Rozdział piąty: Komura z Odarii


Daphne podeszła do przypiętego do siedzenia Isamu. Na jego kolanach leżała miska zabrana z domu w Kioto. Chłopakowi Roger podłączył kroplówkę, która podobno miała ułatwić detoks organizmu. Jak na razie co jakiś czas musieli się zatrzymywać, bo jego żołądek miał co nieco do powiedzenia, choć teoretycznie powinien już dawno być pusty.

Blade czoło chłopaka było zroszone potem, a gdy przyłożyła mu dłoń do czoła, miała nieodparte wrażenie, że nie powinien być taki zimny. Jego klatka piersiowa unosiła się nieznacznie.

- Roger! – Odwróciła głowę do brata, który rozmawiał przy kokpicie z Remim.

- Hm? – Spojrzał na nią.

- Chyba coś jest nie tak.

Sasha podniosła głowę znad komunikatora, obserwując pochylających się nad Azjatą Weslerów. Roger złapał Isamu za nadgarstek, najwyraźniej mierząc mu puls.

- Cholera – mruknął – de Blaire, ile zajmie nam dotarcie do Chateau de Regina?

- Najmniej trzy godziny – odpowiedział – Przestrzeń powietrzna Turcji i Syrii jest bardzo niebezpieczna, jeśli chodzi o loty. – Odwrócił głowę, patrząc na pozostałych – Najbliższa jednostka Armii jest w Izraelu.

- Nie możemy ryzykować zbliżania się do izraelskiej strefy atomowej. – Roger spojrzał jeszcze raz na blade oblicze dawnego przyjaciela – Jesteśmy teraz nad Irafganistanem? – zapytał, a gdy otrzymał potwierdzenie, westchnął – Przetnij Zatokę Perską i w trybie maskowania przelecimy nad Arabiami.

- Gdzie lecimy? – odezwała się Sasha, a Roger spojrzał na nią.

- Zmieniłem plany, kieruj się do Al-Mansura w delcie Nilu – westchnął, przejeżdżając sobie dłonią po twarzy – Nie tak to sobie zaplanowałem.

- Nie mamy jednostki w delcie Nilu – powiedział niepewnie de Blaire.

- Nie, ale lady Komura ma swój dom otwarty dla wszystkich, którzy mają coś do zaproponowania w zamian za pomoc.

XXX

Westchnęła przeciągle, ponownie odgarniając złote kosmyki z szyi. Niebieskie oczy przysłoniła kotara rzęs, gdy dłoń powędrowała do półotwartych ust i ukryła ziewnięcie znudzonej kosmitki. Gdyby Nubira nie służyła jej od lat, dałaby się nabrać na ludzki kształt twarzy wylegującej się na leżaku kobiety. Jednak musiała dać coś w zamian za pomoc okazaną lata temu.

Splotła spracowane dłonie na podołku, spuszczając wzrok ze swojej pracodawczyni na kafelki w kolorze piasku, którymi wyłożony rozległy taras.

W gruncie rzeczy, nie miała na co tak naprawdę narzekać. Żyła, była wolna i w miarę niezależna wewnątrz murów rezydencji, a dodatkowo mogła rozwijać swoje talenty. Jednak, musiała być dozgonnie wierna i poddana dekielskiej szlachciance. Wykonywać wszystkie jej rozkazy, spełniać wszelkie zachcianki i stosować się do poleceń.

- Nubi! – zaświergoliła jej pani ze swoim nieprzyjemnym, obcym akcentem.

Podniosła głowę, podchodząc do leżaka.

- Co się stało, pani?

Wąskie usta wykrzywiły się.

- Nudzę się!

Mentalnie Nubira pozwoliła sobie na wywrócenie oczami. Nie miała śmiałości zrobić tego w rzeczywistości. Nie chciała też komentować. Po prosty milczała, czekając na kolejny, szalony pomysł swojej pani.

- Czasem mnie to zastanawia, czy cię to cokolwiek obchodzi – prychnęła, ponownie zarzucając długimi blond włosami.

- Oczywiście, że obchodzi – odpowiedziała jej, spuszczając wzrok – Ale po co mówić coś, co i tak nie ma znaczenia.

- A co takiego chciałaś powiedzieć, Nubi? Z chęcią wysłucham twoje zdania.

Nie musiała czytać jej w myślach, by wiedzieć, że wyrażanie nieprzychylnej opinii jej nie pomoże. Spojrzała w oczy swojej pracodawczyni i potrząsnęła głową.

- Moja opinia jest bez zna... – Odwróciła gwałtownie głowę, wpatrując się w niebo po drugiej stronie rezydencji – Dobry Panie... - jęknęła, gdy na ich zdumionych oczach jet Zjednoczeniówki po prostu się zmaterializował.

- Czego znowu ode mnie chcą! – Blondynka poderwała się z leżaka, potykając się po drodze o rąbek półprzezroczystego szlafroka. Nubira w porę ją złapała, ale jej pani odepchnęła ją, łapiąc w pięści poły materiału i boso pobiegła w stronę drzwi.

Nubira westchnęła i dotknęła dłoni czoła. Gdyby chociaż zapytała, odpowiedziałaby jej bez wahania. Ale jej choleryczna chlebodawczyni już przemierzała korytarze swojej rozległej posiadłości, by dotrzeć do drzwi równocześnie ze swoją służącą, lepiej znającą skróty jej własnego domu.

Wypadły na ogromny plac, gdzie ochroniarze gotowali się do oddania strzału. Jet osiadł na ziemi, a gdy opadł trap, zdumiona Nubira cofnęła się, wpadając na jednego ze strażników, którzy przybiegli na wezwanie.

Z pojazdu wybiegł nie kto inny, a sam Roger Wesler.

- Lady Komuro. – Podbiegł do niej, łapiąc ją za ramiona – Potrzebuję pani pomocy – powiedział, a z odrzutowca wyłoniło się, czy raczej wylewitowało ciało nieprzytomnego chłopaka, otoczone błękitnym światłem.

- Isamu! – Nubira odepchnęła ręce strażnika, który ją przytrzymał i dopadła jej dawnego towarzysza, łapiąc za zimną i spoconą dłoń.

- Nubi, czy to nasz przyjaciel Kariyashi? – zwróciła się do niej jej pani. Dziewczyna nie widziała nic przez łzy, nie mogła też nic zobaczyć w umyśle Isamu. Jej niezwykłe zmysły, zostały stępione strachem o przyjaciela.

- Tak, to Kariyashi Isamu. – Usłyszała jakby z daleka czyjś nieco zbyt wysoki i zbyt kobiecy głos.

Podniosła głowę, mrugając zawzięcie i zobaczyła, że przy głowie Japończyka stoi wysoka, kobieca brunetka z rozświetlonymi błękitnym blaskiem oczami. Miała harmonijną twarz i gęste, ciemne pukle opadające na ramiona i proste plecy. Blade światło wydobywające się z jej oczu dodawało jej majestatu.

- Lady, proszę – dodał Wesler.

- Mój dom jest otwarty dla wszystkich, którzy mają mi coś do zaoferowania – odpowiedziała.

- Pomóż mu, a ja się zobowiążę. Zrobię, co będziesz chciała, pani. Tylko proszę. Pomóż mu, zanim stracę jeszcze jednego przyjaciela.

Nubira wiedziała, że to o niej mówił – czuła na sobie jego wzrok, a jej umysł automatycznie dostroił się do częstotliwości jego myśli, choć mocno tego nie chciała, odpychając jego wołanie. Zamiast tego skupiła się na czerni, jaka pochłonęła Isamu.

- Niech wam będzie. Przenieśmy go do środka. – Odwróciła się, zamiatając powietrze szlafrokiem i pokierowała Weslera oraz psychokinetyczkę do wnętrza domu.

Wiem, że pewnie psuję cały nastrój, ale sprawdzałam poprawną odmianę psychokinetyk w Google i patrzcie, co mi podpowiedział. Popłakałam się ze śmiechu:

Ciało Kariyashiego ruszyło razem z nimi. Nubira puściła jego dłoń i otarła łzy, patrząc jak z jeta wyłania się jakaś blondynka o mocnych, wschodnioeuropejskich rysach i pospolitej urody Europejczyk. Oboje wyglądali na zmartwionych.

Nie mieli zielonego pojęcia, co znaczyło martwić się.

- Proszę, zajmijcie się nimi. Zaprowadźcie ich do bawialni, nakarmcie i napoicie. Niech zaznają gościny lady Komury z Odarii – powiedziała do jednego ze strażników i ruszyła w ślad za swoją panią.

Gdy dotarła do jednej z prywatnych sal lady Komury, Isamu leżał na stole, a Wesler tłumaczył coś zduszonym głosem blondwłosej kosmitce, siedzącej przy głowie Azjaty. Ta druga dziewczyna obserwowała ich dwoje , stojąc po drugiej stronie stołu.

- Odsuńcie się od stołu – poleciła dekielska szlachcianka i położyła dłonie na czarnych włosach Kariyashiego – Nubi, czy mogłaś dotrzeć do jego myśli? – zamknęła oczy, pochylając się nad nim.

- Nie. Pochłonęła go ciemność – odpowiedziała, zwróciwszy na siebie uwagę Weslera i jego towarzyszki. Spojrzał na nią niepewnie, ale była zbyt skupiona na swojej pani, ponownie odpychając jego mentalne wołanie.

- Albo bardzo mocny sen – mruknęła kobieta, stykając czoło z wilgotnym czołem chłopaka.

Nubira przyzwyczaiła się już do widoku działającego daru swojej pani. Było w tym dużo mistycyzmu, tajemnicy i niezrozumiałych mocy. Jej twarz rozświetliła się plątaniną niewidocznych dotychczas tatuaży. Ta świetlista rzeka mająca swoje koryto na jej skórze wypełniała kolejno szyję i dalej schodziła na ramiona oraz brzuch. Lady Komura nieustannie mruczała pod nosem odarskie zaklęcia, mocno zaciskając oczy. Całe jej ciało zaczęło jaśnieć, a owe oślepiające światło przeszło na Isamu. Tętnice i żyły przejęły blask. Mogli obserwować jak jego ciało niemal płonie obcą energią, która niespodziewanie zaczęła płynąć w jego żyłach.

Światło osiągnęło swoje apogeum, a Nubira razem z Weslerem odwrócili głowy, by nie oślepnąć.

- Będzie żyć – zawyrokowała jej pani, a dziewczyna odważyła się otworzyć oczy i spojrzeć na stół.

Isamu wyglądał o niebo lepiej. Jego skóra przyjęła właściwy kolor, a cienie pod oczami zniknęły. Klatka piersiowa opadała i unosiła się przy miarowych, głębokich oddechach chłopaka. Wyglądał, jakby tylko zasnął.

- Nubi? – rzuciła lady Komura, odsuwając się od niego i opadając na oparcie krzesła. Wyglądała na zmęczoną. Oddychała szybko i mrugała zawzięcie, przyglądając się Japończykowi przed nią.

Nubira bardzo ostrożnie sięgnęła do częstotliwości myśli Isamu i z ulgą odkryła, że śniło mu się dzieciństwo z dala od miejskiego zgiełku, głęboko w japońskich górach. Nic nie mąciło jego snu.

- Śpi – poinformowała swoją panią.

- Dobrze, przenieście go do wschodniego skrzydła i postaw kogoś, by go pilnowali. Chcę zostać z pułkownikiem Weslerem na osobności. Musimy uzgodnić jego część. – Kiwnęła głową na bruneta.

- Roger... – Telekinetyczka zrobiła krok w jego stronę – Nie powinieneś... Ja mogę...

- Spokojnie, znamy się z lady Komurą dłużej, niż sądzisz. Zabierz stąd Isamu i dopilnuj, żeby tamta dwójka się zachowywała. Nie chcemy zrobić sobie wstydu przed taką wspaniałą gospodynią. – Teatralnym ruchem wskazał na dekielkę, która posłała jej łagodny uśmiech.

- Niech mnie kule biją. To twoja siostra, pułkowniku? – powiedziała, przenosząc na niego spojrzenie niebieskich oczu. Jej wąska twarz rozjaśniła się w rozbawieniu, gdy na jego dostrzegła zdumienie.

Kiwnął głową.

- Skąd pani o tym wie?

- Jesteście do siebie bardzo podobni. Zwłaszcza jak mówicie, widzę przed sobą pola w Arkansas.

Nubira przeniosła wzrok to na Weslera to na jego siostrę, dopiero teraz, gdy minął strach o życie Isamu, dostrzegając między nimi podobieństwo. Szerokie czoła, zgrabne nosy i coś niezwykłego w rysach twarzy. Oboje mieli także zaskakującą lekkość w ruchach, kiedy się ruszali.

- Panno Wesler, proszę. – Zwróciła się do dziewczyny, wskazując drzwi na korytarz.

Przez chwilę siostra pułkownika wyglądała jakby chciała dalej dyskutować, ale spojrzenie, jakie posłał jej brat, wystarczyło. Jej oczy zabłyszczały błękitnym światłem. Pasma podobnego blasku otoczyły śpiącego chłopaka i uniosły go nad stół.

Nubira podeszła do drzwi, otwierając je przed lewitującym Azjatą oraz Weslerówną, który wyszła zaraz za ciałem.

Zanim sama opuściła pokój, skłoniła się przed swoją panią i zamknęła dwuskrzydłowe drzwi. Jej nowa towarzyszka czekała, aż do niej dołączy i dopiero, gdy się z nią zrównała, ruszyła.

- Znasz Isamu? – zapytała dziewczyna, a Nubira miała ochotę prychnąć.

- Byliśmy w jednym oddziale podczas Księżycowego Lata.

- A więc znasz także mojego brata.

Zawahała się. Owszem, znała go. Znała go aż za dobrze. Można było nawet powiedzieć, że poznała się na naturze pułkownika Weslera.

Kiwnęła głową w odpowiedzi. Przez chwilę szły w milczeniu, aż wreszcie młoda służąca nie wytrzymała.

- Jakim rodzajem dekla jesteś? – wypaliła i zaraz zasłoniła usta, oglądając się, czy któryś ze służących nie ma w pobliżu – Wybacz. Z jakiej części kosmosu pochodzisz?

- Z Ziemi. Do siódmego roku życia mieszkałam z Rogerem w Arkansas na farmie, gdzie pod próg domu ojca podrzuciła mnie matka. Nie mam zielonego pojęcia, skąd i po co przybyła, ani gdzie dalej odeszła.

- Przykro mi, panienko.

- Daphne. Nie mów do mnie per „panienko". Nie jestem żadną księżniczką – parsknęła śmiechem, kręcąc głową – Po prostu Daphne.

Nubira zmarszczyła brwi, ale pozwoliła sobie na niepewny uśmiech. Daphne Wesler w przeciwieństwie do jej brata, wzbudzała pozytywne emocje w wyciszonym, nieśmiałym i harmonijnym sercu dziewczyny.

- Nubi? Tak masz na imię? – ciągnęła dalej Daphne.

- Nubira.

Obróciła w jej stronę głowę i choć nie mogła zobaczyć wyrazu jej oczu, wiedziała, że patrzy na nią z zainteresowaniem.

- Mogę zadać ci pytanie odnośnie mieszkańców tego miejsca?

- Postaram się na nie odpowiedzieć zgodnie z moją wiedzą. – Kiwnęła głową, zachęcając brunetkę.

Dziewczyna przez chwilę gryzła wargę, aż wreszcie wypuściła głośno powietrze, odwracając twarz w stronę dryfującego przed nimi ciała Kariyashiego.

- Wyczuwam tu potężnego telepatę. Kilkakrotnie spotkałam jego tarcze mentalne, ale byłam zbyt skupiona na Kariyashim, by dokładnie go zlokalizować.

Spojrzała na nią zdumiona. Czyli to nie Roger wołał do niej, a jego siostra po prostu badała sytuację?

- Och, proszę wybaczyć. To ja. Gdybym wiedziała, że to pa... – W porę ugryzła się w język – Że to ty, odpowiedziałabym. Sądziłam, że to Roger...

- Chyba się za bardzo nie lubicie, co? – zapytała, próbując stłumić śmiech – Też masz rodzica spoza planety?

Nubira pokręciła głową.

- Kiedy moja matka była ze mną w ciąży, nastąpił wyciek jakiś chemikaliów do jedynego źródła wody w miejscu, gdzie mieszkała. Jej mąż nie żył, ona była biedna, ciężarna i umierająca z pragnienia. Nikt się nie przejął kolejną afrykańską kobietą, która umarła przy porodzie, do póki nie objawiły się moje zdolności.

- Czytasz tylko w myślach i stawiasz bariery, czy coś jeszcze?

Uśmiechnęła się tajemniczo.

- Coś jeszcze. Skręćmy tutaj. – Wskazała jej odnogę korytarza i otworzyła drzwi do najbliższej sypialni. Weszły do środka, najpierw pozwalając wlecieć tam Isamu.

Nubira wyprzedziła go i podniosła moskitierę, a Daphne wprowadziła pod nią ciało śpiącego chłopaka i delikatnie odłożyła je na białą pościel.

- Przygotujemy dla was pokoje i posiłek, tymczasem możecie zwiedzać dom lady Komury bez ograniczeń. Proszę tylko nie wchodźcie do zachodniego skrzydła i prywatnych apartamentów.

Daphne kiwnęła głową, dając znać, że zrozumiała.


No witam, w nową wspaniałą sobotę. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Jeśli tak - chętnie przeczytam, co o nim sądzicie. Jeśli nie - też chętnie poczytam dlaczego ;) 

Nie jestem co prawda zadowolona z tego rozdziału - wypadł według mnie blado na tle poprzedniego, ale ocena pozostaje wam, nie mnie. 

To chyba tyle, do zobaczenia za tydzień!

All the Zo. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top