Rozdział trzynasty: Dług do spłacenia

https://youtu.be/fL5BT81IpAg

Książę zamknął za sobą drzwi i przekręcił klucz. Odwrócił się, opierając o drewnianą powłokę i posłał szeroki uśmiech dziewczynie skulonej na łóżku. Niebieskie oczy uważnie śledziły jego drogę do niej, a kiedy tylko stanął w nogach, chwyciła najbliżej leżącą poduszkę, mocno ściskając ją w dłoniach. Świeżo umyte, złote włosy opadały wokół twarzy, jednak nie zasłaniały brzydkiej rany ciągnącej się od brwi przez policzek do brody.

– Jeszcze jeden krok, a zrobię z ciebie pomnik – warknęła.

Prawda była taka, że ten drobny pył wydobywający się spomiędzy jej placów kurczowo zaciśniętych na materiale, był szczytem jej obecnych sił. Nie była nawet w stanie przemienić poduszki, a co dopiero dorosłego mężczyzny.

– Oczywiście – odpowiedział i obszedł wezgłowie, żeby usiąść na brzegu łóżka. Blondynka osunęła się na przeciwległy koniec, obserwując go rozbieganym wzrokiem zaszczutego zwierza.

– Och, daj spokój, Lucy. – Uśmiechnął się kpiąco – Nie mam zamiaru cię zgwałcić.

– Ale zabić to już tak? – prychnęła, a Książę odchylił głowę do tyłu, śmiejąc się szczerze – Kim ty do cholery jesteś?

– Książę Roghrock, do usług, pani. – Komicznym gestem skinął jej głową, wciąż się uśmiechając – Lucy Lucky, prawda?

– Wyciągnąłeś moje nazwisko od Mustafy, wypruwając mu flaki? – odpowiedziała pytaniem, wpatrując się w niego znad poduszki, a jego milczenie uznała za potwierdzenie – Czegokolwiek chcesz się ode mnie dowiedzieć, możesz się pierdolić.

Cisnęła mu się na usta mało elegancka odpowiedź, ale był w końcu Księciem. Dziewczyna miała pazury i nie bała się ich pokazać. Zaimponowała mu ucieczką, w dodatku pozbawiła go kilku oficerów i ozdobiła część budowli. Pokazała mu, że jest warta jego uwagi. Nie musiał się bawić z nią w przemoc. Była inna droga, by przeciągnąć ją na jego stronę.

– Chciałem tylko uleczyć twoją ranę, ale skoro wolisz szwy i blizny, nie ma sprawy. – Wstał, rozkładając ręce i ruszył w stronę drzwi. Kiedy miał sięgnąć do klucza i go przekręcić, zaskrzypiało łóżko i już wiedział, że wygrał.

– Zaczekaj.

Odwrócił się, patrząc na nią. Lucy klęczała na łóżku, wpatrując się w niego ze zmarszczonymi brwiami. Szczypała się w wargę, intensywnie myśląc. Uśmiechnął się do niej na tyle przyjaźnie, na ile umiał. Chyba jej nie przekonał, bo wciąż lustrowała go wzrokiem.

– Zmieniłaś zdanie?

Posłała mu mordercze spojrzenie.

– Na wyciągnięcie ręki, nie bliżej – warknęła, siadając z powrotem, a Książę uśmiechnął się zwycięsko. Kilkoma krokami znalazł się przy łóżku i zgodnie z poleceniem usiadł na odległość ramienia.

Lucy patrzyła na niego nieufnie, ale wyciągnęła w jego stronę prawą rękę owiniętą prowizorycznym bandażem. Odwiązał materiał, ukazując liczne rozcięcia, z których sączyła się krew. Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się lekko, gdy jego tęczówki pokrył złoty blask.

Mógł po prostu dotknąć jej ran, ale dobrze wiedział, że był efektywniejszy sposób na to. Pochylił się nad jej prawicą. Dziewczyna wstrzymała oddech, gdy przycisnął usta do rany.

Kiedy się wyprostował jej ręka była zdrowa, Lucy zacisnęła dłoń w pięść bez bólu. Nie została nawet cienka blizna. Przysunęła ją do twarzy, wpatrując się w nienaruszoną skórę.

Książę wyciągnął rękę i odgarnął jej włosy z twarzy, zakładając je za ucho. Jej skóra była bardzo delikatna w dotyku. W jakiś dziwny sposób podobało mu się to. Zbliżał twarz do niej i już chciał ją dotknąć , ale zatrzymała go jej dłoń na jego piersi.

Spojrzał jej w oczy. Miała ładne oczy. Bardzo niebieskie. Bardzo żywe. Bardzo przerażone.

– Nie mogę tego zrobić w inny sposób – skłamał bez zająknięcia – Ledwo cię musnę.

Nie opierała się, gdy zmniejszył odległość, składając pocałunek w miejscu, gdzie przy brwi zaczynała się rana, potem nieco niżej na kości policzkowej, aż wreszcie na linii żuchwy, gdzie się kończyła.

Blondynka zacisnęła dłoń na jego koszuli i wypuściła głośno powietrze, patrząc na niego spod wachlarza rzęs. Książę uniósł obie ręce, uśmiechając się do niej lekko.

– Obyło się bez gwałtów, morderstw i krwi – rzucił.

– Wciąż ci nie ufam – odpowiedziała, puszczając go i odsunęła się, opierając plecami o wezgłowie.

– Byłabyś głupia, gdybyś mi zaufała – stwierdził. – Wtedy bym cię zabił. Ale nie jesteś. Dlatego się dogadamy, prawda?

Odepchnęła się od zagłówka, patrząc mu w oczy. Wróciła jej pewność siebie.

– Czemu tak sądzisz, drogi Książę?

Znalazła się bardzo blisko niego, nie przestrzegając odległości ramienia, na którą tak nalegała. Czuł jej słodki zapach, widział drobne piegi na długim nosie i błysk maskowanego strachu w niebieskich oczach. Poczuł tknięcie powietrza wywołane przez urwany oddech, który wydarł się spomiędzy jej półotwartych warg.

Być może odezwały się instynkty ciała Jamiego Torcido. Być może jego gospodarz na krótki moment przejął władzę nad swoim domem. Być może Książę sam tego chciał.

Pocałował Szczęściarę. Nie odepchnęła go, nie znieruchomiała, nie zaczęła się rzucać. Uśmiechnęła się, niepewnie kładąc zimne dłonie na jego karku i oddała pocałunek.

XXX

– Nie wiem, czy jestem bardziej głodna, czy zmęczona – stwierdziła Sasha, wieszając się na ramieniu Daphne. Brunetka uśmiechnęła się, robiąc krok do przodu, by podjeść do okienka, w którym wydawano jedzenie.

– Co sądzisz o tym, co powiedział Roger?

– O czym teraz mówimy? – Przyjęły swoje tacki, oddalając się w stronę stolika okupowanego przez pozostałych członków korpusu.

– O tym, że mamy się nauczyć współpracować. Najbardziej mnie zaniepokoiło to spojrzenie posłane w twoją stronę. On by chciał z tobą bliżej współpracować, mam rację? – Spojrzała na przyjaciółkę przez ramię, a Rosjanka spłonęła najbardziej żywym rumieńcem, jaki dane było Daphne widzieć w swoim życiu.

Zaśmiała się nerwowo.

– Chcieć se może – burknęła.

Dosiadły się do stolika. Remi de Blaire posłał im przyjazny uśmiech, skupiając się na swoim gulaszopodobnym daniu, a dziewczyny z nietęgimi minami sięgnęły po sztućce. Jadły już takie świństwa z różnych zakątków kosmosu, a jednak to jedzenie na Ziemi najczęściej przyprawiało je o mdłości.

– A ty? – Wróciła do rozmowy Weslerówna.

Blondynka wzruszyła ramionami. Ale jej wieloletnia towarzyszka broni już znała się na tym uciekającym spojrzeniu brązowych oczu. No jeszcze jej tego brakowało, żeby jej własny, przyrodni brat rozkochał w sobie Lijowicz. Miała na głowie koniec świata i czarny rynek, nie mogła znowu się martwić o biedne, naiwne i wrażliwe serce Rosjanki.

Westchnęła, odchylając się na siedzeniu i pokręciła głową, wpatrując się w przyjaciółkę.

– Tylko tego nie mów – stwierdziła.

Sasha uniosła brew z niemym pytaniem.

– Czego?

– „Ja nawet nie wiem, czy bym chciała..." – Specjalnie użyła rosyjskiego akcentu, przez co dziewczyna po drugiej stronie stołu spąsowiała jeszcze bardziej – Bo za każdym razem jak to mówisz, to jednak chcesz i to bardzo.

– Twierdzisz, że jestem desperatką?

Odpowiedź nie padła, bo przysiedli się Isamu i Nubira. Czarnoskóra dziewczyna wodziła po ich twarzach wzrokiem, a kiedy spojrzała na Daphne uśmiechnęła się lekko. Isamu prychnął, wykrzywiając usra kpiąco na widok zaczerwienionych policzków blondynki.

– Słonko przygrzało? – rzucił słodkim głosem.

– Tobie pod kopułą – odparowała atak z nienagannym uśmiechem Rosjanka.

Zmrużył oczy i zabrał się za swoje jedzenie. Najwyraźniej uznał swoją porażkę tym razem. Ich słowne przepychanki były dziecinne, ale przynajmniej nie przekraczały pewnego poziomu.

Daphne początkowo sądziła, że Japończyk się do niej przyczepi i będzie musiała znosić docinki. Najwyraźniej jednak znalazł sobie ofiarę w wojowniczej z natury Słowiance. Sasha w przeciwieństwie do Daphne miała wyznaczoną pewną granicę, której bez wyraźnego polecenia z góry nie przekraczała. Z drugiej strony nigdy nie pozostawała bierna na rzuconą uwagę i umiała się odgryźć. Nie trzymała też raczej długo urazy. Była wulkanem emocji, które buzowały pod blond czupryną. Miała cięty język, wartki umysł i piękny śmiech, który był lekiem na najgorsze smutki Weslerówny.

Choć nigdy się do tego nie przyznała, Daphne kochała ją jak siostrę, której nigdy nie miała i była dumna, że mogła ją zwać przyjaciółką. A Lijowicz jak Lijowicz. Najpierw mówiła, potem myślała, nigdy nie patrząc wstecz. Dlatego przytyki Azjaty spływały po niej jak po kaczce.

Brunetka uśmiechnęła się do siebie.

– de Blaire, jak podoba ci się perspektywa współpracy z nami?

– Przeżyłem szkolenie początkowe, przeżyję korpus – odpowiedział z uśmiechem.

– No, on ma rację – powiedziała Sasha – Tu jest lajcikowo. Z drugiej strony, obiecywałam sobie, że więcej nie będę się bawić w wojsko.

– No wybacz. Powiedziałaś, że samą mnie nie puścisz. – Daphne uśmiechnęła się do niej, a dziewczyna wywróciła oczami.

– Miałam inne wyjście?

– Właściwie jak wy dwie się poznałyście? – zapytał Remi, uśmiechając się w stronę dziewczyn – Mam wrażenie, że od pieluchy.

Spojrzały na siebie.

– Nosiłaś w wieku czternastu lat pieluchy? – zapytała Daphne, a Rosjanka parsknęła śmiechem.

– A ty? Porwałaś mnie z domu.

– Sama chciałaś.

Zaśmiały się cicho, bo to był ich salonowy żart. Nikt za bardzo go nie rozumiał poza nimi, ale o to chodziło. To była słodka tajemnica ich przyjaźni, która sprawiała, że były sobie jeszcze bliższe. Przeszły przez ogień i przez wodę, zwiedziły praktycznie całą Galaktykę tam, gdzie było coś do zwiedzenia. Walczyły ramię w ramię przez lata. I miały wobec siebie ogromne długi, o których żadna głośna nie mówiła, ale obie wiedziały, że łączyły ich więzy silniejsze niż te z krwi. Jedna zawdzięczała wolność, a w druga uratowane życie.

Kapral zrezygnował z dalszego wypytywania, najwyraźniej dotarło do niego, że więcej informacji nie dostanie.

Posiłek minął im w ciszy. Korpus może i jadał przy jednym stole, ale wciąż nie był jednością. A powinien. Daphne zastanawiało, jak Roger tego dokona. W końcu byli tacy różni, nie dogadywali się całkowicie, a przecież wiadomo, że w takim zespole zrozumienie się nawzajem jest najważniejsze.

Sam chciał, to teraz miał. Zadanie dla Supermana.

Przerażała ją myśl, że zaraz po obiedzie muszą udać nie płytę lotniska. Też była zmęczona. Nie chciało jej się zupełnie robić czegokolwiek – miała do tego prawo. Też w końcu była człowiekiem. W połowie w każdym razie.

Zwlekli się z siedzeń i chociaż jedzenie nie było smaczne, należało do sycących. Całą grupą niezbyt równym krokiem, ale wciąż razem ruszyli na lądowisko, gdzie czekał na nich ich dowódca.

Daphne obrzuciła brata pytającym spojrzeniem, gdy uśmiechnął się do nich, a z jeta wyszła po trapie ich ulubiona cyborg. Stanęła za nim na baczność, co było dla nich znakiem, żeby zrobili to samo. Te 3 godziny w jej towarzystwie były najgorszymi w życiu brunetki, której wolnych duch i głęboko zakorzeniona walka z jakimikolwiek ograniczeniami zostały stłamszone. A przecież Weslerówna kochała niezależność. Dlatego robiła, co robiła. Dawała ludziom wolność. Zresztą nie tylko ludziom.

– Jak smakował obiad?

Wyrwało jej się ironiczne parsknięcie.

– Miło to słyszeć, teraz ładujcie się na pokład. Będziemy zwiedzać – skwitował to Roger i zrobił im miejsce, żeby mogli wejść do jeta. Remi chciał zasiąść za sterami, ale powstrzymała go cyborg, wcześniej zajmując miejsce pilota.

– Siadajcie. Pozwiedzamy trochę – powiedział pułkownik Wesler, sam łapiąc się za drążek nad swoją głową, gdy klapa zamknęła się za Isamu.

Członkowie korpusu wpatrywali się w niego niepewnie, nie wiedząc czego po nim oczekiwać. Delikatne szarpnięcie poinformowało ich, że wystartowali, ale wciąż nie otrzymali odpowiedzi na nieme pytanie, dokąd postanowił ich zabrać brunet. On się po prostu uśmiechał bezczelnie, jakby wszystko było już jasne.

– Osiągniemy za chwilę pierwszy punkt, panie pułkowniku – odezwała się RUB1.

– Super. – Uśmiechnął się i powiódł spojrzeniem po swoich towarzyszach – Stwierdziłem, że dobrze nam zrobi pobawić się w swoim gronie, tym bardziej że musimy się nauczyć współpracować.

Daphne wymieniła z siedzącą obok Sashą spojrzenie. Miała przeczucie, że pomysł jej brata się jej nie spodoba.

– Podzielimy się na pary. Cała nasza szóstka. Ruby wysadzi nas w różnych miejscach lasu. Dostaniecie tylko kierunek, w którym powinniście iść. Macie dojść do punktu zbornego, ostatnia para szoruje kible na -13. piętrze przez tydzień.

– A co jeśli kompletnie się zgubimy i nie będziemy mieć szans się odnaleźć? – zapytała Sasha.

Uśmiechnął się.

– Ruby będzie cały czas obserwować nasze funkcje życiowe, jeśli naprawdę będzie wam coś zagrażać, wkroczy do akcji. – Uśmiechnął się – Żeby było zabawniej, dwójki nie mogą się rozdzielić. – Podszedł do jednego ze schowków i wyciągnął z niego kajdanki cząsteczkowe. Na ich widok część zespołu po prostu jęknęła.

– No co, będzie zabawnie.

– No raczej – burknął Isamu, a jego ciemne spojrzenie skrzyżowało się z Daphne. Odruchowo jego dłoń powędrowała do krótko ściętych włosów. Uśmiechnęła się do niego złośliwie.

– Świetnie, skoro wszystko jasne, dzielimy się. – Spojrzał na cyborga, który odwrócił się na fotelu. Poczuli, jak maszyna hamuje w powietrzu.

– Panna Wesler i podpułkownik Kariyashi – powiedziała – Idźcie na południe.

Wymienili ze sobą zdziwione spojrzenia. Roger albo był niespełna rozumu, albo idiotą. Wszyscy dobrze wiedzieli, że za sobą nie przepadają. Dochodziła jeszcze sprawa groźby Daphne, gdyby Japończyk spróbował wrócić do ćpania. Azjata westchnął, wstając, a brunetka poszła jego śladem. Mus to mus.

– Plecaki. – Wesler wskazał na czarne zawiniątka pod siedzeniami. Nałożyli je, czekając na dalsze instrukcje, choć Daphne musiała to przyznać – wolała je wydawać, niż dostawać.

– Postarajcie się nie zabić. – Roger podszedł do nich i zamknął wokół nadgarstka siostry metalową obręcz, potem to samo zrobił z drugą przeznaczoną dla byłego przyjaciela. Po zamknięciu się zamków ich dłonie gwałtownie przybliżył do siebie pasek elektromagnetycznego wiązania.

Au revoir! – Wskazał im klapę, która się otworzyła. Do środka wdarło się światło z zalanego słońcem płaskiego głazu. Zeszli po trapie, obligatoryjnie zmuszeni do trzymania się blisko siebie. Kiedy odwrócili się, odrzutowiec już znikał w przestworzach ponad górskim lasem, który porastał okolicę.

Daphne poczuła jak Isamu ciągnie ją za nadgarstek.

– Co ty robisz? – warknęła.

– Próbuję zejść, nie widać? – odburknął.


A więc, część rozdziału jest picuś glancuś. Druga część, no cóż.... do was należy ocena, ale ja bym jej dała ujemną gwiazdkę :P Dobrze, że czegoś takiego nie ma.

Dziękuję za cierpliwość i czekam na wasze opinie! <3

All the Zo <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top