Rozdział trzydziesty: Kontrola sytuacji

https://youtu.be/XIJHg1XWR7o

  👽 BLOODSTREAM - ED SHEERAN👽 

(WCALE NIE PUBLIKUJĘ TEGO W NOCY, BO PRÓBUJĘ SIĘ UCHRONIĆ PRZED ŚMIERCIĄ PO TYM, JAK PRZECZYTACIE TEN ROZDZIAŁ)

Plan miał błędy – nakreślony naprędce, posiadał tylko jedną alternatywę i to dlatego, że wersja „a" była nazbyt optymistyczna, nawet jeśli wszystko poszłoby jak po maśle. Roger podczas naprawdę szybkiej odprawy powtarzał jedno: Utrzymać kontrolę nad sytuacją. Jeśliby ją stracili, wydałby jeden krótki rozkaz Remiemu, który krążył nad wyspą w odrzutowcu, wyjątkowo uzbrojonym w pocisk elementarny.

Isamu dobrze powiedział – „Jesteście głupi, jeśli wierzycie, że wszyscy wyjdą z tego cało". Gdyby zamiast warczeć na niego, że ma zamknąć mordę i brać dupę w troki, zastanowił się nad słowami byłego przyjaciela, być może udałoby się tego wszystkiego uniknąć.

Baza miała w skale ukryty dach do lądowiska, który Sasha mogła przejąć dzięki złamaniu kodów Księcia. Udało im się ustalić, że siły przeciwników chyba nie były tego świadome i nie wystawiały wart na lądowisku. To zachodziło o ignorancję lub – jak stwierdziła Daphne – braki w ludziach. Jeśli Roger wiedziałby wtedy, jakim szczęściem los, Bóg albo inna pradawna siła rządząca czasoprzestrzenią, obdaruje ignorantów, sam przestałby poskramiać swoją pychę. Kto wie, być może wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdyby to oni mieli, choć odrobinę przychylności boskich mocy.

XXX

Sasha, Roger i Isamu zbiegli po trapie na śliskie skały, próbując osłonić twarze i oczy przed szalejącym dookoła żywiołem. Za nimi przez hałas fal przedostał się dźwięk zamykającej się klapy jeta, w której pozostała reszta zespołu, odlatując na bezpieczną odległość.

Japończyk dotarł jako pierwszy do ukrytych w skale awaryjnych drzwi. Ściągnął z pleców karabin i jednym pociskiem cząsteczkowym pozbył się czytnika linii papilarnych. Poderwał do góry właz, który zaskrzypiał, ale finalnie trzasnął o skałę obok.

– Jak mówiłaś, jakieś pięć metrów drabinki w dół. – Kiwnął głową na Rosjankę, która pochyliła się zejściem, a koło jej prawej źrenicy pojawiły się znajome pierścienie. Przez pokryte grubymi chmurami niebo nie przebijało się światło powoli zachodzącego słońca i to nikłe światło, które oświetliło jej profil, nadało mu upiorny wygląd.

Roger dotknął ukrytego za skrawkiem w uchu minikomunikatora. Nie mogli ryzykować, że Książę wyczuje obecność ich telepatki, więc Sasha przeprogramowała tę nieco staroświecki douszny podsłuch niczym z filmów szpiegowskich, by nadawała na tajnych falach Mlecznych Dzieci. Nie musieli się martwić, że Szczęściara odbierze wiadomości – jej komunikator miał być nieaktywny od dobrego miesiąca.

– Wchodzimy – rzucił zarówno do ich dwójki, jak i do nasłuchujących rozwoju sytuacji członków korpusu.

Isamu zawiesił na plecach karabin i zaczął schodzić po drabince. Wkrótce jego głowa zniknęła w ciemności pod nimi i Sasha ruszyła jego śladem. Ostatni wszedł Roger, który nie zamknął klapy, żeby w razie czego mieć łatwiejszą drogę ucieczki. Dobrze wiedział, że żaden odwrót nie był planowany.

Poczuł na twarzy słone krople, a potem przez dobre dwie minuty schodził w całkowitej ciemności, czując paranoiczny strach przed klaustrofobicznie małym kominem. Słyszał tylko nad sobą wycie wiatru oraz walkę oceanicznych fal. Pod nim rytmicznie odzywały się ciężkie, podbite buty Kariyashiego i Lijowicz oraz urywany oddech dziewczyny.

Wreszcie wyszli z wąskiego szybu wprost na słabo oświetlony korytarz. Rosjanka oparła się plecami o chropowatą ścianę i trzymając się w okolicach piersi, oddychając głęboko z zamkniętymi oczami.

– Wszystko dobrze? – zapytał szeptem pułkownik. Jego ściszony głos odbił się niepokojąco od wyrytych w skale korytarzy.

– Mało tlenu – skłamała, otwierając oczy. Cienie pod jej oczami uwydatniły się i Roger dobrze wiedział, że minęła się z powodem problemów z oddychaniem. Przeszło mu przez myśl, że może Sasha nie tylko teraz wymigała się od powiedzenia prawdy. Może rano też łgała, co do spania.

– Nie mamy czasu na odwrót – wtrącił się Isamu, a dziewczyna zdzieliła się po twarzy dłońmi.

– Masz rację. – Sięgnęła do swojego ogromnego plecaka i wyciągnęła malutką płytkę komunikatora. Podała ją partnerowi. – Wiesz, co z tym robić – szepnęła, kiedy Wesler westchnął, spoglądając jej głęboko w ciemne oczy. Zmusiła się do uśmiechu.

– Idziemy. – Zarządził Japończyk, poprawiając broń na plecach i ruszył w lewą odnogę korytarza. Roger rzucił szybkie spojrzenie na plecy przyjaciela, który specjalnie nie odwracał się, czekając, aż blondynka do niego dołączy. Ukradł dla nich kilka dodatkowych sekund.

Brunet pochylił się nad Sashą i pocałował ją krótko, czując niepokojące ciepło jej ust. Niezdrowa temperatura, podbite oczy i problemy ze złapaniem oddechu. Należały im się wakacje, kiedy dorwą tego skurwysyna.

– Idź – szepnął, kiedy odsunęła się, poluzowując uścisk na jego ramionach. Złapała go jeszcze za dłonie, ściskając pocieszająco i wreszcie odwróciła się i biegiem dołączyła do oddalającego się Isamu.

Roger potarł czoło i poprawił swój przymocowany do pasa na udzie dodatkowy blaster. Kiedy upewnił się, że mocowanie się nie poluzowało podczas schodzenia, a komunikator bezpiecznie spoczywa w jednej z licznych kieszeni przy pasku, biegiem ruszył w drugą odnogę korytarza.

Lita skała odbijała jego kroki, kiedy pchnął metalowe drzwi i wypadł na kręte schody, które prowadziły poziom niżej. Zamarł na sekundę tak jak młody żołnierz w mundurze jednostki specjalnej. Rękę miał zawieszoną na temblaku, ale Roger nie miał wątpliwości. Oczy ciał przejętych przez dekielskie demony były puste niczym czerń kosmosu.

Zamachnął się prawą rękę, zanim zdążył, chociaż przeanalizować swoje działanie. Wiązka laserowa przecięła powietrze i tętnicę chłopaka. Kolana się pod nim ugięły i złapał się za szyję, z której wytrysnęła fontanna krwi. Wpadł na ścianę i zjechał po niej.

Roger nie strzelił drugi raz. Chłopak i tak był już martwy. Po prostu do niego podszedł i zamknął mu powieki. Odsunął się na krok, próbując odsunąć myśli o matce tego chłopaka, która będzie płakać nad grobem swojego dziecka.

Miał ochotę coś rozwalić. To wszystko nigdy nie powinno mieć miejsca.

Wziął głęboki wdech i ruszył dalej biegiem w dół schodów. Z tego, co pamiętał, miał zbiec cztery piętra niżej. Wypadł na kolejny pusty korytarz. Najbliższe drzwi były zabezpieczone czytnikiem linii papilarnych.

Kiedy go rozwalił, wystarczyło wyrwać klamkę, żeby dostać się do sterowni lądowiska. Mieli rację. Oni chyba nawet nie byli świadomi, że lądowisko miało otwierany dach. Czy w ogóle wiedzieli, że mogą użyć tych wszystkich małych jetów?

Wyciągnął minikomunikator od Sashy i delikatnie poruszając nadgarstkiem, aktywował go. Na środku wyświetliła się czerwona litera „X". Kiedy nacisnął ją, cała kontrola lądowiska ożyła, a mechaniczne pasy przesunęły wolno stojące jednostki pod ściany. W towarzystwie hałasu nieużywanego mechanizmu oraz burzy na zewnątrz, podniósł się dach.

Jednocześnie na płycie lądowiska też się ruszyło. Podłoże rozsunęło się, dając dostęp do hali niżej, w której składowano broń oraz gdzie było zejście... do zabezpieczeń.

Roger wybił szybę przed sobą mechaniczną ręką, wyskoczył przez nią i podbiegł do krawędzi.

Kiedy zadarł głowę do góry, poczuł na twarzy krople deszczu. Na tle błyskawicy pojawił się ich jet. Z otwartej klapy wyskoczyła Daphne, która przez sekundy dryfowała między kroplami, a potem całą jej postać ogarnął błękitny blask i już jako smuga światła, zniknęła pod jego stopami.

Pułkownik Wesler chwycił za przypięty do uda blaster i wymierzył w nadbiegającego człowieka. Ten nie zdążył nawet dobrze zorientować się w sytuacji – zapewne przybiegł, słysząc hałas.

Z jeta wysunęła się lina, po której zjechała przyczepiona do niej klamrą Nubi. Roger cofnął się kilka kroków i wybił się od krawędzi. Spod jego mechanicznych palców wyślizgnęło się włókno węglowe, ale zaraz wykręcił nadgarstek, oplatając linę wokół niego i zacisnął dłoń. Poczuł drażliwe ciepło, kiedy proteza zahamowała jego zjazd.

Ale to musiało kiczowato wyglądać.

Nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Tylko jak wylądował na zgiętych nogach poziom niżej, zrozumiał, że to nie przelewki. Wylądowali dokładnie na zaplombowanym zejściu do tunelu, który prowadził do zabezpieczeń.

Daphne stała kilka kroków dalej. U jej stóp leżał jakiś nieszczęśnik, a z jego piersi wylewała się krew. Jego kat strząsnęła z błyszczącej dłoni krew i podniosła głowę.

Dokładnie naprzeciwko niej stał Książę. Jego twarz zyskała zwierzęce rysy, kiedy wpatrywał się w nią. Wyglądał jak wilk gotujący się do ataku. W jego oczach zbierał się złoty blask. Przypomniał demona z najgorszego koszmaru.

– Mleczne Dzieci wydały na ciebie wyrok, Lucy Lucky! – Daphne nie musiała nawet krzyczeć, jej głos wydawał się dobiegać zewsząd.

Wesler wzdrygnął się, czując dziwne igiełki na skraju świadomości. Drobna dłoń Nubiry, która na ugiętych kolanach oczekiwała dalszego biegu zdarzeń, ścisnęła jego prawą rękę.

Antai.

Szept podpułkownik Ababumy w jego głowie pojawił się niespodziewanie.

Potem rozpętało się piekło.

XXX

Sasha syknęła cicho, pocierając mechaniczne oko. Kiedy próbowała aktywować funkcję namierzania celu, którą ostatnio wprowadziła do jego systemu, cholerna soczewka rozmazywała cały obraz. Musiała polegać na swoim słabszym, ludzkim oku.

Przymknęła prawą powiekę i lewym okiem spojrzała przez celownik, szukając Szczęściary. Pod ogromnymi kontenerowcem wypełnionym bronią, na którym było jej stanowisko snajperskie, trwała zażarta walka i była członkini Mlecznych Dzieci co chwila znikała jej z oczu. Wśród pocisków, kurzu i lejącej się krwi, trudno było trafić jedną osobę, nie narażając na niebezpieczeństwo swoich ludzi.

Wtedy Roger złapał zdrajczynię za ramiona i zdzielił ją z byka. Dziewczyna cofnęła się o kilka kroków, odsuwając od głównej linii frontu. Złapała się za głowę, chwiejąc na boki. Pułkownik Wesler odepchnął atak jednego z żołnierzy Księcia, który przeleciał nad pochyloną sylwetką Lucy i uderzył w metalowy kontener, nieruchomiejąc.

Lijowicz wykorzystała sytuację i wystrzeliła pocisk przygotowany przez Louisę. Trafiła idealnie w odsłonięte ramię. Blondynka przed Rogerem zawyła z bólu, łapiąc się za rękę, w miejscu, gdzie trafiła ją kula z niespodzianką od siostry w środku.

Specjalnie przygotowany środek właśnie został dostarczony do jej żył. Bazując na badaniach ich ojca, doktor Lucky stworzyła antidotum na ich moc. Pozbawiła siostrę możliwości obrony, przy okazji doprowadzając ją do agonii. Zgodnie z potajemnie przekazanym życzeniem Daphne.

Szczęściara padła na ziemię, wykręcając się i wrzeszcząc. Chwyciła ubranie, które miała na sobie, próbując dobrać się do skóry i zaczęła drzeć materiał.

Książę odwrócił się natychmiast w jej stronę, tracąc zainteresowanie Daphne, która nie dała mu chwili wytchnienia, od kiedy stanęli twarzą w twarz w równej walce. Ale dziewczyna miała przewagę, bo nie bała się zabijać po drodze każdego z ziomków dekla, którzy nawinęli się pod jej zakrwawione ręce. Korpus Zbawiciela wiedział, że nie wolno im się wtrącać w walkę tytanów.

Isamu idealnie wybrał moment rozkojarzenia wroga. Ukrywał się do tej pory po przeciwnej stronie hali na szczycie drugiego kontenera z amunicją. Z jego karabinu wystrzelił hak przedłużony liną z tworzywa węglowego. Trafił Księcia w bark.

Najeźdźca wydał z siebie na wpół zwierzęcy ryk, kiedy Kariyashi zaserwował mu porcję prądu. Jego krzyk zmieszał się z wrzaskami tarzającej się po ziemi Lucy. Ich podkomendni wpatrywali się w to w szoku, nie mogąc zmusić się do odparowania ataku, kiedy ich niepokonany pan padł na kolana pod wpływem kolejnego wstrząsu.

Sasha nie próżnowała. Wyjęła z kieszeni drugą porcję zabójczego serum dla Szczęściary i władowała nabój do oddzielnego pistoletu i schowała go w kaburze. Wyciągnęła z plecaka swoje blastery i odwróciła się do pola bitwy, by zobaczyć najgorszą możliwą rzecz.

Książę podniósł się z kolan i złapał za napiętą linę. Całą jego sylwetkę otoczył złoty blask, który nagle objął również tworzywo węglowe i powędrował wprost do broni Japończyka. Isamu wciąż ją trzymał.

Nagle szarpnęło nim od góry i uderzył głową w sufit, ale wciąż kopał nogami, próbując złapać się za szyję. Książę zamknął złotą obręcz wokół niej, dusząc Kariyashiego.

– Zostaw go!

Sasha zdążyła jeszcze tylko krzyknąć imię podpułkownik Ababumy, gdy ta podbiegła do dekla i z całej siły, jaką dał jej rozpęd, wskoczyła na niego. Przewróciła go i uderzyła łokciem prosto w twarz. Rozkwasiła mu nos.

Stal pod nogami Lijowicz zafalowała, gdy ktoś wskoczył na jej kontener. Odwróciła się momentalnie, tracąc z oczu Nubirę i całą resztę.

Jeden z żołnierzy Księcia zaświecił na nią ślepiami i rzucił się do przodu. Padła na plecy i udało jej się przyjąć przeciwnika na nogi. Przerzuciła go przez głowę, a ten spadł z kolejnej warstwy blachy.

Oddech jej przyśpieszył, ale poderwała się natychmiast, szukając wzrokiem kolejnych niebezpieczeństw, ale najwyraźniej tylko ten jeden ruszył na nią w odwecie za Szczęściarę. Zeszła szybko po drabince z kontenera i przyjrzała się z góry bezwładnemu ciału.

Czarnoskóry mężczyzna miał wygiętą pod nienaturalnym kątem szyję. Nie musiała się martwić, że jeszcze coś zrobi. Był martwy.

Przedostała się na najniższy kontener i podbiegła do krawędzi z zamiarem zeskoczenia na ziemię i dołączeniem do walki.

Krzyk Nubi przedarł się przez kakofonię agonistycznych wrzasków Szczęściary, którą nikt się już nie interesował, na nowo wciągnięci w wir ostatecznej walki. Sasha poczuła, jak coś z siłą imadła zamyka się wokół jej kostki. Szarpnęła i straciła równowagę. Uderzyła o beton, czując, jak paraliżujący impuls przechodzi ją od szyi aż po palce u stóp. Zignorowała ból i odwróciła się na plecy, mierząc w tego sukinsyna, który najwyraźniej nie umiał umrzeć.

Nie mogła nacisnąć spustu.

Z przekręconą głową monstrum, które pochylało się nad krawędzią blachy. Jego zarys falował zielonkawym, mdłym światłem. Oczy się zapadały, z ust buchnął blask, a Rosjanka wrzasnęła, kiedy otworzył paszczę. Poczuła smród zgniłych jaj, kiedy ryknął. Ale to nie był ludzki głos, nawet nie zwierzęcy. To były dźwięki demonów z najgłębszej otchłani piekła.

Potwór skoczył na nią, a Sasha przeturlała się pod ścianę, waląc głową w mur z rozpędu. Krzyknęła, kiedy gorąca jak sam ogień łapa o zaostrzonych pazurach przejechała po jej twarzy, kiedy próbowała przewrócić się przez głowę, by uniknąć spotkania z dekielskim mutantem.

Poczuła na twarzy krew, która zalała jej ludzkie oko. Podniosła się na nogi natychmiast, biegnąc w stronę ludzi. Schyliła się, by uniknąć długiego ramienia. Stwór nagle urósł do prawie wielkości słonia.

Odwróciła się, by wymierzyć mu w głowę, ale bestia przylgnęła płasko do podłoża niczym wąż, unikając pocisku z blastera. Sasha poczuła nagle, jak jej ciało staje się bezwładne. Nogi straciły grunt pod nogami, obraz się zamazał i okropny hałas ogłuszył ją na dosłownie sekundy. Ugięły się pod nią kolana, kiedy znowu dotknęły podłogi.

Kariyashi wpadł w bestię, z całą siłą, jaką wytwarzała jego zawrotna prędkość, przygniatając ją do ściany. Cofał się i znów uderzał. Cofał i uderzał. Cofał i uderzał. A każdy ruch trwał milisekundy. Monstrum nie miało jak się bronić, rycząc przeraźliwie.

Rosjanka natychmiast podniosła oba blastery i wymierzyła w głowę potwora, którego Japończyk nie wypuszczał nawet na pół metra od ściany. Unieruchomił go dla niej.

Seria pocisków przedziurawiła czaszkę potwora. Ciało wybuchło, odrzucając Isamu. Nieprzytomny chłopak leżał tuż obok wijącej się na betonie Szczęściarze. Zdrajczyni rozdrapywała skórę do krwi, próbując pozbyć się tego, co było wewnątrz niej.

Lijowicz rzuciła się do chłopaka, łapiąc go za rękę. Na twarzy miał ciemną plamę od oparzenia. Rozejrzała się za pomocą. Nie mógł tu zostać.

Poczuła na twarzy i głowie deszcz, który wpadł tu przed sufit. Tuż nad wejściem wciąż wisiał ich jet. W drzwiach zobaczyła Louisę, która próbowała na odległość eliminować ludzi Księcia. Ich wzrok skrzyżował się. Lekarce nie było nic więcej potrzeba.

Zmaterializowała się w chmurze złotego dymu tuż obok Sashy, nawet nie patrząc na cierpiącą obok siostrę.

– Zabieraj go stąd! – krzyknęła do niej blondynka.

– A co z twoim okiem?! – odkrzyknęła doktor Lucky.

Dopiero wtedy do dziewczyny dotarło, że cały czas ma zamknięte prawe oko. Dotknęła go dłonią, czując zakrzepniętą krew. Przymknięta powieka ustąpiła pod naciskiem, nie zatrzymując się na gałce ocznej. Straciła drugie oko i nawet nie poczuła tego w ferworze walki.

– On jest ważniejszy! – odkrzyknęła Lijowicz i podniosła się na nogi, kiedy oboje zniknęli w chmurze złotego pyłu.

Sytuacja była beznadziejna. Walka toczyła się tak naprawdę między Księciem a Daphne i Rogerem, którzy próbowali dostać się do maltretowanej Nubi. Jej prawa noga odstawała pod dziwnym kątem w łydce, a na udzie Sasha dostrzegła mnóstwo krwi. Przez ubranie przebiła się kość. Dekiel bynajmniej jej nie oszczędzał, zaciskając dłoń na szyi i przyduszając dziewczynę. Jednocześnie miotał pociski w pozostałą dwójkę.

Obejrzała się bezradnie za czymkolwiek, co mogłoby go rozproszyć.

Jęk zemdlonej bólem Szczęściary był jak dźwięk trąby ostatecznej dla Rosjanki. Odwróciła się natychmiast do dawnej towarzyszki broni i odrzuciła blastery.

Złapała ją za fraki i poderwała do góry, oplatając w klatce piersiowej ramieniem. Odwróciła ją w stronę walczących i wyciągnęła z kabury specjalny pistolet przygotowany dla Lucy Lucky.

Wypuściła głośno powietrze przez nos i potrząsnęła głową, odrzucając sklejone od wody i krwi włosy. Przystawiła lufę do głowy dziewczyny.

A więc tak czuli się samobójcy.

– Zabiję ją! – wrzasnęła z całej siły.

Roger uchylił się przed nadlatującym światłem i odwrócił natychmiast. Książę jednak nie ponowił ataku, wpatrując się świecącymi ślepiami w Sashę.

– Zabiję ją! – powtórzyła.

Daphne znieruchomiała za plecami brata, przyglądając się przyjaciółce. Korpus dobrze wiedział, do czego miała doprowadzić druga dawka antidotum. Louisa określiła to jako „złote fajerwerki mocy". Sasha z takiej odległości nie miała szans na przeżycie.

Dekiel powoli rozwarł uścisk na szyi Nubiry i podniósł się z klęczek. Nie spuścił jednak wzroku z Lijowicz, która oddychała coraz szybciej. Wyminął Weslera, unosząc obie dłonie. Jego spojrzenie na powrót wyglądało na niemal ludzkie. Tyle że żaden człowiek nie miał aż tak bezdusznych, czarnych oczu.

Jet wleciał do środka, a z jego wnętrza wyleciały dwie liny z włókna węglowego, które zawiązano wokół deski do transportu rannych. Na ziemi obok niej zmaterializowała się Louisa. Roger i Daphne podbiegli do Nubiry, która chyba straciła przytomność.

Obraz rozmazywał się blondynce przed oczami. Poprawiła bezwładne ciało Szczęściary i obserwując, jak Daphne przy pomocy mocy i asekuracji brata przenosi zemdloną z bólu i utraty krwi Ababumę na deskę. Przycisnęła palec wskazujący do czytnika linii papilarnych, który odbezpieczył broń.

Roger zaniepokojony tym dźwiękiem, który echem poniósł się po pustej sali, podniósł na nią wzrok. Daphne również odwróciła się do niej.

– Wybaczcie mi. – Sasha już nie wiedziała, czy mówi to na głos, czy w myślach. Wszystko jej się mieszało. Jej przyjaciółka wyrwała się do przodu, krzycząc coś, ale braterskie ramię zacisnęło się na jej talii, unieruchamiając ją. Pułkownik rozumiał, pułkownik wiedział, pułkownik wybaczył swojemu żołnierzowi. Widziała ból w jego oczach, kiedy musiał chwycić się liny ludzką ręką, mechaniczną wciąż nie pozwalając przyrodniej siostrze rzucić się na pomoc swojej ukochanej.

Sasha Aleksandrovna Lijowicz uśmiechnęła się do Księcia najpiękniejszym ze swoich uśmiechów, pozwalając, by sztuczne oko aż zabłyszczało radością. Spojrzała w tę bezdenną czerń jego wnętrza i wiedziała już, że nie musi bać się śmierci. On był już martwy od środka. Ona wciąż miała swoją duszę.

Potem nacisnęła spust.  




all the Zo 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top