Rozdział dwunasty: Ludzka pobłażliwość
https://youtu.be/jclnm-0ktHM
Nubira była przyzwyczajona do wczesnego wstawania. Dla niej dzień w domu lady Komury zaczynał się jeszcze przed wschodem słońca. Dlatego nie miała problemu ze wstaniem o szóstej i w ciągu piętnastu minut była gotowa, by zejść na śniadanie we wspólnej stołówce.
Tego o Isamu nie można było powiedzieć. Pamiętała, że jeszcze za czasów Księżycowego Lata wyciągnięcie go każdego ranka z łóżka graniczyło z cudem. Kiedy więc usiadł obok niej przy stole, wciąż był daleki od obudzenia się. To samo trzeba było powiedzieć o Lijowicz. Nubi sądziła, że dziewczynie zaraz zamknął się oczy i wyląduje z nosem w owsiance.
Nie zareagowała, kiedy do niej i Isamu przysiadł się de Blaire, Rosjanka i Daphne Wesler. Po prostu jadła swoje śniadanie, słuchając jak kapral i siostra Rogera się śmieją, rozmawiając.
Podpułkownik Ababumę zastanawiało, gdzie podział się ich dowódca. Z tego, co pamiętała jeszcze jako kapitan, jadał posiłki ze swoimi podwładnymi, woląc ich towarzystwo od młodszych oficerów. Być może przez dwa lata ludzie się bardzo zmieniają.
— Witam ranne ptaszki.
Podniosła głową, ciemnymi oczami dostrzegając, że oto postanowił się jednak zjawić.
Musiała to przyznać – zmężniał. Nie był już tym bohaterskim chłystkiem, który w jakiś bliżej nieokreślony sposób awansował z marszu. Oczy Weslera nie były już tak wesołe jak kiedyś – zauważyła to niemal z żalem – coraz dalej im było do błękitu, a bliżej do koloru stali. Nowy mundur, całkiem czarny, tak jak ich, leżał na nim idealnie. Jakby do tego się narodził – żeby go nosić.
— Zdefiniuj „ranne ptaszki" — odpowiedziała mu Sasha, pocierając oczy.
Zdusił uśmiech i powiódł po ich twarzach.
— Kiedy skończycie śniadanie, zbierzcie się pod stołówką, zwiedzimy sobie Chateau de Regina i potem porozmawiam z wami o planach na najbliższe dwa tygodnie — poinformował — Podejrzewam, że zaraz skończycie, więc, zamiast siedzieć bezczynnie, będziecie musieli się doprowadzić do porządku. Dziewczyny i Isamu, kłaki związane, tak, żeby wam nie przeszkadzały. Żadnego makijażu, mundur w pełni zapięty, bez ozdób, kolczyków, bransoletek, krzyżyków. To jest wojsko i musimy zachować pewne zasady, zwłaszcza jeśli chodzi o mundury.
Zakończył to uśmiechem.
— Życzę smacznego. — Odwrócił się na pięcie i po chwili zniknął za drzwiami stołówki.
— Ty jesteś pewna, że to jest twój brat? — mruknęła do Daphne Rosjanka.
— No na pewno jak on się nie zachowuje — stwierdziła brunetka i poprawiła pukiel, który zsunął się jej z ramienia.
Nubira nie wytrzymała. Parsknęła śmiechem, a zaraz po niej Isamu. Choć brzmiało to idiotycznie, znała Rogera lepiej niż jego siostra. Ta dziewczyna nie widziała jego prawdziwego oblicza. Chociaż kto wie. Czy to nie było jedno z wielu oblicz, jakie posiadał pułkownik Wesler?
— Mało widziałaś — stwierdził Kariyashi i uśmiechnął się kpiąco, odkładając łyżkę, by odchylić się na fotelu i spojrzeć dziewczynom w oczy.
Sasha się tym nie przejęła i wróciła do grzebania w owsiance. Daphne nie poddała spojrzenia, mrużąc gwiaździste oczy skupione na Japończyku. Ich walka na spojrzenia trwałaby dobrą chwilę, gdyby nie Remi.
— Pułkownik Wesler wydaje się pogodnym człowiekiem — zwrócił się do Nubi, a ona wykrzywiła się. Może i wydawał się, ale to było błędne wrażenie.
— Nie mogę za dużo powiedzieć. Bardzo się zmienił, od kiedy ostatni raz go widziałam — przyznała, wzruszając ramionami — Ale to pułkownik Wesler, dowódca, oficer i żołnierz — dodała po chwili.
Weslerówna zmarszczyła brwi, ale nie skomentowała. Wpatrywała się w leżący przed nią talerz i pokręciła głową. Najwyraźniej znała brata innego. Z tego, co Nubi pamiętała, Roger miał 11 lat, kiedy uciekła. Nic więc dziwnego, że ją zaskakiwał. Na pewno nie przypominał już dzieciaka, jakim był, kiedy ostatni raz się widzieli.
Daj spokój. — Sasha dała jej sójkę w bok — No cóż, z tego wynika, że muszę zmyć korektor z worów pod oczami. — Odgarnęła niesforny kosmyk za ucho.
— Za dużo chyba nie pomógł — prychnąć Isamu.
— Jak tobie tusz do rzęs — odparła ze słodkim uśmiechem.
Nubira pozwoliła sobie na cichutki chichot, podczas gdy de Blaire zagryzł pięść, próbując powstrzymać się przed wybuchnięciem śmiechem, a Daphne otwarcie się roześmiała. Przednie nóżki krzesła, na którym bujał się Kariyashi, opadły głucho na ziemię. Pochylił się w jej stronę.
— Nadal używacie książek Stalina, które mówią wam jak żyć i wyglądać? — zapytał.
— Japonia nie była lepsza. — Chociaż się uśmiechała, jej ciemne oczy mogły zabić — Poparcie Hitlera chyba nie było warte życia mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki?
Otworzył już buzię, by odparować atak, ale Nubira odchrząknęła, widząc, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.
— Proponuję, żebyśmy się rozeszli i przygotowali — stwierdziła, wstając. Nie zareagowała na rozdziawioną buzię Remiego ani na zdziwione spojrzenie Isy, ani na uniesione brwi Daphne. Wzięła swoją tackę i odeszła do okienka, gdzie ją oddała. Przy drzwiach stołówki dogonił ją Japończyk, otwierając szarmancko drzwi.
— Gniewasz się? — zapytał, gdy szli sterylnym korytarzem, mijając innych żołnierzy i pracowników zmierzających na śniadanie.
— Dlaczego miałabym? — Wzruszyła ramionami.
— Nie sądzisz, że przesadziłem?
Nubira przez chwilę walczyła z obrazem, który się im obojgu nasunął mimowolnie. Przypomniało im się, jak pokłócił się z Mią dzień przed Czerwonym Dniem podczas Księżycowego Lata. Przypomniało im się też, jak dziewczynę porwał wir, a Roger skoczył, próbując ją wyrwać ze szponów śmierci. Mia poświęciła życie, by ratować galaktykę, a Wesler poświęcił ramię, by ratować ją. Tymczasem Isamu, który jeszcze przed Kompanią Astralną związał się z Mią, nie mógł podziwiać heroizmu ukochanej, ani próbować ją uratować, czy chociaż pożegnać się spojrzeniem. Leżał nieprzytomny, sam bliski wyzionięcia ducha. Kiedy się obudził po trzech dniach, z ogromnej Kompanii Astralnej została garstka ludzi, jego narzeczona nie żyła, przyjaciel stracił rękę, a on sam był przykuty do łóżka przez pół roku.
Nubi położyła mu dłoń na ramieniu, odpychając złe wspomnienia. Dobrze wiedziała, że jego życie było jednym pasmem nieszczęść. Sama mogła pochwalić się równie okropnymi przeżyciami. Dlatego mówili o sobie, że są rodzeństwem. Los wydawał sobie z nich drwić, gdy pragnęli chwili spokoju. Jakby na nich oboje zrzucono klątwę. Jakby niepisany był im los bez trosk. Jakby całe życie mieli walczyć z demonami. Dlatego byli rodzeństwem, chociaż nie łączyła ich krew, lecz fałszywa fortuna.
Oczy Isamu pociemniały. Wciąż cierpiał.
Rozdzielili się na piętrze wyżej, by udać się do swoich kwater. Dziewczynom przydzielono zachodnią wieżę. Ktoś był inteligentny na tyle, że musiały się tylko mijać w łazience.
Nubirę zastanawiało, gdzie były koszary obecnych wszędzie żołnierzy. Członkowie korpusu mieszkali w zamku, bo byli grupą uprzywilejowaną i nie było ich dużo. Ale gdzie podziewali się ci wszyscy pracownicy?
Weszła do swojego pokoju, myśląc o tym, że prowadzenie domu lady Komury zostawiło na niej ślady. Nie odzwyczai się prędko od kontrolowania sytuacji w każdym stopniu. Tego się obawiała.
Jej pani miała rację. Życie w rezydencji było nudne, nie zaskakiwało i upływało bez większych niespodzianek, czy sytuacji kryzysowych. Największym problemem był zaplamiony obrus albo burza piaskowa.
Nubira mogła sobie nie poradzić ze stresem, na jaki miała być wystawiona. Była telepatką i wiedziała, że ponownie dostanie zadanie usprawniania komunikacji między członkami zespołu. A kiedy wokół ciebie toczy się bitwa, przekazywanie mentalnie rozkazów nie jest najłatwiejszym zadaniem.
Westchnęła, siadając na łóżko. Jej wzrok padł na lustro stojące przy drzwiach. Zwierciadło odbijało ją – małą, kruchą i zamkniętą w sobie. Nie nadawała się do wojska. Ale jednocześnie coś dziwnego rodziło się w jej sercu, gdy myślała o służbie. Chociaż nie chciała dołączyć do korpusu, nareszcie nie czuła się jak ostatni wyrzutek. Cała szóstka była dziwakami. Wszyscy mieli jakieś nietypowe cechy. Nie byli zwyczajni, ale w ich gronie niezwykłość była normalna.
Uśmiechnęła się lekko do swojego odbicia.
XXX
Sasha ryknęła śmiechem, widząc jak w ich stronę idą de Blaire i Kariyashi. Wszystko byłoby jak najbardziej w porządku, gdyby nie fakt, że zniknęły ciemne pukle Japończyka. Jego głowa przyozdobiona ciemną szczeciną wydawała się strasznie jajowata, a uszy nieproporcjonalnie wielkie, co w połączeniu z drobną twarzą dało komiczny efekt.
— Wpadłeś pod kosiarkę? — zapytała rozbawiona Daphne.
Isamu zmrużył oczy i już chciał jej odpowiedzieć, ale w tym samym momencie dołączył do nich Roger w towarzystwie jakiejś dziewczyny. Sięgała mu zaledwie do ramienia, miała pustą twarz o niemal symetrycznych rysach i karmelowej karnacji. Jej oczy poruszały się mechanicznie, zresztą w jej chodzie też było coś sztucznego.
— Miałeś je związać, a nie przyprawić Sashę o atak padaczki — stwierdził pułkownik.
Rosjanka wzięła kilka głębokich wdechów i powstrzymała chichot, patrząc spod wachlarza rzęs na Weslera. Udawał, że tego nie widział.
— Dobrze, skoro jesteśmy już wszyscy, to mogę wam przedstawić RUB1ENT27. Będzie cyborgiem wspomagającym Korpus Zbawiciela. — Wskazał na kobietę.
— Witajcie. — Jej głos był szorstki, wyraźnie generowany naprędce, bo miał metaliczny podźwięk. Sasha prychnęła. Sądziła, że wojskowe cyborgi mogły być choć trochę lepiej dopracowane.
— Na co nam cyborg? — Wymieniła z Daphne spojrzenie.
Mleczne Dzieci dawno odrzuciły te cudeńka technologiczne o humanoidalnym kształcie. To były maszyny, a maszyny można było przeprogramować przeciwko ich twórcy. Nie można było im ufać.
— Ruby będzie kontrolować rozwój waszych umiejętności. Nauczy was musztry, kodeksu żołnierskiego oraz technik samoobrony. Teorii taktyki wojskowej, którą musicie znać, biorąc pod uwagę, że jesteśmy zmilitaryzowaną jednostką. Zrzucam na nią pilnowanie, żebyście w razie jakiejś kontroli wyglądali jak prawdziwy oddział, a nie przypadkowy zlepek przestępców, ćpunów, byłych niewolnic pod dowództwem amerykańskiego Niemca bez ręki. — Skwitował to lekkim uśmiechem.
— A ty będziesz zbierał oklaski? — odpowiedziała mu siostra z kwaśnym uśmiechem.
Spojrzał na nią z ukosa i pokręcił głową.
— Właściwie to jej zazdroszczę. Ja muszę zrobić z nas zespół, nauczyć żyć i rozmawiać ze sobą bez rzucania się sobie do gardeł przy byle okazji — odparł Roger i spojrzał na cyborga — Jeśli odpowiedź was usatysfakcjonowała, Ruby oprowadzi nas po kompleksie zamkowym.
— Tak jest — Cyborg powiodła mechanicznymi oczami po zebranych — Znajdujemy się na tak zwanym „środkowym poziomie". Nazywany jest tak ze względu, że wyżej znajduje się kompleks zamkowy Chateau de Regina, a poniżej są poziomy naukowo-badawcze. Jak już zdążyliście zauważyć, tutaj jest stołówka, w której jadają wszyscy aktualni mieszkańcy zamku. Pójdziemy dalej wzdłuż tego korytarza. — Wskazała przeciwny kierunek, od tego, z którego przyszli wszyscy członkowie korpusu poza nią i pułkownikiem Weslerem.
Jej głos był suchy i beznamiętny, pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Kiedy szli za nią, nie tylko Sasha miała wrażenie, że RUB1, czy jak nazwał ją Roger – Ruby – nie mogłaby pracować pod przykrywką. Poza ciałem nie przypominała człowieka w żadnym stopniu.
— Ten poziom jest przeznaczony dla żołnierzy. Tutaj jest świetlica, naprzeciwko siłownia. Za mną są przejścia do podziemnych koszar. — Zatrzymali się przy windzie. W ścianie obok widniało okienko, za którym siedział jakiś żołnierz, obserwując ich bacznie — Całą dobę ktoś pełni tutaj dyżur, jeślibyście czegoś potrzebowali, źle poczuli lub kogoś szukali. Czasami ze względu na eksperymenty poziomy niżej, może być problem z komunikatorami falowymi, dlatego postawiono na klasyczne formy organizacji informacji. — W czasie, kiedy ona gadała, przywołana winda przybyła, a oni mogli wpakować się do środka — Zaczniemy od najniższych poziomów. Jako członkowie Korpusu Zbawiciela macie dostęp praktycznie do wszystkich pomieszczeń. — Przystawiła palec do czytnika, a machina ruszyła.
— Czy tylko mi się wydaje, że w jej ustach brzmi to jeszcze bardziej niedorzecznie niż w naszych? — prychnął Isamu, a wszyscy spojrzeli na niego.
— Jakieś obiekcje, Isa? — zapytał Roger, ale Japończyk nie odpowiedział, bo winda dotarła na najniższe piętro i drzwi otworzyły się, ukazując kolejny sterylny korytarz. Ale tym razem zamiast pojedynczych metalowych drzwi spotykali się z ogromnymi wrotami.
— To dwa największe hangary w całym Maison de Regina Willson — wyjaśniła — Codziennie rano tutaj się odbywają apele.
— Codziennie też o szóstej czterdzieści pięć będziecie się tutaj meldować i po dosłownie pięciominutowej zbiórce będziemy się zapoznawać z planem dnia. Wieczorem też przed kolacją będzie się odbywał meldunek — dodał Roger — To absolutne minimum, jakie musimy sobie zapewnić. Reszta oddziałów ma przed i po każdym posiłku.
Sasha potem się wyłączyła. Po prostu łaziła ze wszystkimi, przyglądając się kolejnym poziomom laboratoriów, symulatorów, szpitali i tak dalej, i tak dalej. Marzyła o filiżance espresso i dodatkowych dwóch godzinach snu. Zamiast tego musiała zwiedzać kolejne części zamku. Te niższe poziomy nie różniły się od siebie praktycznie w ogóle.
Ożywiła się trochę, gdy przeszli do historycznej części. Zawsze fascynowały ją fortyfikacje z przeszłości. Pomimo denerwującego głosu cyborga, z fascynacją wysłuchiwała zawiłej historii tego miejsca.
— Do Maison de Regina Willson należy również ośrodek szkoleniowych, w którym kształci się ponadprzeciętne dzieci i młodzież. Ich zajęcia codziennie odbywają się we wschodniej części zamku, więc nie zdziwcie się, gdybyście wpadli na pół-dekielskie dziecko z głową słonia i nogami żyrafy w paski jak zebra. — Stanęła przed kolejnymi drzwiami, które po pchnięciu ukazały im mały ogród. Wszystko miało geometryczne kształty, było idealnie wymierzone i rosło jak pod linijkę. Z tarasu, na którym stanęli, widzieli pomnik stojący na środku labiryntu z żywopłotu.
— Oto jedyna część zamku, która nie zmieniła się przez wszystkie lata. Jardin de Saint-Michael. Według życzenia lady Willson, ogród nazwany imieniem jej syna, miał pozostać nietknięty i miał zachować się w takiej formie, jakim go zostawiała.
Najwyraźniej wycieczka krajoznawcza właśnie się skończyła, bo cyborg znieruchomiał, a Roger odchrząknął.
— Teraz dochodzimy do tej mniej fajnej części. Ruby niektórym przypomni, a niektórych zapozna z musztrą. Ja się z wami zobaczę potem. Zmęczeni nie będziecie dyskutować, co do przydziału obowiązków, a po obiedzie sprawdzimy, na jakim etapie jest wzajemna tolerancja. — Uśmiechnął się.
— A ty? — Daphne uniosła brew.
— Ja muszę wypełnić tonę papierów związanych z powstaniem Korpusu, dokładnie przeanalizować informacje, które dostarczył mi Garfield i zastanowić się, kto z nas jakie obowiązki będzie wykonywał. Bo moje początkowe zamiary się troszeczkę zmieniły. — Odchrząknął — Miłej zabawy życzę. — Odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając ich pod opieką robota.
RUB1 powiodła po ich twarzach wzrokiem ciemnych oczu i kiwnęła głową. To był znak, że właśnie przestali być traktowani z ludzką pobłażliwością.
Proszę nie bić, za ogolenie Isamu głowy! XD Wypadek przy pracy, okej? A teraz powiedźcie mi lepiej, co sądzicie o takim niby nic a jednak coś rozdziale. Korpus utworzony, trzeba teraz ich nauczyć współpracować! Ach, ten Roger, co on nawymyślał! (Wszystko moja wina, ale ciiii...) Chętnie posłucham waszych opinii, zresztą jak zawsze ^^
Dzięki ci, Batmanie, za korektę (jeśli gdzieś pojawiły się jakieś dziwne kursywy lub pogrubienia, informujcie mnie, Wattpad nie współpracuje obecnie).
Do zobaczenia za tydzień!
All the Zo <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top