04
- Może przestaniesz już gwałcić ołówkiem te gałęzie i przejdziemy do kolejnego etapu, co [y/n]? - spytał Larry, który opierał się swoją głową o głowę dziewczyny.
Musiał przyznać, że choć nie było to dla niego zbyt wygodne, to jednak bardzo przyjemne. [h/c] włosy [y/n] były miękkie i przyjemnie pachniały leśnymi owocami. Dlatego nie mogąc się powstrzymać owinął sobie jeden z jej kosmyków wokół palca, bawiąc się nim.
- Nie mogę Larry! Jeśli chce być najlepszą artystką to nie mogę poledz już na głupich gałęziach. Jeśli mówisz że jest źle, to jest źle i muszę nad tym jeszcze popracować - uparła się dziewczyna, kreśląc ołówkiem na kartce kolejne linie.
- Wcale że nie jest źle. Spójrz - powiedział szatyn, podstawiając pod nos dziewczyny swój szkicownik z rysunkiem domku na drzewie. - Rysujesz już gałęzie w taki sposób jak ja, więc jest dobrze.
- Albo nie jest dobrze, bo nie masz żadnego talentu, a ja jak głupia zgodziłam się na wszystko - [e/c]oka wsadziła sobie ołówek za ucho, kontem oka zerkając na reakcję jej towarzysza.
Próbując ukryć rozbawienie patrzyła jak na twarzy szatyna maluje się widocznie udawanym szok i urażenie. Chłopak złapał się teatralnie za serce, zwalając się swoim ciężarem na [y/n], która została przez to przyparta do metalowego regału.
- Jak w ogóle możesz tak mówić, droga [y/n]? Moja artystyczna dusza płacze przez twe słowa jakże okrutne - zapłakał Johnson, nie wylewać przy tym ani jednej łzy. - Uspokoić mą duszę artsty może jedynie zemsta. Ta zniewaga krwi wymaga!
- Ty się dobrze czujesz, Larry? Słyszę to co mówisz i nie mogę dać wiary, że posługujesz się takim językiem - zaśmiała się nastolatka, przykładając dłoń do czoła chłopaka. - Uważaj żeby ci się mózg nie przegrał.
- Bardzo śmieszne [y/n]. Radził bym jednak uważać w tej chwili na siebie. Nigdy nie wiadomo kiedy i skąd nadejdzie zemsta.
- Yhym, jasne. Dzięki za radę Larry - prychnęła dziewczyna ze śmiechem, kiwając prowokująco głową.
- Sama się prosisz - powiedział dźgając ją w bok.
[h/c]włosa nie pozostała mu dłużna i uczyniła to samo. To zrodziło prawdziwą wojnę. Nastolatkowie zaczęli przekomarzać się dźgając i łaskotając się wzajemnie. Z początku oboje mieli równe szanse, jednak wzrost i siła chłopaka sprawiły, że szybko przejął on nad dziewczyną dominację.
Palcami błądził po jej brzuchu, łaskotając i sprawiając tym, że dziewczyna śmiała się niepohamowanie, próbując zaczerpnąć tchu i jednocześnie odepchnąć od siebie chłopaka
- P-przestań! To jest n-nie s-s-sprawiedliwe! - mówiła między śmiechem [y/s], próbując bronić się rękami. -Ała! Larry! - krzyknęła dziewczyna, kiedy szatyn wbił jej palce pod żebra.
Ten akt sprawił, że dziewczyna zebrała w sobie resztkę siły i zaparła się, odpychając od siebie chłopaka. Ten niefortunnie uderzył głową w regał, który zatrząsł się niebezpiecznie. Z jednej z półek spadł niewielki, metalowy przedmiot który spadł na ziemie po drodze zaliczając jeszcze głowę [y/n].
-Ała! - powiedzieli oboje w tym samym momencie, rozmasowując obolałe głowy.
- Co do cholery? - [h/c]włosa złapała w rękę przedmiot, który spadł na jej głowę. - Co to jest?
- Sam nie wiem co to jest.
- Wygląda jakby brakowało tu czegoś.
- Nie wiem. To mojego ojca. Wszystkie rzeczy tu należą do niego. Przeniosłem je tu po jego zniknięciu. Mama chciała się ich pozbyć, a ja nie mogłem pozwolić by tak po prostu wylądowały w śmieciach - szatyn posmutniał, przygnębionym wzrokiem patrząc na rzecz trzymany przez [y/s].
[y/n] zmieszała się. Doszło do niej że nieświadomie poruszyła wrażliwy temat. Choć była ciekawa tego co stało się z ojcem chłopaka, wolała nie brnąć w tą rozmowę. Admoswera była by wtedy jeszcze bardziej przytłaczająca i niezręczna.
- Słuchaj... Przejdźmy do kolejnego etapu, co? - dziewczyna położyła rękę na ramieniu czarnookiego, uśmiechając się pocieszająco.
Larry posłał jej słaby uśmiech i przyjął od niej przedmiot który mu podała. Ostrożnie odłożył go na półkę i odsunął się od dziewczyny, opadając obok niej na podłogę.
- Tak zróbmy - przytaknął i wziął do ręki swój szkicownik I ołówek. - Jak idzie ci rysowanie ludzi?
- Eeee... - nastolatka zamyśliła się, zawieszając wzrok na suficie. - Sama nie wiem. Jak na moje dwie lewe ręce to chyba nie jest źle.
Johnson roześmiał się głośno, kręcąc głową.
- W takim razie zobaczmy to twoje "chyba nie jest źle".
- Dobra, fajnie. To kogo rysujemy?
- Siebie nawzajem - obrucił pomiędzy swoimi palcami ołówek, uśmiechając się podejrzanie.
- Okey.
- Hej [y/n].
- No?
- A rozebrałabyś mi się?
- C-co? - dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, a jej policzki przybrały intensywnie czerwony kolor. - Chyba całkiem padło ci coś na mózg - zasłoniła się szkicownikiem, aby Larry nie mógł zauważyć jej rumieńców.
- Po prostu mam taką artystyczną wizję, okey? Dokładnie wyobrażam sobie jak cudnie wyglądałby mój rysunek. Powiesiłbym go sobie nad łóżkiem - zaśmiał się chłopak, zacierając swoje szorstkie dłonie. - To jak?
- Naprawdę coś padło ci na mózg - [e/c]oka pokręciła głową z deprobatą i dalej z lekkim rumieńcem, spojrzała na niego pewnie. - Skoro masz taką dokładną, wybujałą wyobraźnię, to wyobraź sobie mnie bez ubrań, a nie proś o takie rzeczy.
- Wolałbym jednak żebyś osobiście mi zapozowała, moja droga.
- To masz problem, mój drogi - szelmowskim uśmiech zawitał na jej ustach. - A teraz cichaj i rysuj!
- No dobra - odburkną chłopak i zabrał się do rysowania.
×××
Siedzieli w ciszy i zerkali na siebie co chwilę, aby uwzględnić na swoich rysunkach nawet najmniejsze detale. Ich spojrzenia spodkały się kilka razy. Larry uśmiechał się wtedy przelotne do [y/n], której przez ten uśmiech robiło się dziwnie cieplej.
- Dobra! Gotowe! - dziewczyna włożyła sobie ołówek za ucho, patrząc na swoje dzieło. - A tobie jak idzie?
- Ja również już... - Larry przejechał ołówkiem po kartce, kreśląc ostatnią linię. - ...skończyłem!
- To co? Wymieniamy się nimi na trzy?
- Okey.
- Dobra! To raz...
- ...dwa...
- ...trzy!
Nastolatkowie wymienili się swoimi szkicownikami, oboje dokładnie oglądając kartki z rysunkami.
- Naprawdę to zrobiłeś - mruknęła z zawstydzeniem [e/c]oka, patrząc na rysunek Larrego. - Ty zboku! - ze śmiechem dała mu kuksańca w ramie, na co ten również się roześmiał.
- Widzę, że ty również się postarałaś - powiedział szatyn, oglądając dzieło przyjaciółki. - Tylko boli mnie to, że nie uwzględniłaś tak dokładnie moich zacnych bicepsów.
- Twojego zacnego czego? - parsknęła śmiechem, patrząc ciut prowokująco na przyjaciela.
- To wcale nie jest śmieszne [y/n], mówię poważnie! Spójrz tylko! - chłopak podniósł swoją lewą rękę, chwaląc się swoimi mięśniami. - Widzisz jakie cudeńka?
- Widzę, widzę - rozbawiona przewróciła oczami i spojrzała za okno domku na drzewie.
Niebo było pomarańczowe, a słońce powoli chowało się za horyzontem. Lekko zaskoczona dziewczyna stwierdziła w myśli, że dzień wyjątkowo szybko jej minął.
- Będę już wracać - powiedziała, oddając chłopakowi jego szkicownik. - Bez względu na wszystko ten rysunek jest super.
- Twój też jest świetny. Mogę go zatrzymać?
- Pewnie - uśmiechnęła się, a szatyn ostrożnie wyrwał kartkę z rysunkiem.
- Dzięki [y/n] - mówiąc to schował go pomiędzy kartki swojego szkicownika. - A ty nie chcesz mojego?
- Nie. Zatrzymaj go i powieś sobie nad łóżkiem - zaśmiała się, a chłopak razem z nią. - Na razie Larry!
- Na razie, droga [y/n]! Tak zrobię!
[h/c]włosa zeszła z domku na drzewie zostawiając nastolatka samego. Spojrzał on raz jeszcze na swój rysunek, przełykając ciężko ślinę. Z jego chwilowej zadumy wyrwało go uderzenie w głowę. Oberwał on swoim szkicownikiem, który wcześniej wyrzucił za okno domku.
- Na tym rysunku też wyszłam spoko! - usłyszał z dołu na co mimowolnie zarumienił się i uśmiechnął.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top