z nich Sasha niebezpiecznie się zachwiała, prawie wpadając do wody, gdyby nie mechaniczne ramię dowódcy, które owinęło się wokół jej talii w odpowiednim momencie.

– Sasha, nakierowuj Daphne na kolejnych, Nubi przekaż informację mojej siostrze, żeby zwalniała ich lot, na tyle, by Isamu mógł ich złapać. Ściągaj ich blisko pomostu, będziemy ich wyławiać. – Puścił blondynkę, a Japończyk kiwnął głową i zeskakując z mostu, zaczął biec po tafli wody, by dotrzeć do pierwszego spadającego pasażera nieszczęśliwego transportu.

Podpułkownik Ababuma złapała Sashę za rękę, a kiedy ta spojrzała na nią wielkimi oczami, kiwnęła głową, przenosząc wzrok na lecącą w stronę pierwszej ofiary Daphne.

– Są nieprzytomni, niech obejmie ich polem energii – odezwała się na głos Rosjanka i zabrała dłoń z uścisku Nubiry.

Dostrzegli jak Weslerówna wyciąga przed siebie obie ręce, ale wymija spadającego, który nagle zwolnił objęty jej błękitnym blaskiem.

– Niech następnych dwóch złapie jednocześnie – rzucił Roger.

– Jej moc nie ma takiego zakresu, żeby transportować aż trzy osoby razem ze sobą. – Lijowicz odwróciła na chwilę wzrok od sytuacji.

– To niech puści tego blisko Isamu, do diabła! – odwarknął jej Roger.

Pasażerów było dwudziestka, większość to byli ludzie lub jakieś humanoidalne dekle, ale nadal była to walka z czasem i prawami fizyki. Każda sekunda była równa ich życiu.

– Szybciej! – szepnął pod nosem Roger.

XXX

Louisa miała wrażenie, że spada. Ale to nie było możliwe. To pewnie przez transport międzygalaktyczny. Duża odległość między Radisse a Ziemią wywoływała dyskomfort podróży. Czemu właściwie go czuła? Nie powinno to być jak mrugnięcie okiem?

Niespodziewanie dotarł do niej jakiś głos, którego nie powinna była słyszeć. Zmusiła się do otworzenia oczu i aż zachłysnęła się powietrzem, dostrzegając pod sobą powierzchnię wody. Panicznie zaczęła machać rękami i obracać się wokół własnej osi.

Kiedy obróciła się na plecy, zobaczyła pikującą w jej stronę... dziewczynę. Czarnowłosa wyciągała w jej stronę ręce, cała błyszczała niezwykłym, błękitnym blaskiem. Ona krzyczała coś do niej, ale pęd zagłuszał jej słowa.

Louisę znowu odwróciło i dostrzegła bezwładnie opadającego Lukę, który był zdecydowanie zbyt blisko wody.

Nagle wszystko do niej wróciło, uderzając prosto w łagodne serce.

Przypomniała sobie gorączkowe szukanie brata przed załadowaniem do transportu. Zmuszona do ostateczności użyła swoich zdolności, by odnaleźć jego złoty umysł i teleportować się. Przeskoczyła idealnie, by znokautować tamtego urzędnika, który próbował zrobić mu krzywdę. Przerażona chwyciła wtedy Lukasa i chciała ich przenieść w pobliżu transportera, ale najwyraźniej połączenie już weszło w silniejszą fazę i ściągnęło ich wewnątrz wiązki.

A teraz spadała, gdzieś na Ziemi.

Poczuła budujące się ciepło pod skórą i zacisnęła powieki, pozwalając mu wybuchnąć spomiędzy porów, przerzucając ją tuż koło jej brata. To trwało ułamek sekundy.

Objęła go kurczowo i przeniosła kilkanaście metrów dalej, tam gdzie widziała ląd.

Ponownie odniosła wrażenie, że pod jej skórą płynie magma, a kiedy doszło do jej uwolnienia, poczuła delikatne szarpnięcie, jakby bezwładne ciało jej brata, nie chciało się jej poddać. Tak było zazwyczaj.

Uderzenie o ziemię było bolesne, ale szybkie i na pewno mniej szkodliwe, niż rozpędzenie się i wpadnięcie do wody. Palił ją cały bok, którym zaryła w gruncie, przyciskając do siebie Lukę. Nie chciała, żeby stała mu się krzywda.

Na twarz opadł jej złoty pył, nieodłączny towarzysz wszystkich podróży. Opuściła głowę i wypuściła głośno powietrze, podnosząc wzrok na szare chmury kłębiące się nad jej głową. Dawno nie widziała niebieskiego nieba. Na Radisse atmosfera, pomimo wysokiej zawartości tlenu i azotu, miała czerwonawy odcień.

Widok zasłonił jej Azjata, który pojawił się nad nią znikąd. Zaczął coś do niej mówić, ale Louisa odpłynęła.  


No i teraz są widoczne zmiany, które zajdą, gdy cały tekst przejdzie remont. Pamiętacie Lunę? Raz się pojawiła. No więc teraz Luna ma na imię Louisa, po prostu nie pasowało do niej to wcześniejsze imię... XD Przepraszam, że mieszam.

Jeśli kogoś to ciekawi Korpus Zbawiciela wchodzi właśnie w tę fazę fabuły, od kiedy będzie się robić tylko ciekawiej. Ciekawa jestem, co powiecie, robaczki ^^

All the Zo <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top