🍥Rozdział 2🍥

🍥pov. Tsunada🍥

Razem z Jirają oraz Iruką rozpoczęliśmy przydzielanie zadań do odpowiednich shinobi oraz mieszkańców naszej wioski. Powoli zbliżał się 10 października czyli dzień urodzin jak i odejścia Naruto. Każdy, dosłownie każdy, już od 1 października rozpoczynał przygotowywania. Kwiaciarnie robiły żółto-czerwone bukiety a każda restauracja usuwała ramen oraz dango ze swojego menu ,Ichiraku Ramen, tego miesiąca, był całkowicie zamknięty. Ja w tym czasie nie piłam sake ponieważ to przez nią jakiegoś, feralnego, dnia podpisałam zgodę na ucieczkę Naruto - największy błąd w moim życiu. Wątpie że on kiedykolwiek wróci do domu ,do nas ,do wioski ale muszę być silna dla Kakash'iego ,z roku na rok jest z nim coraz gorzej... Myślę że gdyby nie Iruka nie było by go z nami na tym świecie. Jak co roku wszyscy mieszkańcy ubrali pomarańczowo nawet ja nie mogłam sobie na to nie pozwolić. Lee oraz jego mistrz ubrali się w kombinezony w tych kolorach. Jednak pomimo przy gnębienia Sakura wciąż pozostwała... Obojętna na te sprawy... Widziałam jak czasami staje i patrzy melancholijnie w miejsce kojarzone się z blondynem... Dzisiaj nie pojawiała się w ogóle...
Skłamałabym mówiąc że jej się dziwię... Wiele osób zatraciła się w tej tragedii a jeszcze więcej wyciągnął z niej nauczke na przyszłość...wracając jednak do teraźniejszości, jeszcze raz sprawdziłam papiery dotyczące naszego porozumienia z Wioską piasku oraz jej Kage ,który tak jak Naruto był Jinjurikim jedno-ogoniastej bestii piasku, który bardzo długo miał problem z pogodzeniem się z nami po odejściu Naruto ale mimo wszystko jednak zgodził się ze względu na przywiązanie do wioski w której 'wychował' się Naruto...

pov.Naruto

Zostały mi jeszcze tylko dwa tygodnie drogi do mojej wioski ,będę idealnie na 10 października. Wraz z Kuramą podróżowaliśmi już od tygodnia jednocześnie kontynuowaliśmy trening kataną oraz kunaiami jak i ulepszaliśmy moje własne amatorskiej techniki wiatru oraz wody ,gdy został nam już tylko jeden tydzień powoli popadałem w panikę
Nie było mnie tam trzy lata a tym samym nie wiedziałem przecież czy oni tego naprawdę żałują oraz czy dla nich dalej jestem potworem?. Nie wiedziałem co zrobić z tymi myślami więc podczas postoju po prostu zacząłem medytować ,można powiedzieć że jestem tego mistrzem ponieważ nikt ani nic nie mogło mi przeszkodzić. Spokojniejszy spojrzałem na błękitne niebo a w oczach pojawiły mi się łzy... Wyobrażałem sobie jak... Jak rodzice dalej tu są... Że wychowali mnie... To była piękna wizja która opierała się o moim dziecięcym marzeniu by rodzice wrócili do mnie... Przytulili... Nawet nie zauważyłem że łzy powoli kapały na ziemię a Kama delikatnie tulił opanowany... Wtuliłem się w niego tak jak zawsze gdy emocje brały góre nad opanowanie. Uśmiechnąłem się do mojej, najważniejszej, osoby w życiu. To on był moim ojcem. To on mnie wychował i opiekował się gdy inni mnie gnębili... Zrobił to ten wielki i straszny Byuu a nie ludzie...

Plus Ultra moje mochi! Powracam z obiecanymi poprawami (w tym remontem fabuły którą możecie zauważyć) jeżeli macie ochotę na więcej to zapraszam! Z chęcią posłucham waszych pomysłów, drogie mochi!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top