Rozdział pierwszy: Ekrany Hong Kongu
https://youtu.be/F9kXstb9FF4
👽 SPIRITS - THE STRUMBELLAS 👽
To były najgorsze trzy dni jego życia. Zatrzymał się w jednostce Armii Zjednoczonych Narodów, gdzie dostał własny pokój i dowództwo skakało dookoła niego jak tresowane pieski. Tylko dlatego, że plotki szybko się roznoszą na wysokich szczeblach wojska. Czekał bezużyteczny, kręcąc się po terenie jednostki i czekając, aż Sasha, a może i nawet Daphne, da znak życia.
– Pułkowniku Wesler? – W drzwiach jego pokoju stanął młody żołnierz, może szesnastoletni.
– Słucham. – Usiadł na łóżku.
Chłopak strzelał oczami dookoła, nie bardzo wiedząc, jak się zachować, aż wreszcie zrobił krok do przodu.
– Przyszła jakaś kobieta, podaje się za pana przyjaciółkę. Przedstawiła się jako Sasha Lijowicz. Mówi, że ma dla pana wiadomość.
Poderwał się z łóżka w pośpiechu i narzucił na siebie skórzaną kurtkę przewieszoną przez krzesło. Poruszył palcami mechanicznej dłoni, by być pewnym, że się nie zacięła od długiego bezruchu.
– Proszę, prowadź.
Chłopak wyprowadził go z koszar pod wjazd do jednostki, gdzie przed bramą z elektrogramu cząsteczkowego czekała Sasha wraz z jakimś żołnierzem bacznie ją obserwującym. Chowała głowę w kapturze, a po okularach w metalowych, sklejanych oprawkach spływały krople mżawki.
– Dummkopf! – krzyknęła na niego, gdy tylko wychylił się poza parasol trzymany przez szeregowca.
– Die Deutsch sprechende Russin? – Uśmiechnął się, kiedy jeszcze bardziej się nachmurzyła.
– Ja, ja. Deine Schwester hat mich gelernt. * – Spojrzała na niego ponad okularami. – Mogę wejść?
– Wpuśćcie ją – zwrócił się do chłopaka, który próbował za nim nadążyć z parasolem.
– Jest pan pewien? – zapytał strażnik, wciąż łypiąc na Sashę.
– Tak, dalej, zanim się przeziębi i potem mnie oskarży, że to moja wina. – Wywrócił oczami i spojrzał chłopakowi w ciemne oczy. – To rozkaz, kapralu.
Chłopak westchnął i wyciągnął dłoń, a czytnik bramy rozpoznał jego linie papilarne i wejście się otworzyło. Dziewczyna niemal z ulgą przeszła na ogrodzoną stronę.
Roger dla wiarygodności zabrał szeregowemu parasol i uśmiechając się zachęcająco, otworzył przed Rosjanką ramiona. Przytuliła się do niego krótko i zbeształa go, już po angielsku:
– Masz szczęście, że w porę się dowiedziałam! Już myślałam, że nie zdążę się z tobą zobaczyć!– Robiła to specjalnie, niby odruchowo poruszając głową w stronę szeregowca.
– Możesz odejść – powiedział do chłopca i wziął Sashę pod rękę. – Musisz mi wybaczyć, ale tylko na tyle pozwolili mi przylecieć... – Swobodnym krokiem pod parasolem zaczęli się oddalać od wejścia.
– Kurczę, nie mogę się do niej przyzwyczaić – powiedziała, przesuwając dłonią po jego ramieniu, gdzie wyczuwalna była zbyt gładka jak na skórę powłoka, która chroniła mechanizm protezy.
– Nie ty jedna...
Gdy byli już wystarczająco daleko od obu żołnierzy, pochylił się w jej stronę.
– Niezłe aktorstwo – mruknął.
– Twoje też. Śmiej się. – Jak na rozkaz oboje wybuchli śmiechem. – Dobra, a teraz idziemy gdzieś, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał.
Pułkownik Wesler ruszył w stronę koszar, prowadząc Sashę do swojego pokoju. Mijani żołnierze wyglądali, jakby im gały miały wyjść na wierzch. Żeńska część jednostki w Hong Kongu funkcjonowała jednocześnie z męską, ale ponieważ panom zdarzało się nie panować nad sobą, zakazano kontaktów z żeńskimi oddziałami poza porannymi apelami. Dlatego widok kobiety był czymś niezwykłym.
Parasol zostawił na korytarzu i gdy znaleźli się wewnątrz pokoju, zamknął drzwi na czytnik linii papilarnych. Sasha padła na jego łóżko, odbijając się od materaca i uśmiechnęła się.
– Jaki masz stopień?
– Pułkownika.
Pokiwała głową z uznaniem.
– Też byłam przez chwilę w Zjednoczeniówce – powiedziała spokojnie, zrzucają z głowy kaptur, a na ramiona opadły jej blond kosmyki, całe mokre. – Ale wyrzucili mnie.
– Ciężko o wywalenie ze Zjednoczeniówki – odparł, kierując się do części kuchennej. – Chcesz kawy? Herbaty? Procenty?
– No właśnie za procenty mnie wywali. Miałam z trzy postępowania dyscyplinarne. Pijana w trzy dupy pokiereszowałam buźki dwóm Anglikom i Egipcjaninowi. I do tego zdarzało mi się hakować sieć dowództwa... Kawy, z organicznym mlekiem, jeśli masz.
– Sądzisz, że weteranowi Księżycowego Lata nie udostępniliby organicznego mleka? – prychnął, odwracając się do niej i patrząc przez ramię, a ona uśmiechnęła się. Wyciągnął dwa kubki i wstawił je do ekspresu.
– Właśnie widziałam, że skaczą wokół ciebie. Muszę trochę lepiej się dowiedzieć, co wy tam takiego zrobiliście z tą II Kompanią Astralną...
– III – poprawił ją. – Obroniliśmy tę część galaktyki – dodał, wciskając na ekranie przyciski. – Cukru?
– Nie, dzięki.
Zapadło milczenie, podczas którego on czekał na kawę, bębniąc palcami o stół, a ona przyglądała się jego plecom. Westchnęła, zdejmując okulary i wycierając je.
– Próbowałam się z nią skontaktować – powiedziała, gdy Roger wyjął obie kawy i podał jej jedną. Podsunął sobie krzesło, siadając naprzeciwko niej.
– I jak ci to wyszło? – zapytał, zakładając nogę na nogę i oparł kubek o udo. – Na początku nie oczekiwałem cudów, ale po tym, co mi opowiedziałaś o swojej karierze w Armii, mam zupełnie inne wymagania.
Upiła łyk kawy, wywracając oczami.
– Gdyby to chodziło o kogokolwiek innego, przyszłabym do ciebie jeszcze tego samego dnia – powiedziała spokojnie Sasha, a on kiwnął głową. – Ale tak się stało, że wybrałeś sobie na cel głowę międzygwiezdnego czarnego rynku. Tylko cudem jeszcze tu siedzę i żyję, Daphne Wesler to najbardziej poszukiwany przestępca tej części Drogi Mlecznej, naprawdę nie łatwo było ją znaleźć, biorąc pod uwagę, że w ogóle jest na naszej planecie.
– To było oczywiste, że jest tutaj. Po ostatnich wpadkach z transporterami i imigrantami z Radisse, Galaktyczny Parlament wprowadził dodatkowe środki ostrożności przy lotach międzygwiezdnych. A wiem, że kilka dni wcześniej prowadzono na nią nagonkę we wschodnich Andach. Nie mogła uciec z planety, więc na pewno została na Ziemi. – Rozłożył ręce, jakby było to cholernie proste. Nie było.
– Hm, a ja myślałam, że do Zjednoczeniówki przyjmują tylko dekli i niereformowalnych debili... No proszę, pułkowniku. Zmieniasz moje zdanie o Armii. – Uśmiechnęła się lekko.
Rogera jeszcze raz uderzyło, jak ładna była.
– Przyjemność po mojej stronie – wykrztusił, a ona się roześmiała.
– Wracając do tematu. Skąd wiedziałeś, że mnie tu znajdziesz? Też mogłabym być gdziekolwiek. Dużo ludzi mnie nie lubi i nigdy nie zatrzymuję się w jednym miejscu długo.
Wzruszył ramionami.
– Aktualnie dowódcy Armii są mi na rękę i wszystko, o co poproszę, jest wykonane w try–mi–ga! Poprosiłem wywiad, żeby dowiedzieli się, gdzie jesteś. Wiem, że należysz do siatki Mlecznych Dzieci. Twoja aktywność w Andach tuż przed obławą na nią była zauważona przez pewnych dekli współpracujących z Armią. Oczywistością było, że pomogłaś mojej siostrze uciec... – Wziął łyk kawy. – Wiedziałem, że jak cię znajdę, to znajdę i Daphne.
– Wiesz, to nigdy ja nie proponuję jej współpracy. To zawsze Daphne po mnie przychodzi – przyznała Sasha, patrząc na brązowy płyn w kubku. Poruszyła nadgarstkiem, a ciecz obiła się o porcelanowe ścianki.
– Ale znalazłaś ją?
– Nie do końca. Znalazłam jej człowieka i powiedziałam, że mam do niej pilną sprawę.
– Dostałaś odpowiedź?– Roger spiął się, a Rosjanka parsknęła śmiechem, patrząc na to.
– Spokojnie, człowieczku.
Opadł na krzesło, patrząc na nią z nieskrywanym zawodem. Był tak blisko, cholera! A ona pokręciła głową i dalej uśmiechała się, jakby opowiedziała kawał wieczoru. Jej ciemne oczy błyszczały.
– Powiesz mi, dlaczego po trzynastu latach pragniesz rodzinnego spotkania? – zapytała wreszcie, a Wesler spojrzał na nią błękitnymi oczami.
– To sprawa między mną a nią.
– Pierdol dalej, a na pewno ci pomogę.
Nachmurzył się.
– Potrzebuję jej, tyle ci powiem.
– Wow, jesteś studnią informacji, wiesz? – zaśmiała się i spojrzała mu prosto w oczy. – A tak serio, to mam nadzieję, że nie będziesz próbował jej nawrócić.
– Nie. Na nawrócenie jest już za późno. Ale wciąż potrzebuję jej pomocy.
Udała, że się zastanawia i odstawiła kubek na podłogę. Sięgnęła po plecak i wyjęła zwykłą kopertę z szarego papieru. Była zalakowana czerwonym woskiem. Ostatni raz widział tak zabezpieczony list, kiedy dostał informację od samej góry. Przyłożył palec do wosku, pozwalając zeskanować swoje linie papilarne.
– Roger Hans Wesler. – Sasha zawisła nad nim, czytając litery pojawiające się nad jego palcem. – Masz beznadziejne drugie imię.
– Powiedziała Sasha Aleksandrovna Lijowicz – prychnął i zabrał palec, a wosk rozpadł się.
– Właściwie to Alesandra – odpowiedziała i uśmiechnęła się do niego.
Pułkownik otworzył list. W środku była złożona w pół kartka z podobnego papieru. Wyjął ją i rozłożył. Czarnym tuszem, odręcznie wypisano trzy słowa:
Ekrany Hong Kongu.
Spojrzał na Rosjankę i podał jej kartkę. Wpatrywała się w wiadomość zdumiona. Zdjęła nawet okulary, a wokół jej prawej źrenicy pojawiły się pierścienie. Obracała kartkę, przyglądając się jej pod światło.
– To najbardziej chujowa podpowiedź, jaką można było dać! Ekranów w Hong Kongu jest od groma! Co ona sobie myślała, że będziemy latać i sprawdzać każdy z nich? – burknęła i oddała mu kartkę. Oparła się plecami o ścianę za sobą, wyglądał na złą.
Roger uśmiechnął się lekko i wstał.
– Chyba domyślam się, o co chodziło.
Spojrzała na niego zaciekawiona, ale pokręcił głową.
– Nie idziesz ze mną.
Wyglądała jak mała dziewczynka, której odebrano lizaka. Potrząsnęła głową, patrząc na niego ze wściekłością. Gdyby mogły, jej orzechowe oczy rzucałyby gromami. Poczerwieniała ze złości.
– Niby dlaczego? – Również wstała, mierząc się z nim wzrokiem. – Myślisz, że jesteś jedynym, który martwi się o Daphne cały ten czas, gdy znika i nikt nie wie, gdzie się podziewa?
Spojrzał na nią z rozbawieniem.
– Przeceniasz mnie, Sasha – stwierdził i pochylił się, by zabrać jej kubek. – Nigdy się o nią nie martwię – skłamał. – Nigdy nie dała mi do tego powodu, zawsze radziła sobie sama, a przyrodni starszy brat nie był jej nigdy potrzebny.
XXX
Stał w strugach deszczu, na przemian zaciskając i rozluźniając palce protezy. Obserwował przemieszczający się przez plac na Causeway Bay tłum. Było tu pełno ludzi i dekli. Kompletnie nieświadomi jego wzroku, szli w swoje strony, kryjąc przed zacinającym deszczem zmutowane kończyny, oszpecone twarze i kosmiczne wybryki natury, które zwali ciałami.
Znad zatoki zawiał wiatr i za jego plecami poruszyły się tradycyjne dzwoneczki, wiszące nad wejściem do sklepu. Podejrzewał, że to jedyna rzecz na Ziemi, która pozostała jeszcze ziemska i niezmieniona.
Podniósł wzrok na ogromne ekrany cząsteczkowe, na których non stop wyświetlano reklamy. Przesunął po nich wzrokiem, nie interesując się treścią. Niezbyt dobrze rozumiał mandaryński, a angielskich słów było niewiele.
Znów opuścił wzrok na tłum, ale zaraz wrócił do przyglądania się ekranowi. Zaczerpnął głośno powietrza i zrobił krok do przodu, nie przejmując się nadciągającym pojazdem. Kierowca zahamował przed nim, wrzeszcząc po chińsku, ale Roger się tym nie przejmował. Podniósł dłoń i ruszył biegiem.
Kluczył w tłumie, próbując dobrnąć do budynku. Słyszał za sobą niezbyt przyjemne słowa i kilka mniej ludzkich skrzeków, które zapewne w jakimś języku używanym przez dekli były przekleństwami. Dotarł do wejścia. Oszklone drzwi ukazywały strażnika siedzącego za biurkiem.
Jeśli to był człowiek, wystarczyłoby mu kilka sekund na obezwładnienie, ale nie mógł ryzykować walki z cyborgiem. Dodatkowo, od razu ściągnąłby sobie na głowę alarmy, policję i co tam tylko jeszcze chciał.
Nie, musiał dostać się po cichu.
Poczekał, aż ciężarówka przejedzie i przebiegł na drugą stronę ulicy, wchodząc w zaułek między budynkami. Przez chwilę czekał przy ścianie, sprawdzając, czy nikt za nim nie polazł, ale najwyraźniej Daphne była tu sama.
Podszedł do metalowych drzwi i szarpnął za klamkę. Czytnik linii papilarnych zapiszczał, powiadamiając o swojej obecności.
Roger rozejrzał się dookoła i podniósł ukrytą w rękawicy protezę. Uniósł ją nad czytnik. Rękawica rozstąpiła się, zostawiając sam mechaniczny szkielet dłoni. Przytknął go do czytnika, który zapiszczał, a następnie zgasł.
Gdy zacisnął dłoń na klamce i bez problemu wyrwał drzwi, nie włączył się żaden alarm. Wszedł do środka, wprost na klatkę schodową. Wbiegł na górę, licząc po drodze piętra. Jeśli się nie mylił, musiał dostać się na dwunaste. Gubił oddech, choć był na zaledwie ósmym.
Zmusił się jednak do biegu i na dwunastym piętrze wypadł na typowy korporacyjny korytarz siedziby jakiejś firmy. W mrocznym hallu, na który światło tańczących hologramów wpadało przez oszklone drzwi, stanął na chwilę, by złapać oddech.
Nagle zamarł, słysząc damski śmiech i popędził w stronę, z której dobiegał. Pchnął drzwi, stając w miejscu. Był wyższy niż typowe boksy pracowników i dokładnie widział, jak na pewnym podwyższeniu tuż przed ogromnym oknem, na którym poruszała się reklama, stoi dziewczyna.
Obok niej leżała na plecach Sacha, śmiejąc się w najlepsze, podczas gdy jej towarzyszka , wciąż odwrócona plecami, uniosła dłoń.
Wesler zaczerpnął głęboki oddech, obserwując, jak odwraca się do niego twarzą.
Wypiękniała. Wydoroślała. Wyglądała tak nieskazitelnie. Tak dojrzale. Nie była dziewczynką, która uciekała przez okno ich domu na farmie w Arkansas, ale kobietą, która zbudowała czarnorynkowe imperium na skale międzygwiezdną.
Jego młodsza siostra była już dorosła.
*[1] Dummkopf - (niem.) idiota.
[2] Die Deutsch sprechende Russin? - (niem.) Rosjanka mówiąca po niemiecku?
[3] Ja, ja. Deine Schwester hat mich gelernt. - (niem.) Tak, tak. Twoja siostra mnie nauczyła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top