Rozdział dwudziesty ósmy: Bez pocałunków

https://youtu.be/Onb5GBqHM6c

👽CRY BABY - THE NEIGHBOURHOOD👽

(polecam także przy tym rozdziale wejść na rainymood.com, żeby zrobiło się klimatycznie)

Daphne rozpaliła ognisko, ciesząc się, że nie zdjęła z siebie kurtki, kiedy wsiadła na pokład jednostki. Teraz kiedy trochę podeschli schowani we wnęce między skałami, kurtki ratowały ich przed wyziębieniem.

Wciąż nie rozumiała, jak to się stało, że jej moc przeciążyła silniki falowe. Było to dość przerażające, tym bardziej że nie zapanowała nad tym odruchem i prawie zabiła ich oboje. Zdecydowanie towarzystwo Kariyashiego sprowadzało na nią jakieś dodatkowe przydziały pecha. Najpierw ten wspaniały wypadek w górach, teraz to.

– Jeszcze raz – odezwał się Azjata, zginając skostniałe palce nad ogniskiem.

– Muszę go znaleźć, żebyśmy mogli zaatakować i pozbyć się problemu raz na zawsze – westchnęła. – Ale zawsze unikałam tego, bo tamta strona... ułatwia zatracenie. To, co mówiła moja mama, jako antai z urodzenia, łatwiej mi stracić fizyczną formę i być może mój umysł gdzieś miał tę informację zakodowaną, dlatego tak bardzo się tego boję. Każde spotkanie z tamtą stroną przerywam, gdy tylko tracę kontakt z fizycznym światem.

– Na pewno jest jakiś sposób, by ściągnąć cię z powrotem.

Dziewczyna podniosła na niego rozgwieżdżone oczy i uśmiechnęła się cynicznie. Pokręciła głową, zakładając czarny pukiel za ucho. Jej warkocz rozpadł się zupełnie podczas upadku i teraz jej włosy upodobniały ją do czarnego baranka, który wytarzał się w trawie i błocie.

– Jest – potwierdziła.

– I dlaczego go nie wykorzystasz?

Daphne roześmiała się, ale wcale nie było jej do śmiechu. To była obrzydliwie groteskowa chwila jej życia. No bo jak miała mu wytłumaczyć, że chodziło zwyczajnie o... seks?

Isamu spojrzał na nią spod byka, czekając na odpowiedź.

– Na ile twoje morale pozwalają ci na zażyłość z towarzyszami broni?

– Pytasz ćpuna o morale?

Weslerówna pokręciła głową, pocierając twarz i spojrzała na niego ponad dłońmi.

Włosy zaczęły mu odrastać i teraz każdy odstawał w inną stronę. Próbował je ujarzmić przygłaskując dłonie, ale czarne kosmyki nijak chciały współpracować. Było to na swój sposób urocze, kiedy był tak nieporadny w tak prozaicznej rzeczy, jak ułożenie włosów. Ale przecież nikt od niego nie wymagał, żeby gdzieś w Szkocji po rozbiciu jednostki wyglądał jak grecki (albo japoński) bóg.

Jego ciemne niczym burzowe morze oczy wpatrywały się w ogień, który objął małe gałęzie i teraz trzaskał cicho, rzucając ich wydłużające się cienie na ściany wnęki.

Niebo było ponure i nadal lało, więc nie mogli okrelić nawet pory dnia, ale według Isamu w ciągu najbliższych dwunastu godzin korpus powinien namierzyć sygnał plecaka ratunkowego i przybyć im z pomocą. W ciągu połowy doby nie powinni się raczej zabić. Raczej.

– Chodzi o seks. O orgazm, prawdę mówiąc – powiedziała wreszcie.

Kariyashi drgnął, podnosząc na nią pełne niedowierzania spojrzenie. Uniósł brew, czekając zapewne na oświadczenie, że to żart, ale poważna mina towarzyszki niedoli uświadczyła go w przekonaniu, że mówiła serio.

– To mimowolne, ale zawsze wtedy przedostaję się na tamtą stronę, nie kontrolując tego. Nie boję się też, że nie wrócę, bo zawsze... ta druga osoba zaraz też szczytuje, sprowadzając mnie do ciała. – Nigdy nie uważała seksu za temat tabu, ale rozmawianie z przyjacielem jej brata był krępujące. Bądź co bądź właśnie mu go zaproponowała. Skala demoralizacji chyba potrzebowała nowej miary.

– Nie ma innego sposobu?

– Nie takiego, którego bym się nie bała. – Wzruszyła ramionami, uciekając wzrokiem w górski widok przed nimi.

Zapadła naprawdę męcząca cisza. Daphne czuła się coraz bardziej głupio, bo po prostu chyba za mocno uderzyła się w głowę, żeby wyskakiwać z czymś takim do Kariyashiego. On chyba próbował to ogarnąć, a zmarszczka między brwiami pogłębiała się z każdą chwilą.

– Czemu nie...?

– Sama sobie nie dogodzę? – Uśmiechnęła się, widząc niepewne kiwnięcie głową. I tak podziwiała, że zdołał przezwyciężyć kulturową otoczkę niepodejmowania tematu seksualności. To jeszcze z przyrodnią siostrą przyjaciela!

Przez chwilę szukała odpowiednich słów.

– Powiedzmy, że mój własny dotyk nie jest dla mnie... seksualny w żaden sposób.

Japończyk wypuścił głośno powietrze, czochrając się po krótkich włosach.

– Wesler nie pozwoli ci na coś takiego, jak już nas znajdzie – powiedział wreszcie.

– Oczywiście, że nie. Za samo skontaktowanie się z Księciem, nawet jeśli nie dobrowolne, zostanę sczyszczona od góry do dołu – odpowiedziała.

Przez chwilę siedzieli w ciszy, aż wreszcie chłopak jęknął, padając na plecy.

– Niby jak chcesz to zrobić?

Brunetka wzruszyła ramionami, pocierając zmarznięte dłonie.

– Normalnie: ściągnąć spodnie, zrobić co trzeba bez emocjonalnego zaangażowania.

– Jak to bez emocjonalnego zaangażowania? – Podniósł się do siadu, patrząc na nią jakby była co najmniej nawiedzona. Parsknęła śmiechem na widok na jego miny. Ta rozmowa zmierzała do absurdalnego punktu.

– Żadnych pocałunków, czułych słów i zobowiązań, po prostu seks.

– Z tego, co wiem przyjaciele z korzyściami, zawierają pocałunki.

Machnęła dłonią, jakby to był zupełnie niewarty uwagi szczegół, a potem uśmiechnęła się.

– Jednorazowe wypadki, jak ten, nie zaliczają się do... Przyjacielskich korzyści. – Mrugnęła do niego porozumiewawczo, a Kariyashi pokręcił głową z niedowierzaniem. W jego oczach jednak czaił się błysk rozbawienia. – Skąd tyle wiesz o przyjaciołach z korzyściami?

Błysk zniknął.

– Ja i Mia... tak zaczynaliśmy. – Spuścił wzrok na tańczące na gałązkach płomienie, cokolwiek jednak w nich widział, musiało to być bolesne. – A potem okazało się, że łączy nas wiele innych rzeczy i... chcieliśmy spędzić razem życie, żeby nie być tak strasznie samotnymi.

– Podziwiam was za Księżycowe Lato – szepnęła cicho, dostrzegając jego skrzące się oczy. – Jesteście prawdziwymi bohaterami.

– Leżałem nieprzytomny – odpowiedział.

– Wiem. – Daphne wyciągnęła się i położyła swoją ledwo ciepłą dłoń na zupełnie lodowatej dłoni Kariyashiego.

Japończyk podniósł na nią niepewnie wzrok, a kiedy dostrzegł łagodny uśmiech, pokręcił głową, znowu spuszczając oczy, tym razem jednak porażony jej urodą. Kiedy nie próbowała kogoś mordować spojrzeniem, była najpiękniejszą istotą, jaką widział.

– Tak dawno nie uprawiałem seksu, że nawet nie wiem, czy jeszcze pamiętam, jak to się robi.

– Przypomnę ci, nie bój się – mruknęła, drugie ramię zarzucając na jego szyję, żeby go do siebie przyciągnąć. Przytulił się do niej.

– A jeśli coś ci się stanie, Wesler, zabiję się – szepnął w jej włosy. – Nie wybaczę sobie, jeśli ten gnój cię skrzywdzi.

– Hej, miało być bez emocjonalnego zaangażowania przecież? – zaśmiała się łagodnie, kołysząc nimi, żeby go uspokoić.

– Twój brat mnie poćwiartuje, jak się dowie, że się do ciebie dobrałem.

– Przed tobą robiło to wielu innych, a Rogerowi życia nie starczy, żeby się nimi zająć. Możesz być spokojny. – Daphne przeciągnęła dłonią po jego włosach i dobrze znając słaby punkt mężczyzn powyżej karku, podrapała go tam. Isamu zadrżał w jej ramionach.

Westchnął jeszcze raz w jej włosy, napawając się ich kuszącym zapachem i odsunął się, by spojrzeć jej w oczy. Daphne uśmiechnęła się z lekkością, jaką jeszcze u niej nie widział. Jej smukłe dłonie znalazły się na jego piersi i pchnęła go lekko.

Kariyashi posłusznie poddał się jej, padając na plecy, ale zaraz podniósł się do pół-siadu i obserwował wielkimi oczami, jak dziewczyna siada na nim okrakiem i rozpina kurtkę, a później mundur. Jego ręce same się znalazły przy jej koszulce. Kiedy czarne loki pół-dekielki wynurzyły się spod białego materiału podkoszulka, Japończyk poczuł, jak serce mu przyśpiesza.

Daphne wciąż łagodnie uśmiechnięta, wyglądała jak piękność z aktów starych mistrzów. Jedyne co ją odróżniało to te głębokie jak sama otchłań kosmosu oczy, które śledziły jego poczynania z własnym okryciem. Śmiejąc się, pomogła mu z mundurem. Jej dłoń przejechała po podwójnym nieśmiertelniku, który wisiał na jego szyi.

– Kiedy go zrobiłeś? – zapytała.

Spojrzał na metalowe płytki między jej palcami. Na jednej widniało imię jego narzeczonej.

– Dominique trzymała je dla mnie – odpowiedział i nagle poczuł, że to bezsensowne. Szybkim ruchem zerwał łańcuszek z szyi i odrzucił, nie patrząc, gdzie wyląduje.

Daphne zmarszczyła brwi, ale zaraz jej twarz rozpogodziła się, kiedy jego dłonie znalazły się pod jej piersiami i wcale nie tak delikatnie, przeturlał ich. Finalnie to on był górą.

Czuł wyładowania energii, kiedy przesuwał ręce po jej nagiej skórze. Z każdą chwilą było mu ciężej powstrzymać chęć posmakowania jej. Jasna, bez znamion i blizn, idealnie czysta skóra przyciągała nie tylko jego wzrok, ale również złaknione pieszczoty usta.

– Nie pomagasz mi – rzucił, odpinając jej spodnie.

Roześmiała się, unosząc biodra, by ułatwić mu ściągnięcie ich razem z bielizną. Przez chwilę przyglądał się jej odsłoniętemu brzuchowi i kierujących się ku sobie liniom bioder, które odbijały się wyraźnie pod jasną skórą. Przełknął ślinę i spojrzał na dziewczynę, która kiwnięciem głową zachęciła go do dalszych poczynań.

Isamu nie mógł pojąć, jak jego dłoń znalazła się między jej udami, rozsuwając je powoli, kiedy sam pochylił się nad jej łonem. Choć wyraźnie zakazała jakichkolwiek oznak czułości, nie mógł się powstrzymać przed tym pełnym głęboko chowanego pragnienia pocałunkiem złożonym powyżej jej wzgórka.

Daphne rozłożyła nogi, kiedy się podniósł i bardzo fachowym ruchem odpięła mu pasek, rozpięła spodnie i ściągnęła bieliznę. Mruknęła coś cicho, ale nie było to podobne do żadnego z ludzkich języków. Kto wiedział, gdzie uczyła się sztuki miłości.

– Ale HIV-a nie masz, prawda?

Prychnął, czując narastające pragnienie. Zawisł na rękach nad dziewczyną i zbliżył się maksymalnie.

– Mam cię pocałować, żebyś przestała zadawać idiotyczne pytania? – warknął, stykając ich nosy.

Nie wiedział, co go bardziej zdziwiło. To, że Daphne Wesler zachichotała, czy to, że objęła go ramionami, przyciągając jeszcze bliżej.

– A nie bałbyś się? – szepnęła, ocierając wargi o jego policzek. Zapomniał rano się ogolić i teraz jej usta przejechały po jednodniowym zaroście. – No dalej, Isa.

XXX

Kiedy od łona rozlała się fala rozkoszy, jak zwykle jej moc uznała to za pozwolenie, by rozwinąć skrzydła. Po prostu nagle coś ją wyrzucało w powietrze, wyciągając z ciała ogarniętego ekstazą i pozwalało dryfować w tym drugim, innym świecie. Teraz już wiedziała, że przekraczała Krawędź.

Świat po drugiej stronie był dziwaczny, składał się z poplątanych nitek energii, które prowadziły do kolejnych osób, ich dusz, czy jakkolwiek inaczej by to nazwać. Normalnie Daphne po prostu zatrzymywała się w danym miejscu, chłonąc niezwykłość zjawiska, ale tym razem musiała postąpić inaczej.

Miała wrażenie, że porusza się w smole albo płynie nienewtonowskim. Wiedząc, że ma niewiele czasu, zmusiła się do sięgnięcia po pamięć jej mocy, która poznała już Księcia w stopniu wystarczającym, by jak to określił „odnaleźć takie indywiduum, jakie stanowili".

Odcinając się od większości niepotrzebnych bodźców, ale gdzieś na granicy świadomości dostrzegła drugą drogę, którą mogła pójść. Podobną do mocy najeźdźcy, również jej znajomą. Coś jednak jej podpowiedziało, że nie powinna tracić na to czasu, bo ta osoba nie stanowiła niebezpieczeństwa... wśród piasków Egiptu.

Jak po sznurku dotarła do miejsca, gdzie znajdował się Książę. Teraz czekała ją najtrudniejsza rzecz: odnaleźć ją w fizycznym świecie.

Otworzyła się na resztę bodźców tego miejsca, czując jednocześnie, że Isamu po drugiej stronie Krawędzi nie pozostawia jej wiele czasu. Musiała wytężyć wszystkie siły, jakie jej pozostały.

Gdyby mogła tu oddychać, zachłysnęłaby się powietrzem.

Tuż obok Księcia spoczywała równie znana jej istota, a zaledwie kilometr poniżej nich wyczuwalne były ogromne pokłady energii zdolne wpłynąć na jądro planety. Powyżej, mogła dostrzec prądy oceanu, który w szale sztormu uderzał o małą skalistą wysepkę pośrodku Atlantyku.

Isamu brutalnie wyciągnął ją z tego świata, aż zachłysnęła się powietrzem, wynurzając się po drugiej stronie krawędzi.

Antai drżała jeszcze przez chwilę w ramionach Kariyashiego, który uspokajał oddech. Lepili się od potu, oboje zupełnie nieobecni. Poczuła, jak Japończyk wysuwa się z niej, a jego dłoń odgarnia jej skołtunione pukle z twarzy.

– Daphne?

Nie odpowiadała przez chwilę, a potem otworzyła oczy, oblizując wysuszone wargi.

– Znalazłaś go?

Kiwnęła głową i przycisnęła się do niego, szukając w jego ramionach ochrony przed okrutną prawdą, jaka do niej dotarła.

– Myliliśmy się – szepnęła, czując, jak zaciska na niej szczupłe ramiona, przyciskając do swojej piersi. – Szczęściara wiedziała, gdzie leży zabezpieczenie na Pacyfiku.

Jak mogła tak zbagatelizować sprawę? Jak mogła odrzucić najbardziej oczywistą opcję? Jak mogła pozwolić sobie na taką nieodpowiedzialność? Przecież ważyły się losy Ziemi!

– Spokojnie, naprawimy to. Jeszcze nic się nie stało. Przecież nie pozwolimy mu wygrać. – Oboje podnieśli się do siadu. Przez chwilę patrzyli się na siebie w ciszy, aż wreszcie Japończyk uniósł dłoń i pogłaskał ją po rozgrzanym policzku.

– Ubierz się, aisuru. Wyziębisz się i dostaniesz zapalenia płuc. – Sięgnął po jej bluzkę i pomógł jej założyć ją, zakrywając biust. Daphne nie pozostała bierna, sama zapinając mu spodnie. Ten odwrotny akt do wzajemnego rozbierania się był miły, ale dziwny.

Kiedy oboje znowu zapieli kurtki, wcale nie zrezygnowali z fizycznego kontaktu. Isamu oparł się o ścianę, a Daphne usiadła między jego nogami, pozwalając opleść się w uścisku. Dawno nie miała potrzeby zwyczajnego fizycznego przebywania z kimś. Jednak dotyk Isamu uspokajał ją, chociaż wewnątrz szalała z niepokoju. Może to dlatego, że odważyła mu się powiedzieć prawdę o śmierci jej ojca, a może to zbliżenie lub cokolwiek innego, ale sprawiał, że czuła się przy nim bezpieczna.

A bardzo pragnęła tego bezpieczeństwa.

Nałożył jej na głowę kaptur obszyty biednym szarakiem, żeby osłonić wciąż wilgotną od potu głowę.

– Nie użyliśmy zabezpieczenia – zauważył, chcąc nawiązać rozmowę i skierować jej myśli na trochę inne tory.

– A co? Jednak masz HIV? – Usta delikatnie jej drgnęły.

– Gorzej, jeśli ty przywiozłaś z kosmosu jakieś dekielskie świństwo – odpowiedział, spinając uda. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Odpowiedział podobnym uśmiechem.

– Albo?

– Albo zajdziesz w ciążę. O la Boga, co ja wtedy zrobię? Za młody jestem na zmienianie pieluch. I jeszcze ty jesteś poszukiwaną w galaktyce morderczynią, mafiozą, Mleczną Dziewczynką, czy czymś tam. – Spojrzał w górę, jakby szukał pomocy u sił boskich, w które bynajmniej nie wierzył.

Daphne uśmiechnęła się z politowaniem, kręcąc głową.

– Gwiezdną Dziewczynką, która przewodzi Mlecznym Dzieciom – poprawiła go.

– O to, to, to, aisuru.

Przechyliła głowę, marszcząc brwi.

– Co oznacza aisuru?

– Dobrą rzecz, nie martw się, to nie przekleństwo.

Daphne i Isamu przyglądali się sobie przez dłuższą chwilę, aż wreszcie on uśmiechnął się do niej szelmowsko. Dziewczynie z jakiegoś powodu zabiło mocniej serce, nawet nie wiedziała dlaczego, ale zrobiło jej się ni słodko, ni gorzko, ale miło i ciepło na duszy.

Przez gęste chmury nad Szkocją właśnie przebijał się jet z jej bratem na pokładzie.



Wiem, to najgorsza scena seksu jaką pisaliście - wybaczcie, ale nie mam jakoś talentu to elementów erotycznych. Mam nadzieję, że to przełknęliście <3

Pamiętajcie coś mi szepnąć na temat tego rozdziału. 

All the Zo <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top